ha ha, papuas, a pewnie ze dodaje wigoru pod warunkiem, że jest się "wybyczonym" a nie po całym długim dniu zwiedzania i dreptania! a nadmiaru nie było, raczej niedomiar , bo wypiłyśmy tylko po jednym
Nel, oczywiście że sama! he he, no ale nie były to wielkie "sobrasady" jak te z Majorki! (pamiętacie?); tylko malutkie brawurstliki takie tyci tyci.... jak palec wskazujący! no i pożarłam wszystkie bez problemu! mało tego, wtrząchnęłabym jeszcze jedną taką porcyjkę
wracamy do hotelu juz w ciemną noc.... nie było daleko ; jakieś może na oko 800 - 1200 metrów od staromiejskiej części Ratyzbony
no i moja psiapsiółka tak jakoś lazła chodnikiem, że "spadła" z krawężnika! ; jego wysokość wprawdzie nie pozwoliła popełnić samobójstwa ale śmiało pozwoliła na skręcenie kostki! tak jej się ta stopa jakoś nienaturalnie przekrzywiła, że aż zapiszczała z bólu! no ale do hotelu było juz kilkaset metrów, więc pokuśtykała jakoś a ja zabawiłam sie w pielęgniarkę zimy lód z hotelowego baru i kompres na stopkę, powinny załatwic sprawę!
nasze hotelowe schody - tym razem w nocnej odsłonie
sniadanko jak na wycieczkowe standardy było późne , bo aż do 9,45! (to był najbardziej sprzyjający wyspaniu się dzień, bo zwiedzanie rozpoczynalismy dopiero o 10 rano! więc wreszcie można się było wyspać do woli! ; he he, o tej godzinie to i ja coś juz przekąsiłam oprócz kawki
po śniadanku okazało się że nie podjeżdżamy na starówkę, tylko idziemy piechotką z przewodniczką "z buta" - dokładnie tak jak szłyśmy wieczorem, ale niestety kostka mojej psiapsióły spuchła p/ noc dość mocno! ' nieco przerażona stwierdziła, że ją boli i nie da rady iść! całą sytuację przedstawiłyśmy pilotce; kumpela nie chciała wizyty u lekarza; skończyło się na bandażu elastycznymi i.... zostaniu w hotelu!
nie chciałam jej zostawiać samej..., nie, nie że to dziecko potrzebujace opieki i pomocy, ale jakoś tak z powodów bardziej "solidarnych"
Umówiłyśmy się z pilotką , że bedziemy "na telefonie" w zależności jak sie będzie rozwijała sytuacja?
Grupa więc poszła zwiedzać Ratyzbnonę, a my nie
no cóż... jak pech to pech.... poleżała z tym bandażem; postanowiła połazić po korytarzu i tochę spróbować rozchodzić nogę....;
potem znów poleżała z wyciagnieta nogą, pogadałyśmy trochę i wyciagnęłam z torby piwko, które kupiłyśmy gdzieś wcześniej i zrobiłyśmy sobie "poranną ucztę" w hotelowym pokoju przy piwku i precelku
he he.... piwko to jednak najlepsze lekarstwo bo od razu pomogło ; ok południa kumpela stwierdziła, że boli ją juz mniej ; wprawdzie chodzenie nie jest takie do końca ok, ale że da radę! (zresztą nie było wyjścia, bo i tak musiałyśmy opuścić pokój a bagaże miałysmy juz zapakowane od rana w autokarze, który pojechał sobie gdzieś niewiadomo gdzie? ); dzwonimy więc do pilotki; grupa była juz po drugiej stronie Dunaju w urokliwej dzielnicy Stadtamhof, od której zaczęłi zwiedzanie, a teraz są w jakimś browarze na degustacji piwa ; he he... my też już jesteśmy po "naszej degustacji" ; umawiamy się z pilotką ok 13,30 pod Katedrą, gdzie grupa ma dotrzeć po wizycie w Browarze; a było to mozliwe tylko dzięki temu, że pokój miałyśmy na szczęście do 12.00 i musiałysmy go opuścić (doba hotelowa w tym "Holidayu" zaczynała się od 14.00) ; nawet Recepcja hotelowa - po przedstawieniu problemu - pozwoliła nam pobyć pół godzinki dłużej ; zatem jeszcze tylko zimny kompres na nóżkę, bandażyk elastyczny, i spod hotelu bierzemy taksówkę do centrum, żeby nie obciązać kostki kilometrowym spacerem ; taksówkarz zdziwiony, że to przeciez 10 minut spacerkiem, ale co tam! , nasz klient- nasz Pan!
docieramy pod Katedrę i czekamy na naszych wycieczkowiczów....
spotykamy się grupą o umówionej godzinie, poznajemy lokalną przewodniczkę, (Polkę, ale juz od lat mieszkankę Ratyzbony) i wchodzimy do Katedry (moja psiapsiółka nieomalże na jednej nodze )
Ratyzbońska Katedra jest przepiękna, ogromna! i jak widac na fotce z jedną wieżą w remoncie! wrrr!
Katedra Świetego Piotra - otrzymała przydomek najbardziej "francuskiej" ze wszystkich niemieckich Katedr
bowiem jest jedynym przykładem francuskiego gotyku w całej Bawarii
Wcześniej w tym miejscu istniała romańska świątynia, jednak po pożarze w drugiej połowie XIII wieku zdecydowano o budowie nowej konstrukcji; Prace budowlane jak to przy takich Katedrach trwały długo, bo aż ponad 250 lat, chociaż budowę obu jej wież zakończono dopiero w XIX wieku - he he i jak widać to co najnowsze - już jest w remoncie
zatem wchodzimy ... takim ciekawym, "wystającym" z fasady głównej - gotyckim gankiem
już od wejścia wnętrza robią wrażenie...
W środku zachwycają przede wszystkim witraże ( pochodzą z lat 1310-1450) , które są oryginalne, bowiem Ratyzbona szczęśliwie uniknęła alianckich bombardowań w czasie II wś, więc wszystko jest tu oryginalne (podobnie jak w Bambergu);
Niektórzy uważają nawet, że jest to najpiękniejsza kolekcja witraży w tej części Europy
W środku znajdują się współczesne, nowoczesne organy które zainstalowano tutaj raptem 12 lat temu i są .... podobno największymi wiszącymi organami świata; choć wcale na tak wielkie nie wygladają
(fotka z tel kumpeli; ja nie wiem dlaczego nie zrobiłam? )
ołtarz główny
zakamarki katedralne
i wychodzimy na zewnątrz
spoglądam jak zawsze na rzygacze
i inne ciekawe rzeźby
tutaj: tzw Judensau - czyli żydowska maciora – jako takie antysemickie i poniżające przedstawienie społeczności żydowskiej
w okolicy Katedry:
Regensburg - bo tak nazywa się Ratyzbona w oryginale jest miastem z niemal 2000 - letnią historią... W 2006 roku wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO... miasto jest niezwykłe, niecodzienne jak na Niemcy; zamiast szachulca znajdziecie tu zupełnie inny rodzaj budownictwa; znajduje się tu przepiękna średniowieczna starówka (największa w całych Niemczech!); a samo miasto charakteryzuje się wysokimi wieżami budowanymi przez patrycjuszy dla uznania wielkości i bogactwa - niczym te we Włoszech, bo właśnie przez te wieże mawia się o Ratyzbonie, że to „najbardziej na północ wysunięte miasto Włoch " ( choć wieże te nie zachowały się wszystkie bo zostało ich kilka a taka naprawdę wysoka jest tylko jedna!) ; stoi tu też do dziś zbudowany w XII wieku - jako pierwszy i długo jedyny ufortyfikowany kamienny most na Dunaju; a nawet jest tu pozostałość po rzymskich legionach Castra Regina zbudowanych 2 tysiące lat temu w czasach Marka Aureliusza, no i ta "francuska" Katedra!
i ok godz 14.30 pilotka zarzadza przerwę na lunch!
moja kumpela marudzi, że koniecznie musi gdzieś usiąść bo noga daje jej się we znaki , zatem mamy ciut ponad 1 godzinę czasu wolnego; bo onie idziemy ze wszystkimi na "grupowy lunch" do knajpy! choć na dziś "zapowiedziano" że knajpa, którą grupa ma zarezerwowaną serwuje golonkę w piwie! a tej wypadało by wszak spróbować będąc w Bawarii a wprawdzie kilka wersji różnych "świnek" już tu jadłam podczas tej wycieczki, to takiej stricte golonki jeszcze nie! ; ale uznałyśmy że 25E (tyle zbierała pilotka za sam lunch od osoby + do tego napoje płatne dodatkowo!) to lekka przesada ; poszłyśmy więc same - dosłownie kilka knajp obok, gdzie w menu przed wejściem widniała pierwsza pozycja jako Schweinshaxe in Biersoße ! czyli golonka w sosie piwnym! no to wchodzimy tu...
zatem przyjemna ( i jak sie okazało znana w mieście) knajpka w podwórku w bardzo historycznym miejscu na terenie dawnego Klasztoru Augustynów
a tam mnóstwo ludzi wszędzie, ale sympatyczny kelner w bawarskich portkach znajduje nam stoliczek pod drzewkiem w klasztornym ogródku!
z widokiem na takie durszlaki
najpierw zamawiamy piwko oczywiście! bowiem jest spora szansa, że po piwku nóżka kumpeli od razu wydobrzeje
a za chwilę na stół wjeżdżają nasze zamówione bawarskie świnki!
Goloneczki w sosie piwnym z kapusta kiszoną - Ja, Ja, Natürlich ! , a jakże! Schweinshaxe in Biersoße
ło matko! no pycha to było! kaloriuffff juz nie liczę w tej Bawarii, będę odchudzać się potem ; zapłaciłyśmy po 16 Eur, każda to cena za golonkę i duży kufel piwa! oi znów potwierdziła się zasada: bez grupy gdzie zaprowadzi Cie pilot - z reguły jest znacznie taniej!
uff, zatem najedzone na full chcemy wychodzić...., bo czas do zbiórki na placu przed naszą knajpą 5 minut!
ale moja kumpela wstaje i ... siada natychmiast! noga się zasiedziała, znowu spuchła i ani kroku dalej! ; jak klapnęła na to krzesło - to ani rusz! niestety tym razem piwko nie pomogło
mówi, że trudno... zamówi sobie jeszcze piwo, kawkę i posiedzi tutaj... i że bez sensu jest żebym tu z nią siedziała! ; (mowi, że i tak ma mnie "na sumieniu" bo ominęły mnie poranne atrakcje zwiedzania, i ten Browar ) ; zatem umawiamy sie "na telefon" , ja idę na zbiórkę i komunikuje pilotce, że koleżanka siedzi tutaj w ogródku piwnym i nie idzie dalej; no trudno, musi zatem poczekać na nas jeszcze 2 godziny, bbo tyle czasu bedziemy jeszcze zwiedzać a potem jedziemy juz na ostatni nocleg w Niemczech
Ratyzbona - ja gut, nie byłem, ale wiem że to wiekowe, nie zniszczone wojną miasto. Normalnie zszokowany jestem kwiato-biolożka, TManiaczka i jeszcze pielęgniarka no i pełne poświęcenie; ja dla żadnej kobiety nie zrezygnowałbym ze zwiedzania
Ratyzbona - ja gut, nie byłem, ale wiem że to wiekowe, nie zniszczone wojną miasto. Normalnie zszokowany jestem kwiato-biolożka, TManiaczka i jeszcze pielęgniarka no i pełne poświęcenie; ja dla żadnej kobiety nie zrezygnowałbym ze zwiedzania
hi hi i jeszcze do tego "artystko-malarka" normalnie: "tańczy, śpiewa, krawaty wiąże, i usyuwa ciążę" ; no z tą ciążą to jednak nie ; ale jednak wierzę, że dla ŻONY byś się poświęcił!
dalej z grupą i lokalną Panią przewodnik (chyba Anią?) spacerujemy razem po Ratyzbonie słuchając jej opowieści....
w centrum dzielnicy handlowej znajduje się plac Neupfarrplatz na którym stoi kościół Neupfarrkirche; plac ten był kiedyś częścią dzielnicy zamieszkałej głównie przez społeczność żydowską
Niemcy generalnie mają dziś duże "poczucie winy" za to co zbrobili żydom;
w mieście co krok spogladając pod nogi znajdziemy takie charakterystyczne złote tabliczki ; Wyryto na nich dane żydowskich mieszkańców Regensburga wraz z miejscem ich wywiezienia, datą śmierci
ha ha, papuas, a pewnie ze dodaje wigoru pod warunkiem, że jest się "wybyczonym" a nie po całym długim dniu zwiedzania i dreptania! a nadmiaru nie było, raczej niedomiar , bo wypiłyśmy tylko po jednym
Nel, oczywiście że sama! he he, no ale nie były to wielkie "sobrasady" jak te z Majorki! (pamiętacie?); tylko malutkie brawurstliki takie tyci tyci.... jak palec wskazujący! no i pożarłam wszystkie bez problemu! mało tego, wtrząchnęłabym jeszcze jedną taką porcyjkę
Piea
ha ha Piea ,ale z ciebie kiełbaskowy "żarłoczek "
No trip no life
wracamy do hotelu juz w ciemną noc.... nie było daleko ; jakieś może na oko 800 - 1200 metrów od staromiejskiej części Ratyzbony
no i moja psiapsiółka tak jakoś lazła chodnikiem, że "spadła" z krawężnika! ; jego wysokość wprawdzie nie pozwoliła popełnić samobójstwa ale śmiało pozwoliła na skręcenie kostki! tak jej się ta stopa jakoś nienaturalnie przekrzywiła, że aż zapiszczała z bólu! no ale do hotelu było juz kilkaset metrów, więc pokuśtykała jakoś a ja zabawiłam sie w pielęgniarkę zimy lód z hotelowego baru i kompres na stopkę, powinny załatwic sprawę!
nasze hotelowe schody - tym razem w nocnej odsłonie
sniadanko jak na wycieczkowe standardy było późne , bo aż do 9,45! (to był najbardziej sprzyjający wyspaniu się dzień, bo zwiedzanie rozpoczynalismy dopiero o 10 rano! więc wreszcie można się było wyspać do woli! ; he he, o tej godzinie to i ja coś juz przekąsiłam oprócz kawki
po śniadanku okazało się że nie podjeżdżamy na starówkę, tylko idziemy piechotką z przewodniczką "z buta" - dokładnie tak jak szłyśmy wieczorem, ale niestety kostka mojej psiapsióły spuchła p/ noc dość mocno! ' nieco przerażona stwierdziła, że ją boli i nie da rady iść! całą sytuację przedstawiłyśmy pilotce; kumpela nie chciała wizyty u lekarza; skończyło się na bandażu elastycznymi i.... zostaniu w hotelu!
nie chciałam jej zostawiać samej..., nie, nie że to dziecko potrzebujace opieki i pomocy, ale jakoś tak z powodów bardziej "solidarnych"
Umówiłyśmy się z pilotką , że bedziemy "na telefonie" w zależności jak sie będzie rozwijała sytuacja?
Grupa więc poszła zwiedzać Ratyzbnonę, a my nie
no cóż... jak pech to pech.... poleżała z tym bandażem; postanowiła połazić po korytarzu i tochę spróbować rozchodzić nogę....;
potem znów poleżała z wyciagnieta nogą, pogadałyśmy trochę i wyciagnęłam z torby piwko, które kupiłyśmy gdzieś wcześniej i zrobiłyśmy sobie "poranną ucztę" w hotelowym pokoju przy piwku i precelku
he he.... piwko to jednak najlepsze lekarstwo bo od razu pomogło ; ok południa kumpela stwierdziła, że boli ją juz mniej ; wprawdzie chodzenie nie jest takie do końca ok, ale że da radę! (zresztą nie było wyjścia, bo i tak musiałyśmy opuścić pokój a bagaże miałysmy juz zapakowane od rana w autokarze, który pojechał sobie gdzieś niewiadomo gdzie? ); dzwonimy więc do pilotki; grupa była juz po drugiej stronie Dunaju w urokliwej dzielnicy Stadtamhof, od której zaczęłi zwiedzanie, a teraz są w jakimś browarze na degustacji piwa ; he he... my też już jesteśmy po "naszej degustacji" ; umawiamy się z pilotką ok 13,30 pod Katedrą, gdzie grupa ma dotrzeć po wizycie w Browarze; a było to mozliwe tylko dzięki temu, że pokój miałyśmy na szczęście do 12.00 i musiałysmy go opuścić (doba hotelowa w tym "Holidayu" zaczynała się od 14.00) ; nawet Recepcja hotelowa - po przedstawieniu problemu - pozwoliła nam pobyć pół godzinki dłużej ; zatem jeszcze tylko zimny kompres na nóżkę, bandażyk elastyczny, i spod hotelu bierzemy taksówkę do centrum, żeby nie obciązać kostki kilometrowym spacerem ; taksówkarz zdziwiony, że to przeciez 10 minut spacerkiem, ale co tam! , nasz klient- nasz Pan!
docieramy pod Katedrę i czekamy na naszych wycieczkowiczów....
cdn...
Piea
Oj, to niemiła przygoda. Coś wiem na ten temat. Czy takie rzeczy muszą się zdarzać na wycieczkach?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
spotykamy się grupą o umówionej godzinie, poznajemy lokalną przewodniczkę, (Polkę, ale juz od lat mieszkankę Ratyzbony) i wchodzimy do Katedry (moja psiapsiółka nieomalże na jednej nodze )
Ratyzbońska Katedra jest przepiękna, ogromna! i jak widac na fotce z jedną wieżą w remoncie! wrrr!
Katedra Świetego Piotra - otrzymała przydomek najbardziej "francuskiej" ze wszystkich niemieckich Katedr
bowiem jest jedynym przykładem francuskiego gotyku w całej Bawarii
Wcześniej w tym miejscu istniała romańska świątynia, jednak po pożarze w drugiej połowie XIII wieku zdecydowano o budowie nowej konstrukcji; Prace budowlane jak to przy takich Katedrach trwały długo, bo aż ponad 250 lat, chociaż budowę obu jej wież zakończono dopiero w XIX wieku - he he i jak widać to co najnowsze - już jest w remoncie
zatem wchodzimy ... takim ciekawym, "wystającym" z fasady głównej - gotyckim gankiem
już od wejścia wnętrza robią wrażenie...
W środku zachwycają przede wszystkim witraże ( pochodzą z lat 1310-1450) , które są oryginalne, bowiem Ratyzbona szczęśliwie uniknęła alianckich bombardowań w czasie II wś, więc wszystko jest tu oryginalne (podobnie jak w Bambergu);
Niektórzy uważają nawet, że jest to najpiękniejsza kolekcja witraży w tej części Europy
W środku znajdują się współczesne, nowoczesne organy które zainstalowano tutaj raptem 12 lat temu i są .... podobno największymi wiszącymi organami świata; choć wcale na tak wielkie nie wygladają
(fotka z tel kumpeli; ja nie wiem dlaczego nie zrobiłam? )
ołtarz główny
zakamarki katedralne
i wychodzimy na zewnątrz
spoglądam jak zawsze na rzygacze
i inne ciekawe rzeźby
tutaj: tzw Judensau - czyli żydowska maciora – jako takie antysemickie i poniżające przedstawienie społeczności żydowskiej
w okolicy Katedry:
Regensburg - bo tak nazywa się Ratyzbona w oryginale jest miastem z niemal 2000 - letnią historią... W 2006 roku wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO... miasto jest niezwykłe, niecodzienne jak na Niemcy; zamiast szachulca znajdziecie tu zupełnie inny rodzaj budownictwa; znajduje się tu przepiękna średniowieczna starówka (największa w całych Niemczech!); a samo miasto charakteryzuje się wysokimi wieżami budowanymi przez patrycjuszy dla uznania wielkości i bogactwa - niczym te we Włoszech, bo właśnie przez te wieże mawia się o Ratyzbonie, że to „najbardziej na północ wysunięte miasto Włoch " ( choć wieże te nie zachowały się wszystkie bo zostało ich kilka a taka naprawdę wysoka jest tylko jedna!) ; stoi tu też do dziś zbudowany w XII wieku - jako pierwszy i długo jedyny ufortyfikowany kamienny most na Dunaju; a nawet jest tu pozostałość po rzymskich legionach Castra Regina zbudowanych 2 tysiące lat temu w czasach Marka Aureliusza, no i ta "francuska" Katedra!
i ok godz 14.30 pilotka zarzadza przerwę na lunch!
moja kumpela marudzi, że koniecznie musi gdzieś usiąść bo noga daje jej się we znaki , zatem mamy ciut ponad 1 godzinę czasu wolnego; bo onie idziemy ze wszystkimi na "grupowy lunch" do knajpy! choć na dziś "zapowiedziano" że knajpa, którą grupa ma zarezerwowaną serwuje golonkę w piwie! a tej wypadało by wszak spróbować będąc w Bawarii a wprawdzie kilka wersji różnych "świnek" już tu jadłam podczas tej wycieczki, to takiej stricte golonki jeszcze nie! ; ale uznałyśmy że 25E (tyle zbierała pilotka za sam lunch od osoby + do tego napoje płatne dodatkowo!) to lekka przesada ; poszłyśmy więc same - dosłownie kilka knajp obok, gdzie w menu przed wejściem widniała pierwsza pozycja jako Schweinshaxe in Biersoße ! czyli golonka w sosie piwnym! no to wchodzimy tu...
zatem przyjemna ( i jak sie okazało znana w mieście) knajpka w podwórku w bardzo historycznym miejscu na terenie dawnego Klasztoru Augustynów
a tam mnóstwo ludzi wszędzie, ale sympatyczny kelner w bawarskich portkach znajduje nam stoliczek pod drzewkiem w klasztornym ogródku!
z widokiem na takie durszlaki
najpierw zamawiamy piwko oczywiście! bowiem jest spora szansa, że po piwku nóżka kumpeli od razu wydobrzeje
a za chwilę na stół wjeżdżają nasze zamówione bawarskie świnki!
Goloneczki w sosie piwnym z kapusta kiszoną - Ja, Ja, Natürlich ! , a jakże! Schweinshaxe in Biersoße
ło matko! no pycha to było! kaloriuffff juz nie liczę w tej Bawarii, będę odchudzać się potem ; zapłaciłyśmy po 16 Eur, każda to cena za golonkę i duży kufel piwa! oi znów potwierdziła się zasada: bez grupy gdzie zaprowadzi Cie pilot - z reguły jest znacznie taniej!
uff, zatem najedzone na full chcemy wychodzić...., bo czas do zbiórki na placu przed naszą knajpą 5 minut!
ale moja kumpela wstaje i ... siada natychmiast! noga się zasiedziała, znowu spuchła i ani kroku dalej! ; jak klapnęła na to krzesło - to ani rusz! niestety tym razem piwko nie pomogło
mówi, że trudno... zamówi sobie jeszcze piwo, kawkę i posiedzi tutaj... i że bez sensu jest żebym tu z nią siedziała! ; (mowi, że i tak ma mnie "na sumieniu" bo ominęły mnie poranne atrakcje zwiedzania, i ten Browar ) ; zatem umawiamy sie "na telefon" , ja idę na zbiórkę i komunikuje pilotce, że koleżanka siedzi tutaj w ogródku piwnym i nie idzie dalej; no trudno, musi zatem poczekać na nas jeszcze 2 godziny, bbo tyle czasu bedziemy jeszcze zwiedzać a potem jedziemy juz na ostatni nocleg w Niemczech
cdn...
Piea
Ojej, niefajna przygoda z tą nogą i nawet piwko nie pomogło
Ale koleżanka chyba była wzniebowzieta twoją opieką i poświęceniem ?
No trip no life
Ratyzbona - ja gut, nie byłem, ale wiem że to wiekowe, nie zniszczone wojną miasto. Normalnie zszokowany jestem kwiato-biolożka, TManiaczka i jeszcze pielęgniarka no i pełne poświęcenie; ja dla żadnej kobiety nie zrezygnowałbym ze zwiedzania
papuas
Piea
Papua, żona czyta? Aż tak odważny chyba nie jesteś ?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
dalej z grupą i lokalną Panią przewodnik (chyba Anią?) spacerujemy razem po Ratyzbonie słuchając jej opowieści....
w centrum dzielnicy handlowej znajduje się plac Neupfarrplatz na którym stoi kościół Neupfarrkirche; plac ten był kiedyś częścią dzielnicy zamieszkałej głównie przez społeczność żydowską
Niemcy generalnie mają dziś duże "poczucie winy" za to co zbrobili żydom;
w mieście co krok spogladając pod nogi znajdziemy takie charakterystyczne złote tabliczki ; Wyryto na nich dane żydowskich mieszkańców Regensburga wraz z miejscem ich wywiezienia, datą śmierci
Piea