no to jadymy na tego "Łabędzia" (za chwilę wyjaśnię)
fotka p/ szybę autobusu; my wjeżdżamy, a na dole widac że właśnie zjechał kolejny busik
(jeszcze wjaśnienie: bilet na ten busik za 3 Eur - to cena w obie strony, i nie można kupić biletu "one-way" za niższą cenę ; ale ja i tak zeszłam sobie potem pieszo (kumpela miała jakiś problem z kolanem, więc skorzystała, ze miała bilet i zjechała też w dół)
Hohenshwangau po drodze.... z perspektywy "wyższej"
te busy nie podjeżdżąją pod sam zamek, tylko obok słynnego mostu Marienbrücke; do zamku trzeba podejść kawałeczek pod górkę... jakieś 10-15 minut spacerkiem
więc najpierw kierujemy się na ten słynny most, z którego są najlepsze widoki na zamek
Marienbrücke to chyba najsłynniejszy most w Bawarii - nazwany na cześć królowej Marii a jego historia sięga 1845 roku, kiedy ówczesny król Maksymilian II nakazał zbudować nad przepaścią Pöllat drewnianą kładkę, którą kilka lat później trzeba było odnowic, więc w 1866 zamieniono go na niewielki żelazny mostek z nakazu już Ludwika; most ten przez lata był wielokrotnie remontowany, reperowany, naprawiany, itd... łącznie z wymiianą dźwigarów; do dziś zachowały się tylko oryginalne poręcze. ( w zeszłym roku Marienbrücke został zamknięty z powodu jakichś problemów statycznych, na szczęście po pracach które trwały ponad rok został ponownie udostępniony i udało nam się na niego wejść
dochodzimy do mostu, a tam.....
tłum ścieli się gęsto!!!
z powodów statycznych - przy samym wejściu zamontowano bramkę - i nie ma już włażenia tak jak kiedyś- ile wlazło!
Pan strażnik wpuszcza tyle osób- ile wyszło , więc żeby tam w ogóle wejść - trzeba odstać swoje w dłuuuugaśnej kolejce
ale to tylko tak "groźnie" wyglądało.... ogonek "idzie" szybko , bo każdy tylko wchodzi- cyka parę fotek i następni....
mimo "reglamentacji" wchodzących - i tak jest tam baaardzo "gęsto" , więc nie wiem jak to tam kiedyś wyglądało, jak wchodzili wszyscy co akurat zdołali się wepchać!
mam nadzieję, że po ostatnim remoncie - ten most wytrzyma ten "udźwig" !
z mostu zamek wygląda zdecydowanie ładniej jak z dołu
posadowiony jest na strzelistym wzgórzu Allgau;
dopiero z tego mostu widać jak jest wielki i .... piękny!
a tutaj nastąpiło istne szaleństwo cykania Neuschwanstein ....
to teraz wrócę do "Łabędzia"
wszyscy znamy nazwę - Neuschwanstein - ale co dokładnie oznacza ta intrygująca nazwa...? ( o którą można sobie czasem język połamać ) ;
można to przetłumaczyć jako - "Nowy kamienny łabędź"... albo "Łabędzi Kamień” - Ludwik II był zafascynowany łabędziami przez całe swoje życie, więc ich wizerunki często spotkacie we wszystkich jego zamkach, a ten najsłynniejszy nazywany jest właśnie "Łabędzim Zamkiem" ; ot i tyle
obsesje króla Ludwika na temat legendy o rycerzu Lohengrinie - rycerzu Łabędzia + jego oczarowanie wagnerowskimi przedstawieniami legend germańskich i zamkiem Wartburg w Lesie Turyńskim, doprowadziły króla do opętańczego szału stworzenia zamku swoich marzeń.... ; to "architektoniczne szaleństwo" Ludwika II - kosztowały ówczesny skarb państwa 32 miliony marek!!! (kwota kosmiczno-astronomiczna jak na owe czasy!) ' zwłaszcza, że to wszystko po to, by choć na chwilę ta baśń stała się rzeczywistością...
to teraz spojrzenie na druga stronę mostu.... i w przepaść wąwozu Pollat....
fajnie się "odbijamy" na skale
a z drugiej strony mostu - bramki ani straznika nie ma - mona wchodzić bez kolejki!
Nie dziwota, że mostek trza co chwilę remontować; przy takim obciążeniu i zatłoczeniu Trzeba jednak przyznać, że to uzasadnione, bo widoki, i to w obie strony, CUDO.
a juz na zamkowym dziedzińcu - wielka grupa tych którzy mają bilety na tą samą godzinę co my!
na szczęście nie jest to tak, że wszyscy walą w jedno miejsce i zwiedza się w 100 osób! ;
w okienku pobiera się słuchawki z audioprzewodnikiem w pasującym nam języku i do każdej grupy językowej - przyporzadkowany jest pracownik Zamku, który nas "oprowadza" otwiera kolejne drzwi, itd... tak więc zwiedzanie odbywalismy tylko w towarzystwie naszej grupy wycieczkowej; inni zaczęli od innych komnat i w ten sposób - ten tłum "rozłazi się" po zamku nie przeszkadzając sobie wzajemnie
no to wkraczamy do tego naj naj ze wszystkich ludwikowskich zamków Bawarii, gdzie wolą samego tego szalonego króla było, aby nigdy, żaden obcy człowiek nie dostał się do jego zamku... , a dziś..., paradoksalnie, obiekt ten jest najczęściej odwiedzaną i fotografowaną atrakcją turystyczną w Europie - zatem wizja i życzenie Ludwika nie spełniły się...
Malowidła na budynku pałacowym: Święty Jerzy zabijający smoka oraz św. Maria – patronka Bawarii
no to teraz kilka fotek z wnętrz - zgodnie z moim zakupionym Albumem - zdjęcia z książeczki
na poczatku trzeba wiedzieć, że wnetrza tego zamku są kompletnie inne niż te z Hierrenchiemsee czy z Linderhof, tutaj nie ma barokowego przepychu kapiącego złota, bo wnętrza Neuschwanstain utrzymane są w zupełnie "innych klimatach"
zamek był wzorowany na zamkach średniowiecza a więc komnaty urządzono w mrocznym, i typowo gotyckim stylu ;
tutaj: Marmurowa Sala Tronowa - inspirację do jej budowy i dekoracji zaczerpnięto z Hagia Sophia z ówczesnego Konstantynopola
tutaj fragment Sali Tronowej - malowidła ścienne przedstawiają Chrystusa Pantokratora i 12 apostołów w otoczeniu królów; brakuje tu tylko wielkiego tronu, który za sprawą przedwczesnej śmierci Ludwika, nigdy nie stanął na przeznaczonym dla niego podeście
Jadalnia...
(tutaj też (w innym pomieszczeniu) znajdziemy ulubioną instalację króla pt: "stoliczku nakryj się"
Sala Śpiewaków- jest niejako kopią Sali Balowej z zamku w Wartburgu , ale większość motywów dekoracyjnych nawiązuje tutaj do średniowiecznych legend o rycerzu Parsifalu; Ludwik stworzył tu niejako klimat zamku Graala, Rycerza Łabędzia- Lohengrina- bowiem, jak juz wiecie - w tych legendach król był rozmiłowany...; to właśnie tutaj w tej Sali Śpiewaków - zgodnie z życzeniem króla, miały być odgrywane opery Ryszarda Wagnera, czego władca niestety nigdy nie doczekał za życia....
Sypialnia króla w odróżnieniu od stylu romańskiego w pozostałych częściach pałacu- została urządzona w duchu form neogotyckich (ponoć nad wykończeniem tego pomieszczenia pracowało 14 mistrzów snycerstwa- przez 4,5 roku!) ; w sypialni - większość dekoracji nawiązuje do legendy Tristana i Izoldy ( 20-letni król był do głębi poruszony muzyczną aranżacją Richarda Wagnera o tej parze kochanków )
urocza kuchnia zamkowa z pięknymi miedzianymi garami ;
sama kuchnia była niezwykle funkcjonalna jak na owe czasy - wyposażona w bieżąca wodę w kranach w tym również w gorącą i w pełni zautomatyzowane obracane rożna do pieczeni
w ogóle, mimo, tego "średniowiecznego oblicza" zamku - ten był po brzegi wypełniony przybytkami techniki! ; byłam zadziwiona, ale pełno tam było róznych najnowocześniejszych urządzeń ; oczywiście takich z XIX wieku! wprawdzie mikrofalówek, zmywarek i kuchni indukcyjnych - jeszcze nie znali, ale były już telefony, podgrzewacze bieżącej wody, windy czy automatycznie spłukiwane toalety… ! Ludwik lubił wygody i był otwarty na nowości
podczas zwiedzania - mozna sobie wyjść na mały balkonik- ten sam, z którego Król lubił podziwiać widoki na okolicę - miał stąd zaiste wspaniały widok na góry, lasy, jezioro Alpsee i zamek rodzinny Hohenschwangau ;
tutaj w końcu można wyciągnąć aparat i legalnie robić zdjęcia...
i to tyle ze zwiedzania...
czasu do zbiórki jest jeszcze trochę, więc po zwiedzaniu postanawiam zejść na dól pieszo...;
rozstajemy się z kumpela która schodzi do mostu - do autobusu, a ja idę jeszcze na punkt widokowy poniżej zamku, skąd mam widoki na zamek od jego "wejsciowej strony" i na malownicze okolice wokół...
rozległe widoki na oddalone przedmieścia Fussen i jezioro Forggensee
przy okazji: zamek Neuschwenstain nie mieści się wcale w Fussen - jak myśli wielu, tylko właśnie w tej mieścince Schwangau, która leży blisko Fussen
wielki kościół po środku niczego.... to barokowy kosciół Św. Kolomana (Colomanskirche) w pobliżu Schwangau ; Powstał w obecnej formie w XVII wieku na poprzednim budynku wybudowanym na cześć św. Kolomana - irlandzkiego mnicha-pielgrzyma, który tu dotarł w drodze do Ziemii Świętej
widok na Salę Festiwalową - po drugiej stronie jeziora Forggensee - Festspielhaus Neuschwanstein
w tył zwrot w drugą stronę - i widok na Neuschwanstein od strony wejscia
i to tyle z tego najsłynniejszego Zamku króla Ludwika.... baśniowego zamku, z którego wzorzec zaczerpnął Walt Disney do czołówki swoich filmów (tak przynajmniej jest ogólnie przyjęte, choć mnie osobiście bardziej ten disneyowski jako logo - kojarzy się z zamkiem w Eltz)
w sklepiku pamiątkowym ponizej zamku- takie fajne małe dirdle i lederhose dla dzieci
he he.. jak widać są nabywcy
urocza mała dziewunia ustrojona w taki bawarski dirdl (choć dziecko ewidentnie rasy "nie aryjskiej" )
i inne typowo bawarskie pierdulanse...
zegary z kukułkami - to drugie po kuflach kupowane w Bawarii pamiatki (głównie przez starszych Niemców; zegary te są straszliwie drogie i mimo ceny jakieś takie "kiczowate"
albo takie podusie z bajkowymi postaciami zwierząt poubierane w ludzkie stroje, he...he... jakiez to "niemieckie"
bawarskie kapelutki! (no nie kupiłam Małżówi, choc ma całkiem pokaźna kolekcję "tego co na głowę" )
no i powrót na parking i wracamy do Austrii - do naszego uroczego pensjonatu....
późnym popołudniem wracamy do Austrii, mijając urocze wioski i miasteczka;
najpierw mijamy Füssen , przejeżdżamy obok kościółka „Unsere Liebe Frau am Berge”
a za chwilę , już kilka km dalej na terytorium Austrii- nad nami widok "nie lada gratka"
słynny zawieszony wysoko nad trasą nr 179 -most dla pieszych - to tzw "Highline 179"
Most zbudowano tuż pod miasteczkiem Reutte
z informacji od pilotki dowiadujemy się, że pewien architekt Armin Walch, prowadzący prace renowacyjne w pobliskich ruinach zamku Ehrenberg, wymyslił, że fajnie byłoby zbudować tu most łączący ruiny zamkowe na sąsiednich wzgórzach; 10 lat temu znaleziono prywatnego inwestora i podpisano z nim umowę na budowę najdłuższego (w tamtym czasie) mostu wiszącego na świecie !!!
jednakże uzyskanie wszystkich pozwoleń, zgód, podpisów przeróżnych władz, w końcu zatwierdzenie planów zajęło lata zanim doszło w końcu do realizacji ... i w końcu 22 listopada 2014 - "Highline179" otwarto dla odwiedzających...
tuż obok wiszącej kładki - malownicze ruiny zamku Ehrenberg z 1296 r, do którego można dojśc tym wiszącem mostem
a my dalej w trasę, jedziemy kilkanaście minutek do naszej austriackiej wioski, po drodze góry.... piękne alpejskie widoki ...
i jesteśmy na naszej wiosce
i jesteśmy na miejscu- tego dnia "nasza górka" widziana już z pensjonatowego tarasiku z naszego pokoiku- wyglądała znacznie przyjemniej jak rankiem zasnuta mgłami i chmurami
kolacja tego dnia była w pensjonacie ale z możliwością opcji dodatkowej do wykupienia u pilotki dla chętnych (18 Eur) - poszłysmy więc zobaczyc co tam "dają" w tej cenie : a tam ryż, jakiś gulasz mięsny i sałatka typu : pomidor+ogórek + jakaś zupa w stylu "nic" Eeee... nie...., takiego czegoś "zwykłego" nie będziemy jadły za prawie 90 zł! ;
idziemy zatem do drugiej restauracji pensjonatowej, tej dostępnej również dla gości "z ulicy" , gdzie mamy wybór dań z karty
a tu pustki totalne.... , wiekszość się tłoczy w knajpie "z gulaszem"
zatem zasiadamy w kącie zamawiamy piweczko i kolację
zamówiłyśmy Tiroler Gröstl - w końcu trzeba jeść lokalnie ;
to takie typowo chłopskie danie tutejszych górali : zapiekane ziemniaki wymieszane ze szpeclami (drobne kluseczki kładzione) z kawałeczkami wołowiny i speckiem (jałowcowa szynka tyrolskka|) , podawane z jajkiem sadzonym na wierzchu - proste i smaczne typowo tyrolskie danie i tylko za 14 Euro!
a jedzonko z widokiem na górki "z poziomu stolika" - smakuje jakoś fajniej
najedzone idziemy spalić te kalorie, he he... ;
spacerek po naszej wiosce w pobliżu pensjonatu już o zmierzchu, ale w sierpniu dni jeszcze są długie, wiec póki widno - idziemy połazić...
urocze domki z luftmalerei...
jakiś "świstakowaty"
szkoła podstawowa
lokalny kosciółek ; malutki i baardzo klimatyczny w tym otoczeniu...
sporo powietrza wokół mostku dla pieszych i można od tego doświadczyć zawrotów głowy a alpejskie widoczki przepiękne, te ukwiecone pensjonaty pośród gór ale ten widok chyba najbardziej urzekający - taka kwintesencja małego, alpejskiego kurortu.
Piea zamek faktycznie przepiękny, ale widoczki na okolice i z mostku tez bezcenne. Swietnie, że mieliście tyle wolnego czasu. Pełne uroku są te górskie miasteczka. A ten bardzo długi mostek – niesamowita atrakcja – ale nie wiem czy dałabym radę na niego wejść. Kolacja musiała być wyborna.
3x też Też bym podjechał. Też mnie plażowicze zdziwili - że też nie boją się zadeptania
papuas
no to jadymy na tego "Łabędzia"
(za chwilę wyjaśnię)
fotka p/ szybę autobusu; my wjeżdżamy, a na dole widac że właśnie zjechał kolejny busik
(jeszcze wjaśnienie: bilet na ten busik za 3 Eur - to cena w obie strony, i nie można kupić biletu "one-way" za niższą cenę
; ale ja i tak zeszłam sobie potem pieszo (kumpela miała jakiś problem z kolanem, więc skorzystała, ze miała bilet i zjechała też w dół)
Hohenshwangau po drodze.... z perspektywy "wyższej"
te busy nie podjeżdżąją pod sam zamek, tylko obok słynnego mostu Marienbrücke; do zamku trzeba podejść kawałeczek pod górkę... jakieś 10-15 minut spacerkiem
więc najpierw kierujemy się na ten słynny most, z którego są najlepsze widoki na zamek
Marienbrücke to chyba najsłynniejszy most w Bawarii
- nazwany na cześć królowej Marii a jego historia sięga 1845 roku, kiedy ówczesny król Maksymilian II nakazał zbudować nad przepaścią Pöllat drewnianą kładkę, którą kilka lat później trzeba było odnowic, więc w 1866 zamieniono go na niewielki żelazny mostek z nakazu już Ludwika; most ten przez lata był wielokrotnie remontowany, reperowany, naprawiany, itd... łącznie z wymiianą dźwigarów; do dziś zachowały się tylko oryginalne poręcze. ( w zeszłym roku Marienbrücke został zamknięty z powodu jakichś problemów statycznych, na szczęście po pracach które trwały ponad rok został ponownie udostępniony i udało nam się na niego wejść 
dochodzimy do mostu, a tam.....

tłum ścieli się gęsto!!!
z powodów statycznych - przy samym wejściu zamontowano bramkę - i nie ma już włażenia tak jak kiedyś- ile wlazło!
Pan strażnik wpuszcza tyle osób- ile wyszło , więc żeby tam w ogóle wejść - trzeba odstać swoje w dłuuuugaśnej kolejce
ale to tylko tak "groźnie" wyglądało.... ogonek "idzie" szybko , bo każdy tylko wchodzi- cyka parę fotek i następni....
mimo "reglamentacji" wchodzących - i tak jest tam baaardzo "gęsto"
, więc nie wiem jak to tam kiedyś wyglądało, jak wchodzili wszyscy co akurat zdołali się wepchać! 
mam nadzieję, że po ostatnim remoncie - ten most wytrzyma ten "udźwig" !
z mostu zamek wygląda zdecydowanie ładniej jak z dołu
posadowiony jest na strzelistym wzgórzu Allgau;
dopiero z tego mostu widać jak jest wielki i .... piękny!
a tutaj nastąpiło istne szaleństwo cykania Neuschwanstein ....
to teraz wrócę do "Łabędzia"
wszyscy znamy nazwę - Neuschwanstein - ale co dokładnie oznacza ta intrygująca nazwa...? ( o którą można sobie czasem język połamać
) ;
można to przetłumaczyć jako - "Nowy kamienny łabędź"... albo "Łabędzi Kamień” - Ludwik II był zafascynowany łabędziami przez całe swoje życie, więc ich wizerunki często spotkacie we wszystkich jego zamkach, a ten najsłynniejszy nazywany jest właśnie "Łabędzim Zamkiem" ; ot i tyle
obsesje króla Ludwika na temat legendy o rycerzu Lohengrinie - rycerzu Łabędzia + jego oczarowanie wagnerowskimi przedstawieniami legend germańskich i zamkiem Wartburg w Lesie Turyńskim, doprowadziły króla do opętańczego szału stworzenia zamku swoich marzeń.... ; to "architektoniczne szaleństwo" Ludwika II - kosztowały ówczesny skarb państwa 32 miliony marek!!! (kwota kosmiczno-astronomiczna jak na owe czasy!) ' zwłaszcza, że to wszystko po to, by choć na chwilę ta baśń stała się rzeczywistością...
to teraz spojrzenie na druga stronę mostu.... i w przepaść wąwozu Pollat....
fajnie się "odbijamy" na skale
a z drugiej strony mostu - bramki ani straznika nie ma
- mona wchodzić bez kolejki! 
no to wracamy.... pora ustapic miejsca innym
a my kierujemy się lesną ścieżką do zamku....
po drodze z szerokimi widokami
cdn...
Piea
Nie dziwota, że mostek trza co chwilę remontować; przy takim obciążeniu i zatłoczeniu
Trzeba jednak przyznać, że to uzasadnione, bo widoki, i to w obie strony, CUDO.
papuas
Pomimo dzikich tłumów widać jednak ,że warto wejść na mostek, bo widok na zamek rzeczywiście fantastyczny
Wcale nie dziwię się ,że ogarnęło cię szaleństwo zdjęciowe he he Droga do zamku też przepiękna
Ech.. miał facet fantazję
No trip no life
Papuas, Nel - dzieki, że zaglądacie...

To bilety w dłoń - i idziemy pod sam zamek....
a juz na zamkowym dziedzińcu - wielka grupa tych którzy mają bilety na tą samą godzinę co my!
na szczęście nie jest to tak, że wszyscy walą w jedno miejsce i zwiedza się w 100 osób!
;
w okienku pobiera się słuchawki z audioprzewodnikiem w pasującym nam języku i do każdej grupy językowej - przyporzadkowany jest pracownik Zamku, który nas "oprowadza" otwiera kolejne drzwi, itd... tak więc zwiedzanie odbywalismy tylko w towarzystwie naszej grupy wycieczkowej; inni zaczęli od innych komnat i w ten sposób - ten tłum "rozłazi się" po zamku nie przeszkadzając sobie wzajemnie
no to wkraczamy do tego naj naj ze wszystkich ludwikowskich zamków Bawarii, gdzie wolą samego tego szalonego króla było, aby nigdy, żaden obcy człowiek nie dostał się do jego zamku...
, a dziś..., paradoksalnie, obiekt ten jest najczęściej odwiedzaną i fotografowaną atrakcją turystyczną w Europie
- zatem wizja i życzenie Ludwika nie spełniły się...
Malowidła na budynku pałacowym: Święty Jerzy zabijający smoka oraz św. Maria – patronka Bawarii
no to teraz kilka fotek z wnętrz - zgodnie z moim zakupionym Albumem - zdjęcia z książeczki
na poczatku trzeba wiedzieć, że wnetrza tego zamku są kompletnie inne niż te z Hierrenchiemsee czy z Linderhof, tutaj nie ma barokowego przepychu kapiącego złota, bo wnętrza Neuschwanstain utrzymane są w zupełnie "innych klimatach"
zamek był wzorowany na zamkach średniowiecza a więc komnaty urządzono w mrocznym, i typowo gotyckim stylu ;
tutaj: Marmurowa Sala Tronowa - inspirację do jej budowy i dekoracji zaczerpnięto z Hagia Sophia z ówczesnego Konstantynopola
tutaj fragment Sali Tronowej - malowidła ścienne przedstawiają Chrystusa Pantokratora i 12 apostołów w otoczeniu królów; brakuje tu tylko wielkiego tronu, który za sprawą przedwczesnej śmierci Ludwika, nigdy nie stanął na przeznaczonym dla niego podeście
Jadalnia...
(tutaj też (w innym pomieszczeniu) znajdziemy ulubioną instalację króla pt: "stoliczku nakryj się"
Sala Śpiewaków- jest niejako kopią Sali Balowej z zamku w Wartburgu , ale większość motywów dekoracyjnych nawiązuje tutaj do średniowiecznych legend o rycerzu Parsifalu; Ludwik stworzył tu niejako klimat zamku Graala, Rycerza Łabędzia- Lohengrina- bowiem, jak juz wiecie - w tych legendach król był rozmiłowany...; to właśnie tutaj w tej Sali Śpiewaków - zgodnie z życzeniem króla, miały być odgrywane opery Ryszarda Wagnera, czego władca niestety nigdy nie doczekał za życia....
Sypialnia króla w odróżnieniu od stylu romańskiego w pozostałych częściach pałacu- została urządzona w duchu form neogotyckich (ponoć nad wykończeniem tego pomieszczenia pracowało 14 mistrzów snycerstwa- przez 4,5 roku!) ; w sypialni - większość dekoracji nawiązuje do legendy Tristana i Izoldy ( 20-letni król był do głębi poruszony muzyczną aranżacją Richarda Wagnera o tej parze kochanków
)
urocza kuchnia zamkowa z pięknymi miedzianymi garami
;
sama kuchnia była niezwykle funkcjonalna jak na owe czasy - wyposażona w bieżąca wodę w kranach w tym również w gorącą i w pełni zautomatyzowane obracane rożna do pieczeni
w ogóle, mimo, tego "średniowiecznego oblicza" zamku - ten był po brzegi wypełniony przybytkami techniki!
; byłam zadziwiona, ale pełno tam było róznych najnowocześniejszych urządzeń ; oczywiście takich z XIX wieku!
wprawdzie mikrofalówek, zmywarek i kuchni indukcyjnych - jeszcze nie znali, ale były już telefony, podgrzewacze bieżącej wody, windy czy automatycznie spłukiwane toalety… !
Ludwik lubił wygody i był otwarty na nowości 
podczas zwiedzania - mozna sobie wyjść na mały balkonik- ten sam, z którego Król lubił podziwiać widoki na okolicę - miał stąd zaiste wspaniały widok na góry, lasy, jezioro Alpsee i zamek rodzinny Hohenschwangau
;
tutaj w końcu można wyciągnąć aparat i legalnie robić zdjęcia...
i to tyle ze zwiedzania...
czasu do zbiórki jest jeszcze trochę, więc po zwiedzaniu postanawiam zejść na dól pieszo...;
rozstajemy się z kumpela która schodzi do mostu - do autobusu, a ja idę jeszcze na punkt widokowy poniżej zamku, skąd mam widoki na zamek od jego "wejsciowej strony" i na malownicze okolice wokół...
rozległe widoki na oddalone przedmieścia Fussen i jezioro Forggensee
przy okazji: zamek Neuschwenstain nie mieści się wcale w Fussen - jak myśli wielu, tylko właśnie w tej mieścince Schwangau, która leży blisko Fussen
wielki kościół po środku niczego.... to barokowy kosciół Św. Kolomana (Colomanskirche) w pobliżu Schwangau ; Powstał w obecnej formie w XVII wieku na poprzednim budynku wybudowanym na cześć św. Kolomana - irlandzkiego mnicha-pielgrzyma, który tu dotarł w drodze do Ziemii Świętej
widok na Salę Festiwalową - po drugiej stronie jeziora Forggensee - Festspielhaus Neuschwanstein
w tył zwrot w drugą stronę - i widok na Neuschwanstein od strony wejscia
i to tyle z tego najsłynniejszego Zamku króla Ludwika.... baśniowego zamku, z którego wzorzec zaczerpnął Walt Disney do czołówki swoich filmów (tak przynajmniej jest ogólnie przyjęte, choć mnie osobiście bardziej ten disneyowski jako logo - kojarzy się z zamkiem w Eltz)
w sklepiku pamiątkowym ponizej zamku- takie fajne małe dirdle i lederhose dla dzieci
he he.. jak widać są nabywcy
urocza mała dziewunia ustrojona w taki bawarski dirdl
(choć dziecko ewidentnie rasy "nie aryjskiej"
)
i inne typowo bawarskie pierdulanse...
zegary z kukułkami - to drugie po kuflach kupowane w Bawarii pamiatki (głównie przez starszych Niemców; zegary te są straszliwie drogie i mimo ceny jakieś takie "kiczowate"
albo takie podusie z bajkowymi postaciami zwierząt poubierane w ludzkie stroje, he...he... jakiez to "niemieckie"
bawarskie kapelutki! (no nie kupiłam Małżówi, choc ma całkiem pokaźna kolekcję "tego co na głowę"
)
no i powrót na parking i wracamy do Austrii
- do naszego uroczego pensjonatu....
Piea
"biedny" Ludwik przewraca się pewnie w grobie na te tłumy he he , życzenie sie spełniło dokładnie odwrotnie
Takie to wszystko przewrotne jest 
Powiem ci ,że bardzo zdziwiona jestem , ale faktycznie to wnętrze ma coś w sobie z Hagia Sophia
No trip no life
późnym popołudniem wracamy do Austrii, mijając urocze wioski i miasteczka;
najpierw mijamy Füssen , przejeżdżamy obok kościółka „Unsere Liebe Frau am Berge”
a za chwilę , już kilka km dalej na terytorium Austrii- nad nami widok "nie lada gratka"
słynny zawieszony wysoko nad trasą nr 179 -most dla pieszych - to tzw "Highline 179"
Most zbudowano tuż pod miasteczkiem Reutte
z informacji od pilotki dowiadujemy się, że pewien architekt Armin Walch, prowadzący prace renowacyjne w pobliskich ruinach zamku Ehrenberg, wymyslił, że fajnie byłoby zbudować tu most łączący ruiny zamkowe na sąsiednich wzgórzach; 10 lat temu znaleziono prywatnego inwestora i podpisano z nim umowę na budowę najdłuższego (w tamtym czasie) mostu wiszącego na świecie !!!
jednakże uzyskanie wszystkich pozwoleń, zgód, podpisów przeróżnych władz, w końcu zatwierdzenie planów zajęło lata zanim doszło w końcu do realizacji ... i w końcu 22 listopada 2014 - "Highline179" otwarto dla odwiedzających...
tuż obok wiszącej kładki - malownicze ruiny zamku Ehrenberg z 1296 r, do którego można dojśc tym wiszącem mostem
a my dalej w trasę, jedziemy kilkanaście minutek do naszej austriackiej wioski, po drodze góry.... piękne alpejskie widoki ...
i jesteśmy na naszej wiosce
i jesteśmy na miejscu- tego dnia "nasza górka" widziana już z pensjonatowego tarasiku z naszego pokoiku- wyglądała znacznie przyjemniej jak rankiem zasnuta mgłami i chmurami
kolacja tego dnia była w pensjonacie ale z możliwością opcji dodatkowej do wykupienia u pilotki dla chętnych (18 Eur) - poszłysmy więc zobaczyc co tam "dają" w tej cenie : a tam ryż, jakiś gulasz mięsny i sałatka typu : pomidor+ogórek + jakaś zupa w stylu "nic"
Eeee... nie...., takiego czegoś "zwykłego" nie będziemy jadły za prawie 90 zł!
;
idziemy zatem do drugiej restauracji pensjonatowej, tej dostępnej również dla gości "z ulicy" , gdzie mamy wybór dań z karty
a tu pustki totalne....
, wiekszość się tłoczy w knajpie "z gulaszem" 
zatem zasiadamy w kącie
zamawiamy piweczko i kolację
zamówiłyśmy Tiroler Gröstl - w końcu trzeba jeść lokalnie
;
to takie typowo chłopskie danie tutejszych górali : zapiekane ziemniaki wymieszane ze szpeclami (drobne kluseczki kładzione) z kawałeczkami wołowiny i speckiem (jałowcowa szynka tyrolskka|) , podawane z jajkiem sadzonym na wierzchu - proste i smaczne typowo tyrolskie danie i tylko za 14 Euro!
a jedzonko z widokiem na górki "z poziomu stolika" - smakuje jakoś fajniej
najedzone idziemy spalić te kalorie, he he...
;
spacerek po naszej wiosce w pobliżu pensjonatu już o zmierzchu, ale w sierpniu dni jeszcze są długie, wiec póki widno - idziemy połazić...
urocze domki z luftmalerei...
jakiś "świstakowaty"
szkoła podstawowa
lokalny kosciółek ; malutki i baardzo klimatyczny w tym otoczeniu...
z małym cmentarzykiem przykościelnym wokół
i mimo, że jest ok godz. 20.00 - jest otwarty
i kończymy spacerek...
wracamy do pensjonatu...
CDN...
Piea
sporo powietrza wokół mostku dla pieszych i można od tego doświadczyć zawrotów głowy
a alpejskie widoczki przepiękne, te ukwiecone pensjonaty pośród gór
ale ten widok chyba najbardziej urzekający - taka kwintesencja małego, alpejskiego kurortu.
papuas
Śliczne alpejskkie miasteczko
Słuszna decyzja z tą kolacją. Lokalna zapiekanka wygląda i brzmi bardzo apetycznie vs to co zaproponowała pilotka
No trip no life
Piea zamek faktycznie przepiękny, ale widoczki na okolice i z mostku tez bezcenne. Swietnie, że mieliście tyle wolnego czasu. Pełne uroku są te górskie miasteczka. A ten bardzo długi mostek – niesamowita atrakcja – ale nie wiem czy dałabym radę na niego wejść. Kolacja musiała być wyborna.
Ja uwielbiam taką architekturę i te kwiaty…