To czekam na szczytowanie i panoramki. I TO co uprzednio zapomniałem napisać. Również w naturalnych jaskiniach bardziej podoba mi się światło białe, w którym ocenisz odcienie nacieków niż kolorowe, czyt. pstrokate, oświetlenie. Ale sztuczna grota OK, a nawet Podobno wcześniej takim "stoliczku nakryj się" lubił zaskakiwać swych gości August Mocny, ale kierował się zupełnie innymi motywami niż Ludwik. I był to raczej pokaźny stół, a nie stoliczek.
Papuas, będzie, będzie.... i szczytowania i panoramek zapodam tu z pewnością aż nadto!
**************
w oczekiwaniu na kolejkę z widoczkiem na masyw Zugspitze za mną (bo bilety mamy na konkretną godzinę)
no to pakujemy się do wagonika i fruu na górę!
w dole widoczek na stację kolejki linowej w Eibsee- skąd wyruszyliśmy w pierwszy etap tej naszej "trójetapowej podróży"
naszą "trójetapowość" tej wycieczki dobrze pokazuje ta mapka:
najpierw wjazd ze stacji Eibsee kolejką liniową (Siilbahn Zugspitze) ok 10-15 min- ta linia czerwona pionowa
potem zjazd 300 m w dół kolejką gondolową Gletscherbahn do poziomu lodowca (którka czerwona linia od szczytu w lewo, kilka minutek)
i na końcu zjazd koleją zębatą (linia przerywana, potem wężykowa) ok 30 minut do stacji kolejowej nad jez. Eibsee
(cała ta przyjemność to najdroższy element wycieczki - wszystkie 3 bilety na te 3 kolejki łącznie - to koszt ok 60Eur (dokładnie chyba 58) , no drogo ale zapewniam że naprawdę warto! (przy takiej pogodzie jaka nam się trafiła! )
wyżej... coraz wyżej....
w podłodze wagonika jest takie okienko "widokowe" , ale mimo licznej ilości osób w wagoniku (nasza wycieczka + ok 30 innych osób, czyli ca. 60 luda) jakoś mało chętnych było by sobie depnąć na tą szybkę
i jestesmy na stacji górnej Zugspitze
no to "szczytujemy"
można łazić po różnych poziomach , bo ilość tarasów widokowych dookoła jest tu ogromna!
(łącznie nasza wycieczka od wsiadki do kolejki do wysiadki z zębatej trwała ok 5 godzin! wiec mnóstwo czasu by się nasycić do woli tymi widokami.....
ochom i achom nie ma końca... jak to w takich miejscach ; tutaj warunkiem rzecz jasna jest pogod, która w górach często płata figle (zwłaszcza na takich wysokosciach - Zugspite ma niecąłe 3 tys!), ; wjazd tutaj przy chmurach czy mgłach mija się nieco z celem, zwłaszcza, że ta "impreza" jest dosyć kosztowna, o czym juz pisałam
ach! tylko ptakiem być... i móc sobie tak polatać....
niestety mogę tylko tak poudawać ptaszka
i tak z platformy na platformę....
tutaj na szczycie przebiega granica niemiecko-austriacka
więc stąpamy na zamianę - po bawarskiej ziemii....
a za chwilę dwa kroki dalej jesteśmy w Austrii
z widokiem na wyzoomowany Garmisch -Partenkirchen w dole...
a tak przy okazji Garmisch (Gapa) : do 1936 r. istniały tu obok siebie dwie alpejskie wioski – Garmisch i Kirchen, które były przedzielone niewielką niespełna 17-kilometrową rzeką Partnach, spadającą z niższych zboczy Zugspitze ; stąd mamy teraz nową nazwę składającą się z nazw obu tych wiosek i rzeczki i powstało Garmisch-Patrenkirchen
he he... no jak Alpy - to i kozice ; choć ta raczej nie poskacze ...*girl_crazy*
mapa poglądowa na pasma na które patrzymy...
tutaj sam szczyt Zugspite
na szczycie Zugspitze stoi metalowy krzyż! ; he he , zatem jest taki nieco "Giewontowy" w każdym razie podobieństwo jakieś jest.... tyle że tu jest o kilometr wyżej , choć może pamięć mi już szwankuje, bo ja na Giewoncie to byłam ostatnio 38 lat temu
chętni mogą sobie tam dotrzeć w czasie wolnym ... ale droga jest "nieciekawa"
oczy nasycone.... to można zjeżdżąć niżej, bo tam 300 metrów w dół jest znacznie cieplej niż tutaj (na samej górze było jakies 5-6 C, ale bezwietrznie, (wiało tylko przy barierkach) więc odczuwalna temp była znacznie wyższa- zwłaszcza w słońcu, nawet nie wyciągnęłam takiej cieplejszej nieco kurtki z plecaka); niżej na stacji przy lodowcu było ok 12 C
Hej Nel, dzięki za miły comment , no fakt, ten wjazd na Zugspitze bardzo nam urozmaicił tą zamkową wycieczkę
zjeżdżamy zatem niżej -300metrów w dół... gondolka śmiga kilka minutek.... i juz jesteśmy na miejscu
no to witajcie
za mną mała, kamienna kapliczka na wzniesieniu u stóp lodowca; to kapliczka Mariä Heimsuchung- miejsce gdzie odprawiane są najwyższej nad poziomem morza w Niemczech msze święte
i sam lodowiec
podobno jeszcze kilka lat temu było go duuuużo więcej, niestety w ciagu kilku ostatnich lat skurczył się bardzo ...
łażę dookoła rozglądając sie głównie... he he, no po górach wokół w sąsiedztwie lodowca
spojrzenie na stację (nieco wyzoomowane) z perspektywy kapliczki...
he he.... generalnie wszelkie ludzkie fascynacje czymkolwiek są od "niedawna"
Nel, to fajnie byłoby aby Andrew pokazał nam te norymberskie jarmarczne fotki....
to końcżac już naszą "górską wycieczkę"
czasu mamy tu mnóstwo, więc napatrzone, nasycone widokowo, wszystko wokół obfocone 10 razy to idziemy do jedynej tu knajpy
knajpka ma nazwę "2600" dokładnie jak wysokość na której się teraz znajdujemy
czarna z pianką smakuje w takim anturażu wyśmienicie
niezwykle przyjemnie jest tak posiedzieć w słoneczku i gapić sie na te widoki.....
i tak od stolika do stolika
i jeszcze kilka "looków"
zoom na wyższe platformy, z których tutaj zjechaliśmy
ostatni rzut oka i idziemy na stację...
wagonikowa kolejka zębata juz czeka
pakujemy sie i zjeżdżamy pół godziny ciemnym tunelem bez widoków
i wreszcie wyłaniamy się z ciemności... i mamy piękny widok na jez . Eibsee
i wysiadka
my wysiadamy, ale pociąg jedzie dalej...., bo tą kolejką z samego szczytu Zugspitze dojedziemy aż do Garmisch-Partenkirchen, gdzie jest stacja końcowa tegoż pociągu
a za chwilę pakujemy się do autokaru i jedziemy do najsłynniejszego bawarskiego zamku Ludwika Szalonego
Tez tak pomyśłałam.. kawka w takich cudownych okolicznościach przyrody to dopiero smakuje . Ja też tak lubię sie podelektować z widokiem . Gorzej już tym ciemnym tunelem i to tak długo.. brrr tego nie lubię
Niestety coś pokręciłam. Andrew nie zaliczył jarmarków w Norymberdze ,ale za to obiecał że coś nam skleci z niemieckiego landu
no to prosto z Zugspitze jedziemy do kolejnego ludwikowskiego zamku - tym razem do tego najbardziej słynnego, który od zawsze chciałam zobaczyc na żywo.....
w drodze...
no i jesteśmy na miejscu- wysiadamy w sercu miasteczka Schwangau połozonego u stóp zamku Neuschwanstein
i oto jest....
no i co?
powiem Wam szczerze, że gdy po raz pierwszy go tak ujrzałam z tej oddali - poczułam.... hmm.... zdziwienie? ..... wręcz małe rozczarowanie.... bo zupełnie nie było u mnie tego spodziewanego Łał! ....
w każdym razie czułam się mocno zaskoczona, bo nagle patrzę i widzę tuż przed sobą - coś, co od lat znałam jedynie z setek zdjęć, publikacji, filmów itd... - a na miejscu ukazuje się oto przed oczami na żywo… widok ten jest kompletnie inny niż w mojej wyobraźni! ,' tem zameczek wydaje się taki maleńki.... taka bździnka na tle tych zalesionych gór , w dodatku wcale nie jest taki baśniowo śnieżnobiały - jak wykreowano go w tych tysiącach publikacji - tylko taki jakiś szary, pospolity , .... no inaczej go sobie wyobrażałam; potrzebowałam trochę czasu, by oswoić się z jego realnym wizerunkiem.... i przyzwyczaić do myśli, że dziś w "świecie fotoshop'a" jakiś nasz wymarzony, wyidealizowany obiekt - wcale nie będzie tak wyglądał jak go sobie utrwaliliście w głowie; ja poczułam się może nie oszukana, ale lekko zawiedziona....
na szczęście takie wrażenie odniosłam tylko z tej perspektywy patrząc na niego z dołu; potem było już tylko lepiej , choć ujrzenie go w takim "folderowym anturażu" jaki mniałam zakodowany w głowie - to niestety mrzonka.... widok jaki chciałam ujrzeć został wykreowany w mojej głowie i tak "podkręcony" , że zastana rzeczywistość nieco mnie rozczarowała, choc przyznać muszę , że sam zamek jest naprawdę piękny! i nie warto go konfrontować z naszymi mylnymi wyobrażeniami ....
czasu mamy tu mnóstwo! do Schwangau dotarlismy ok 13.30; pilotka wręcza nam bilety wstepu do zamku na 16,30 (które są wystawiane na konkretną godzinę i nie ma mozliwości zamiany, jak ktoś sie spóźni) ; tłumaczy nam równiez jak się tam dostać? (są trzy sposoby: na piechotę pod górę, dorożką z konikami (drogo!) albo busem;
mamy 3 godziny więc spoko wejdziemy pieszo, czasu mnóstwo....., więc zanimm się tam wdrapiemy - najpierw mały rekonesans po miasteczku Schwangau
przed nami Muzeum Królów Bawarskich - z pewnością ciekawe, ale tam nie wchodzimy...
zabudowa wokół - piękna... pensjonatowo-kurortowo....
Schwangau położone jest nad malowniczym, alpejskim jeziorkiem Alpsee
upał tego dnia jest nieznośny (over 30C!!!) , więc sporo tu plażowiczów...
jednak gorąc odbiera nam całą przyjemność spacerowania.... , czuję że robię się mokra... , czas się gdzieś schłodzić...
jakaś fajna "stodoła" !
pamiatki - jak wszędzie w Bawarii - kufle, kufelki, kufeleczki....
jednakże ceny tychże - odstraszają!
(jeden kufelek już zresztą kupiłam wcześniej - i wystarczy!
znajdujemy przyjemną knajpkę i zasiadamy na piffeczko
ciemne, królewskie - i zimneeeee , smakuje wybornie w tym upale ...
do tego pyszniutki zimny deserek i jest dobrze!
posiedziałyśmy tam z godzinkę, ostudziłyśmy się na dobre i zastanawiamy się czy by nie wejść do pobliskiego Hohenschwengau?
to niewielki zameczek, górujący vis a vis Neuschwenstain , w którym Ludwik sie wychował , mimo, ze to siedziba jego rodziców - zaliczany jest jako czwarty zamek Ludwika, choć nasz Król-bohater tej opowieści wcale go nie zbudował ...
Zamek Hohenschwangau - zajmował szczególne miejsce w sercu Ludwika; zbudowany przez jego ojca na ruinach wczesniejszej średniowiecznej twierdzy - ten neogotycki zamek wyglądał niczym wyjęty z baśniowych opowieści.... a przyszły król upodobał sobie to miejsce szczególnie po śmierci ojca, gdy sam już wstąpił na bawarski tron.
I to właśnie w niedalekiej odległości od niego wybudował swoją najsłynniejszą siedzibę – Neuschwanstein....; podobno z zamku Hochenschwengau siedział sobie z lornetką i przyglądał się budowie swojej nowej siedziby vis a vis
jest jednak tak gorąco - ze odpuszczamy sobie wizytę tam
mało tego! rezygnujemy ze wspinaczki pod górę, bo szlak do Neuschwanstein jest ponoć długi i męczący, zatem za 3 E podjeżdżamy takim oto autobusikiem jeżdżącym tu wahadłowo ; miło, szybko, i bez zadyszki ...
To czekam na szczytowanie i panoramki. I TO co uprzednio zapomniałem napisać. Również w naturalnych jaskiniach bardziej podoba mi się światło białe, w którym ocenisz odcienie nacieków niż kolorowe, czyt. pstrokate, oświetlenie. Ale sztuczna grota OK, a nawet
Podobno wcześniej takim "stoliczku nakryj się" lubił zaskakiwać swych gości August Mocny, ale kierował się zupełnie innymi motywami niż Ludwik. I był to raczej pokaźny stół, a nie stoliczek.
papuas
Papuas, będzie, będzie.... i szczytowania i panoramek zapodam tu z pewnością aż nadto!
**************
w oczekiwaniu na kolejkę z widoczkiem na masyw Zugspitze za mną (bo bilety mamy na konkretną godzinę)
no to pakujemy się do wagonika i fruu na górę!
w dole widoczek na stację kolejki linowej w Eibsee- skąd wyruszyliśmy w pierwszy etap tej naszej "trójetapowej podróży"
naszą "trójetapowość" tej wycieczki dobrze pokazuje ta mapka:
najpierw wjazd ze stacji Eibsee kolejką liniową (Siilbahn Zugspitze) ok 10-15 min- ta linia czerwona pionowa
potem zjazd 300 m w dół kolejką gondolową Gletscherbahn do poziomu lodowca (którka czerwona linia od szczytu w lewo, kilka minutek)
i na końcu zjazd koleją zębatą (linia przerywana, potem wężykowa) ok 30 minut do stacji kolejowej nad jez. Eibsee
(cała ta przyjemność to najdroższy element wycieczki - wszystkie 3 bilety na te 3 kolejki łącznie - to koszt ok 60Eur (dokładnie chyba 58) , no drogo
ale zapewniam że naprawdę warto! (przy takiej pogodzie jaka nam się trafiła!
)
wyżej... coraz wyżej....
w podłodze wagonika jest takie okienko "widokowe" , ale mimo licznej ilości osób w wagoniku (nasza wycieczka + ok 30 innych osób, czyli ca. 60 luda) jakoś mało chętnych było by sobie depnąć na tą szybkę
i jestesmy na stacji górnej Zugspitze
no to "szczytujemy"
można łazić po różnych poziomach , bo ilość tarasów widokowych dookoła jest tu ogromna!
(łącznie nasza wycieczka od wsiadki do kolejki do wysiadki z zębatej trwała ok 5 godzin! wiec mnóstwo czasu by się nasycić do woli tymi widokami.....
ochom i achom nie ma końca... jak to w takich miejscach
; tutaj warunkiem rzecz jasna jest pogod, która w górach często płata figle (zwłaszcza na takich wysokosciach - Zugspite ma niecąłe 3 tys!), ; wjazd tutaj przy chmurach czy mgłach mija się nieco z celem, zwłaszcza, że ta "impreza" jest dosyć kosztowna, o czym juz pisałam
ach! tylko ptakiem być... i móc sobie tak polatać....
niestety mogę tylko tak poudawać ptaszka
i tak z platformy na platformę....
tutaj na szczycie przebiega granica niemiecko-austriacka
więc stąpamy na zamianę - po bawarskiej ziemii....
a za chwilę dwa kroki dalej jesteśmy w Austrii
z widokiem na wyzoomowany Garmisch -Partenkirchen w dole...
a tak przy okazji Garmisch (Gapa) : do 1936 r. istniały tu obok siebie dwie alpejskie wioski – Garmisch i Kirchen, które były przedzielone niewielką niespełna 17-kilometrową rzeką Partnach, spadającą z niższych zboczy Zugspitze ; stąd mamy teraz nową nazwę składającą się z nazw obu tych wiosek i rzeczki i powstało Garmisch-Patrenkirchen
he he... no jak Alpy - to i kozice ; choć ta raczej nie poskacze ...*girl_crazy*
mapa poglądowa na pasma na które patrzymy...
tutaj sam szczyt Zugspite
na szczycie Zugspitze stoi metalowy krzyż! ; he he , zatem jest taki nieco "Giewontowy"
w każdym razie podobieństwo jakieś jest.... tyle że tu jest o kilometr wyżej , choć może pamięć mi już szwankuje, bo ja na Giewoncie to byłam ostatnio 38 lat temu 
chętni mogą sobie tam dotrzeć w czasie wolnym ... ale droga jest "nieciekawa"
oczy nasycone.... to można zjeżdżąć niżej, bo tam 300 metrów w dół jest znacznie cieplej niż tutaj (na samej górze było jakies 5-6 C, ale bezwietrznie, (wiało tylko przy barierkach) więc odczuwalna temp była znacznie wyższa- zwłaszcza w słońcu, nawet nie wyciągnęłam takiej cieplejszej nieco kurtki z plecaka); niżej na stacji przy lodowcu było ok 12 C
no to jedziemy niżej....
przez szybkę wagonika gondolki....
cdn....
Piea
ojojoj ależ ta wycieczka urozmaicona.. Zostawilłam relację na etapie Norymbergi a tu jeszcze piękne zamki i jakie cudowne krajobrazy
to ujęcie mega
wcale się nie dziwię ochom i achom
Wywołaś temat zbliżającychę się już niedługo jarmarków świątecznych ..Andrew chyba był na takim właśnie w Norymberdze,jeszcze przed pandemią
No trip no life
Hej Nel, dzięki za miły comment
, no fakt, ten wjazd na Zugspitze bardzo nam urozmaicił tą zamkową wycieczkę 
zjeżdżamy zatem niżej -300metrów w dół... gondolka śmiga kilka minutek.... i juz jesteśmy na miejscu
no to witajcie
za mną mała, kamienna kapliczka na wzniesieniu u stóp lodowca; to kapliczka Mariä Heimsuchung- miejsce gdzie odprawiane są najwyższej nad poziomem morza w Niemczech msze święte
i sam lodowiec
podobno jeszcze kilka lat temu było go duuuużo więcej, niestety w ciagu kilku ostatnich lat skurczył się bardzo ...
łażę dookoła rozglądając sie głównie... he he, no po górach wokół
w sąsiedztwie lodowca
spojrzenie na stację (nieco wyzoomowane) z perspektywy kapliczki...
Piea
wooow, naprawde trudno orzec które z fotek najfajniejsze !!!!
podobają mi się...WSZYSTKIE !!!
to niesamowite ,że ludzka fascynacja górami jest tak..."od niedawna" !!!
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Cześć Radek
he he.... generalnie wszelkie ludzkie fascynacje czymkolwiek są od "niedawna"
Nel, to fajnie byłoby aby Andrew pokazał nam te norymberskie jarmarczne fotki....
to końcżac już naszą "górską wycieczkę"
czasu mamy tu mnóstwo, więc napatrzone, nasycone widokowo, wszystko wokół obfocone 10 razy
to idziemy do jedynej tu knajpy
knajpka ma nazwę "2600" dokładnie jak wysokość na której się teraz znajdujemy
czarna z pianką smakuje w takim anturażu wyśmienicie
niezwykle przyjemnie jest tak posiedzieć w słoneczku i gapić sie na te widoki.....
i tak od stolika do stolika
i jeszcze kilka "looków"
zoom na wyższe platformy, z których tutaj zjechaliśmy
ostatni rzut oka i idziemy na stację...
wagonikowa kolejka zębata juz czeka
pakujemy sie i zjeżdżamy pół godziny ciemnym tunelem bez widoków
i wreszcie wyłaniamy się z ciemności... i mamy piękny widok na jez . Eibsee
i wysiadka
my wysiadamy, ale pociąg jedzie dalej...., bo tą kolejką z samego szczytu Zugspitze dojedziemy aż do Garmisch-Partenkirchen, gdzie jest stacja końcowa tegoż pociągu
a za chwilę pakujemy się do autokaru i jedziemy do najsłynniejszego bawarskiego zamku Ludwika Szalonego
cdn...
Piea
W takich "okolicznościach" to nawet ja na kawkę bym się skusił. Widoczki wymiatają!
papuas
Tez tak pomyśłałam.. kawka w takich cudownych okolicznościach przyrody to dopiero smakuje . Ja też tak lubię sie podelektować z widokiem . Gorzej już tym ciemnym tunelem i to tak długo.. brrr tego nie lubię
Niestety coś pokręciłam. Andrew nie zaliczył jarmarków w Norymberdze
,ale za to obiecał że coś nam skleci z niemieckiego landu
No trip no life
no to prosto z Zugspitze jedziemy do kolejnego ludwikowskiego zamku - tym razem do tego najbardziej słynnego, który od zawsze chciałam zobaczyc na żywo.....
w drodze...
no i jesteśmy na miejscu- wysiadamy w sercu miasteczka Schwangau połozonego u stóp zamku Neuschwanstein
i oto jest....
no i co?
powiem Wam szczerze, że gdy po raz pierwszy go tak ujrzałam z tej oddali - poczułam.... hmm.... zdziwienie? .....
wręcz małe rozczarowanie....
bo zupełnie nie było u mnie tego spodziewanego Łał! ....
w każdym razie czułam się mocno zaskoczona, bo nagle patrzę i widzę tuż przed sobą - coś, co od lat znałam jedynie z setek zdjęć, publikacji, filmów itd... - a na miejscu ukazuje się oto przed oczami na żywo… widok ten jest kompletnie inny niż w mojej wyobraźni! ,' tem zameczek wydaje się taki maleńki.... taka bździnka na tle tych zalesionych gór
, w dodatku wcale nie jest taki baśniowo śnieżnobiały - jak wykreowano go w tych tysiącach publikacji - tylko taki jakiś szary, pospolity
, .... no inaczej go sobie wyobrażałam; potrzebowałam trochę czasu, by oswoić się z jego realnym wizerunkiem.... i przyzwyczaić do myśli, że dziś w "świecie fotoshop'a" jakiś nasz wymarzony, wyidealizowany obiekt - wcale nie będzie tak wyglądał jak go sobie utrwaliliście w głowie; ja poczułam się może nie oszukana, ale lekko zawiedziona.... 
na szczęście takie wrażenie odniosłam tylko z tej perspektywy patrząc na niego z dołu; potem było już tylko lepiej
, choć ujrzenie go w takim "folderowym anturażu" jaki mniałam zakodowany w głowie - to niestety mrzonka....
widok jaki chciałam ujrzeć został wykreowany w mojej głowie i tak "podkręcony" , że zastana rzeczywistość nieco mnie rozczarowała, choc przyznać muszę , że sam zamek jest naprawdę piękny! i nie warto go konfrontować z naszymi mylnymi wyobrażeniami ....
czasu mamy tu mnóstwo! do Schwangau dotarlismy ok 13.30; pilotka wręcza nam bilety wstepu do zamku na 16,30 (które są wystawiane na konkretną godzinę i nie ma mozliwości zamiany, jak ktoś sie spóźni) ; tłumaczy nam równiez jak się tam dostać? (są trzy sposoby: na piechotę pod górę, dorożką z konikami (drogo!) albo busem;
mamy 3 godziny więc spoko wejdziemy pieszo, czasu mnóstwo....., więc zanimm się tam wdrapiemy - najpierw mały rekonesans po miasteczku Schwangau
przed nami Muzeum Królów Bawarskich - z pewnością ciekawe, ale tam nie wchodzimy...
zabudowa wokół - piękna... pensjonatowo-kurortowo....
Schwangau położone jest nad malowniczym, alpejskim jeziorkiem Alpsee
upał tego dnia jest nieznośny (over 30C!!!) , więc sporo tu plażowiczów...
jednak gorąc odbiera nam całą przyjemność spacerowania....
, czuję że robię się mokra... , czas się gdzieś schłodzić... 
jakaś fajna "stodoła" !
pamiatki - jak wszędzie w Bawarii - kufle, kufelki, kufeleczki....
jednakże ceny tychże - odstraszają!
(jeden kufelek już zresztą kupiłam wcześniej
- i wystarczy!
znajdujemy przyjemną knajpkę i zasiadamy na piffeczko
ciemne, królewskie - i zimneeeee
, smakuje wybornie w tym upale ...
do tego pyszniutki zimny deserek
i jest dobrze! 
posiedziałyśmy tam z godzinkę, ostudziłyśmy się na dobre i zastanawiamy się czy by nie wejść do pobliskiego Hohenschwengau?
to niewielki zameczek, górujący vis a vis Neuschwenstain , w którym Ludwik sie wychował , mimo, ze to siedziba jego rodziców - zaliczany jest jako czwarty zamek Ludwika, choć nasz Król-bohater tej opowieści wcale go nie zbudował ...
Zamek Hohenschwangau - zajmował szczególne miejsce w sercu Ludwika; zbudowany przez jego ojca na ruinach wczesniejszej średniowiecznej twierdzy - ten neogotycki zamek wyglądał niczym wyjęty z baśniowych opowieści.... a przyszły król upodobał sobie to miejsce szczególnie po śmierci ojca, gdy sam już wstąpił na bawarski tron.
I to właśnie w niedalekiej odległości od niego wybudował swoją najsłynniejszą siedzibę – Neuschwanstein....; podobno z zamku Hochenschwengau siedział sobie z lornetką i przyglądał się budowie swojej nowej siedziby vis a vis
jest jednak tak gorąco - ze odpuszczamy sobie wizytę tam
mało tego! rezygnujemy ze wspinaczki pod górę, bo szlak do Neuschwanstein jest ponoć długi i męczący, zatem za 3 E podjeżdżamy takim oto autobusikiem jeżdżącym tu wahadłowo
; miło, szybko, i bez zadyszki ... 
cdn....
Piea
heee, "motyw z flagą" Ukrainy mnie...zaskoczył ; )
ale "ludzie na kocykach" jeszcze bardziej ; ))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav