no widać, nie było aż tak źle skoro nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, Nel człowiek idzie z innym nastawieniem, bo nie jest to dancing - je, chodzi, robi foto i zapoznaje z tzw. miejscową kulturą; wiem komercha, ale jednak elementy poznawcze istnieją, a że muzyka odmienna od europejskiej - no, fakt znacznie gorzej miały dzieci, które nie widzą lub nie słyszą, a musiały grzecznie siedzieć i patrzeć lub słuchać wszedłem w ich skórę HORROR
Jeszcze wieczorny spacer na pobliski deptak - żona musi nadal wybierać pamiątki a potem spanko. Następny dzień rozpoczynamy rejsem po jeziorze Tonle Sap do pływającej wioski, a później jeszcze dwie świątynie Angkoru. Zatrzymajmy się przy jeziorze; wiadomo woda to życie - potrzebna do picia, prania, gotowania, mycia, uprawy roślin .... a nawet spłukiwania kibelka. No, ale mieszkając na wodzie do wszystkiego musisz używać tej samej wody, a co z pogrzebami?? Cmentarz mają jednak na wysepce i chociaż kolor wody odstrasza od picia, to jednak ryby możesz łowić na progu domu. Dochodząc do przystani przechodzimy obok wioski domów "na nogach" (na palach znaczy się) i niby jest tu wszystko: szpital, szkoła, świątynie różnych wyznań, ale ... To pierwszy przypadek, że nie skorzystałem z możliwości zakupu lokalnej pamiątki - butelki bimbru. Nie sprawdzałem czy to zakurzone butelki czy efekt dodawanej wody, nie wiem, zabrakło mi odwagi. Zanim foto znad wody pokażę jeden fajny hotelowy patent, chociaż foto niezbyt dobre. Śniadania zawsze w hotelu i zawsze szwedzki stół - chodzisz i wybierasz, a wybór ogromny. Wiele dań serwowanych na ciepło (nawet plaster szynki możesz zjeść z wody) - więc sporo tych zamykanych podgrzewaczy. Na foto słabo to widać, ale tutaj podgrzewacze mają w zasuwie szybę i nie musisz każdego otwierać, żeby zobaczyć co w nim jest. I nie sugerujcie się ilością widocznych podgrzewaczy - to tylko skromniutki wycinek.
I naprawa drogi, gdzie materiał donosi się koszykami; dalej zaś foto z wioski - różne budynki użyteczności publicznej oraz obowiązkowe przydomowe kapliczki, a do tego spacerujący inwentarz, no ten najmniejszy jest chroniony; jest też sklep z bimbrem.
Płyniemy do wioski na wodzie i do farmy krokodyli tej samej, którą odwiedziła Asia. Woda ma tu specyficzny i dość intensywny kolor. Płyniemy obserwując miejscowych przy codziennych czynnościach, zwłaszcza łowieniu ryb. Miałem nadzieję na foto wodnych ptaków i nawet latają jakieś rybitwy i jaskółki, ale jak dla mnie zbyt szybko. To fotki z rejsu.
Mijamy kościół i zaraz przybijamy do krokodylej farmy. Możesz tu kupić różne pamiątki, ale myślę, że celnicy nie byli by nimi zbytnio zachwyceni; takim ryzykantem nie jestem. Po raz pierwszy dotykam wyprawionej skóry krokodyla i nigdy bym nie przypuszczał, że taka mięciutka. Po pokładzie bez pełnego dozoru chodzi mały brzdąc, może dwulatek - do krokodyli nie wpadnie, bo jest siatka, ale do wody?? Po niedługim popasie wracamy na przystań. Czekają jeszcze przecie dwie świątynie Angkoru.
Na ostatnim foto jedyny wizerunek rybitwy (ale nie do identyfikacji) i dachy domów na nogach - wydaje się, że jakieś próby zapewnienia se własnej energii elektrycznej czy chociażby ciepłej wody jednak są.
z 5 dni tu do Was nie zaglądałam, więc mi się narobiło sporo zaległości , zwaszcza, że u Ciebie relacja na bieżąco się "rozrasta" , ale doczytałam dooglądałam i teraz skomentuję, od początku z wielu postów:
- to drzewo kul armatnich jest NIESAMOWITE!!! rzadko widuje się takie, które jednocześnie pięknie wciąż kwitnie i ma mnóstwo owoców (tutaj kul!) (tak na maryginesie to czerpnia gujańska- rodem z Ameryki Południowej ) ;
- wąż na pniu drzewa- paskudny! a fuj! strasznie się brzydzę takich wijących się gadów! ;
- ten upał (żar parówy) aż widać na niektórych Twoich zdjęciach! biedna Pani Papuasowa..... ( foto z motylkiem) - też miałam w Taj takie policzki nie stygłam tam p/ dwa tygodnie, co widać było non-stop na mych rózowo-czerwonych licach ;
- no i całe clou: te rzeźby, te reliefy, te świątynie... no CUDA!!! po TO przyjeżdża sie do Kambodży! coś niesamowitego! ogrom wrażenia robią te potęzne drzewa miażdżące i ściskające te wiekowe mury! to jest coś co od zawsze chciałam zobaczyć...., ale jednak TA pogoda mnie tam odstrasza! i raczej w ten rejon świata już się nie wybiorę ;
- obuwie weselników GIT! , mają "wyrąbane" na wszystkie louboutiny, miu-miu i inne tego typu dziwactwa tego świata ;
- dzieciaczki w tej szkole.... no serce ściska od samego patrzenia...
- muzyka i te ich spektakle taneczno-teatralne; dla mnie to słuchowa męczarnia!! to jest miauczenie a nie śpiew; nie do "przeżycia" dla europejskich uszu!
- patent z szybkami w bemarach ; też spotkałam już to w kilku hotelach...., jak nie są zaparowane (a często są) to nie musi człek podnosić i zaglądać
- no takiego bimbru też bym z pewnością nie kupiła! już na sam wygląd buteleczki -odstrasza, bo wygląda to fuj! bez wzgledu na zawartośc w środku; a w środku.. wiadomo.. zawsze to samo, albo podobne ; ja nie jestemm amatorką bimbrów wszelakich
- woda w rzece- tragedia! od samego patrzenia uruchamiłby mi sie jakiś patomechanizm
- no i ta bida z nędzą wokół.... jak to w takich krajach- zawsze mnie to przygnębia....
uff, i to chyba tyle , chyba, że o czymś zapomniałam ?
Z zaprezentowanych dotychczas miejsc zdecydowanie numerem 1 jest Angkor. W końcu to najokazalszy obiekt sakralny na świecie i jednocześnie element Światowej Listy Dziedzictwa UNESCO. Bangkok miałem okazję odwiedzić czterokrotnie w latach 80-tych. Było zdecydowanie mniej wieżowców i w mieście przeważała wtedy raczej niska zabudowa. Ale tłok na ulicach i korki już były. Pozdrawiam.
Achernar - Oczywiście, udział w wycieczce przede wszystkim ze względu na zwiedzanie Angkoru. Teraz troszeczkę żal, ale tak już mam, że przed wycieczką nigdy nie czytam o szczegółach atrakcji, nie wertuję przewodników itp. - jadę i oglądam, a dopiero po powrocie czytam i dokonuję identyfikacji atrakcji oraz weryfikuję swe wiadomości. Zdarza się, tutaj w Angkorze Wat również, że minąłem ciekawe reliefy. I to se już ne wrati. Trudno
Piea no nieee niewinny wężyk fuj!! Prawdopodobnie nie był nawet jadowity. Tak na oko 1,2m. Dzięki za nazwę drzewa - biologicznie można na Ciebie polegać. Była już kiedyś dyskusja o egzotyce, biedzie i wrażliwości fotografujących. Bieda jest nieodłącznym elementem tamtejszego życia, więc szukając swojej prawdy o danym kraju nie można jej pomijać. Ale niebawem przyjdzie moment, kiedy i ja się rozkleiłem. Niee, nie nie było tak źle przy zwiedzaniu Angkoru - możesz spokojnie tu przyjechać. Fakt wilgotność i trochę duchoty było, ale też sporo "poziomów" podczas zwiedzania zaliczyliśmy. Tak, woda w kanale i jeziorze do bezpośredniego picia i gotowania raczej się nie nadaje i ponoć kupują w pojemnikach, ale kto ich tam wie. Zazwyczaj nie mam oporów przed degustacją miejscowych specjalności i tak jakoś jest, że z tych "egzotycznych" krajów często przywożę flaszkę bimbru; tym razem nie.
no widać, nie było aż tak źle skoro nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, Nel człowiek idzie z innym nastawieniem, bo nie jest to dancing - je, chodzi, robi foto i zapoznaje z tzw. miejscową kulturą; wiem komercha, ale jednak elementy poznawcze istnieją, a że muzyka odmienna od europejskiej - no, fakt znacznie gorzej miały dzieci, które nie widzą lub nie słyszą, a musiały grzecznie siedzieć i patrzeć lub słuchać wszedłem w ich skórę HORROR
papuas
Jeszcze wieczorny spacer na pobliski deptak - żona musi nadal wybierać pamiątki a potem spanko. Następny dzień rozpoczynamy rejsem po jeziorze Tonle Sap do pływającej wioski, a później jeszcze dwie świątynie Angkoru. Zatrzymajmy się przy jeziorze; wiadomo woda to życie - potrzebna do picia, prania, gotowania, mycia, uprawy roślin .... a nawet spłukiwania kibelka. No, ale mieszkając na wodzie do wszystkiego musisz używać tej samej wody, a co z pogrzebami?? Cmentarz mają jednak na wysepce i chociaż kolor wody odstrasza od picia, to jednak ryby możesz łowić na progu domu. Dochodząc do przystani przechodzimy obok wioski domów "na nogach" (na palach znaczy się) i niby jest tu wszystko: szpital, szkoła, świątynie różnych wyznań, ale ... To pierwszy przypadek, że nie skorzystałem z możliwości zakupu lokalnej pamiątki - butelki bimbru. Nie sprawdzałem czy to zakurzone butelki czy efekt dodawanej wody, nie wiem, zabrakło mi odwagi. Zanim foto znad wody pokażę jeden fajny hotelowy patent, chociaż foto niezbyt dobre. Śniadania zawsze w hotelu i zawsze szwedzki stół - chodzisz i wybierasz, a wybór ogromny. Wiele dań serwowanych na ciepło (nawet plaster szynki możesz zjeść z wody) - więc sporo tych zamykanych podgrzewaczy. Na foto słabo to widać, ale tutaj podgrzewacze mają w zasuwie szybę i nie musisz każdego otwierać, żeby zobaczyć co w nim jest. I nie sugerujcie się ilością widocznych podgrzewaczy - to tylko skromniutki wycinek.
I naprawa drogi, gdzie materiał donosi się koszykami; dalej zaś foto z wioski - różne budynki użyteczności publicznej oraz obowiązkowe przydomowe kapliczki, a do tego spacerujący inwentarz, no ten najmniejszy jest chroniony; jest też sklep z bimbrem.
papuas
Dalej foty z dojścia do przystani.
A powyżej sprzedaż bimbru i takie trochę Indie.
Wypływamy. Nie na naszym statku, ale jeśli to ma być szalupa ratunkowa ?? to ja dziękuję.
papuas
Płyniemy do wioski na wodzie i do farmy krokodyli tej samej, którą odwiedziła Asia. Woda ma tu specyficzny i dość intensywny kolor. Płyniemy obserwując miejscowych przy codziennych czynnościach, zwłaszcza łowieniu ryb. Miałem nadzieję na foto wodnych ptaków i nawet latają jakieś rybitwy i jaskółki, ale jak dla mnie zbyt szybko. To fotki z rejsu.
I mijamy kolorowy cmentarz na wysepce.
I jest pływająca wioska.
papuas
Mijamy kościół i zaraz przybijamy do krokodylej farmy. Możesz tu kupić różne pamiątki, ale myślę, że celnicy nie byli by nimi zbytnio zachwyceni; takim ryzykantem nie jestem. Po raz pierwszy dotykam wyprawionej skóry krokodyla i nigdy bym nie przypuszczał, że taka mięciutka. Po pokładzie bez pełnego dozoru chodzi mały brzdąc, może dwulatek - do krokodyli nie wpadnie, bo jest siatka, ale do wody?? Po niedługim popasie wracamy na przystań. Czekają jeszcze przecie dwie świątynie Angkoru.
Na ostatnim foto jedyny wizerunek rybitwy (ale nie do identyfikacji) i dachy domów na nogach - wydaje się, że jakieś próby zapewnienia se własnej energii elektrycznej czy chociażby ciepłej wody jednak są.
papuas
z 5 dni tu do Was nie zaglądałam, więc mi się narobiło sporo zaległości , zwaszcza, że u Ciebie relacja na bieżąco się "rozrasta" , ale doczytałam dooglądałam i teraz skomentuję, od początku z wielu postów:
- to drzewo kul armatnich jest NIESAMOWITE!!! rzadko widuje się takie, które jednocześnie pięknie wciąż kwitnie i ma mnóstwo owoców (tutaj kul!) (tak na maryginesie to czerpnia gujańska- rodem z Ameryki Południowej ) ;
- wąż na pniu drzewa- paskudny! a fuj! strasznie się brzydzę takich wijących się gadów! ;
- ten upał (żar parówy) aż widać na niektórych Twoich zdjęciach! biedna Pani Papuasowa..... ( foto z motylkiem) - też miałam w Taj takie policzki nie stygłam tam p/ dwa tygodnie, co widać było non-stop na mych rózowo-czerwonych licach ;
- no i całe clou: te rzeźby, te reliefy, te świątynie... no CUDA!!! po TO przyjeżdża sie do Kambodży! coś niesamowitego! ogrom wrażenia robią te potęzne drzewa miażdżące i ściskające te wiekowe mury! to jest coś co od zawsze chciałam zobaczyć...., ale jednak TA pogoda mnie tam odstrasza! i raczej w ten rejon świata już się nie wybiorę ;
- obuwie weselników GIT! , mają "wyrąbane" na wszystkie louboutiny, miu-miu i inne tego typu dziwactwa tego świata ;
- dzieciaczki w tej szkole.... no serce ściska od samego patrzenia...
- muzyka i te ich spektakle taneczno-teatralne; dla mnie to słuchowa męczarnia!! to jest miauczenie a nie śpiew; nie do "przeżycia" dla europejskich uszu!
- patent z szybkami w bemarach ; też spotkałam już to w kilku hotelach...., jak nie są zaparowane (a często są) to nie musi człek podnosić i zaglądać
- no takiego bimbru też bym z pewnością nie kupiła! już na sam wygląd buteleczki -odstrasza, bo wygląda to fuj! bez wzgledu na zawartośc w środku; a w środku.. wiadomo.. zawsze to samo, albo podobne ; ja nie jestemm amatorką bimbrów wszelakich
- woda w rzece- tragedia! od samego patrzenia uruchamiłby mi sie jakiś patomechanizm
- no i ta bida z nędzą wokół.... jak to w takich krajach- zawsze mnie to przygnębia....
uff, i to chyba tyle , chyba, że o czymś zapomniałam ?
Piea
Z zaprezentowanych dotychczas miejsc zdecydowanie numerem 1 jest Angkor. W końcu to najokazalszy obiekt sakralny na świecie i jednocześnie element Światowej Listy Dziedzictwa UNESCO. Bangkok miałem okazję odwiedzić czterokrotnie w latach 80-tych. Było zdecydowanie mniej wieżowców i w mieście przeważała wtedy raczej niska zabudowa. Ale tłok na ulicach i korki już były. Pozdrawiam.
Achernar - Oczywiście, udział w wycieczce przede wszystkim ze względu na zwiedzanie Angkoru. Teraz troszeczkę żal, ale tak już mam, że przed wycieczką nigdy nie czytam o szczegółach atrakcji, nie wertuję przewodników itp. - jadę i oglądam, a dopiero po powrocie czytam i dokonuję identyfikacji atrakcji oraz weryfikuję swe wiadomości. Zdarza się, tutaj w Angkorze Wat również, że minąłem ciekawe reliefy. I to se już ne wrati. Trudno
Piea no nieee niewinny wężyk fuj!! Prawdopodobnie nie był nawet jadowity. Tak na oko 1,2m. Dzięki za nazwę drzewa - biologicznie można na Ciebie polegać. Była już kiedyś dyskusja o egzotyce, biedzie i wrażliwości fotografujących. Bieda jest nieodłącznym elementem tamtejszego życia, więc szukając swojej prawdy o danym kraju nie można jej pomijać. Ale niebawem przyjdzie moment, kiedy i ja się rozkleiłem. Niee, nie nie było tak źle przy zwiedzaniu Angkoru - możesz spokojnie tu przyjechać. Fakt wilgotność i trochę duchoty było, ale też sporo "poziomów" podczas zwiedzania zaliczyliśmy. Tak, woda w kanale i jeziorze do bezpośredniego picia i gotowania raczej się nie nadaje i ponoć kupują w pojemnikach, ale kto ich tam wie. Zazwyczaj nie mam oporów przed degustacją miejscowych specjalności i tak jakoś jest, że z tych "egzotycznych" krajów często przywożę flaszkę bimbru; tym razem nie.
papuas
Tak bieda na i przy jeziorze straszna, podobno to jeden z najbiedniejszych krajów. Ale już na „stałym” lądzie domy aż tak źle nie wyglądają.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Ależ ciężkie warunki do zycia
Choć to oczywiscie nasze europejskie spojrzenie i ocena , dla tych ludzi pewnie takie życie to norma
No trip no life