acha może z tymi biletami przedobrzyłem i te 62 dolary to rzeczywiście 2 dni, bo teraz doczytałem, że zwiedzanie nie musi być dzień po dniu, tylko w jakimś okresie, a dziurki w biletach każdego dnia robili
Nel, nie wiem jak z godzinami otwarcia, bo i też nie mogę sobie wyobrazić zamykania, zresztą przewodniki polecają zobaczenie - wschód słońca z jakiegoś miejsca, Angkor Wat w promieniach zachodzącego słońca itp. mnie te niuanse nie dotyczą, bo rządzi Biuro.
To idziemy dalej - foto Bramy Zwycięstwa od strony tarasów, Taras Słoni i znajdujący się obok Taras Trędowatego Króla. Przypuszcza się, że z Tarasu król przyjmował defilady i obserwował jakieś imprezy. Wbrew nazwie w zdobieniach tarasu nie dominują słonie, chociaż są, ale mityczne ptaki - Garuda. Taras Trędowatego Króla też bogato zdobiony; wchodzimy na niego korytarzem ze zdobieniami. I tutaj kończy się spacer, po czym busikami wracamy na parking do autokaru. Teraz przejazd i obejrzenie świątyni zaanektowanej przez dżunglę, gdzie były kręcone plenery filmu Tomb Raider. Drzewa potężne i czasami nie wiesz czy podpierają i umacniają czy rozsadzają obiekt. Jest też sztandarowe miejsce do robienia foto. Trafiamy tutaj ślubną sesję i weselnych gości - jest więc dodatkowa atrakcja.
No to trza by z tego labiryntu jakoś wyjść; sprawdzam strop - jakoś się trzyma .... korzenie najczęściej fotografowanego drzewa czekają przecie i ślubnej trza foto zrobić a tu jeszcze weselnicy w odświętnych strojach stroje odświętne, ale obuwie już mało no zapomniałem - tutaj tańczy się na bosaka
Tu się nie wyjdzie - tutaj przyroda pcha się do środka.
Pierwszy dzień zwiedzania Angkoru kończymy zwiedzaniem najbardziej znanego kompleksu Angkor Wat. Wchodzimy grupą przez bramę dla służby (główną mógł wchodzić jedynie król) i oglądamy relief - "ubijanie oceanu czy morza mleka". Na prawie 50m wyrzeźbiono akcję jakby dwie grupy przeciągały linę i to właśnie to ubijanie, mające swe tłumaczenie w hinduskiej mitologii. Idziemy razem, aż do miejsca gdzie można wchodzić na wyższe poziomy i tu zostaje podany czas zbiórki na parkingu. Idziemy, oglądamy, czegoś nie zauważamy; mignął mi z boku jeden z następnych reliefów, ale nie zbaczamy tylko do przodu. No myślę sobie jednak wyjdę Bramą Królewską, a tu nici. Wchodzi nią właśnie jakaś ważna delegacja międzynarodowa i wszyskich wychodzących kierują w bok. I jedna informacja - gdyby zdarzyło się komuś zobaczyć budynek o nieustalonym użytkowaniu to jest to z pewnością Biblioteka. Naukowcy zawsze tak nazywają budynki o wątpliwym przeznaczeniu, Tutaj też takowe są. To teraz już foto bez specjalnego opisu, bo wszystko wiadono. Na początek przechodzimy obok czynnej części świątyni czyli jakiegoś w miarę współczesnego klasztoru. Więc brama dla służby, spojrzenie w stronę Królewskiej i regularne zwieszanie.
W galerii "ubijania oceanu mleka" wizja czy replika stropu jaki tu mógł się znajdować i przechodzimy do słynnych wież.
Miejscowe turystki jednak mało zainteresowane zabytkami i starymi kamieniami. To wchodzimy wyżej.
Idziemy dalej do przodu, mijamy kolejne tarasy, jakieś boczne odnogi, niestety z reliefami, jest biblioteka i już, już Brama Królewska w zasięgu - robię nawet foto i ... nie nada. U podnóża bramy stary, obecnie remontowany most.
I właśnie delegacja "ważniaków". To ostatni rzut oka i jesteśmy przed remontowanym mostem. I jescze następna Biblioteka.
Koniec zwiedzania na dziś, ale jeszcze nie koniec dnia - jeszcze dwa punkty programu. W drodze powrotnej wstępujemy do szkoły. Zdarzała się już na wycieczkach wizyta w szkole, ale tu novum. Okazuje się, że miejscowy kontrachent biura opiekuje się szkołą, w której pobierają nauki dzieci niepełnosprawne - niewidome i z upośledzeniem słuchu. O Matko, naprawdę było mi tych maluchów serdecznie żal, bo została zoganizowana regularna akademia, gdzie w "prezydium" siedzi wycieczka i jak za najlepszych czasów - przemowy i podziękowania. Okropieństwo.
Drugi punkt programu też nie był zbyt łatwy, ale to już efekt własnego wyboru, fakultet - kolacja z pokazem tańców. Było OK i trzeba to obejrzeć, tyle że muzyka nieco inna i trudna do słuchania.
Najpierw tańce tradycyjne z ruchami dłoni, wyginaniem palców i zamieraniem z nogą uniesioną do góry. Potem bardziej współczesne, ale kapela ta sama i muzyka bardzo podobna.
acha może z tymi biletami przedobrzyłem i te 62 dolary to rzeczywiście 2 dni, bo teraz doczytałem, że zwiedzanie nie musi być dzień po dniu, tylko w jakimś okresie, a dziurki w biletach każdego dnia robili
Nel, nie wiem jak z godzinami otwarcia, bo i też nie mogę sobie wyobrazić zamykania, zresztą przewodniki polecają zobaczenie - wschód słońca z jakiegoś miejsca, Angkor Wat w promieniach zachodzącego słońca itp. mnie te niuanse nie dotyczą, bo rządzi Biuro.
papuas
To idziemy dalej - foto Bramy Zwycięstwa od strony tarasów, Taras Słoni i znajdujący się obok Taras Trędowatego Króla. Przypuszcza się, że z Tarasu król przyjmował defilady i obserwował jakieś imprezy. Wbrew nazwie w zdobieniach tarasu nie dominują słonie, chociaż są, ale mityczne ptaki - Garuda. Taras Trędowatego Króla też bogato zdobiony; wchodzimy na niego korytarzem ze zdobieniami. I tutaj kończy się spacer, po czym busikami wracamy na parking do autokaru. Teraz przejazd i obejrzenie świątyni zaanektowanej przez dżunglę, gdzie były kręcone plenery filmu Tomb Raider. Drzewa potężne i czasami nie wiesz czy podpierają i umacniają czy rozsadzają obiekt. Jest też sztandarowe miejsce do robienia foto. Trafiamy tutaj ślubną sesję i weselnych gości - jest więc dodatkowa atrakcja.
I zdobienia Tarasu Trędowatego Króla.
papuas
Idziemy w kierunku i już za chwilę będziemy stąpać śladami Lary Croft i z całą pewnością nie w każdy zakątek uda się dotrzeć.
papuas
No to trza by z tego labiryntu jakoś wyjść; sprawdzam strop - jakoś się trzyma .... korzenie najczęściej fotografowanego drzewa czekają przecie i ślubnej trza foto zrobić a tu jeszcze weselnicy w odświętnych strojach stroje odświętne, ale obuwie już mało no zapomniałem - tutaj tańczy się na bosaka
Tu się nie wyjdzie - tutaj przyroda pcha się do środka.
papuas
..."drzewa w murze", REWELKA !!!!!!!!!!!!!
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Pierwszy dzień zwiedzania Angkoru kończymy zwiedzaniem najbardziej znanego kompleksu Angkor Wat. Wchodzimy grupą przez bramę dla służby (główną mógł wchodzić jedynie król) i oglądamy relief - "ubijanie oceanu czy morza mleka". Na prawie 50m wyrzeźbiono akcję jakby dwie grupy przeciągały linę i to właśnie to ubijanie, mające swe tłumaczenie w hinduskiej mitologii. Idziemy razem, aż do miejsca gdzie można wchodzić na wyższe poziomy i tu zostaje podany czas zbiórki na parkingu. Idziemy, oglądamy, czegoś nie zauważamy; mignął mi z boku jeden z następnych reliefów, ale nie zbaczamy tylko do przodu. No myślę sobie jednak wyjdę Bramą Królewską, a tu nici. Wchodzi nią właśnie jakaś ważna delegacja międzynarodowa i wszyskich wychodzących kierują w bok. I jedna informacja - gdyby zdarzyło się komuś zobaczyć budynek o nieustalonym użytkowaniu to jest to z pewnością Biblioteka. Naukowcy zawsze tak nazywają budynki o wątpliwym przeznaczeniu, Tutaj też takowe są. To teraz już foto bez specjalnego opisu, bo wszystko wiadono. Na początek przechodzimy obok czynnej części świątyni czyli jakiegoś w miarę współczesnego klasztoru. Więc brama dla służby, spojrzenie w stronę Królewskiej i regularne zwieszanie.
W galerii "ubijania oceanu mleka" wizja czy replika stropu jaki tu mógł się znajdować i przechodzimy do słynnych wież.
Miejscowe turystki jednak mało zainteresowane zabytkami i starymi kamieniami. To wchodzimy wyżej.
papuas
papuas
Idziemy dalej do przodu, mijamy kolejne tarasy, jakieś boczne odnogi, niestety z reliefami, jest biblioteka i już, już Brama Królewska w zasięgu - robię nawet foto i ... nie nada. U podnóża bramy stary, obecnie remontowany most.
I właśnie delegacja "ważniaków". To ostatni rzut oka i jesteśmy przed remontowanym mostem. I jescze następna Biblioteka.
papuas
Koniec zwiedzania na dziś, ale jeszcze nie koniec dnia - jeszcze dwa punkty programu. W drodze powrotnej wstępujemy do szkoły. Zdarzała się już na wycieczkach wizyta w szkole, ale tu novum. Okazuje się, że miejscowy kontrachent biura opiekuje się szkołą, w której pobierają nauki dzieci niepełnosprawne - niewidome i z upośledzeniem słuchu. O Matko, naprawdę było mi tych maluchów serdecznie żal, bo została zoganizowana regularna akademia, gdzie w "prezydium" siedzi wycieczka i jak za najlepszych czasów - przemowy i podziękowania. Okropieństwo.
Drugi punkt programu też nie był zbyt łatwy, ale to już efekt własnego wyboru, fakultet - kolacja z pokazem tańców. Było OK i trzeba to obejrzeć, tyle że muzyka nieco inna i trudna do słuchania.
Najpierw tańce tradycyjne z ruchami dłoni, wyginaniem palców i zamieraniem z nogą uniesioną do góry. Potem bardziej współczesne, ale kapela ta sama i muzyka bardzo podobna.
papuas
ha ha , ila czasu męczyli was tą muzą tzn ile czasu trwał seans ? mój mąż to by pewnie od razu zasnął i pewnie chrapnął
No trip no life