Ta półka na jachty to rzeczywiście ciekawostka he he ..ja tez nigdy niedziałam tak skladowanych łódek.Pewnie to trcohe tańsza forma niż trzymanie ich na wodzie..
Apisku, alez na szczesliwych tam wyglądacie bije z was radość i optymizm !!
W końcu wydostajemy się z gęsto zasiedlonej Mesety Centralnej . Ze wszystkich stron otaczają nas zielone wzgórza, niektóre zalesione, ale na większości są po prostu pastwiska.
Teraz wjeżdżamy w rejon upraw truskawek. Owocują wprawdzie cały rok, ale ich smak i aromat nie dorównuje naszym.
Wkrótce góry stają się wyższe, a w miejsce pastwisk pojawia się las deszczowy. To świadczy o tym, że wjeżdżamy do Parku Narodowego Braullio Carillo.
Park ten powstał w 1978 roku z inicjatywy ekologów, którzy obawiali się, że nowopowstająca autostrada ze stolicy do największego portowego miasta Limon na wybrzeżu Morza Karaibskiego, zniszczy tamtejsze dziewicze lasy deszczowe.
W parku są piękne głębokie kaniony, w których płyną wartko górskie strumienie, rosną ogromne drzewa, paprocie, orchidee, bromelie i rośliny o wielkich liściach zwane parasolami dla ubogich.
I tu właśnie doświadczamy, jak szybko może się zmienić pogoda w Kostaryce.
Przed chwilą jeszcze było słońce, a teraz po wjeździe na wysokość powyżej 2200 metrów otacza nas gęsty tuman mgielny.
Z jednej strony żal mi, że nie zobaczę pięknych widoczków, a z drugiej zaś – ten zamglony las jest tak dostojny i tajemniczy - wręcz mistyczny - że Ines z trudem zagania nas do auta....
A może już lepiej nie widzieć tej przepaści????
Ines opowiada, że w czasach, gdy nie było autostrady park przecinała wąska kręta droga o stromych podjazdach. Któregoś razu - jeszcze jako młoda dziewczyna - jechała tą drogą w czasie pory deszczowej, kiedy to silne ulewy powodują osuwiska skał i ziemi. W pewnym momencie wyjeżdżając zza zakrętu zobaczyła przed sobą lawinę błotną spływającą przez szosę ze stromej góry. Doskonale wiedziała, że tu nie ma żartów. Taka lawina może porwać ze sobą nie tylko człowieka, ale i samochód. Udało jej się z trudem wycofać na wąskiej drodze i zawrócić.
Jakie było jej zaskoczenie i przerażenie, gdy po kilku kilometrach okazało się, że podobna błotna masa zagrodziła jej drogę odwrotu.
Została odcięta od świata pomiędzy dwoma zwałami błota, skał i połamanych drzew, a wtedy nie było telefonów komórkowych i droga była rzadziej uczęszczana!!!!
No, wyobrażam sobie, co przeżyła w takiej dżungli, odcięta od świata w czasie ulewy. I nie miała żadnej gwarancji, czy na nią nie zejdzie kolejna błotna lawina.
Teraz na szczęście nie ma ulewy, a i mgła gdzieś znika.
Wkrótce ukazuje się nam już w pełnym słońcu czubek wulkanu Barva. Coś tam nad nim jest, nie wiem czy to chmurka, czy też wulkan dymi?????
Kolejny przystanek przy wodospadach na rzece La Paz. Tych wodospadów jest aż pięć, jednak z drogi widać tylko dwa.
Wybierzemy się w końcówce pobytu jeszcze raz w tą okolicę, gdyż mamy tu zarezerwowany hotel.
W pobliżu miasteczka Gaupiles Ines skręca w boczną szutrową drogę. Nie wiemy co nas teraz czeka?????
Jedziemy wyboistą waską drogą biegnącą wśród gór i dojeżdżamy do górskiej rzeki Rio Sucio.
Wokół piękna roślinność, spory strumień wije się pomiędzy kamieniami.
Teraz jest pora sucha, więc poziom wody jest niski, ale na brzegach widać wyraźnie ślady podmycia w czasie wysokiego stanu wody po tropikalnych ulewach.
Na brzegu rośnie stare krzywe powyginane drzewo, na którym rosną epifity.
Warto się na nie wdrapać dla fajnego widoczku.
Ja robię foty z góry, a Ines z dołu...
Stąd już niedaleko do Gaupiles – głównego miasteczka tego regionu. Pora na kawkę, potem krótka wędrówka uliczkami, ale nic tam interesującego nie ma.
Ta półka na jachty to rzeczywiście ciekawostka he he ..ja tez nigdy niedziałam tak skladowanych łódek.Pewnie to trcohe tańsza forma niż trzymanie ich na wodzie..
Apisku, alez na szczesliwych tam wyglądacie bije z was radość i optymizm !!
No trip no life
Wszystko super
basia35
Nelcia, Basia, dzięki!!!
Mariola
W końcu wydostajemy się z gęsto zasiedlonej Mesety Centralnej . Ze wszystkich stron otaczają nas zielone wzgórza, niektóre zalesione, ale na większości są po prostu pastwiska.
Teraz wjeżdżamy w rejon upraw truskawek. Owocują wprawdzie cały rok, ale ich smak i aromat nie dorównuje naszym.
Wkrótce góry stają się wyższe, a w miejsce pastwisk pojawia się las deszczowy. To świadczy o tym, że wjeżdżamy do Parku Narodowego Braullio Carillo.
Park ten powstał w 1978 roku z inicjatywy ekologów, którzy obawiali się, że nowopowstająca autostrada ze stolicy do największego portowego miasta Limon na wybrzeżu Morza Karaibskiego, zniszczy tamtejsze dziewicze lasy deszczowe.
W parku są piękne głębokie kaniony, w których płyną wartko górskie strumienie, rosną ogromne drzewa, paprocie, orchidee, bromelie i rośliny o wielkich liściach zwane parasolami dla ubogich.
I tu właśnie doświadczamy, jak szybko może się zmienić pogoda w Kostaryce.
Przed chwilą jeszcze było słońce, a teraz po wjeździe na wysokość powyżej 2200 metrów otacza nas gęsty tuman mgielny.
Z jednej strony żal mi, że nie zobaczę pięknych widoczków, a z drugiej zaś – ten zamglony las jest tak dostojny i tajemniczy - wręcz mistyczny - że Ines z trudem zagania nas do auta....
A może już lepiej nie widzieć tej przepaści????
Ines opowiada, że w czasach, gdy nie było autostrady park przecinała wąska kręta droga o stromych podjazdach. Któregoś razu - jeszcze jako młoda dziewczyna - jechała tą drogą w czasie pory deszczowej, kiedy to silne ulewy powodują osuwiska skał i ziemi. W pewnym momencie wyjeżdżając zza zakrętu zobaczyła przed sobą lawinę błotną spływającą przez szosę ze stromej góry. Doskonale wiedziała, że tu nie ma żartów. Taka lawina może porwać ze sobą nie tylko człowieka, ale i samochód. Udało jej się z trudem wycofać na wąskiej drodze i zawrócić.
Jakie było jej zaskoczenie i przerażenie, gdy po kilku kilometrach okazało się, że podobna błotna masa zagrodziła jej drogę odwrotu.
Została odcięta od świata pomiędzy dwoma zwałami błota, skał i połamanych drzew, a wtedy nie było telefonów komórkowych i droga była rzadziej uczęszczana!!!!
W tej błotnej pułapce spędziła kilka godzin...
Mariola
To dziewczyna miala rzeczywiscie makabryczne przezycia !! bo to różnie moglo sie skonczyc ..
takie lawy błotne sa jednak znacznie bliżej nas bo np na Maderze
No trip no life
No, wyobrażam sobie, co przeżyła w takiej dżungli, odcięta od świata w czasie ulewy. I nie miała żadnej gwarancji, czy na nią nie zejdzie kolejna błotna lawina.
Mariola
Teraz na szczęście nie ma ulewy, a i mgła gdzieś znika.
Wkrótce ukazuje się nam już w pełnym słońcu czubek wulkanu Barva. Coś tam nad nim jest, nie wiem czy to chmurka, czy też wulkan dymi?????
Kolejny przystanek przy wodospadach na rzece La Paz. Tych wodospadów jest aż pięć, jednak z drogi widać tylko dwa.
Wybierzemy się w końcówce pobytu jeszcze raz w tą okolicę, gdyż mamy tu zarezerwowany hotel.
W pobliżu miasteczka Gaupiles Ines skręca w boczną szutrową drogę. Nie wiemy co nas teraz czeka?????
Jedziemy wyboistą waską drogą biegnącą wśród gór i dojeżdżamy do górskiej rzeki Rio Sucio.
Wokół piękna roślinność, spory strumień wije się pomiędzy kamieniami.
Teraz jest pora sucha, więc poziom wody jest niski, ale na brzegach widać wyraźnie ślady podmycia w czasie wysokiego stanu wody po tropikalnych ulewach.
Na brzegu rośnie stare krzywe powyginane drzewo, na którym rosną epifity.
Warto się na nie wdrapać dla fajnego widoczku.
Ja robię foty z góry, a Ines z dołu...
Stąd już niedaleko do Gaupiles – głównego miasteczka tego regionu. Pora na kawkę, potem krótka wędrówka uliczkami, ale nic tam interesującego nie ma.
Mariola
Cudowna przyroda i cieplutko
Cudnie malownicza trasa, nawet we mgle
No nie.. trzymajcie mnie !! co za drzewo -cudo
No trip no life