--------------------

____________________

 

 

 



ALASKA - dlaczego warto tam jechać?

285 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Marynik, dzięki, ja wiem, że lubimy podobne rejony.

Nelcia, z pewnością to by było fajne przeżycie, gdzieś tam w głębi dziczy czymś takim się zajmować. Tylko ty z sitem, rzeka, tajga, grizzly w krzaczorach i orły (dla małżonka, żeby miał co focić, jak ty będziesz przesiewała...) na drzewie.

Ale w takich warunkach, jak to się komercyjnie odbywa, to już nie taka atrakcja.

A poza tym wydaje mi się, że tak szybko nic nie przecedzisz, a więc szkoda czasu. Ale w buteleczce można sobie kupić ponoć" oryginalne alaskańskie złoto"....za jedne 20$

Na Skarpie, witaj na forum, bo to chyba twój debiut. Mam tylko nadzieję, że nie spamujesz, a będziesz naszym stałym forumowiczem...

Oczywiście Alaska nie jest  dla wszystkich!!!!

Ale tacy fanatycy ogromnych pustych przestrzeni, cudownych różnorodnych widoków, dzikich zwierząt, gór, lodowców, strumieni, jezior, a nawet  malowniczych mokradeł i polnych kwiatów będą nią oczarowani.

Tak jak ja jestem...

A co do pogody i temperatur - to jedna wielka niewiadoma.

Parę dni po naszym powrocie dostałam maila od naszej przewodniczki z Parku Denali ( w odpowiedzi na moje podziękowania za wspaniałą wycieczkę), że ostatni odcinek trasy przez park był jednego dnia zamknięty z powodu opadów śniegu!!!!

Tam po prostu każdą pogodę trzeba zaakceptować i przy każdej jest przepięknie. Nawet burza w górach miała wiele uroku.

Choć na pewno zdjęcia ( szczególnie moje, bo profesjonalista by sobie poradził!!!!) bardzo na tym cierpią... 

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wracamy z Whittier

Znów ten antypatyczny tunel, a za tunelem taka sama zgniła pogoda.

I tak będzie już całą drogę do Seward. Co chwilę niezmiennie: trochę przestaje padać, lekka mżawka, silna mżawka, leje – i tak na zmianę.

Nawet nie chce nam się zatrzymywać na punktach widokowych, bo wszystko jest we mgle...

W czasie ładnej pogody musi tu być pięknie. Góry porośnięte lasami, w górnych partiach śnieg, w żlebach spływające lodowce.

Mijamy skrzyżowanie, gdzie odchodzi droga do miejscowosci Homer. Też miałam wielką ochotę na jej zobaczenie, no, ale wiadomo – zawsze trzeba wybierać - wszystkiego nie da rady zobaczyć!!!

Przez dłuższy czas wzdłuż drogi towarzyszy nam ogromne jezioro Kenai Lake mające 35 km długości. Brzegi ma porośnięte lasem, w kilku miejscach widzimy kempingi, pola namiotowe, jakieś domki na wynajem.

Przejeżdżamy przez mosty nad rzekami górskimi. Miejscowości po drodze żadnych nie ma. Tylko w Moose Pass jest parę prymitywnych domów, a tak to cały czas towarzyszą nam lasy, góry, jeziora, podmokłe łąki. Kompletne pustkowie...

Ale to wszystko jest bardzo malownicze, a jakby jeszcze była ładna pogoda!!!!

Dojeżdżamy do Seward, malutkiego miasteczka nad głęboką zatoką Resurrection Bay.

Seward choć jest niedużym miasteczkiem ma ważne znaczenie strategiczne, gdyż zatoka nad którą leży nie zamarza w zimie, co jest wielkim ewenementem na Alasce.

Mieszkańcy są dumni, że ich Resurrection Bay wystąpiła w filmie "Polowanie na Czerwony Październik", gdyż tu właśnie kręcono plenery przedstawiające port w Murmańsku.

Z łatwością odnajdujemy naszą nową kwaterkę położoną nad samą zatoką z pięknym widokiem na ośnieżone góry leżące po przeciwnej stronie.

To jest widok z tarasu, oczywiście w następnych dniach...

Domek jest malutki, drewniany, jak wszystkie tutaj.

 A to fotka naszego domku zrobiona w trakcie wycieczki katamaranem.

Fajny pokoik z tarasem,na którym jest jacuzzi, z którego jednak przez cały okres pobytu nie skorzystamy...

Wszyscy tu prawie mają jacuzzi, może dlatego, że kąpiel w wiecznie zimnym oceanie raczej nie wchodzi w grę. A może to takie pozostałości po Rosjanach – u nich bania i sauna, a tu nowocześniejsza wersja – jacuzzi.

I już witamy się z sympatycznymi właścicielami B&B Otter House – Cheryll i Garym.

Trochę jesteśmy zmęczeni podróżą, ale przede wszystkim przygnębieni pogodą. Dotąd jakoś nam sprzyjała, a tu jeszcze 5 dni zostało....

Nawet nam się nie chce gadać z gospodarzami – idziemy spać.

Jako, że w czasie drogi było deszczowo, mgliście, wietrznie, ponuro i ciemnawo - nie zatrzymywaliśmy się po drodze – a więc fotek niet....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Budzą mnie krople deszczu bębniące o deski tarasu....

Makabra, co tu robić z tak miło rozpoczętym porankiem????

Przy śniadaniu – a poprzedniego wieczoru po przyjeździe Gary, który tu się zajmuje kucharzeniem zapytał nas co jadamy na śniadanie i zrobił wszystko wg wytycznych – pociesza nas, że taka pogoda w Seward to norma. W zimie nie ma wielkich mrozów i śnieżyc, ale lato jest na ogół deszczowe, wilgotne, słońca jak na lekarstwo.

Na szczęscie na drugi dzień jest piękna pogoda i takie widoki przy sniadanku....

Czemu nikt o tym nie pisał o tej beznadziejnej pogodzie w Sward na Tripadvisorze?????

Alaska taka wielka, wybrałabym inny rejon.

Ale tak naprawdę pogoda na Alasce – wszędzie – jest nieprzewidywalna. A właściwie to jak najbardziej przewidywalna, bo raczej pewne jest, że się w ciągu dnia parę razy zmieni.

Gospodarze radzą nam odwiedzić muzea. Jest duże akwarium w Alaska Sea Life Center, ale ja wolę zwierzęta oglądać na żywo. Jest Seward Community Library and Museum, ale też mnie tam jakoś nie ciągnie. Bo ja raczej z takich niemuzealnych...

Ubieramy specjalnie zakupione w Decathlonie na wyprawę alaskańską solidne peleryny i w drogę.

Popaduje, ale nie leje. U nas to by była taka typowa trzydniówka!!!!

Nikt tu nie chodzi z parasolem, ani zakutany w takie peleryny, jak my....

Chyba miejscowi rzeczywiście przyzwyczajeni są do takiej pogody.

Dzieciaki biegają w krótkich rękawkach i klapkach, nikt ich nie strofuje, by się cieplej ubrały, a z pewnością nie ma więcej niż 15 stopni.

Przed naszym domkiem jest długi pas zieleni, coś niby park, dochodzący do samej zatoki.

Wzdłuż wody biegnie deptak, idziemy nim dalej w kierunku centrum, jako, że nasz domek jest na przedmieściach.

Widoki całkiem fajne, żeby tak jeszcze wyjrzało słoneczko!!!!!

Ja wypatruję wydr morskich, bo jak zapewniał nas Gary, jest ich tu bardzo wiele. To właśnie ich imieniem nazwali swój B&B – Otter House, bo otter, oznacza wydrę.

I rzeczywiście jak się dobrze przyjrzeć na powierzchni zatoki widać niewielkie brązowe zwierzaki leżące na wznak, z nóżkami i głową wystającą ponad powierzchnię wody.

Wydry mają długość do 1,5 metra i dziwny styl życia. Bardzo rzadko wychodzą na ląd, praktycznie cały swój żywot spędzają w wodzie. Tam śpią, jedzą - najchętniej ryby i jeżowce - nawet młode tuż po urodzeniu matki trzymają na brzuchu pływając.

W 19 wieku wydry morskie prawie że wyginęły, urządzano na nie polowania ze względu na piękne, gęste futro. Od wielu lat są pod ochroną na podstawie konwencji waszyngtońskiej i ich populacja szybko się odradza. Potrafią nurkować na głębokość 60 metrów i wytrwać pod wodą nawet 8 minut.

Teraz już widzę ich kilka w zasięgu wzroku. Nawet przepływające w ich pobliżu motorówki nie są w stanie ich przepłoszyć – widać przyzwyczajone.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Idąc dalej deptakiem nadmorskim mijam kemping. Jest kilka namiotów, przyczep kempingowych, ale zdecydowana większość to kampery. Idziemy sobie w tym drobnym deszczyku alejką nad wodą i podziwiamy te wspaniałe domki na kółkach.

Przez całe lata jeździliśmy na kempingi z namiotem, a właściwie z dwoma, bo braliśmy małe, żeby szybko je rozbić. W jednym spałam ja z córką, a w drugim mąż z psem. I dobrze nam było....

Potem było bardziej luksusowo, bo w przyczepie z Niewiadowa.

Echhhhh, to były czasy....

A ci tutaj to mają wręcz kosmiczne pojazdy. Niektóre to są wielkości normalnych autobusów, a w dodatku większość ma rozsuwane na postojach boki, przez co jeszcze bardziej można powiększyć powierzchnię mieszkalną. Inne nie są już takie ogromne, ale i tak dużo większe niż te jeżdżące po Europie.

 Na campingu można natrafić na oryginalnie udekorowane pojazdy...

 A widoczki też mają wspaniałe...

Na Alasce kampery są bardzo dobrym rozwiązaniem z tego względu, że są tu ogromne odległości, kompletnie niezamieszkałe tereny, gdzie nie ma hoteli, pensjonatów, czy nawet domków do wynajęcia. A mając kampera można jechać przed siebie, zatrzymać się tam, gdzie się ma ochotę.

Teoretycznie trzeba na nocleg znaleźć kemping, ale w praktyce widywaliśmy często kampery stojące na bezpłatnych parkingach czy punktach widokowych.

W pewnym momencie też miałam ochotę na takie podróżowanie, bo to byłaby jeszcze wieksza przygoda. Ale ceny mnie skutecznie odstraszyły. Wynajęcie niezbyt dużego kampera ( jak na amerykańskie stosunki - około 5 metrowego) to koszt około 250$, do tego dochodzi około 40$ opłaty za postój na kempingu oraz koszt benzyny. Pewnie podróżując w cztery osoby jest to opłacalne, ale dla dwóch raczej nie....

Tym niemniej tutaj są bardzo popularne, nasi gospodarze też mają. Widać je bardzo często stojące przy domach.

Ale najzabawniej wyglądają takie całe zestawy jadące po autostradzie. Jedzie sobie samochód terenowy, ciągnie przyczepę kempingową, a za nią na holu motorówkę. Albo jedzie potężny kamper wielkości autobusu, a za nim na holu – niewielki samochód.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Przechodzimy mostkiem przerzuconym nad strumieniem górskim, widać tu wpływające z zatoki do strumienia łososie. Aż przykro pomyśleć, że wszystkie one płyną tam na swoją zgubę. Jako, że po złożeniu ikry w miejscu gdzie same przyszły na świat – łososie giną.

Jakby nie chciały zostawić po sobie potomstwa, to mogłyby sobie pożyć jeszcze kilka lat.

No cóż, przykre, ale to przecież instynkt!!!

I już dochodzimy do centrum.

Tak naprawdę w Seward są dwa centra.

Tu gdzie dochodzimy, to takie centrum stworzone dla turystów w pobliżu portu.

Tak właśnie wyobrażałam sobie małą nadmorską mieścinę na Alasce.

Na tych fotkach akurat Mt.Marathon wyjrzała zza chmur...

Nie ma tu żadnych wieżowców, najwyżej jedno- dwupiętrowe drewniane kolorowe domki.

To jest chyba najwiekszy budynek w Seward, a zarazem hotel z widokiem...

W pobliżu portu ruch jest nieco większy.

Niedaleko stąd znajduje się dworzec kolejowy, który jest ostatnią stacją słynnej Alaska Railway na południu.

W pobliżu jest także terminal pasażerski, do którego codziennie przypływa jakiś wycieczkowiec.

 

Jest też duża marina, a w niej sporo  żaglówek. 

Wzdłuż pomostów stoją motorówki i łodzie rybackie. Tych tu jest zatrzęsienie...

 Odrębne molo przeznaczone jest dla  stateczków  wycieczkowych.

Na łodzie ładują się wędkarze, którzy cały dzień spędzą na wodzie łapiąc ryby. Im chyba taka pogoda nie przeszkadza?????

Turyści pomostami pomykają na stateczki wycieczkowe, które oferują kilka różnych tras widokowych.

Ja też miałam zamiar zabukować przez internet rejs, bo niektórzy straszyli, że w sezonie mogą być problemy z dostaniem na ten sam dzień biletów.

Teraz  cieszę się, że się nie zdecydowałam na to, bo przecież dzisiaj nie byłaby to żadna atrakcja. Brzegi są ledwo widoczne we mgle, a góry spowijają chmury.

Wzdłuż wybrzeża znajdują się agencje turystyczne, liczne sklepy z pamiątkami, odzieżą sportową, sprzętem wędkarskim i turystycznym, a także bary, knajpki, restauracje.

Do wyboru, do koloru!!!

Deszcz przestał padać, ale ciężkie chmury nadal wiszą nad górami.

Tuż za miastem wznosi się góra Mount Marathon, na którą co roku właśnie w lipcu organizowane są biegi. W tym roku zwycięzca wbiegł na górę o wysokości prawie 1000 m. w ciągu 45 minut.

Ale jej wierzchołka często nie widać.

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

No wydry leżące na grzebiecie są super Biggrin

Bardzo ładne te miasteczko, pewnie w słonku wszystko weselej wygląda, no ale siła wyższa.

"Antypatyczny" tunel- straszny!

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Seward w słońcu na szczęście udało  nam się zobaczyć, a więc fotki jeszcze będą.

Wydry są pocieszne. Prawie całe życie spędzaja w wodzie. Nasi gospodarze mieszkają w swoim domku kilkanaście lat, a  Gary, który też jest wielkim miłośnikiem zwierząt widział je tylko kilka razy na łące przed ich domem...

I niestety, czasem to ich "wodne życie" jest przykre w skutkach. Otóż samica z reguły rodzi tylko jednego maluszka, rzadko zdarzają się bliźniaki.

I wówczas  - ponieważ na brzuchu pływającej  mamy jest tylko  miejsce dla jednego potomka - drugi ginie....

Jakby sobie mieszkały na lądzie, to by pewnie miał duże szanse na przeżycie!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Idziemy obejrzeć właściwe centrum znajdujące się w przeciwnym końcu miasta.

To taka jakby starówka.

Tak naprawdę, to domy znajdujące się tam nie mogą być autentycznie stare, gdyż - jak już kiedyś wspomniałam – w 1964 roku było tu potężne trzęsienie ziemi, w wyniku czego miało miejsce ogromne tsunami, które zmiotło niżej położoną część miasteczka.

A może do tych wyżej położonych uliczek woda jednak nie dotarła i domki są autentyczne?????

Pamiętające to wydarzenie władze miejskie wyznaczyły w wielu miejscach ścieżki ewakuacyjne w przypadku ponownego tsunami.

Przecież nigdy nie wiadomo, czy kataklizm się nie powtórzy. Od czasu do czasu robi się próbny alarm – żeby mieszkańcy byli na wszelki wypadek przygotowani.

W każdym razie domki wyglądają na stare, zabytkowe i chcę się tego trzymać, bo tak jest romantyczniej.

Trzy równoległe ulice mają po obu stronach zabudowę w westernowym stylu.

Bardzo to ładnie wygląda, nie ma nawet porównania z bezpłciowym Anchorage, które jakby na siłę próbowano zmodernizować budując wysokie budynki.

Tutaj takich się nie uświadczy. I całe szczęście.

Jest też kilka urokliwych kościółków.

Na końcu głownej ulicy, tuż nad zatoką znajduje się muzeum Alaska Sea Life Center, gdzie w "prawie" naturalnych warunkach żyją morskie zwierzęta. Omijamy z daleka ten przybytek, mając nadzieję, że zobaczymy je na wolności...

W pobliżu muzeum stoi nowy budynek hotelu Best Western, fajnie że wybudowany w podobnym stylu co reszta okolicznych domów!

To miasteczko, zarówno w części turystycznej, jak i tej zabytkowej ma naprawdę swój styl.

I ona właśnie – obok Talkeetny, która ma zupełnie inny charakter – najbardziej mi się podoba z wszystkich miasteczek alaskańskich, które widziałam!!!!

Jeszcze żeby te pogody były tu lepsze....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Idziemy na lanczyk, rybi oczywiście. Mąż jest w swoim żywiole, a ja choć aż taką fanką ryb nie jestem, wiem, że tak swieżych i smacznych, bo niehodowlanych, nigdy więcej nie pojem.

Po obiedzie idziemy do Visitors Center.

Tak jak wszędzie na Alasce mają tam mnóstwo folderów, ulotek, broszur, a wszystko tak pięknie wydane, na kredowym papierze. Szkoda tylko, że takie ciężkie i nie mogę ich wszystkich przytachać do domu, by na spokojnie po powrocie poczytać i pooglądać.

Jest też mini muzeum i zwierzaki zamieszkujące okolicę.

I  bliskie spotkanie z niedźwiedziem grizzli, teraz już  mało skutecznym...

 I z orłem konsumującym łososia...

Ponownie schodzimy na nabrzeże, a tam fajne widowisko.

Coś podobnego, co widzieliśmy już w Whittier, tylko tu jest na znacznie większą skalę.

Wędkarze wracają z połowów ze swoimi trofeami.

Prezentacja dzisiejszego połowu jednej z łódek, tu jeszcze rybki zakrwawione...

 A tu już umyte do zdjęcia...

Załoga wynajętej łodzi ma za zadanie perfekcyjnie oporządzić rybę. Zebrał się spory tłumek i przygląda się efektom połowu. Najwięcej jest srebrzystych łososi, są też wielkie płaskie halibuty, troszkę kształtem zbliżone do fląder i też mające jedną stronę białą, a drugą ciemniejszą szaro-beżową. Oprócz tego są nakrapiane dorsze z ostrymi zębiskami – nawet się nie spodziewałam, że mają takie straszne zęby.

Sa też czarne i czerwone ryby o podobnym wyglądzie – to są skalne ryby ( rock fish), nigdy o takich nie słyszalam. Tylko te czarne nazywają się czarne, a te czerwone – żółtookie. Nie wiem czemu nie nazwali ich po prostu czerwone?????

A to dzisiejszy rekordzista połowów ze złowionym halibutem

 Kapitan łodzi też pozuje do zdjęcia, bo to przecież dla niego reklama...

I ja też, choć niczego nie złowiłam...

Nad głowami patroszących fruwają mewy, niektóre przysiadają na stołach do patroszenia i próbują uskutecznić samoobsługę, nie mogąc się doczekać kiedy rzucone im zostaną resztki.

Któregoś dnia widzieliśmy nawet siedzącą na urządzeniach portowych parę ogromnych orłów z białymi łebkami i żółtymi zakrzywionymi dziobami. Pewno i one czekały na resztki ryb.

Tego dnia już nigdzie dalej nie mamy się ochoty wybrać autem.

Wracamy wczesnym wieczorem do naszego domku.

Nasi gospodarze siedzą w salonie i czytają książki. To jeszcze starsi od nas ludzie, którzy po przejściu na emeryturę przez rok podróżowali po świecie. Bardzo fajnie wymienia się z nimi podróżnicze wrażenia.

Właśnie zwiedzając Anglię zatrzymywali się w B&B i te doświadczenia wpłynęły na podjęcie decyzji o zorganizowaniu własnego B&B. I tak sobie od 7 lat prowadzą skromny biznesik wynajmując dwa pokoje .

Wcześnie idziemy spać, śniąc o lepszej pogodzie.

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 9 godzin 48 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Olbrzymi  halibut Wacko , rzeczywiście kapitan może byc dumnu z okazu...taki to starczy na kilka obiadków he he

Smutne z tymi wydrami co piszesz Bad nie wiedzialam ,ze drugi maluszek skazany jest praktycznie na wymarcie..

No trip no life

Strony

Wyszukaj w trip4cheap