--------------------

____________________

 

 

 



ALASKA - dlaczego warto tam jechać?

285 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Widzieliśmy już Alaskę z powietrza, szliśmy szlakiem przez tajgę i przy okazji zobaczyliśmy widowiskowe wędkowanie na górskiej rzece, to teraz kolej na następną atrakcję tej krainy....

Planując trasę naszej wyprawy nie wyobrażałam sobie w ogóle jej pominięcia....

A chodzi o psie zaprzęgi.

Dawno, dawno temu po bezkresnych, skutych lodem przez większą część roku terenach, psie zaprzęgi stanowiły jedyny możliwy środek transportu. I nawet obecnie – w dobie samolotów, samochodów, kolei czy statków – jest na Alasce wiele takich miejsc, dokąd zimą można dojechać tylko saniami, do których zaprzęgnięte są pieski.

Tego typu tradycyjnych sań używa się w psich zaprzęgach:

Dlatego też na Alasce bardzo dużo osób zajmuje się hodowlą oraz trenowaniem ( nie tresurą) psów, które w zimie ciężko pracują świadcząc "usługi transportowe", ale również stanowią atrakcję zarówno dla miejscowych, jak i turystów, uczestnicząc w licznie organizowanych tu wyścigach psich zaprzęgów.

Dzisiaj odwiedzimy jeden z tutejszych "kenneli", czyli psiarni, i jako że to polskie tłumaczenie bardzo mi się nie podoba oraz zupełnie nie oddaje realiów związanych z alaskańskim kennelem – pozostanę przy tutejszej nazwie.

Wielkie zasługi w tej dziedzinie miała pani Dorothea Page, która z okazji obchodzonych hucznie setnych urodzin odkupienia przez USA Alaski od Rosji w 1967 roku, postanowiła zorganizować pierwsze profesjonalne wyścigi psich zaprzęgów. Chciała w ten sposób zwrócić wszystkich uwagę na trudy życia w tych pionierskich czasach początków gorączki złota, kiedy to psimi zaprzęgami przewożono ludzi, towary i pocztę.

Zrobiłam fotę dużego billboardu znajdującego się w Anchorage z okazji setnych urodzin miasta.

Zapoczątkowane przez nią wówczas wyścigi były skromniutkie, brało w nich udział 20 psich zaprzęgów, a trasa wiodła 160km.

Dopiero parę lat później impreza rozkręciła się na całego....

Obecnie jest to najsłynniejsza impreza tego typu na świecie i nosi nazwę Iditarod Trial Sled Dog.

Aktualna trasa ma 1600 km i rozpoczyna się w każdy pierwszy weekend marca. Bierze w niej udział ponad 60 zespołów, głównie z USA, Kanady i Norwegii, bo w tych krajach ze względów klimatycznych korzysta się nadal z psich zaprzęgów. Rekord przebycia tej trasy przez pieski wyniósł trochę ponad 8 dni, ale średnio wyścigi trwają około 2 tygodni.

Jest kilka agencji turystycznych organizujących pakiety wycieczkowe na ten słynny psi wyścig, ale ceny zabójcze!!!! Od 2400$ za wersję 5-dniową do 9000 $ za obejmującą cały czas trwania wyścigu, oczywiście dolot do Anchorage to koszt dodatkowy.

Mariola

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Takie psie zaprzegi to super sprawa, robilam kiedys w Norwegii, zabawa byla przednia. Najpierw psie zaprzegi, pozniej ognisko, klimat byl nie z tej ziemi. A powiedz mi apisku kiedy wy dokladnie tam byliscie, bo ta pogoda widze taka zmienna bardzo. Zreszta tam pewno zawsze tak jest. Ciekawe kiedy jest najlepsza pora na Alaske. Może wlasnie zima, kiedy wszystko opruszone...hmmm...tylko wtedy wszedzie bialo...i zimno...brrr...

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Marylka,

My byliśmy w drugiej połowie lipca, wróciliśmy w pierwszych dniach sierpnia.

Na Alasce pogoda jest bardzo zmienna. Czasami w ciągu dnia zmieniała się kilkakrotnie.

I dlatego trzeba się ubierać "na cebulkę", bo jak zajdzie słońce i spadnie deszcz to jest dobre 10-12 stopni mniej.

Najmniej deszczu, a najwięcej słońca jest teoretycznie w maju, ale wówczas dopiero przyroda budzi się do życia i jest mało zieleni i kwiatów.

Jest też bardzo mokro i błotniście na szlakach, bo śnieg dopiero się topi. Parki narodowe są nieczynne ( może z końcem maja już tak), wiele atrakcji typu wycieczki statkiem są jeszcze niedostępne.

Praktycznie sezon turystyczny zaczyna się tam dopiero w czerwcu, a już w połowie  września się kończy, bo zaczynają się śniegi.

W lecie jest o tyle fajniej jechać, gdyż dzień jest bardzo długi, trwa prawie 20 godzin.

Natomiast zimą rzadko kto tam jeździ. Dla ciebie byłoby to chyba dobre, bo wówczas bardzo często można zobaczyć zorzę polarną. W lecie nie ma takich szans, bo jest zbyt jasno.

W zimie jest sezon polowań i właśnie wyścigów psich, no i tereny narciarskie też są fantastyczne.

Ale niestety dzień jest bardzo krótki - trwa 5-6 godzin i może być bardzo zimno.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Mariola

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Chyba ci sie tekst 3 razy wkleil Biggrin

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Właśnie Marylka z tym walczyłam, bo nie wiem jak to się stało????

Ale ja zdolna inaczej komputerowo jestem....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Dzisiaj odwiedzimy taki właśnie kennel na terenie Parku Narodowego Denali, gdyż w zimie tylko psie zaprzęgi są w stanie patrolować to trudno dostępne terytorium.

Na parkingu stoi kilka samochodów, ale tłoku tu nie ma. Pewnie to tylko atrakcja dla zapalonych miłośników piesków.

Choć miałam początkowo obiekcje, czy na pewno jest to radocha dla psów gnać setki kilometrów w mrozie, głębokim śniegu, w ciemnościach i jeszcze ciągnąć cieżary​​​​​/?????​​​​​​​

Ale te wszystkie moje wątpliwości właśnie tu się wyjaśnią.

Jest tu niewielkie Visitors Center, gdzie można obejrzeć psie zaprzęgi, zajrzeć do ich kuchni, poroznawiać trenowaniu piesków, ich życiu, ciekawostkach. Obok jest niewielki sklepik z suvenirami, głównie indiańskim rękodziełem.

Można też z bliska zobaczyć psią uprzęż

Tyle się naczytałam o tych dzielnych pieskach, że już się nie mogę doczekać, by zobaczyć to wszystko na własne oczy!!!!

Personel kennelu bardzo chętnie widzi u siebie zwiedzających, chcą rozpropagować swe psie zamiłowania, dumni są z hodowli i efektów swej pracy. Widać, że to prawdziwi pasjonaci....

 I ja teżżżż

Bardzo wiele ich psów jest zdobywcami głównych nagród w najważniejszych tego typu wyścigach.

Z grupką innych turystów oprowadza nas po całym gospodarstwie Jack, który jest maszerem.

Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym wyrazem, ale okazuje się, że i po polsku i po angielsku brzmi tak samo i oznacza osobę, która trenuje psa i jednocześnie powozi zaprzęgiem.

Jako wolontariusze pracują tu studenci w czasie letnich wakacji, kiedy jest najwięcej turystów.

Kennel położony jest w lesie. Każdy pies ma swoją drewnianą budę, w zimie ocieploną ze swoim imieniem.

Niektóre są na łańcuchach na otwartym terenie, inne biegają luzem w swoich boksach. Część śpi nie zwracając na nas uwagi, niektóre siedzą na dachach swoich bud. Pewnie stąd mają ładniejsze widoki?????

Zwiedzanie zaczynamy w psim żłobku, teraz to już właściwie przedszkole. Żłobek był jakieś 3 miesiące temu, kiedy to rodziły się malutkie szczeniaczki, które już zdążyły trochę podrosnąć. Widać, że Jack jest psim pasjonatem, chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami, cierpliwie odpowiada na pytania.

 Są tu nawet zabawki!!!!

Najczęstszą rasą używaną w psich zaprzęgach są alaskan malamuty gdyż właśnie one są podobno najbardziej odporne na ostry klimat.

Te szczeniaczki przebywają przez kilka pierwszych miesięcy życia z matkami, a następnie przenoszone są do wspólnego wybiegu wraz z innymi, dorosłymi psami. Tam mają przejść wstępne uspłecznienie, nauczyć się podporządkowania silniejszym, koleżenstwa w grupie, poznać wspólnotę celów.

Oglądamy teraz harce młodzieży z dorosłymi psami. Oj, nierzadko dostanie się po łbie rozbrykanemu maluchowi. Poznaje tu prawa przywódcy stada!!!!!

Po pewnym okresie podrośnięte szczeniaki dołączają do zaprzęgu. Przez kilka tygodni biegają luzem, ale już łapią obowiazek biegnięcia równolegle z całą sforą zaprzęgową. Na tym etapie trenowania widać już czy piesek nadaje się do takiej pracy.Wiele z nich predyspozycje zaprzęgowe dostaje w genach po rodzicach pracujących, ale zdarzają się psiaki nie nadające się do hodowli.

Gdy już nauczą się biegania w zespole, co podobno od małego uwielbiają, zaczynają biegać w specjalnej uprzęży. Na początku jeszcze luzem, ale wkrótce przyczepiane są już do sań.

Teoretycznie wszystko już wiemy, teraz Jack pokaże nam jak to wygląda w praktyce.

Normalnie w wyścigach biega z reguły 16 psów, czyli 8 par, teraz pobiegnie jedynie 5 piesków.

Psiaki widzą, jak Jack przygotowuje ich szelki, dostają szału z radości. Skaczą, poszczekują, kręcą się wokół swojego ogona, widać, że uwielbiają takie przebieżki.

Każdy pies – a mają tu ich kilkadziesiąt – musi codziennie biegać. Najlepiej treningi prowadzić, gdy leży śnieg, psy są do takich warunków lepiej przygotowane. Ale biegać dla kondycji muszą cały rok!!!!

W lecie ciągną zamiast sań wózek na kółkach.

A w takiej pozycji maszer kieruje zaprzęgiem.

Pytam Jacka, który bierze również udział w wyścigach, jak wygląda ich przebieg?????

Otóż wyruszają z okolic Anchorage i ścigają się do leżącej na północy miejscowości Nome odległej o około 1600 km. Biegną nieomal non stop dzień i noc przez około 10-14 dni, jest jedynie kilka przerw, którą muszą wszyscy robić, by psy mogły chociaż trochę odetchnąć. Trasa biegnie przez lasy, gdzie zdarzają sie ataki wilkow (bo niedźwiedzie w zimie śpią, wiec nie są groźne), góry, zamarznięte rzeki i jeziora. Czasem zdarzają się śnieżyce, czasem widać wspaniałą zorzę polarną.

Szczegónie męcząca jest końcówka wyścigu, wtedy jest szaleńcza jazda, bo każdy chce zwyciężyć. Niesamowita jest ta ścisła współpraca maszera z psami, tak jakby psy zdawały sobie sprawę, że przyświeca im wspólny cel!!!!

A nagrodą jest ponad 50 tys $ oraz wypasiona półciężarówka 4x4, też sporo warta.

A pies – lider czyli przywódca zwycięskiego zespołu, bo taki jest zawsze – otrzymuje tytuł "Złotej Uprzęży".

Psy zaprzęgnięte – z poszczekiwaniem ruszają z zawrotną prędkością ciągnąc Jacka stojącego na saniach.

 A to przywódca stada - on współpracuje z maszerem, podejmuje decyzje i trzyma w ryzach podlegle pieski

Nawet się nie spodziewałam, że tak będą gnać, jest ich tylko pięć, ale tempo mają, że hej!!!!

Tylko szkoda, że to wszystko tak krótko trwa...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Trudno nam się wyrwać z okolic Denali, ale czas nagli. Wprawdzie nasza dzisiejsza trasa ma zaledwie 250 km , ale chcemy jeszcze po przyjeździe mieć czas na połażenie po Talkeetnie, gdyż jutro czeka nas długa i bardzo interesująca droga. A zatem musimy wyruszyć dość wcześnie.

Opuszczamy z żalem nasz drewniany domek, żegnając się na zawsze z Denali.

Raczej pewne, że nigdy tu już nie dotrzemy!!!!

I jeszcze kilka widoczków okolicznych górek i jeziorek...

 I jeszcze jeden przystanek, bo się fajna rzeczka pokazała....

Po drodze zatrzymujemy się przy punkcie widokowym South Denali View Point mając nadzieję, że może dzisiaj na pożegnanie jeszcze raz się nam góra ukaże. Ale nic z tego. Widać niższe pasma, te czterotysięczniki, ale jego wysokość Denali spowijają chmury.

Niestety natrafiamy także na bardzo smutny obrazek. Spory obszar lasu po jednej stronie drogi jest wypalony. W Anchorage mówiono nam, że na północ od Parku szaleją pożary, ale to jest zupełnie gdzie indziej. Widać i tu doszła w międzyczasie fala pożarów....

 

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Piękne caribu, chyba całkiem bliskio was były, no ja bym już się z wolna wycofywała Biggrin

Wizyta w hodowli bardzo ciekawa, fajnie ,że teoria połączona z praktyką, świetnie !

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

I ostatnia próba zobaczenia najwyższej góry – z tarasu pensjonatu Denali View Lodge.

Ale super byłoby mieć takie widoki zaraz po przebudzeniu....

Wprawdzie i tu nie mamy szczęścia do najwyższej góry, to jednak ukazują się nam jakieś zupełnie nowe o poszarpanych skalistych szczytach, jakich jeszcze nie widzieliśmy.

Bardzo fajna panorama!!!!

 

No, ale było nie było widzieliśmy Denali choć zamglony i wśród chmurek w parku narodowym.

Czyli jesteśmy PRAWIE w pełni usatysfakcjonowani.

Po dwóch godzinach jazdy główną autostradą odbijamy w lewo w kilkunastokilometrową drogę, która prowadzi do miejscowości Talkeetna.

Talkeetna to kultowa wioska będąca pierwowzorem miasteczka z dawno temu emitowanego serialu "Przystanek Alaska", choć to z filmu nazywa się Cicely.

Przepływa przez nią rzeka Sisitna, która była kiedyś marzeniem wielu ludzi. Może nie sama rzeka, ale to co można było w niej znaleźć, a mianowicie - złoto. To z tego okresu pochodzą stare drewniane domki, w których mieszkali w prymitywnych warunkach poszukiwacze cennego kruszcu. Domki są odnowione, kolorowo pomalowane i znajdują się w nich liczne pensjonaciki, sklepiki z pamiątkami oraz knajpki.

Teraz też można wziąć udział w poszukiwaniu złota używając tych samych prymitywnych urządzeń, które stosowali 130 lat temu poszukiwacze złota.

I choć złota na większą skalę nikt tu już dzisiaj nie szuka, Tolkeetna jest nadal ruchliwym miasteczkiem.

To właśnie stąd wyruszają wszyscy wspinacze pragnący zdobyć najwyższy szczyt Ameryki Północnej górę Mc Kinley, zwaną przez miejscowych Indian - Denali o wysokości 6194 metrów.

Fajne jest to kontrastowe zestawienie spokojnej nostalgicznej, małej mieściny z polnymi szutrowymi drogami, drewnianymi domkami tonącymi w kwiatach z ruchliwym lądowiskiem pełnym małych samolocików oraz wystrojoną w najnowocześniejsze kombinezony i taterniczy sprzęt miedzynarodową śmietanką alpinistów.

Jest tu wiele hotelików i pensjonatów, a także knajpek i restauracji - tańszych i droższych, ale nawet w tych najtańszych ceny są z górnej półki.

Dla wielu jest to już ostatni bastion cywilizacji przed kilkunastodniową wspinaczką górską, a zatem zarówno ci, którzy dopiero wyruszają na szczyt, jak i ci wygłodniali, przemarznięci i wymęczeni zdobywcy – muszą się tu zatrzymać.

Bywa tak, że ze względu na złe warunki pogodowe samoloty nie mogą ich dowieźć do bazy u podnóża szczytu, z której wyruszają w góry i trzeba tu jakoś spędzić czas oczekiwania na lepszą pogodę.

Jest tu także wiele agencji turystycznych organizujących różnorodne wycieczki samolotowe, quadami, raftingi, a nawet konne.

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap