--------------------

____________________

 

 

 



Tam, gdzie zakwita raflezja - mini foto-relacja z wyprawy do Azji Południowo-Wschodniej

164 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 20 godzin 54 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ela,

ja przeżylam taką noc z wychodzącymi z morza i wracającymi żólwiami w Omanie na plaży. Fantastyczne widowisko, nie mogłam sie napatrzeć... niestety nie mozna było nocą robić zdjęć,aby im nie przeszkadzać.

O i widzę tez moja " ulubiona " wiewórkę Smile jest taka sliczna- kolorowaGood

No trip no life

lordowski (nieaktywny)
Obrazek użytkownika lordowski

a tak wygląda ten "słynny" Ritchie, o którym pisze Ela...

przepraszam Ela za wcinanie się w relację, ale może ktoś kto nie czytał moich wypocin, chciałby zobaczyć tego słynnego Orangutana...

malginia
Obrazek użytkownika malginia
Offline
Ostatnio: 2 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Elu i ja też chciałam zapytać o ten pakiecik z Amazing , czy miałaś ustaloną trasę przez siebie czy gotowy od nich (a jeżeli od nich to wklej linka ) , bo tego jest tak duzo  a nie mam czasu na  przeglądanie wszystkiego

algida (nieaktywny)
Obrazek użytkownika lordowski

oj Ritchi piękny ze az paskudny hehe

Ela
Obrazek użytkownika Ela
Offline
Ostatnio: 5 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 20 wrz 2013

Wojtku, nie wcinasz się, niech wszyscy zobaczą jak wyglądał Mr Richtie Smile

Mara, Malginia - myśmy sam sobie wymyślili trasę bazując na wpisach Wojtka, relacjach na różnych forach, ofertach tamtejszych różnych agencji. Wysłaliśmy zapytanie do Amazing Borneo, oni nam np. odradzili nam jeden z parków, gdzie chcieliśmy jechać szukać raflezji. Longhouse też nam proponowali inny, ale ja (niestety) zmianiłam na ten, który opisałam. Satang to też był mój pomysł (chyba jednak trochę chybiony, no może gdyby była ładna pogoda to nasze odczucia też byłyby inne). Do pakietu atrakcji doszły jeszcze ceny noclegów, także nie potrafię powiedzieć, co ile kosztowało. Wydaje mi, że na miejscu można niektóre rzeczy załatwić takiej, ale my po pierwsze byliśmy pierwszy raz na tak dalekiej wyprawie sami, a po drugie to baliśmy się, że załatwianie na miejscu może być czasochłonne, a my mieliśmy napięty plan (i porezerwowane loty). Bardzo chcieliśmy zobaczyć Park Narodowy Mulu ze słynnymi jaskiniami, nietoperzami no i przede wszystkim Pinnacles, ale logistycznie to musiałoby zająć chyba ze 4 dni, więc z żalem zrezygnowaliśmy, żeby zobaczyć inne rzeczy. Mulu jest bardzo chwalone, także jeśli będziecie dłuższy czas na Borneo to zastanówcie się nad tym miejscem.

Polecam tę stronę: http://www.journeymalaysia.com/ można tu znaleźć opisy wycieczek z cenami. coś czym można się sugerować.

 

Ela
Obrazek użytkownika Ela
Offline
Ostatnio: 5 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 20 wrz 2013

Dzisiaj opuszczamy na 2 dni Malezję i lecimy do jednego z najbogatszych państw świata – Sułtanatu Brunei (Brunei Darussalam). Żegnamy się również na chwilę z Amazing Borneo, które organizowało nasz pobyt w malezyjskiej części wyspy. Nasz przewodnik zawozi nas na lotnisko i w drodze pyta nas, czy mamy wizy do Brunei. Nie powiem, że nie zapanowała lekka konsternacja, czy aby na pewno my ich nie musimy mieć. Ale oboje uspakajamy się na wzajem, że przecież sprawdzaliśmy (chyba Wink ) i Polacy wiz nie potrzebują. Po pożegnaniu pakujemy się do samolotu AirAsia i po krótkim locie jesteśmy w Bandar Seri Begawan – stolicy Brunei.

Brunei jest monarchią absolutną, a władzę w nim sprawuje sułtan Haji Hassanal Bolkiah Mu`izzaddin Waddaulah. Bogactwo tego państwa stanowią złoża ropy naftowej. Na pola naftowe są organizowane wycieczki Wink Mieszkańcy sułtanatu nie wiedzą co to podatki, nie płacą za leczenie i edukację. Dochód na mieszkańca wynosi tam ok. 20 tys. dolarów.

 

Jeszcze w samolocie wypełniamy deklarację celną: powyżej litra alkoholu – nie mamy, powyżej 60 ml perfum - też nie mamy. Idziemy po pieczątki i… pani urzędniczka przegląda mój paszport tam i z powrotem chyba szukając wizy, po czym zerka na jakąś listę, za chwilę zerka jeszcze raz i…. uff jest pieczątka Dance 4 Po odbiorze walizek idziemy do wyjścia, przed którym znajdują się bramki. Oddajemy nasze deklarację, nasze walizki są prześwietlane i… coś nie tak. Panią celnik zainteresowała butelka w mojej walizkę, mówię że to sok, jednak okazuje się, że to z Marcina bagażem jest coś nie tak. Problem leży w butelce wina ryżowego kupione w longhousie. Pani szczegółowo dopytuje się co to, a potwierdzenie naszych słów, że to winko ryżowe, celniczka wyczuwa zapach winka, które zaczęło wyciekać z butelki. Z uśmiechem oznajmia nam, że musimy podać każdą ilość alkoholu (my mieliśmy 0,75 l), ona nam to na odpowiednim papierku pokwituje i ten papierek mamy mieć, jakby nas się ktoś czepiał, skąd mamy alkohol, gdyż w tym muzułmańskim kraju obowiązuje całkowita prohibicja. Całe zamieszanie zajmuje nam jakieś 20 min.

Nocleg mamy zarezerwowany w Jubilee Plaza (95 SGD – w Brunei można też płacić dolarami singapurskimi w stosunku 1:1). Jeszcze przed wylotem potwierdzamy w mailowo w hotelu, że w cenie noclegu jest również bezpłatny transfer z i na lotnisko, oddalone ok. 10 km. Wychodzimy z lotniska i szukamy kogoś z moim nazwiskiem, ale nikogo nie ma. Czekamy jeszcze chwilę i wściekli wsiadamy do taksówki. Kurs kosztuje nas 25 BND – drogo, jak za 10 min jazdy.

Po przyjeździe do hotelu recepcjonistka zapewnia nas, że kierowca pojechał po nas, nawet dzwoni do niego (ale przecież my nie wiemy o czym oni rozmawiają) i mówi, że on jest na lotnisku dopiero bo były korki. Oczywiście kłamie, jak z nut, bo jadąc do hotelu żadnych korków nie widzieliśmy. Hotel też nie robi dobrego wrażenia, coś jak nasze stare PRL-owskie hotele, ale przynajmniej jest czysto.

Zostawiamy rzeczy i idziemy na miasto. Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną wycieczkę rzeką w poszukiwaniu nosaczy. Amazing Borneo poleciło nam agencję z Brunei, która robi różne wycieczki, również na nosacze. Koszt takiej dwugodzinnej wycieczki to 70 BND i płynie się z innymi osobami. Trochę drogo nam się to wydaje. Po przetrząśnięciu Internetu dowiaduje się, że najlepiej iść na przystań, a tam miejscowi tylko patrzą, żeby pojawił się jakiś wędrowiec i zabierają go, gdzie tyko chce. Tak też i my postanawiamy uczynić.

Po drodze nad rzekę (prawie pustymi ulicami, gdyż prawie wszyscy jeżdżą tam samochodami) idziemy zobaczyć piękny biały meczet sułtana Omara Ali Saifuddina (ojca obecnego sułtana) wzniesiony w 1958 r. Budowa tej pięknej budowli kosztowała 5 mln dol. Amerykańskich, no ale cóż – sułtana stać Wink Na sztucznym jeziorze przed meczetem cumuje kamienna, bogato zdobiona kopia XVI-wiecznej ceremonialnej łodzi królewskiej (oryginał przepadł). Stąd sułtan w czasie świąt czyta publicznie Koran. Meczet jest podobno otwarty dla zwiedzających, ale my nie idziemy oglądać go od środka (brak czasu).

         
Ela
Obrazek użytkownika Ela
Offline
Ostatnio: 5 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 20 wrz 2013

Nieopodal meczetu znajduje się wybudowane przez sułtana centrum handlowe, a zaraz zanim znajduje się promenada. Z promenady rozciąga się widok na największą na świecie wioskę na wodzie - Kampong Ayer, zamieszkałą przez 39 tys. mieszkańców. Tu już nie widać tego bogactwa kraju, większość domków wygląda na rudery, w wodzie pływają stosy śmieci. Ale widać też bardzo ładne domki, nawet całe osiedla, są tam szkoły, meczety, stacje benzynowe – wszystko na palach.

Jak tylko pojawiliśmy się na nadbrzeżu, zaraz zaczęły podpływać łódki a ich właściciele zapraszali „na pokład”. Pierwszy podpłynął młody, uśmiechnięty chłopak, z którym szybko ustaliliśmy, że za 30 BND (biuro 70 BND*2) zabierze nas w dwugodzinny rejs po rzece Brunei w poszukiwaniu nosaczy i innych zwierzaków. Wsiadamy i płyniemy bardzo szeroką rzeką najpierw przez Kampong Ayer:

Budynek, który widać za domkami to Pałac Sułtana, który ma ponoć  1 788 pokoi Biggrin

Nasz brunejski przewodnik jest bardzo symaptycznym i ciekawym świata człowiekiem. Przeniósł się do Brunei z Malezji, bo jak twierdził tu życie jest łatwiejsze i lepiej mu się mieszka, a mieszka w domku na wodzie. Jest bardzo ciekawy jak wygląda nasza zima, śnieg widział tylko w telewizji i nie wyobraża sobie, jak można przy -20 chodzić do pracy.

Wpływamy powoli w namorzyny, chłopak mówi nam, że wczoraj z ajkimś tyrustą pływał w poszukiwaniu krokodyli, których jest ponoć mnóstwo w rzece.

Marcin zauważa, że nie ma kamizelek ratunkowych w łodce, ale w obliczu informacji o krokodylach, stwierdzamy, że i tak były niepotrzebne Pleasantry Płyniemy i wypatrujemy małpek z nochalami, ale napotykamy tylko na makaka. Powoli przyzwyczajamy się do myśli, że chyba zaczyna nas prześladować pech. Płuniemy jeszcze dłuższy czas, ale nosaczy nie ma. Widzimy też zaniepokojenie w oczach Brunejczyka. I nagle... są, są Yahoo nasz przewodnik jest chyba bardziej szczęśliwy niż my, że udało mu się je znaleźć. Wpływamy głęboko w namorzyny, małpiszony jak zwykle ganiają po czubkach drzew, no ale można je dostrzec.

Siedzimy w tych krzaczorach chyba z pół godziny i wobec zachodzącego słońca postanawiamy wracać. Nasza wycieczka trwała 3 godziny, przewodnik spisał się na medal, koniecznie chce nas następnego dnia rano zabrać znowu na nosacze, ale my mamy inne plany.

Idziemy jeszcze szukać jakiegoś jedzonka, trafiamy do przyjemniej knajpeczki i prosimy o typowo brunejskie jedzonko. Dostajemy ambuyat - coś co klej albo sporego gluta, nawija się toto na takie rozwidlone pałeczki i macza w różnych sosach. Do tego podawane są rybki i zielenina, całość - no cóż, delikatnie mówiąc nie zachwyca... zwłaszcza glucik Blum 3

Ja zamawiam pyszną zypkę z klopsikami, jajeczkiem i makaronem:

Wracamy do naszego hotelu, obok którego mamy sklepik, gdzie Marcin kupuje piwo owocowe Pleasantry, które po jednym łyku ląduje w zlewie (takie ochydztwo). Idziemy spać, jutro wyprawa do dżungli Preved

puma
Obrazek użytkownika puma
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ela..........normalnie pochlaniam Twoja relacje Preved swietna wyprawa.......Lorda ktory przecieral szlaki tez czytalam z otwarta mordka Shok 

momita
Obrazek użytkownika momita
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 wrz 2013

na tych domkach na rzece mieszkają nielegalni emigranci. Każdy kto mieszka legalnie w Brunei to raczje mieszka w tych olbrzymich pozbawionych gustu willach Biggrin

Co do jedzenia, to dl amnie najgorsze w całej Azji, ale z ato McDonald czy inne siecówki bardzo tanie bo bez podatku..:)  

Ela
Obrazek użytkownika Ela
Offline
Ostatnio: 5 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 20 wrz 2013

momita :

na tych domkach na rzece mieszkają nielegalni emigranci. Każdy kto mieszka legalnie w Brunei to raczje mieszka w tych olbrzymich pozbawionych gustu willach Biggrin

Momita nie wiem skąd masz takie informacje Unknw, ale ja nigdzie (w żadnym przwodniku, na forach) nie natknęłam się na info o nielegalnych emigrantach. Wioska na wodzie, zwana też "Wenecją wschodu" jest zamieszkała przede wszystkim przez Brynejczyków Smile

Strony

Wyszukaj w trip4cheap