No więc jest dzień piąty naszego wyjazdu. Dziś w planie wizyta u naszych rudych krewniaków i odwiedziny długiego domu.
Zaraz po śniadanku wyjeżdżamy do SemenggohWildlife Centre, które znajduje się20 kmodKuching. Jest pora rannego karmienia. Z niecierpliwością czekamy na pierwsze orangutany, mając nadzieję, że pojawi się też olbrzymi Ritchie.
Niestety Ritchie nie pojawił się zjawiły się za to trzy inne orangutany, w tym mama z maleństwem oraz masa wiewiórek, takich zwyczajnych i takich trójbarwnych, które również chciały skorzystać z bogato zastawionego stołu. Niestety wiewiórki te poruszają się prawie z prędkością światła i strasznie trudno zrobić im zdjęcie.
Po spotkaniu z orangutanami jedziemy do Annah Rais Bidayuh Longhouse. Po drodze mijamy plantację(hmmm plantacja to zdecydowanie za dużo powiedziane, po prostu kilka krzaczków) pieprzu oraz wolno rosnące ananasy.
Plemię Bidayuh jest drugą co do wielkości grupą etniczną w Sarawak, kiedyś byli znani jako „bambusowi inżynierowie”, gdyż swoje długie domy budowali z bambusa. Annah Rais jest jednym z najbardziej znanych długich domów Bidayuh’ów w Sarawak; znajduje się około 100 km na wschód od miasta Kuching, całkiem blisko granicy indonezyjskiej i jak wszystkie długie domy jest postawiony na palach. W środkowej części długiego domu znajduje się Baruk czyli inaczej „dom głów”, a w nim zawieszone nad paleniskiem prawdziwe czaszki zdobyte przez „łowców głow”. Jest tam też święty bęben wojenny pozostawiony przez przodków.
Przed wejściem do długiego domu małym kieliszeczkiem wina ryżowego witają nas uśmiechnięte kobiety Bidayuh. Wino jest bardzo dobre, słodkawe i klarowne, także prosimy o dolewkę i obiecujemy, że wracając kupimy butelkę, co zresztą potem czynimy (0,75 l – 10 MYR). Zakup tej butelki będzie miał dla nas znaczenie Sułtanacie Brunei
Dom jest zamieszkały, także nie jest to pokazówka dla turystów, jest tam sklepik, widać suszące się pranie. Ale mimo, iż jest to prawdziwe, jakoś nas nie zachwyca, pełno tam blachy i plastiku a my liczyliśmy na coś bardziej „dzikiego”. Ale cóż sama ten longhouse wybrałam...
Po powrocie do Kuching czujemy pewien niedosyt wrażeń więc w hotelu rozpytujemy o możliwość wyjazdu do Sarawak Cultural Village. Obsługa hotelu błyskawicznie rozeznaje sytuację i już po pół godziny siedzimy w busiku z innymi turystami w drodze do skansenu (koszt wyjazdu to, o ile dobrze pamiętam, 45 MYR/osoba edit: 80 MYR/osoba). Do przejechania mamy ok. 35 km. Na miejscu nasz kierowca wyznacza nam godzinę odjazdu i odjeżdża.
Sarawak Cultural Village, to rodzaj skansenu, położony w przepięknym miejscu, u stóp Santubong - dawno wygasłego wulkanu, gdzie można zobaczyć tradycyjne domostwa różnych plemion.
Szybko zwiedzamy skansen (jest naprawdę ładny) i idziemy na spektakl – tańce i śpiewy różnych plemion. O umówionej godzinie przyjeżdża nasz kierowca i zabiera nas do Kuching.
A to most:
W sklepie obok hotelu Marcin wynajduje lody durianowe Jeszcze nie mieliśmy okazji widzieć i czuć duriana, ale zapach, a tym bardziej smak loda powoduje, że bardzo szybko ląduje on w zlewie.
Jeszcze tylko kolacyjka w Top Spot Seafood Centre i kończymy kolejny dzień naszej wyprawy.
przepraszam Was, ale w ciągu dnia nie dam rady pisać (praca, praca, praca), a wieczorem już padam, jeszcze trochę chora jestem... Codziennie będę opisywać jeden dzień, no może dwa...
może jak nas bedzie to Ela cos skrobnie lub fotkę strzeli
Jestem, jestem i już zdaję relację dalej
No więc jest dzień piąty naszego wyjazdu. Dziś w planie wizyta u naszych rudych krewniaków i odwiedziny długiego domu.
Zaraz po śniadanku wyjeżdżamy do Semenggoh Wildlife Centre, które znajduje się 20 km od Kuching. Jest pora rannego karmienia. Z niecierpliwością czekamy na pierwsze orangutany, mając nadzieję, że pojawi się też olbrzymi Ritchie.
Niestety Ritchie nie pojawił się zjawiły się za to trzy inne orangutany, w tym mama z maleństwem oraz masa wiewiórek, takich zwyczajnych i takich trójbarwnych, które również chciały skorzystać z bogato zastawionego stołu. Niestety wiewiórki te poruszają się prawie z prędkością światła i strasznie trudno zrobić im zdjęcie.
http://corazdalej.pl/
Ela, a co to za zwierzak przy bananach z taką długą kita jak wiewiórka ? Orangutany wspaniałe
No trip no life
ale mieliście super pogodę w Semenggoh... u nas tak lało, że pelerynki przeciwdeszczowe przeciekały... ale za to widzileśmy Ritchie'go..
To jest właśnie wiewiórka trójbarwna, przepiękna!!
Wojtku, rzeczywiście pogoda była nawet OK.
http://corazdalej.pl/
kOCHAM TE orangutany i te ich naburmuszone miny, jakby były obrażone na cały świat...hehe
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Po spotkaniu z orangutanami jedziemy do Annah Rais Bidayuh Longhouse. Po drodze mijamy plantację(hmmm plantacja to zdecydowanie za dużo powiedziane, po prostu kilka krzaczków) pieprzu oraz wolno rosnące ananasy.
Plemię Bidayuh jest drugą co do wielkości grupą etniczną w Sarawak, kiedyś byli znani jako „bambusowi inżynierowie”, gdyż swoje długie domy budowali z bambusa. Annah Rais jest jednym z najbardziej znanych długich domów Bidayuh’ów w Sarawak; znajduje się około 100 km na wschód od miasta Kuching, całkiem blisko granicy indonezyjskiej i jak wszystkie długie domy jest postawiony na palach. W środkowej części długiego domu znajduje się Baruk czyli inaczej „dom głów”, a w nim zawieszone nad paleniskiem prawdziwe czaszki zdobyte przez „łowców głow”. Jest tam też święty bęben wojenny pozostawiony przez przodków.
Przed wejściem do długiego domu małym kieliszeczkiem wina ryżowego witają nas uśmiechnięte kobiety Bidayuh. Wino jest bardzo dobre, słodkawe i klarowne, także prosimy o dolewkę i obiecujemy, że wracając kupimy butelkę, co zresztą potem czynimy (0,75 l – 10 MYR). Zakup tej butelki będzie miał dla nas znaczenie Sułtanacie Brunei
Dom jest zamieszkały, także nie jest to pokazówka dla turystów, jest tam sklepik, widać suszące się pranie. Ale mimo, iż jest to prawdziwe, jakoś nas nie zachwyca, pełno tam blachy i plastiku a my liczyliśmy na coś bardziej „dzikiego”. Ale cóż sama ten longhouse wybrałam...
A to koszyczki na dary dla duchów:
A to owoc kakao:
http://corazdalej.pl/
Po powrocie do Kuching czujemy pewien niedosyt wrażeń więc w hotelu rozpytujemy o możliwość wyjazdu do Sarawak Cultural Village. Obsługa hotelu błyskawicznie rozeznaje sytuację i już po pół godziny siedzimy w busiku z innymi turystami w drodze do skansenu (koszt wyjazdu to, o ile dobrze pamiętam, 45 MYR/osoba edit: 80 MYR/osoba). Do przejechania mamy ok. 35 km. Na miejscu nasz kierowca wyznacza nam godzinę odjazdu i odjeżdża.
Sarawak Cultural Village, to rodzaj skansenu, położony w przepięknym miejscu, u stóp Santubong - dawno wygasłego wulkanu, gdzie można zobaczyć tradycyjne domostwa różnych plemion.
Szybko zwiedzamy skansen (jest naprawdę ładny) i idziemy na spektakl – tańce i śpiewy różnych plemion. O umówionej godzinie przyjeżdża nasz kierowca i zabiera nas do Kuching.
A to most:
W sklepie obok hotelu Marcin wynajduje lody durianowe Jeszcze nie mieliśmy okazji widzieć i czuć duriana, ale zapach, a tym bardziej smak loda powoduje, że bardzo szybko ląduje on w zlewie.
Jeszcze tylko kolacyjka w Top Spot Seafood Centre i kończymy kolejny dzień naszej wyprawy.
http://corazdalej.pl/
tylko tyle na dzis ???
no niestety tak
przepraszam Was, ale w ciągu dnia nie dam rady pisać (praca, praca, praca), a wieczorem już padam, jeszcze trochę chora jestem... Codziennie będę opisywać jeden dzień, no może dwa...
http://corazdalej.pl/