Późnym popołudniem jedziemy do Shaniwarwada pochodzącejz XVIII w fortyfikacji wybudowanej przez Peshwę, władcę Imperium Marathów . Niestety fort nie przetrwał do naszych czasów. Większość budowli spłonęła w XIX w podczas „tajemniczego” pożaru, który trwał siedem dni. Fort podobno posiadał siedem kondygnacji ( najwyższą zamieszkiwał władca) , ogród z wieloma fontannami ( najwspanialsza to fontanna tysiąca strumieni, wybudowana w kształcie kwiatu lotosu), a w jego obrębie żyło ponad 1000 osób.
Wchodzimy przez bramę główną zwaną Delhi Gate.
Brama ma charakterystyczne szpikulce. Kiedyś zastanawialiśmy się po co te szpikulce. Odpowiedź jest prosta, w Indiach wojownicy jeździli na słoniach, których zadaniem było taranowanie bram. Słoń ma bardzo grubą skórę, więc na bramy przykręcano wielkie szpikulce, które miały uniemożliwiać słoniom walenie głowami w bramę
Przed wyjazdem czytaliśmy, że odbywa się tu widowisko światło i dźwięk. Na miejscu okazało się, że tego dnia przedstawienia nie będzie.Wstęp do fortu był płatny niestety nie pamiętam kwoty
W ogrodzie znajduje się mauzoleum Ghandhiego i Kasturby
W tym miejscu złożono prochy Mahatmy (część prochów złożono w mauzoleum w Delhi)
Gwoli mej ciekawości. czy coś mówiono na temat z 2008 roku (tj 60 rocznicy śmierci Mahatmy).
Cytuję z internetu:
"...Po śmierci ciało Gandhiego zostało spopielone, a jego prochy zostały 12 lutego 1948 roku rozsypane w wielu rzekach Indii oraz w wodach mórz otaczających subkontynent. Okazało się jednak, że część prochów była przechowywana. To właśnie jedna z takich urn wystawiona jest obecnie w Bombaju. Zawarte w niej prochy zostaną dzisiaj (tj 30.01), zgodnie z wolą rodziny Gandhiego, uroczyście wrzucone do wód Morza Arabskiego..."
Jorguś nic mi nie wiadomo na temat rozsypywania prochów. Powiem, że jak zobaczyliśmy napis to się zdziwiliśmy i zapytaliśmy o co chodzi, bo my w Delhi widzieliśmy, że znajdują się prochy Mahatmy, przynajmniej tak nam mówiono? Odpowiedziano nam, że tutaj są na pewno i jeszcze w wielu innych miejscach w Indiach . Śmialiśmy się, że to tak jak z relikwiami naszych świętych .
W ogrodzie znajduje się mauzoleum Ghandhiego i Kasturby
W tym miejscu złożono prochy Mahatmy (część prochów złożono w mauzoleum w Delhi)
Gwoli mej ciekawości. czy coś mówiono na temat z 2008 roku (tj 60 rocznicy śmierci Mahatmy).
Cytuję z internetu:
"...Po śmierci ciało Gandhiego zostało spopielone, a jego prochy zostały 12 lutego 1948 roku rozsypane w wielu rzekach Indii oraz w wodach mórz otaczających subkontynent. Okazało się jednak, że część prochów była przechowywana. To właśnie jedna z takich urn wystawiona jest obecnie w Bombaju. Zawarte w niej prochy zostaną dzisiaj (tj 30.01), zgodnie z wolą rodziny Gandhiego, uroczyście wrzucone do wód Morza Arabskiego..."
Jorguś nic mi nie wiadomo na temat rozsypywania prochów. Powiem, że jak zobaczyliśmy napis to się zdziwiliśmy i zapytaliśmy o co chodzi, bo my w Delhi widzieliśmy, że znajdują się prochy Mahatmy, przynajmniej tak nam mówiono? Odpowiedziano nam, że tutaj są na pewno i jeszcze w wielu innych miejscach w Indiach . Śmialiśmy się, że to tak jak z relikwiami naszych świętych .
Nie wziąłem pod uwage porównania do relikwii. To chyba najtrafniejsze !!!
Zanim pójdziemy zobaczyć najbogatszą świątynię w Pune. Mała wzmianka o poruszaniu się po mieście (właściwie po wszystkich miastach w Indiach, bo prawie wszędzie wygląda to podobnie) .
Każdemu świeżo przybyłemu z Europy turyście włos na głowie się jeży, gdy widzi co dzieję się na drogach w Indiach i wydaje mu się, że przejście przez ulicę graniczy z cudem.
Nam na początku też się tak wydawało, bo ruch uliczny to faktycznie istne szaleństwo . Na pierwszy rzut oka mamy wrażenie, że nie istnieją tu żadne zasady i przepisy ruchu drogowego. Nie istnieje coś takiego jak pas ruchu, z każdej strony napierają wszelkiej maści pojazdy, które usiłują za wszelką cenę utorować sobie drogę( samochody, autobusy, ciężarówki, riksze, skutery, motory, rowerzyści, a do tego oczywiście piesi, psy, krowy i inne zwierzaki) . Nikt nie patrzy w lusterka, każdy sygnalizuje swoją obecność poprzez nieustanne trąbienie w klakson. Jednym słowem masakra *girl_devil*. Stajesz człowieku, chcesz przejść na drugą stronę i nie wiesz czy przeżyjesz , ale po dwóch dniach przyzwyczajamy się, lawirowaliśmy między pojazdami i wiedzieliśmy, że nic nam się nie stanie bo jednak istnieją niepisane zasady znane tylko miejscowym. Jedną z nich jest uważnie na przebiegających przez ulicę pieszych . Przyznam, że nie wiem jak oni w tym wszystkim się znajdują, ale chyba nie jest łatwo skoro przybywający z innego stanu Indus wypożycza samochód z kierowcą, a nie jeździ sam *crazy*, najważniejsze , że nie widzieliśmy ani jednego potrąconego pieszego .
Zanim się przyzwyczailiśmy do tego dzikiego ruchu, troszkę nas Sanjay asekurował . Ponieważ w większości przypadków chodził z nami (przynajmniej do miejsca przeznaczenia) to on jako pierwszy wchodził na jezdnię i wstrzymywał ruch lub zgrabnie przemykał między pojazdami, a my za nim. Oj muszę przyznać, że świetny był pod wieloma względami, pewnie jeszcze parę razy go pochwalę *good*. Po dwóch dniach sami jak przecinaki darliśmy a drugą stonę *lol*, a on za nami
Edzia no proszę, a wcześniej się nie przyznałaś, że też działasz w klubie nieogarniętych
no ...coż myślłam ze to widać;)
ja swoją odzyskałam mniej spektakularnie - w biurze rzeczy zaginonych na Okęciu...ale twój wyczyn zrobił na mnie wrazenie:) teraz wiem że można? można - już się nie lękam
Nasz kolejny cel to Siramanth Daqaduseth Ganpati najsławniejsza świątynia ,naszego ulubionego boga Ganesh, w stanie Maharasthra. Corocznie do świątyni przybywa ponad milion pielgrzymów, szczególnie licznie odwiedzana jest podczas dziesięciodniowego festiwalu Ganesh Chaturthi. Tu fotka jedyna fotka świątyni z zewnątrz. Niestety światynia mieści się przy głównym placu miasta, nie ma szans na zrobienie zdjęcia z odległości ze względu na panujący tam ruch
Swiątynia została ufundowana przez bogatego cukiernika Dagdusheth Halwai w 1893r.Podobno fundator podczas epidemii dżumy stracił ukochanego syna, wraz z żoną popadli w głęboką depresję. Ich na nasze psychoterapeuta poradził im, żeby dla ukojenia smutku i bólu po synu ufundowali świątynię, która na zawsze będzie przypominała o nim. Dodatkowo postanowiono, że obchodzony tu będzie jeden z najhuczniejszych festiwali w całych Indiach (słyszałam, że jest okazalszy niż święto Diwali).
Zanim dostąpimy zaszczytu zobaczenia Lorda Ganesh i jego domostwa musimy, kawałek przed świątynią w wyznaczonym do tego miejscu pozostawić buty (warto zabrać ze sobą skarpetki, bo potem kawałek trzeba przejść po ulicy), następnie odstać swoje w kolejce do wejścia i już jesteśmy w środku .
Teraz możemy spokojnie poprosić asystenta o przekazanie Lordowi naszej prośby .
Historię i rolę Jego Lordowskiej Mości już kiedyś opisywałam . Nie pamiętam, czy napisałam, że nigdy nie wypowiada się próśb o wstawiennictwo czy spełnienie do samego Ganesh. Ma on asystenta, srebrnego szczura. Szepczemy szczurkowi nasze prośby, a on przekazuje je Ganesh. Muszę, przyznać, że dla mnie brzmi to mega bajecznie i tajemniczo. Uwielbiam takie historie, mega pobudzają moją wyobraźnię . Czuję się jak w bajce Podchodzę więc do srebrnego szczurka i sszszsz...... mu do ucha , ciekawe czy pogada o tym z JLM Ganesh
No dobra życzenia do spełnienia wypowiedziane , to teraz trzeba pójść zobaczyć naszego ulubionego . Przyznam, że widziałam JLM już przez szybę z chodnika, ale to nie jest to samo . Muszę z bliska zobaczyć tą wysoką na 7,5 metra i szeroką na 4 metry podobiznę idola. Ba ja koniecznie muszę zobaczyć te piękne tło i tron, wszystko ze szczerego złota.
Przebijamy się więc przez tłum, ale nie jest lekko, co chwilę ktoś nas zaczepia i chce robić focie ( niestety w Indiach to normalka, wszyscy chcą focie z białasem , a nam nie wypada odmawiać )
Stoję jak ta małpka do foć i tylko nogami przebieram. Widzę, oddających cześć i też chcę tam być
Uwolniłam się i czym prędzej poleciałam zobaczyć to cudo. Jezusie jaki piękny kicz. Uwielbiam to
Nacieszyliśmy oczy, przechodzimy dalej (bo chcemy zobaczyć całą świątynię) aż tu nagle pytają, czy chcę dostać błogosławieństwo? No ja bym odmówiła , szybciutko podeszłam do kapłana i
Przyznam, że zastanawiałam się czy damy radę coś jeszcze zobaczyć, ale w świątyni dostaliśmy takiego kopa pozytywnej adrenalinki, że nic nie mogło nas powstrzymać przed dalszą włóczęgą. Jednak prośby o siłę i moc działają. Dzięki ci szczurku za pomoc
Późnym popołudniem jedziemy do Shaniwarwada pochodzącejz XVIII w fortyfikacji wybudowanej przez Peshwę, władcę Imperium Marathów . Niestety fort nie przetrwał do naszych czasów. Większość budowli spłonęła w XIX w podczas „tajemniczego” pożaru, który trwał siedem dni. Fort podobno posiadał siedem kondygnacji ( najwyższą zamieszkiwał władca) , ogród z wieloma fontannami ( najwspanialsza to fontanna tysiąca strumieni, wybudowana w kształcie kwiatu lotosu), a w jego obrębie żyło ponad 1000 osób.
Wchodzimy przez bramę główną zwaną Delhi Gate.
Brama ma charakterystyczne szpikulce. Kiedyś zastanawialiśmy się po co te szpikulce. Odpowiedź jest prosta, w Indiach wojownicy jeździli na słoniach, których zadaniem było taranowanie bram. Słoń ma bardzo grubą skórę, więc na bramy przykręcano wielkie szpikulce, które miały uniemożliwiać słoniom walenie głowami w bramę
Przed wyjazdem czytaliśmy, że odbywa się tu widowisko światło i dźwięk. Na miejscu okazało się, że tego dnia przedstawienia nie będzie.Wstęp do fortu był płatny niestety nie pamiętam kwoty
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Zajączku- się melduję, nadrobiłam Zwiedzam z Wami dalej
Jorguś nic mi nie wiadomo na temat rozsypywania prochów. Powiem, że jak zobaczyliśmy napis to się zdziwiliśmy i zapytaliśmy o co chodzi, bo my w Delhi widzieliśmy, że znajdują się prochy Mahatmy, przynajmniej tak nam mówiono? Odpowiedziano nam, że tutaj są na pewno i jeszcze w wielu innych miejscach w Indiach . Śmialiśmy się, że to tak jak z relikwiami naszych świętych .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
witaj Antenko
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Nie wziąłem pod uwage porównania do relikwii. To chyba najtrafniejsze !!!
Jorguś
Podczytuję sobie po cichu Indie kojarzą mi się z .... mega portretami, mam nadzieję, że mnie zachęcisz
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Witaj lordowski
Zanim pójdziemy zobaczyć najbogatszą świątynię w Pune. Mała wzmianka o poruszaniu się po mieście (właściwie po wszystkich miastach w Indiach, bo prawie wszędzie wygląda to podobnie) .
Każdemu świeżo przybyłemu z Europy turyście włos na głowie się jeży, gdy widzi co dzieję się na drogach w Indiach i wydaje mu się, że przejście przez ulicę graniczy z cudem.
Nam na początku też się tak wydawało, bo ruch uliczny to faktycznie istne szaleństwo . Na pierwszy rzut oka mamy wrażenie, że nie istnieją tu żadne zasady i przepisy ruchu drogowego. Nie istnieje coś takiego jak pas ruchu, z każdej strony napierają wszelkiej maści pojazdy, które usiłują za wszelką cenę utorować sobie drogę( samochody, autobusy, ciężarówki, riksze, skutery, motory, rowerzyści, a do tego oczywiście piesi, psy, krowy i inne zwierzaki) . Nikt nie patrzy w lusterka, każdy sygnalizuje swoją obecność poprzez nieustanne trąbienie w klakson. Jednym słowem masakra *girl_devil*. Stajesz człowieku, chcesz przejść na drugą stronę i nie wiesz czy przeżyjesz , ale po dwóch dniach przyzwyczajamy się, lawirowaliśmy między pojazdami i wiedzieliśmy, że nic nam się nie stanie bo jednak istnieją niepisane zasady znane tylko miejscowym. Jedną z nich jest uważnie na przebiegających przez ulicę pieszych . Przyznam, że nie wiem jak oni w tym wszystkim się znajdują, ale chyba nie jest łatwo skoro przybywający z innego stanu Indus wypożycza samochód z kierowcą, a nie jeździ sam *crazy*, najważniejsze , że nie widzieliśmy ani jednego potrąconego pieszego .
Zanim się przyzwyczailiśmy do tego dzikiego ruchu, troszkę nas Sanjay asekurował . Ponieważ w większości przypadków chodził z nami (przynajmniej do miejsca przeznaczenia) to on jako pierwszy wchodził na jezdnię i wstrzymywał ruch lub zgrabnie przemykał między pojazdami, a my za nim. Oj muszę przyznać, że świetny był pod wieloma względami, pewnie jeszcze parę razy go pochwalę *good*. Po dwóch dniach sami jak przecinaki darliśmy a drugą stonę *lol*, a on za nami
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
no ...coż myślłam ze to widać;)
ja swoją odzyskałam mniej spektakularnie - w biurze rzeczy zaginonych na Okęciu...ale twój wyczyn zrobił na mnie wrazenie:) teraz wiem że można? można - już się nie lękam
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Nasz kolejny cel to Siramanth Daqaduseth Ganpati najsławniejsza świątynia ,naszego ulubionego boga Ganesh, w stanie Maharasthra. Corocznie do świątyni przybywa ponad milion pielgrzymów, szczególnie licznie odwiedzana jest podczas dziesięciodniowego festiwalu Ganesh Chaturthi. Tu fotka jedyna fotka świątyni z zewnątrz. Niestety światynia mieści się przy głównym placu miasta, nie ma szans na zrobienie zdjęcia z odległości ze względu na panujący tam ruch
Swiątynia została ufundowana przez bogatego cukiernika Dagdusheth Halwai w 1893r.Podobno fundator podczas epidemii dżumy stracił ukochanego syna, wraz z żoną popadli w głęboką depresję. Ich na nasze psychoterapeuta poradził im, żeby dla ukojenia smutku i bólu po synu ufundowali świątynię, która na zawsze będzie przypominała o nim. Dodatkowo postanowiono, że obchodzony tu będzie jeden z najhuczniejszych festiwali w całych Indiach (słyszałam, że jest okazalszy niż święto Diwali).
Zanim dostąpimy zaszczytu zobaczenia Lorda Ganesh i jego domostwa musimy, kawałek przed świątynią w wyznaczonym do tego miejscu pozostawić buty (warto zabrać ze sobą skarpetki, bo potem kawałek trzeba przejść po ulicy), następnie odstać swoje w kolejce do wejścia i już jesteśmy w środku .
Teraz możemy spokojnie poprosić asystenta o przekazanie Lordowi naszej prośby .
Historię i rolę Jego Lordowskiej Mości już kiedyś opisywałam . Nie pamiętam, czy napisałam, że nigdy nie wypowiada się próśb o wstawiennictwo czy spełnienie do samego Ganesh. Ma on asystenta, srebrnego szczura. Szepczemy szczurkowi nasze prośby, a on przekazuje je Ganesh. Muszę, przyznać, że dla mnie brzmi to mega bajecznie i tajemniczo. Uwielbiam takie historie, mega pobudzają moją wyobraźnię . Czuję się jak w bajce Podchodzę więc do srebrnego szczurka i sszszsz...... mu do ucha , ciekawe czy pogada o tym z JLM Ganesh
A i pamiętajcie szepczemy tylko do prawego ucha
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
No dobra życzenia do spełnienia wypowiedziane , to teraz trzeba pójść zobaczyć naszego ulubionego . Przyznam, że widziałam JLM już przez szybę z chodnika, ale to nie jest to samo . Muszę z bliska zobaczyć tą wysoką na 7,5 metra i szeroką na 4 metry podobiznę idola. Ba ja koniecznie muszę zobaczyć te piękne tło i tron, wszystko ze szczerego złota.
Przebijamy się więc przez tłum, ale nie jest lekko, co chwilę ktoś nas zaczepia i chce robić focie ( niestety w Indiach to normalka, wszyscy chcą focie z białasem , a nam nie wypada odmawiać )
Stoję jak ta małpka do foć i tylko nogami przebieram. Widzę, oddających cześć i też chcę tam być
Uwolniłam się i czym prędzej poleciałam zobaczyć to cudo. Jezusie jaki piękny kicz. Uwielbiam to
Nacieszyliśmy oczy, przechodzimy dalej (bo chcemy zobaczyć całą świątynię) aż tu nagle pytają, czy chcę dostać błogosławieństwo? No ja bym odmówiła , szybciutko podeszłam do kapłana i
Przyznam, że zastanawiałam się czy damy radę coś jeszcze zobaczyć, ale w świątyni dostaliśmy takiego kopa pozytywnej adrenalinki, że nic nie mogło nas powstrzymać przed dalszą włóczęgą. Jednak prośby o siłę i moc działają. Dzięki ci szczurku za pomoc
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/