Papuas , nie narzekam na Eze, tylko na organizację wycieczki ))) ; samo Eze- doprawdy cudeńko! bardzo mi się tam podobało.;
w kwestii jedzonka mam imnaczej: śniadania zjem albo nie, jeśli już to takie póxniejsze; a obiady/kolację wolę gdzies outside )) jeśli mam wybór- wybiore knajpę, z reguły jakadm lokalnie, choc czasami wychodzi inaczej, ale przynajmniej w przyjemnym anturazu; uwielbiam latem siedzieć w jakiejś knajpeczce na zewnątrz i jedząc potrzeć na gwar otoczenia... , a jak nie można albo się nie da, ,bo czas nagli ... albo coś tam wyskpoczy- to zawsze zostaje hotelowe żarełko
**********
chwilowo musimy opuścić te urocze mury, bo mamy umówioną wizytę na konkretną godzinę, a gdzie? - … a no oczywiście wiadomo.... część komercyjna wycieczki- jak zawsze- musi być! , ale na szczęście jeszcze tu dziś wrócimy….
Jak to zawsze bywa na wycieczkach: chociaż raz muszą zawieźć uczestników a to do wytwórni skór, lub dywanów, a to do kamieni szlachetnych, itd…
Na szczęście w Prowansji odwiedza się jakąś perfumerię/lavenderię, których jest tu chyba więcej jak samej lawendy na polach w każdym razie dużooooooo; a więc wizytujemy wytwórnię jednej z najsłynniejszych francuskich perfumerii Fragonard (obok drugiejj :Gallimard);
Tym razem wizyta nie jest stracona, bo jest tu niewielkie, ale bardzo ciekawe muzeum, opowieści o historii powstania tego miejsca i o wytwarzaniu perfum dawnymi metodami i masę różnych ciekawostek, np. wiedzieliście, że potrzeba 3 tony płatków róż, żeby uzyskać 1 litr czystego olejku ? albo, że tylko kilka osób we Francji (obdarzonych niezwykłym talentem) pracuje jako tzw „nosy” – ludzie obdarzeni fenomenalnym zmysłem węchu i zarabiającymi za swą niecodzienną pracę istne krocie !!!
widok z dolnego Eze na stare Eze spod Fragonard
no i zanurzamy się w świat dawnych pachnideł
całe szafy, witryny, gabloty....
Muzeum jest bardzo ciekawe i klimatyczne, jest tu wystawa starych gablot pełnych szklanych skarbów ze słynnymi zapachami; jest laboratorium pełne retort i różnych dziwnych naczyń, a wśród tych wielkich kadzi, miedzianych alambików i alkitarów można poczuć się nieomalże jak w „Pachnidle” Suskinda )) czytaliście? oglądaliście? ;
satre wielkie alambiki (miedziane destylatory)
część muzealna i małe laboratorium gdzie "Nosy" komponowały zapachy!
Można tu było nawet skomponować sobie własny zapach, ale na to nie było zbyt czasu, bo wiadomo, że ten potrzebuje go nieco więcej, żeby „rozwinąć ogon” ….
; potem była jeszcze wizyta w części współczesnej fabryki, gdzie obserwujemy pracowników podczas ich pracy (np. ręczne rzeźbienie mydełek w kształcie kaczuszek i ich pakowanie!!!) ale też i typowa „taśma” produkcyjna, gdzie kremy i pachnidła wszelakie z wielkiej kadzi wędrują za pomocą automatów do małych słoiczków-buteleczek-puzderek; no i na końcu oczywiście część komercyjna – kupujcie, kupujcie, kasy nie żałujcie !)))
Ja jeśli chodzi o zapachy to jestem rasowa „perfumiara” )) używam od lat i bardzo lubię pachnieć, choć po chwili sama tego nie czuję, ale tu podeszłam do tematu na spokojnie; mam swoje ulubione zapaszki (różne), bo używam od lat tych samych, w podziale na pory roku, pory dnia i w zależności od nastroju… , zatem nie kupiłam tu niczego „do pachnięcia” co by mi „podeszło” ; zresztą po pół godzinie przebywania w tej ferii zapachów człowiekowi świdruje w nosie i może nieźle rozboleć głowa;
ale dałam się skusić na olejek arganowy VRAI (z dodatkiem lawendy i migdałów) i na krem do twarzy którego głównym składnikiem jest … pokarm królowych pszczół; he he… czego to nie wymyślą ! ; smaruję się więc mleczkiem pszczelim za kilkadziesiąt euro ale jakoś od tego nie młodnieję; hi hi, (chociaż fakt, muszę przyznać, ze krem jest fantastyczny!!!) ale zgodnie z utartym sloganem: : „podaruj sobie odrobinę luksusu” … jakoś łatwiej uwierzyć wtedy w moc czarów (wydanych euro), he he
olejki, olejki zapachowe, czyste ekstrakty....
i moje łupy ))
generalnie strasznie to wszystko długho trwało... jak te kobitki zaczęły wąchać..., wybierać... , przebierać...... to końca nie było... finalnie niewiele jednak osób coś tam kupiło ; ja uciakłam w końcu na dwór, bo aż mi niedobrze było od psikania wokół tych wszystkich pachnideł...
żegnamy się z alembikami z Fragonard i wracamy do starego Eze, tym razem aby wspiąć się na samą górę do fajnego miejsca ...
Jedną z najciekawszych atrakcji Eze ( na pewno najpiekniejszych) jest niesamowity ogród egzotyczny Jardin Exotique d’Èze, położony na samym szczycie wzgórza. Uznaje się go za drugi najpiękniejszy tego typu obiekt na całym Lazurowym Wybrzeżu (w kategorii ogrodowej urody wyprzedza go jedynie ten w Monako);
Ogród w Èze zaaranżowany jest jako kaktusarium z mnóstwem przedstawicieli tegoż gatunku jak i z wieloma sukulentami , ale urzeka nie tyle samymi kaktusami co widokami!!! - w tym fantastyczną panoramą na Riwierę i przylądek Cap Ferrat, Antibes, Niceę, Cannes, Saint Tropez... widać stąd wszystkie "lazurowe" kurorty... ; a tymm widokiem stąd ponoć zachwycał się sam Fryderyk Nietzsche (podczas pisania swego dzieła" „Tako rzecze Zaratustra”)
popatrzcie na to cudo...
widoczne stąd idealnie lotnisko w Nicei (położone cudownie nad samiutkim morzem) i wchodzącym w morze
jedna z wielu rzeźb na terenie Ogrodu- tzw "Ziemskie Boginie" autorstwa Jeana-Philippe Richard'a
i czas niestety nagli... trzeba schodzic na dół... każdy sobie schodzi własnym tempem
Prowansja na cudnych obrazach do złudzenia przypomina Toskanię... tylko góry w tle nieco inne
schodząc, gdzieś sie pogubiłyśmy z kumpelą w tych wąskich zaułkach kamiennych uliczek, więc sama już zaglądam jeszcze do kosciółka Eze NMP - Église Notre-Dame-de-l’Assomption d’Èze
i czas pożegnac się z tą śliczną, bajeczną, prowansalską mieścinką....
na koniec jeszcze Most Diabła w dolnym Eze , z którym związana jest jak to zawsze legenda; może później coś o tym wspomnę;
no i to tyle z EZE
wszystko co dobre- szybko sie kończy... ; i gnamy dalej, ale na szczęście dziś bliziuteńko:))
kolejny punkt programu MONACO, dla mnie powrót po ćwierćwieczu....
Miło było podróżować z Tobą przez południową Francję. Niektóre z pokazanych miejsc (Avignon, Pont du Gard i Arles) miałem okazję zobaczyć kilka lat temu. Inne były dla mnie nowością. Ciekawa relacja i ładne zdjęcia. Pozdrawiam.
Miło było wspomnieć wycieczkę jeszcze z lat dziewięćdziesiatych. Byliśmy w Cannes, Monaco, Nicei, Avignon, Pont du Gard, Carcasonne, Lourdes po Barcelonę. No i w Eze, gdzie to nie perfumeria utkwiła mi w głowie a ten wspaniały ogród.
Achernar, ale to jeszcze nie koniec! bedzie ciąg dalszy....
Jorguś, no właśnie ja też w końcówce lat 90-tych byłam w tej okolicy, ale Eze to dla mnie nowość! (a Twoja wycieczka z przed lat - prawie identyczna jak ta! )
Nel, a to mnie zaskoczyłaś! no byłam pewna że byłaś w Avignonie; nic to, zatem koniecznie musisz kiedys nadrobić i zatańczyc na tym moście :), choc ja nie zatańczyłam
po Perfumeriach-Drogeriach i cudnych Ogrodach Eze- jedziemy bliziuteńko- kilka minut do Księstwa Monaco
właśnie w tych wspomnianych wyżej przez Jorgiego dawnych czasach- byłam z Małzem moim ślubnym w Monaco, ale wtedy to nie była żadna wycieczka, tylko po prostu konieczny przystanek dla pracy dwóch kierowcow, którzy jechali na zmianę (tachometry) w dalekiej drodze z Warszawy do Barcelony, gdzie to udawaliśmy sie wtedy na 2-tygodniowy wypoczynek na Costa Brava ; tak, tak!!! autokarem! i mimo, że miałam wtedy ze 30 lat - to do dzis pamiętam ten koszmar i popuchnięte kostki u nóg jak u słonia! - jazda z Polski cały dzień, potem cała noc; około południa dojazd do Monaco- przerwa tam do nocy (bo jeszcze zajechalismy do Nicei na chwilę i znów jazda całą noc i rano dopiero po 2 dobach podrózyu dotarliśmy do celu! to się nazywało Podróżowanie! )) nie to co teraz: 3 godzinki i lądowanko))) ; ale do brzegu...
W zasadzie poza samym Kasynem, i "widokami ogólnymi" , wszystko co w Monaco zobaczyłam tym razem było dla mnie nowością , bo wtedy ćwieć wieku temu to w zasadzie było takie łażenie samopas; błądziliśmy tam jak jakieś błędne owce, ale w końcu trafiliśmy do tego słynnego Ogrodu Egzotycznego ( w którym tym razem nie byłam) i odpoczywalismy potem na plażach Larvotto ; wieczorem błakaliśmy sie po marinie wśród jachtów milionerów i z rodziawionymi japami oglądaliśmy po raz pierwszy w życiu Rolls-Roycy na żywo (człek był wyrwany wtedy z tej Komuny- to w takim Monaco był jak dziki przybysz z innej planety! i tyle było z Monaco;
tym razem było zwiedzanie z przewodnikiem i czas wolny (nawet z ponad 2 godzinki z haczykiem)
ale ze połowa maja to nie jest najlepszy czas na odwiedziny w tym drugim najmniejszym państewku na świecie , bo przygotowania do wyścigu F1 Grand Prix Monaco- nieco sparaliżowało miasto ; montaż tych wszystkich płotów, balustrad, tu zagrodzone, tam objazd, tu nie wolno, tam też nie!
tak wyglądało Monaco w czasie montażu widowni dla VIP'ów:
ulice na trasie przejazdów bolidów juz pogrodzone wysokimi siatkami
zatem nie chcieli nas wpuścić tam gdzie zwykle wpuszczają i musieliśmy robić jakies objazdy by wjechać na inny podziemny parking dla autokarów
po drodze do - przyglądam się na to co za oknem
fragment Twierdzy Pałacu Książęcego na klifie Fontvielle
mijamy bardzo ciekawy budynek
Kamienica w stylu perskiego Belle Époque w Moneghetti w północnej części Monako; to Villa Ispahan - zbudowana w 1910 roku przez perskiego dyplomatę, księcia Arfa Mirza Riza Khana. Willa wzorowana jest na meczecie Szacha w Isfahanie w Iranie, z niebieskimi minaretami; jest ozdobiona mozaikami, kolorowym szkłem i motywami perskiego lwa i słońca ;
pod słynnym Muzeum Oceanograficznym czekamy na lokalną przewodniczkę, z ktorą zaczynamy spacer po Monaco
akurat w tym roku przypada 100 rocznica urodzin Księcia Rainiera, więc wszędzie w mieście o tym licznie przypominają
spacer zaczynamy od Ogrodu... nie , nie ten słynny Egzotyczny- tylko malutki - Ogród św. Marcina (Jardins de Saint-Martin) , który powstał tu w roku kiedy u nas wybuchło Powstanie Listopadowe ; roztaczają się stąd piękne widoki.... na morze sródziemne i dzielnicę Fointvielle
no z tym ptaszyskiem to przesadzili.... jakoś nie gustuję w tego typu "dekoracjach" )))
ale jako miłosniczka Ogrodów wszelakich - zachwycam się oczywiście , bo miejsce ładne, klimatyczne, pięknie zaaranżowane
pomnik Grace Kelly - Księżnej Monaco
i wyłania się widoczek na dzielnicę Fontvieille- pelną apartamentowców wybudowanych na częsci gruntów "wyrwanych " morzu...
stąd zmierzamy do Katedry św. Mikołaja
Caterale de Monaco - w której pochowano wielu członków rodziny Grimaldich
idziemy za ołtarz gdzie znajdują się nagrobkli władców Księstwa Monaco ; jest ich tu całe mnóstwo; od dziadków, pradziaadków i wszelkich innych kuzynów rodu Grimaldich
proste, skromne płyty; w zasadzie wszystkie takie same- ta Księcia Rainiera
obok Księznej Gracji Patrycji
wychodzimy;
a tu ciekawostka- prywatny dom jednej z sióstr obecnego Ksiecia - ale nie pamiętam która z nich tu mieszka? Karolina czy Stefania?
w kazdym razie książęca siostra tutaj właśnie sobie mieszka w takiej różowiutkiej i wcale nie za bardzo wyzywająco bogatej willi ) ; za to zapewne w środku... ho ho...!
W Katedrze lokalna pilotka opowiedziała nam całą historię Księstwa Monaco, o dawnych panujących, o koligacjach, skandalach, nieślubnych dzieciach następców tronu (matka Raniera); dość zaognionym sporze Raniera z siostrą (roszczącą sobie wówczas prawa do tronu) ; było w ogóle sporo róznych opowieści o Grimaldich, również o dość "burzliwej młodości" dzieci Rainiera i Grace , o tragicznym wypadku Księżnej, itd... bardzo to wszystko było ciekawe i fajnie opowiedziane;
z Katedry idziemy wszyscy wspólnie spacerkiem
od Pałac Książęcy dalej słuchając ciekawostek i różnych opowieści ....
i jesteśmy na wielkim Placu Pałacowym gdzie mieści się oficjalna siedziba rodziny panującej w Księstwie
i tu nastapiła rzecz nieco dziwna; taka formuła, która dość rzadko się zdarza na wycieczkach zorganizowanych,
otóż wręczono nam wszystkim bilety (chętnym) które uprawniały do wejścia do dwóch wybranych obiektów; ale.... w tym momencie lokalna Pani Przewodnik się z nami pożegnała , a nasza zapowiedziała teraz czas 3 godziny do własnej dyspozycji! i w tym to czasie sami mamy sobie zadysponować kto gdzie chce iść !
dla mnie super! ja tak lubię, ale od razu odezwały się głosy niezadowolenia; że jak tam wejsć? że gdzie potem iść? jak trafić? jak zapytać? (jak nie znają języka) i takie tam.... ; zrobiło się trochę larum... od razu część osób zrezygnowała z tych biletów ( za zwrot kasy oczywiście) , że tak samopas to nie wiedzą gdzie iść? (ludzie bywają doprawdy dziwni... ) ale to sprawa każdego indywidualna!;
no i tu się rozchodzimy ... każdy idzie gdzie chce i spędza tam czas ile chce....
My najpierw na taras widokowy pod Pałacem z widokiem na Monte -Carlo; fajnei że się troche zachmurzyło, bo słońce dawało tego dnia czadu, ale było cieplutko
z góry fajnie widać trybuny do F1 - ile tego pomontowali!!!
można i tak pozwiedzać "na leniuszka"
no to mamy te bilety - to idziemy do Pałacu
grupa się nieco rozproszyła, jedni tu, inni tam... widzimy, że ludzie z wycieczki stoją pod Pałacem w kolejce i machaja do nas, a tu coś im tłumaczą; nikt nie kuma żabojadów
w końcu okazało się że stanęli nie w tej kolejce ; są dwie, w zależności od rodzaju biletów jakie mamy- indywidualne i grupowe; dla grupowych biletów inna kolejka innym wejściem; wszystko trzeba tu obczaić samemu ( na szczęście obsługa gada po angielsku:)) ; potem tłumaczą nam , żeby iść do okienka wziąć słuchawki w odpowiednim języku i można zwiedzać
Pałac ten zbudowano w miejscu dawnej cytadeli; Pierwszy obiekt wznieśli tu Genueńczycy na początku XIII w. Budynek został przejęty podstępem przez Franciszka Grimaldiego pod koniec tego samego stulecia (1297 r.). Franciszek wraz z towarzyszem przebrali się za mnichów, zapukali nocą do bram twierdzy i poprosili o schronienie. Kiedy wpuszczono ich do środka, z okolicznych krzaków wyskoczyli uzbrojeni kompani Grimaldiego i pomogli mu zdobyć zamek. Od tego czasu prawie nieprzerwanie rodzina Grimaldich włada zamkiem i Monako. Dwóch mnichów z mieczami znajduje się do dziś w herbie rodziny.
Pałac Książęcy w Monako (Palais du Prince) znajduje się na Skale Monako, tuż obok Starego Miasta; oba te miejsca oddziela jedynie okazały Place du Palais z widokiem na Port Herkulesa z jednej strony i dzielnicę Fontvielle z drugiej; Pałac ten jest oficjalną siedzibą rodu Grimaldich od ponad 700 lat!!! całkiem sporo!
no to jeszcze ustawiamy słuchaweczki i zwiedzamy sala po sali - co tam nam "gada gadułka" do ucha ))
oczywiście udostępniona do zwiedzania jest bardzo niewielka częśc pałacu; gdyby było więcej, to do nocy by nam się zeszło... )) ; oczywiście prywatnych apartamentów Alberta i rodzinki zobaczyć się nie da; wiadomo! kto by chciał by zaglądano mu alkowy?
ogromny portret rodzinny Rainiera, Grace, Karoliny, Alberta i Stefanii
jak odwiedziłem Monako (no w Grand Casino nie byłem) w katedrze na górze był tylko nagrobek Grace Kelly i wcześniejsze oczywiście; w pamięci został widok sprzed - właśnie jakiś port jachtowy i wyrastająca z morza potężna skała taki sposób zwiedzania obiektów zamkniętych nie przeszkadza mi - wiem ile mam czasu, a zgubić się nie można piszesz wziąć słuchawki w odpowiednim języku ?? a po polsku było? oczywiście jako kaleka językowy zgadzam się z niezadowolonymi w sprawie objaśnienia - winno być: macie 3 godz, idziecie pod wejście, które widać TU i spotykamy się ...
Avignon wspaniały ! Nie byłam ,ale mam nadzieję,że kiedyś zobaczę na własne oczy. Mlost mi jak najbardziej znany , zaraz za papieskimi budynkami
Bardzo fajny taki panoramiczny autokar. Przyznam sie,że nie jechałam jeszcze takim ( tylko pociągiem)
Eze cudeńko. Byłam i potwierdzam - cukiereczek . Można by "utonąć" w tych klimatycznych, starych zakątkach
No trip no life
Radek, Papuas, Asia fajnie, że tu zaglądacie...
Papuas , nie narzekam na Eze, tylko na organizację wycieczki ))) ; samo Eze- doprawdy cudeńko! bardzo mi się tam podobało.;
w kwestii jedzonka mam imnaczej: śniadania zjem albo nie, jeśli już to takie póxniejsze; a obiady/kolację wolę gdzies outside )) jeśli mam wybór- wybiore knajpę, z reguły jakadm lokalnie, choc czasami wychodzi inaczej, ale przynajmniej w przyjemnym anturazu; uwielbiam latem siedzieć w jakiejś knajpeczce na zewnątrz i jedząc potrzeć na gwar otoczenia... , a jak nie można albo się nie da, ,bo czas nagli ... albo coś tam wyskpoczy- to zawsze zostaje hotelowe żarełko
**********
chwilowo musimy opuścić te urocze mury, bo mamy umówioną wizytę na konkretną godzinę, a gdzie? - … a no oczywiście wiadomo.... część komercyjna wycieczki- jak zawsze- musi być! , ale na szczęście jeszcze tu dziś wrócimy….
Jak to zawsze bywa na wycieczkach: chociaż raz muszą zawieźć uczestników a to do wytwórni skór, lub dywanów, a to do kamieni szlachetnych, itd…
Na szczęście w Prowansji odwiedza się jakąś perfumerię/lavenderię, których jest tu chyba więcej jak samej lawendy na polach w każdym razie dużooooooo; a więc wizytujemy wytwórnię jednej z najsłynniejszych francuskich perfumerii Fragonard (obok drugiejj :Gallimard);
Tym razem wizyta nie jest stracona, bo jest tu niewielkie, ale bardzo ciekawe muzeum, opowieści o historii powstania tego miejsca i o wytwarzaniu perfum dawnymi metodami i masę różnych ciekawostek, np. wiedzieliście, że potrzeba 3 tony płatków róż, żeby uzyskać 1 litr czystego olejku ? albo, że tylko kilka osób we Francji (obdarzonych niezwykłym talentem) pracuje jako tzw „nosy” – ludzie obdarzeni fenomenalnym zmysłem węchu i zarabiającymi za swą niecodzienną pracę istne krocie !!!
widok z dolnego Eze na stare Eze spod Fragonard
no i zanurzamy się w świat dawnych pachnideł
całe szafy, witryny, gabloty....
Muzeum jest bardzo ciekawe i klimatyczne, jest tu wystawa starych gablot pełnych szklanych skarbów ze słynnymi zapachami; jest laboratorium pełne retort i różnych dziwnych naczyń, a wśród tych wielkich kadzi, miedzianych alambików i alkitarów można poczuć się nieomalże jak w „Pachnidle” Suskinda )) czytaliście? oglądaliście? ;
satre wielkie alambiki (miedziane destylatory)
część muzealna i małe laboratorium gdzie "Nosy" komponowały zapachy!
Można tu było nawet skomponować sobie własny zapach, ale na to nie było zbyt czasu, bo wiadomo, że ten potrzebuje go nieco więcej, żeby „rozwinąć ogon” ….
; potem była jeszcze wizyta w części współczesnej fabryki, gdzie obserwujemy pracowników podczas ich pracy (np. ręczne rzeźbienie mydełek w kształcie kaczuszek i ich pakowanie!!!) ale też i typowa „taśma” produkcyjna, gdzie kremy i pachnidła wszelakie z wielkiej kadzi wędrują za pomocą automatów do małych słoiczków-buteleczek-puzderek; no i na końcu oczywiście część komercyjna – kupujcie, kupujcie, kasy nie żałujcie !)))
Ja jeśli chodzi o zapachy to jestem rasowa „perfumiara” )) używam od lat i bardzo lubię pachnieć, choć po chwili sama tego nie czuję, ale tu podeszłam do tematu na spokojnie; mam swoje ulubione zapaszki (różne), bo używam od lat tych samych, w podziale na pory roku, pory dnia i w zależności od nastroju… , zatem nie kupiłam tu niczego „do pachnięcia” co by mi „podeszło” ; zresztą po pół godzinie przebywania w tej ferii zapachów człowiekowi świdruje w nosie i może nieźle rozboleć głowa;
ale dałam się skusić na olejek arganowy VRAI (z dodatkiem lawendy i migdałów) i na krem do twarzy którego głównym składnikiem jest … pokarm królowych pszczół; he he… czego to nie wymyślą ! ; smaruję się więc mleczkiem pszczelim za kilkadziesiąt euro ale jakoś od tego nie młodnieję; hi hi, (chociaż fakt, muszę przyznać, ze krem jest fantastyczny!!!) ale zgodnie z utartym sloganem: : „podaruj sobie odrobinę luksusu” … jakoś łatwiej uwierzyć wtedy w moc czarów (wydanych euro), he he
olejki, olejki zapachowe, czyste ekstrakty....
i moje łupy ))
generalnie strasznie to wszystko długho trwało... jak te kobitki zaczęły wąchać..., wybierać... , przebierać...... to końca nie było... finalnie niewiele jednak osób coś tam kupiło ; ja uciakłam w końcu na dwór, bo aż mi niedobrze było od psikania wokół tych wszystkich pachnideł...
żegnamy się z alembikami z Fragonard i wracamy do starego Eze, tym razem aby wspiąć się na samą górę do fajnego miejsca ...
Jedną z najciekawszych atrakcji Eze ( na pewno najpiekniejszych) jest niesamowity ogród egzotyczny Jardin Exotique d’Èze, położony na samym szczycie wzgórza. Uznaje się go za drugi najpiękniejszy tego typu obiekt na całym Lazurowym Wybrzeżu (w kategorii ogrodowej urody wyprzedza go jedynie ten w Monako);
Ogród w Èze zaaranżowany jest jako kaktusarium z mnóstwem przedstawicieli tegoż gatunku jak i z wieloma sukulentami , ale urzeka nie tyle samymi kaktusami co widokami!!! - w tym fantastyczną panoramą na Riwierę i przylądek Cap Ferrat, Antibes, Niceę, Cannes, Saint Tropez... widać stąd wszystkie "lazurowe" kurorty... ; a tymm widokiem stąd ponoć zachwycał się sam Fryderyk Nietzsche (podczas pisania swego dzieła" „Tako rzecze Zaratustra”)
popatrzcie na to cudo...
widoczne stąd idealnie lotnisko w Nicei (położone cudownie nad samiutkim morzem) i wchodzącym w morze
jedna z wielu rzeźb na terenie Ogrodu- tzw "Ziemskie Boginie" autorstwa Jeana-Philippe Richard'a
i czas niestety nagli... trzeba schodzic na dół... każdy sobie schodzi własnym tempem
Prowansja na cudnych obrazach do złudzenia przypomina Toskanię... tylko góry w tle nieco inne
schodząc, gdzieś sie pogubiłyśmy z kumpelą w tych wąskich zaułkach kamiennych uliczek, więc sama już zaglądam jeszcze do kosciółka Eze NMP - Église Notre-Dame-de-l’Assomption d’Èze
i czas pożegnac się z tą śliczną, bajeczną, prowansalską mieścinką....
na koniec jeszcze Most Diabła w dolnym Eze , z którym związana jest jak to zawsze legenda; może później coś o tym wspomnę;
no i to tyle z EZE
wszystko co dobre- szybko sie kończy... ; i gnamy dalej, ale na szczęście dziś bliziuteńko:))
kolejny punkt programu MONACO, dla mnie powrót po ćwierćwieczu....
CDN...
Piea
Miło było podróżować z Tobą przez południową Francję. Niektóre z pokazanych miejsc (Avignon, Pont du Gard i Arles) miałem okazję zobaczyć kilka lat temu. Inne były dla mnie nowością. Ciekawa relacja i ładne zdjęcia. Pozdrawiam.
Miło było wspomnieć wycieczkę jeszcze z lat dziewięćdziesiatych. Byliśmy w Cannes, Monaco, Nicei, Avignon, Pont du Gard, Carcasonne, Lourdes po Barcelonę. No i w Eze, gdzie to nie perfumeria utkwiła mi w głowie a ten wspaniały ogród.
Jorguś
Cześć Chłopaki
Achernar, ale to jeszcze nie koniec! bedzie ciąg dalszy....
Jorguś, no właśnie ja też w końcówce lat 90-tych byłam w tej okolicy, ale Eze to dla mnie nowość! (a Twoja wycieczka z przed lat - prawie identyczna jak ta! )
Nel, a to mnie zaskoczyłaś! no byłam pewna że byłaś w Avignonie; nic to, zatem koniecznie musisz kiedys nadrobić i zatańczyc na tym moście :), choc ja nie zatańczyłam
Piea
no to jedziemy z tym Monaco....
po Perfumeriach-Drogeriach i cudnych Ogrodach Eze- jedziemy bliziuteńko- kilka minut do Księstwa Monaco
właśnie w tych wspomnianych wyżej przez Jorgiego dawnych czasach- byłam z Małzem moim ślubnym w Monaco, ale wtedy to nie była żadna wycieczka, tylko po prostu konieczny przystanek dla pracy dwóch kierowcow, którzy jechali na zmianę (tachometry) w dalekiej drodze z Warszawy do Barcelony, gdzie to udawaliśmy sie wtedy na 2-tygodniowy wypoczynek na Costa Brava ; tak, tak!!! autokarem! i mimo, że miałam wtedy ze 30 lat - to do dzis pamiętam ten koszmar i popuchnięte kostki u nóg jak u słonia! - jazda z Polski cały dzień, potem cała noc; około południa dojazd do Monaco- przerwa tam do nocy (bo jeszcze zajechalismy do Nicei na chwilę i znów jazda całą noc i rano dopiero po 2 dobach podrózyu dotarliśmy do celu! to się nazywało Podróżowanie! )) nie to co teraz: 3 godzinki i lądowanko))) ; ale do brzegu...
W zasadzie poza samym Kasynem, i "widokami ogólnymi" , wszystko co w Monaco zobaczyłam tym razem było dla mnie nowością , bo wtedy ćwieć wieku temu to w zasadzie było takie łażenie samopas; błądziliśmy tam jak jakieś błędne owce, ale w końcu trafiliśmy do tego słynnego Ogrodu Egzotycznego ( w którym tym razem nie byłam) i odpoczywalismy potem na plażach Larvotto ; wieczorem błakaliśmy sie po marinie wśród jachtów milionerów i z rodziawionymi japami oglądaliśmy po raz pierwszy w życiu Rolls-Roycy na żywo (człek był wyrwany wtedy z tej Komuny- to w takim Monaco był jak dziki przybysz z innej planety! i tyle było z Monaco;
tym razem było zwiedzanie z przewodnikiem i czas wolny (nawet z ponad 2 godzinki z haczykiem)
ale ze połowa maja to nie jest najlepszy czas na odwiedziny w tym drugim najmniejszym państewku na świecie , bo przygotowania do wyścigu F1 Grand Prix Monaco- nieco sparaliżowało miasto ; montaż tych wszystkich płotów, balustrad, tu zagrodzone, tam objazd, tu nie wolno, tam też nie!
tak wyglądało Monaco w czasie montażu widowni dla VIP'ów:
ulice na trasie przejazdów bolidów juz pogrodzone wysokimi siatkami
zatem nie chcieli nas wpuścić tam gdzie zwykle wpuszczają i musieliśmy robić jakies objazdy by wjechać na inny podziemny parking dla autokarów
po drodze do - przyglądam się na to co za oknem
fragment Twierdzy Pałacu Książęcego na klifie Fontvielle
mijamy bardzo ciekawy budynek
Kamienica w stylu perskiego Belle Époque w Moneghetti w północnej części Monako; to Villa Ispahan - zbudowana w 1910 roku przez perskiego dyplomatę, księcia Arfa Mirza Riza Khana. Willa wzorowana jest na meczecie Szacha w Isfahanie w Iranie, z niebieskimi minaretami; jest ozdobiona mozaikami, kolorowym szkłem i motywami perskiego lwa i słońca ;
pod słynnym Muzeum Oceanograficznym czekamy na lokalną przewodniczkę, z ktorą zaczynamy spacer po Monaco
akurat w tym roku przypada 100 rocznica urodzin Księcia Rainiera, więc wszędzie w mieście o tym licznie przypominają
Piea
spacer zaczynamy od Ogrodu... nie , nie ten słynny Egzotyczny- tylko malutki - Ogród św. Marcina (Jardins de Saint-Martin) , który powstał tu w roku kiedy u nas wybuchło Powstanie Listopadowe ; roztaczają się stąd piękne widoki.... na morze sródziemne i dzielnicę Fointvielle
no z tym ptaszyskiem to przesadzili.... jakoś nie gustuję w tego typu "dekoracjach" )))
ale jako miłosniczka Ogrodów wszelakich - zachwycam się oczywiście , bo miejsce ładne, klimatyczne, pięknie zaaranżowane
pomnik Grace Kelly - Księżnej Monaco
i wyłania się widoczek na dzielnicę Fontvieille- pelną apartamentowców wybudowanych na częsci gruntów "wyrwanych " morzu...
stąd zmierzamy do Katedry św. Mikołaja
Caterale de Monaco - w której pochowano wielu członków rodziny Grimaldich
idziemy za ołtarz gdzie znajdują się nagrobkli władców Księstwa Monaco ; jest ich tu całe mnóstwo; od dziadków, pradziaadków i wszelkich innych kuzynów rodu Grimaldich
proste, skromne płyty; w zasadzie wszystkie takie same- ta Księcia Rainiera
obok Księznej Gracji Patrycji
wychodzimy;
a tu ciekawostka- prywatny dom jednej z sióstr obecnego Ksiecia - ale nie pamiętam która z nich tu mieszka? Karolina czy Stefania?
w kazdym razie książęca siostra tutaj właśnie sobie mieszka w takiej różowiutkiej i wcale nie za bardzo wyzywająco bogatej willi ) ; za to zapewne w środku... ho ho...!
Piea
O kurcze , jaka wielka!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
W Katedrze lokalna pilotka opowiedziała nam całą historię Księstwa Monaco, o dawnych panujących, o koligacjach, skandalach, nieślubnych dzieciach następców tronu (matka Raniera); dość zaognionym sporze Raniera z siostrą (roszczącą sobie wówczas prawa do tronu) ; było w ogóle sporo róznych opowieści o Grimaldich, również o dość "burzliwej młodości" dzieci Rainiera i Grace , o tragicznym wypadku Księżnej, itd... bardzo to wszystko było ciekawe i fajnie opowiedziane;
z Katedry idziemy wszyscy wspólnie spacerkiem
od Pałac Książęcy dalej słuchając ciekawostek i różnych opowieści ....
i jesteśmy na wielkim Placu Pałacowym gdzie mieści się oficjalna siedziba rodziny panującej w Księstwie
i tu nastapiła rzecz nieco dziwna; taka formuła, która dość rzadko się zdarza na wycieczkach zorganizowanych,
otóż wręczono nam wszystkim bilety (chętnym) które uprawniały do wejścia do dwóch wybranych obiektów; ale.... w tym momencie lokalna Pani Przewodnik się z nami pożegnała , a nasza zapowiedziała teraz czas 3 godziny do własnej dyspozycji! i w tym to czasie sami mamy sobie zadysponować kto gdzie chce iść !
dla mnie super! ja tak lubię, ale od razu odezwały się głosy niezadowolenia; że jak tam wejsć? że gdzie potem iść? jak trafić? jak zapytać? (jak nie znają języka) i takie tam.... ; zrobiło się trochę larum... od razu część osób zrezygnowała z tych biletów ( za zwrot kasy oczywiście) , że tak samopas to nie wiedzą gdzie iść? (ludzie bywają doprawdy dziwni... ) ale to sprawa każdego indywidualna!;
no i tu się rozchodzimy ... każdy idzie gdzie chce i spędza tam czas ile chce....
My najpierw na taras widokowy pod Pałacem z widokiem na Monte -Carlo; fajnei że się troche zachmurzyło, bo słońce dawało tego dnia czadu, ale było cieplutko
z góry fajnie widać trybuny do F1 - ile tego pomontowali!!!
można i tak pozwiedzać "na leniuszka"
no to mamy te bilety - to idziemy do Pałacu
grupa się nieco rozproszyła, jedni tu, inni tam... widzimy, że ludzie z wycieczki stoją pod Pałacem w kolejce i machaja do nas, a tu coś im tłumaczą; nikt nie kuma żabojadów
w końcu okazało się że stanęli nie w tej kolejce ; są dwie, w zależności od rodzaju biletów jakie mamy- indywidualne i grupowe; dla grupowych biletów inna kolejka innym wejściem; wszystko trzeba tu obczaić samemu ( na szczęście obsługa gada po angielsku:)) ; potem tłumaczą nam , żeby iść do okienka wziąć słuchawki w odpowiednim języku i można zwiedzać
Pałac ten zbudowano w miejscu dawnej cytadeli; Pierwszy obiekt wznieśli tu Genueńczycy na początku XIII w. Budynek został przejęty podstępem przez Franciszka Grimaldiego pod koniec tego samego stulecia (1297 r.). Franciszek wraz z towarzyszem przebrali się za mnichów, zapukali nocą do bram twierdzy i poprosili o schronienie. Kiedy wpuszczono ich do środka, z okolicznych krzaków wyskoczyli uzbrojeni kompani Grimaldiego i pomogli mu zdobyć zamek. Od tego czasu prawie nieprzerwanie rodzina Grimaldich włada zamkiem i Monako. Dwóch mnichów z mieczami znajduje się do dziś w herbie rodziny.
Pałac Książęcy w Monako (Palais du Prince) znajduje się na Skale Monako, tuż obok Starego Miasta; oba te miejsca oddziela jedynie okazały Place du Palais z widokiem na Port Herkulesa z jednej strony i dzielnicę Fontvielle z drugiej; Pałac ten jest oficjalną siedzibą rodu Grimaldich od ponad 700 lat!!! całkiem sporo!
no to jeszcze ustawiamy słuchaweczki i zwiedzamy sala po sali - co tam nam "gada gadułka" do ucha ))
oczywiście udostępniona do zwiedzania jest bardzo niewielka częśc pałacu; gdyby było więcej, to do nocy by nam się zeszło... )) ; oczywiście prywatnych apartamentów Alberta i rodzinki zobaczyć się nie da; wiadomo! kto by chciał by zaglądano mu alkowy?
ogromny portret rodzinny Rainiera, Grace, Karoliny, Alberta i Stefanii
imponujący dziedziniec wewnętrzny!
no i tyle z Pałacu....
Piea
jak odwiedziłem Monako (no w Grand Casino nie byłem) w katedrze na górze był tylko nagrobek Grace Kelly i wcześniejsze oczywiście; w pamięci został widok sprzed - właśnie jakiś port jachtowy i wyrastająca z morza potężna skała taki sposób zwiedzania obiektów zamkniętych nie przeszkadza mi - wiem ile mam czasu, a zgubić się nie można piszesz wziąć słuchawki w odpowiednim języku ?? a po polsku było? oczywiście jako kaleka językowy zgadzam się z niezadowolonymi w sprawie objaśnienia - winno być: macie 3 godz, idziecie pod wejście, które widać TU i spotykamy się ...
papuas