Witajcie! Widzę szersze grono przybyło, bardzo mi miło:-)))
Katerina LordziuDziobkuAsiuBepiAgaMikka dzięki
Algida to ja Ci współczuję jak tez miałaś przygody żołądkowe... ale wyobraź sobie taki start, bo na koniec podróży, to jednak inaczej człowiek znosi, a tu nie wiesz czy będzie ok czy podróż będzie horrorem potem szpital, kwarantanna... juz różne wizje snuliśmy.
Momi zgadza się, najfajniej i najweselej wspomina się najczarniejsze momenty życia i to nawet nie po latach, juz po paru godzinach, jak bylismy wszyscy w lepszej formie to się z tego śmialiśy
Lenuś szukaj gatków, bo po Kuala Lumpur nie będziesz przecież tak z nami na golaska paradować... tam islam Kochana, wiesz, trzeba przyzwoicie się odziać
ooonaa :
Mika
TWÓJ Bestseller ,bo inaczej nie da się okreslić Waszej "przygody" - już fotki mnie ZABIŁY hehehehe,szczegółnie z Sin i MbS - UWIELBIAM to miejce
napisałam kiedyś Bepi,ze masz ADHD w "dupce" ,bo NIKT "normalny" nie jest w stanie wytrzyamać Waszego tempa zwiedzania
a teraz po tym "eksperymencie" chorobowym w samolocie śmiało powinnaś składać podanie o przyjęcie do odziału Delta czy inne "foki" heheheh - możesz spokojnie dopisać do nicka "Mika- Killerka "
Daga, rozwaliłaś mnie... killerka, ha ha ale to nie prawda, że nikt mojego tempa nie wytrzymuje. W Taj i Namibii mieliśmy ekipę, drugą Familię, która wcale nie narzekała na tempo poruszania się, a są zupełnie "normalni" hi hi hi...
Wojtku, Marylko, link poszedł na priva
Obiecuję dziś pod wieczór pierwszą porcję wrażeń z Kuala Lumpur, tymczasem teraz śmigam na rowerek, bo mężuś wrócił i mnie "porywa", a takie cudowne słoneczko...
Mika może Julka mnie poratuje z tymi gatkami,chwaliła się ,że nie żły zapas dla swojego męża na wyjazd kupiła ,a napewno z nami zabierze się do Kuala Lumpur
Mika może Julka mnie poratuje z tymi gatkami,chwaliła się ,że nie żły zapas dla swojego męża na wyjazd kupiła ,a napewno z nami zabierze się do Kuala Lumpur
Lenuś to lecimy dalej, a ja Ci systematycznie gatki na tyłek będę nakładać
Mika może Julka mnie poratuje z tymi gatkami,chwaliła się ,że nie żły zapas dla swojego męża na wyjazd kupiła ,a napewno z nami zabierze się do Kuala Lumpur
Lenuś to lecimy dalej, a ja Ci systematycznie gatki na tyłek będę nakładać
Julka to już jestem spokojna o nic wiecej się nie martwie,bo szczękę zgubiłam jeszcze w poprzedniej relacji Miki i do tej pory nie odnalazłam,pewnie gdzieś w tych czerwonych piachach Namibii zakopała
Witam "nowych" czytelników Jorguś, Julka, Pumi miło Was gościć.
Jestesmy na lotnisku w Kuala Lumpur. Dobrze, że poczytałam co nieco o tym specyficznym lotnisku, dzięki Mara!!! Bardzo dokładnie tam wszystko opisałaś, ale niestety, jak ja to czytałam, to było parę miesięcy przed naszym wyjazdem, a tuż przed oczywiście miałam nadzieję na odświeżenie sobie wątku i poczytanie już ze skupieniem i zapamietaniem czy wynotowaniem praktycznego info... ale oczywiście czasu brakło i prawie poszło na żywioł... Jedyne co pamiętałam, to fakt, że żeby odebrac bagaże, to wsiada się do kolejki i jedzie na inny terminal... Mara pisała, że "zgłupieli idąc za znakami i nagle jest peron i kolejka..." to mi utkwiło, więc byłam spokojna że wszystko ok. Faktycznie po bagaże jedzie się też kolejką:-)
Drugą sprawą były słynne kupony, które trzeba wziąć na taxi. Dotąd chodziliśmy po hali aż znaleźliśmy stand z kuponami (były 2 na róznych poziomach, my wybralismy ten na naszym poziomie - wyjścia). Już całkiem spokojni, płacąc parę RM za kupon wzięlismy taxi i pojechaliśmy...
Niestety trzeba było jeszcze wiedzieć, że nalezy unikać niebieskich taksówek... że mają straszny cennik za km... o czym rychło się przekonaliśmy jadąc na ten nieszczęsny licznik.
a licznik bił niemiłosiernie i pod hotelem (godzina drogi) wskazał nam 150 RM, a kierowca jeszcze doliczył 10RM, jako dodatkową opłatę "za lotnisko". No byłam wściekła że daliśmy się naciąć na 160 rm. Oczywiście wyraziłam swoje niezadowolenie przy płaceniu, że czujemy się oszukani, że znajomi niedawno tu byli i płacili 90 RM za tą samą drogę, że ten licznik jest dla mnie podejrzany i że jakąś dziwną taryfę włączył, chyba x 2. Odpowiedź kierowcy była taka, że znajomi pewnie byli we dwójkę, a nas jest czwórka i mamy 4 walizki (z czego 2 duże) i do osobówki bysmy się nie zmieścili, że osobowe faktycznie maja cenę około 90 rm.
Tak więc argumentów mi brakło w danym momencie, grzecznie zapłacilismy i już nie narzekalismy. Radocha była, że jesteśmy na miejscu, że zaraz pójdziemy na pyszne jedzonko i położymy się w wygodnym łóżku.
Dopiero na następny dzień, przy walce o uczciwa taksówkę jeden fajny kierowca nas przeszkolił, że te czerone taksówki maja uczciwe ceny, a te niebieskie maja podwójne, tak ustawione liczniki że bije im x 2. A nam po prostu trzeba było kombiaka na nasze bagaże i cena byłaby normalna, gdybysmy wzięli czerwoną taxi.
Tak więc ważne info dla tych co wybierają się do Kuala Lumpur, tylko czerwone taksówki, unikać niebieskich!
Jesteśmy w hotelu Radius International, którego absolutnie NIE polecamy. Jedyna zaleta hotelu, to cena (160zł za pok 2 os/noc) i to że blisko Jalan Alor, uliczki z jedzeniem i w zasięgu 15 min spaceru do Petronasków. A ha i sniadania były dobre. I tu lista zalet się kończy.
Recepcja jeszcze wzbudza pozytywne emocje, ale jak się wysiada na piętrze, to już makabra. Windy chodzą jak chcą. Czeka się długo. Na naszym (chyba 11 piętrze) smród koszmarny!!! Ciężko go nazwać... To wina wykładzin, które pokrywają każdy kawałek hotelu, korytarze, pokoje, hall... Stare brudne, zaplamione, spleśniałe śmierdzące pleśnią + jakąś chemią wykładziny są największym koszmarem tego przybytku...
Na szczęście smród się kończył za progiem naszego pokoju, a własciwie dwóch. Całe szczęście, że ten odorek nie towarzyszył nam w pokojach. Tylko przez korytarz trzeba było przemykać biegiem i na bezdechu czekać na windę...
Nasz pokój był akurat jakiś wypasiony. Była na nim tabliczka "Premier suite", faktycznie coś nam gość mówił przy check in, że mamy upgrade, ale dlaczego, to nie wiem. W każdym razie zechcieli nas zaszczycić "super pokojem". Niestety hotel jest juz bardzo stary i to widać na każdym kroku. W tragicznym stanie łazienka, grzyb, syf, odpadające drzwiczki prysznica, właściwie strach był je przesuwać bo wisiały na jednym włosku... Nasz "premier suite" wyróżniał się pokojem dziennym, któego nasi chłopcy nie mieli i nam zazdrościli widoku, bo nawet Petronaski były widoczne... Oni mieli małą zatęchłą klitę bez takich widoków, bo na inną stronę okna wychodziły...
to ta ładniejsza częśc naszego pokoju, "salony" bo reszty nie obfociłam, bo co brzydkie to nie lubię robić żeby wyrzucić prędko z pamięci, więc brzydkich miejsc nie będzie...
i widok z okien za dnia
Ok, dość o tym wstretnym hotelu, ale żeby nie było ze go polecamy bo NIE POLECAMY Radius Int.
Chłopaki są tak zmęczeni podróżą, że zostają w pokoju. My wychodzimy ok. 22.00 na Food Street, która jest tuz obok. Spacerujemy, zachwycamy się jedzonkiem z grilla. Bierzemy 6 różnych satayów. Niektóre pyszne niektóre takie sobie. Płacimy za 6 patyczków 42 MYR. W 7/11 kupujemy piwo za 15 MYR!!! (tak tak to kraj muzułmański i takie ceny do odstraszenia) Piwo piją tylko biali turyści, jak zauważamy w lokalach. Mysleliśmy że w sklepie będzie taniej, ale w sumie tak nie jest, o czym przekonamy sie następnego dnia.
Wracamy do pokoju, jest około północy a imprezy się rozkręcają... chce zamknąc okno... a tu okazuje się, że okna pozamykane, że taki hałas będziemy mieli... szok, żadnego wygłuszenia, wręcz jakby dziurawe te okna... Dudnienie nie daje nam zasnąć nawet o 1.00 w nocy - huk ogromny. Rąbanka dyskotekowa non stop i krzyki z ulicy dochodzą… a żeby było ciekawiej, to ktos jeszcze od czasu do czasu używa trąbli typu wuwuzele... i nawet jak próbujemy zasnąc to nagle trąbienie stawia nas prawie do pionu... no koszmar... Miałam wrazenie że dopiero koło 4tej zasnęłam...
Lenuś, ooonaa, lordowski, olla123 - dzięki za odzew w sprawie linka
Mika, piękne zdjęcia. Już nie mogę sie doczekać ciągu dalszego relacji
Witajcie! Widzę szersze grono przybyło, bardzo mi miło:-)))
Katerina Lordziu Dziobku Asiu Bepi Aga Mikka dzięki
Algida to ja Ci współczuję jak tez miałaś przygody żołądkowe... ale wyobraź sobie taki start, bo na koniec podróży, to jednak inaczej człowiek znosi, a tu nie wiesz czy będzie ok czy podróż będzie horrorem potem szpital, kwarantanna... juz różne wizje snuliśmy.
Momi zgadza się, najfajniej i najweselej wspomina się najczarniejsze momenty życia i to nawet nie po latach, juz po paru godzinach, jak bylismy wszyscy w lepszej formie to się z tego śmialiśy
Lenuś szukaj gatków, bo po Kuala Lumpur nie będziesz przecież tak z nami na golaska paradować... tam islam Kochana, wiesz, trzeba przyzwoicie się odziać
Daga, rozwaliłaś mnie... killerka, ha ha ale to nie prawda, że nikt mojego tempa nie wytrzymuje. W Taj i Namibii mieliśmy ekipę, drugą Familię, która wcale nie narzekała na tempo poruszania się, a są zupełnie "normalni" hi hi hi...
Wojtku, Marylko, link poszedł na priva
Obiecuję dziś pod wieczór pierwszą porcję wrażeń z Kuala Lumpur, tymczasem teraz śmigam na rowerek, bo mężuś wrócił i mnie "porywa", a takie cudowne słoneczko...
Oglądałem poprzednie relacje a teraz z podwójnym zainteresowaniem, bo w 2015 mój plan to Malezja i Singapur.
Ale wstęp przekroczył jakiekolwiek oczekiwania.
Mika, jeżeli terminowałaś u Hitchcock'a to rozumiem (ale boję się myśleć co będzie dalej).
Jorguś
Mika, ale początek urlopu - ale dobrze ze tylko początek jak wszyscy tacyzachwyceni zdjęciami to czekam na cd relacji
Mika, pospiesz sie PISZ .......
Mika może Julka mnie poratuje z tymi gatkami,chwaliła się ,że nie żły zapas dla swojego męża na wyjazd kupiła ,a napewno z nami zabierze się do Kuala Lumpur
Lenuś to lecimy dalej, a ja Ci systematycznie gatki na tyłek będę nakładać
Julka to już jestem spokojna o nic wiecej się nie martwie,bo szczękę zgubiłam jeszcze w poprzedniej relacji Miki i do tej pory nie odnalazłam,pewnie gdzieś w tych czerwonych piachach Namibii zakopała
No to lecimy,niech tylko Mika się zjawi
Mika tez wygodnie siedze i czekam na c.d. a poczatek podrozy okropny, bardzo wspolczuje
Witam "nowych" czytelników Jorguś, Julka, Pumi miło Was gościć.
Jestesmy na lotnisku w Kuala Lumpur. Dobrze, że poczytałam co nieco o tym specyficznym lotnisku, dzięki Mara!!! Bardzo dokładnie tam wszystko opisałaś, ale niestety, jak ja to czytałam, to było parę miesięcy przed naszym wyjazdem, a tuż przed oczywiście miałam nadzieję na odświeżenie sobie wątku i poczytanie już ze skupieniem i zapamietaniem czy wynotowaniem praktycznego info... ale oczywiście czasu brakło i prawie poszło na żywioł... Jedyne co pamiętałam, to fakt, że żeby odebrac bagaże, to wsiada się do kolejki i jedzie na inny terminal... Mara pisała, że "zgłupieli idąc za znakami i nagle jest peron i kolejka..." to mi utkwiło, więc byłam spokojna że wszystko ok. Faktycznie po bagaże jedzie się też kolejką:-)
Drugą sprawą były słynne kupony, które trzeba wziąć na taxi. Dotąd chodziliśmy po hali aż znaleźliśmy stand z kuponami (były 2 na róznych poziomach, my wybralismy ten na naszym poziomie - wyjścia). Już całkiem spokojni, płacąc parę RM za kupon wzięlismy taxi i pojechaliśmy...
Niestety trzeba było jeszcze wiedzieć, że nalezy unikać niebieskich taksówek... że mają straszny cennik za km... o czym rychło się przekonaliśmy jadąc na ten nieszczęsny licznik.
a licznik bił niemiłosiernie i pod hotelem (godzina drogi) wskazał nam 150 RM, a kierowca jeszcze doliczył 10RM, jako dodatkową opłatę "za lotnisko". No byłam wściekła że daliśmy się naciąć na 160 rm. Oczywiście wyraziłam swoje niezadowolenie przy płaceniu, że czujemy się oszukani, że znajomi niedawno tu byli i płacili 90 RM za tą samą drogę, że ten licznik jest dla mnie podejrzany i że jakąś dziwną taryfę włączył, chyba x 2. Odpowiedź kierowcy była taka, że znajomi pewnie byli we dwójkę, a nas jest czwórka i mamy 4 walizki (z czego 2 duże) i do osobówki bysmy się nie zmieścili, że osobowe faktycznie maja cenę około 90 rm.
Tak więc argumentów mi brakło w danym momencie, grzecznie zapłacilismy i już nie narzekalismy. Radocha była, że jesteśmy na miejscu, że zaraz pójdziemy na pyszne jedzonko i położymy się w wygodnym łóżku.
Dopiero na następny dzień, przy walce o uczciwa taksówkę jeden fajny kierowca nas przeszkolił, że te czerone taksówki maja uczciwe ceny, a te niebieskie maja podwójne, tak ustawione liczniki że bije im x 2. A nam po prostu trzeba było kombiaka na nasze bagaże i cena byłaby normalna, gdybysmy wzięli czerwoną taxi.
Tak więc ważne info dla tych co wybierają się do Kuala Lumpur, tylko czerwone taksówki, unikać niebieskich!
Jesteśmy w hotelu Radius International, którego absolutnie NIE polecamy. Jedyna zaleta hotelu, to cena (160zł za pok 2 os/noc) i to że blisko Jalan Alor, uliczki z jedzeniem i w zasięgu 15 min spaceru do Petronasków. A ha i sniadania były dobre. I tu lista zalet się kończy.
Recepcja jeszcze wzbudza pozytywne emocje, ale jak się wysiada na piętrze, to już makabra. Windy chodzą jak chcą. Czeka się długo. Na naszym (chyba 11 piętrze) smród koszmarny!!! Ciężko go nazwać... To wina wykładzin, które pokrywają każdy kawałek hotelu, korytarze, pokoje, hall... Stare brudne, zaplamione, spleśniałe śmierdzące pleśnią + jakąś chemią wykładziny są największym koszmarem tego przybytku...
Na szczęście smród się kończył za progiem naszego pokoju, a własciwie dwóch. Całe szczęście, że ten odorek nie towarzyszył nam w pokojach. Tylko przez korytarz trzeba było przemykać biegiem i na bezdechu czekać na windę...
Nasz pokój był akurat jakiś wypasiony. Była na nim tabliczka "Premier suite", faktycznie coś nam gość mówił przy check in, że mamy upgrade, ale dlaczego, to nie wiem. W każdym razie zechcieli nas zaszczycić "super pokojem". Niestety hotel jest juz bardzo stary i to widać na każdym kroku. W tragicznym stanie łazienka, grzyb, syf, odpadające drzwiczki prysznica, właściwie strach był je przesuwać bo wisiały na jednym włosku... Nasz "premier suite" wyróżniał się pokojem dziennym, któego nasi chłopcy nie mieli i nam zazdrościli widoku, bo nawet Petronaski były widoczne... Oni mieli małą zatęchłą klitę bez takich widoków, bo na inną stronę okna wychodziły...
to ta ładniejsza częśc naszego pokoju, "salony" bo reszty nie obfociłam, bo co brzydkie to nie lubię robić żeby wyrzucić prędko z pamięci, więc brzydkich miejsc nie będzie...
i widok z okien za dnia
Ok, dość o tym wstretnym hotelu, ale żeby nie było ze go polecamy bo NIE POLECAMY Radius Int.
Chłopaki są tak zmęczeni podróżą, że zostają w pokoju. My wychodzimy ok. 22.00 na Food Street, która jest tuz obok. Spacerujemy, zachwycamy się jedzonkiem z grilla. Bierzemy 6 różnych satayów. Niektóre pyszne niektóre takie sobie. Płacimy za 6 patyczków 42 MYR. W 7/11 kupujemy piwo za 15 MYR!!! (tak tak to kraj muzułmański i takie ceny do odstraszenia) Piwo piją tylko biali turyści, jak zauważamy w lokalach. Mysleliśmy że w sklepie będzie taniej, ale w sumie tak nie jest, o czym przekonamy sie następnego dnia.
Wracamy do pokoju, jest około północy a imprezy się rozkręcają... chce zamknąc okno... a tu okazuje się, że okna pozamykane, że taki hałas będziemy mieli... szok, żadnego wygłuszenia, wręcz jakby dziurawe te okna... Dudnienie nie daje nam zasnąć nawet o 1.00 w nocy - huk ogromny. Rąbanka dyskotekowa non stop i krzyki z ulicy dochodzą… a żeby było ciekawiej, to ktos jeszcze od czasu do czasu używa trąbli typu wuwuzele... i nawet jak próbujemy zasnąc to nagle trąbienie stawia nas prawie do pionu... no koszmar... Miałam wrazenie że dopiero koło 4tej zasnęłam...