Apisku, to było moje pierwsze doświadczenie. Nie mam porównania jak wygląda to gdzie indziej, ale podobno spływ rzeką Kali zaliczany jest do jednych z atrakcyjniejszych w Indiach . Nam się bardzo podobało i jakoś specjalnie niebezpiecznie nie było, choć przyznam, że na progach adrenalinka była . A w głowie cały czas myśl z instruktarzu, że możemy wypaść do wody . Jedyne co było niefajne to brak miejsca na przebranie się. Niestety wracanie w mokrych strojach samochodem nie jest specjalnie komfortowe. Dobrze, że mieliśmy komu zostawić nasze rzeczy bo inaczej to trzeba by było zrezygnować z przyjemności .
Wracamy do naszego ośrodka, dziękujemy panu tacie za towarzystwo i pojawia się właściciel. Zaprasza nas na popołudniową kawę i ciastka. Mówi, że już poinformował pozostałych gości, że przedstawi im gości z Polski. Robi nam się bardzo miło, prosimy o chwilę na prysznic i przebranie się w suche ubrania. Idziemy na kawkę, wszyscy już czekają i bardzo miło się z nami witają. Jesteśmy trochę zaskoczeni, takim przyjęciem. Przez cały czas obserwuje nas obsługa i coś tam do siebie szepcze. Wieczorem dowiemy się o co chodziło .Tak wyglądała nasza restauracja
W przemiłej atmosferze czas płynie szybko, zrobiło się ciemno. Właściciele rozpalają ognisko i proponują małą przekąskę przed nocnym safari. Zostajemy poczęstowani zupką i frytkami, ale takimi ostro-słodkimi. Bardzo mi te frytki podeszły. W gospodarstwie mieszka orzeł. Ja nie mam odwagi, ale DZ zaprzyjaźnia się z nim
Kolejna atrakcja organizowana w ramach pobytu w Dandeli Mist to nocne safari . Podjeżdża po nas trochę rozklekotany Nissan, wsiadamy i w drogę
Dwie Induski , jedna z małym synkiem wsiadają do kabiny, ja na pakę z facetami. Oj nie był to dobry pomysł, bo było strasznie zimno, a wszyscy zostawiliśmy kurtki w ośrodku. Nic to jedziemy. Nasz tropiący, wyciąga mega latarę i szuka zwierzynę. Niestety jest zbyt ciemno, a zwierzaki są daleko, nie da się ich focić. Nasza nocna przygoda trwa ponad półtorej godziny.
Po powrocie czeka na nas gorąca kolacja, ale prawie wszyscy są przemarznięci i najpierw idziemy się ciepło przyodziać. Wracamy do restauracji, obsługa cały czas nas bacznie obserwuje i coś tam szur szura do siebie. No dobra nabieramy sobie jedzonko, a wybór był całkiem spory i siadamy przy stole. Przychodzą właściciele i jeden z nich zaczyna krążyć wokół nas. Czeka aż spokojnie zjemy i pyta, czy może z nami usiąść i porozmawiać. Jasne, zapraszamy.
Najpierw zaczyna skromnie od pytań, czy dobrze się czujemy, jak nam się podoba, jak zapatrujemy się na atrakcje organizowane przez nich? Widzi, że chętnie z nim rozmawiamy i się rozkręca. Okazuje się, że jest mega zaskoczony naszą obecnością, jesteśmy pierwszymi białasami, którzy tu się pojawili. Ponieważ nie mają Internetu, praktycznie nie ma możliwości zarezerwowania pobytu przez kogoś z zagranicy. No i się wyjaśniło czemu wszyscy tak nas obserwowali i szur szurali do siebie .
Po długiej rozmowie oglądamy jeszcze gwiazdki na niebie przez teleskop.
Zajączku, jak Ty tą miejscówkę znalazłaś? Jest świetna! Kolejny raz zaskakujesz - agroturystyka w wydaniu indyjskim, no bomba tak oryginalnej wyprawy po Indiach jeszcze nie widziałam
Kolejny dzień rozpoczynamy wcześnie rano. Zaraz po wschodzie słońca zapraszani jesteśmy na spacer po dżungli i szukanie ptaszków. Senior rodu zabiera atlas ptaków i prowadzi naszą grupkę na „łowy”
Asiu, nie pasowała mi miejscówka zaproponowana przez biuro . Przyznam, że długo grzebałam w necie i na nic nie mogłam się zdecydować . Ten ośrodek znalazłam na jakiejś stronie zbiorczej. Niestety nigdzie nie mogłam znaleźć namiarów na nich żeby do nich napisać. Teraz już wiem dlaczego . Rezerwowaliśmy ich przez lokalne biuro z pośrednictwa, którego korzystaliśmy.
Zajączku, tych raftingów to ci zazdroszczę.
Jakoś nie kojarzyłam Indii z tego typu atrakcjami. A to mi się podoba.
Mariola
Apisku, to było moje pierwsze doświadczenie. Nie mam porównania jak wygląda to gdzie indziej, ale podobno spływ rzeką Kali zaliczany jest do jednych z atrakcyjniejszych w Indiach . Nam się bardzo podobało i jakoś specjalnie niebezpiecznie nie było, choć przyznam, że na progach adrenalinka była . A w głowie cały czas myśl z instruktarzu, że możemy wypaść do wody . Jedyne co było niefajne to brak miejsca na przebranie się. Niestety wracanie w mokrych strojach samochodem nie jest specjalnie komfortowe. Dobrze, że mieliśmy komu zostawić nasze rzeczy bo inaczej to trzeba by było zrezygnować z przyjemności .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Wracamy do naszego ośrodka, dziękujemy panu tacie za towarzystwo i pojawia się właściciel. Zaprasza nas na popołudniową kawę i ciastka. Mówi, że już poinformował pozostałych gości, że przedstawi im gości z Polski. Robi nam się bardzo miło, prosimy o chwilę na prysznic i przebranie się w suche ubrania. Idziemy na kawkę, wszyscy już czekają i bardzo miło się z nami witają. Jesteśmy trochę zaskoczeni, takim przyjęciem. Przez cały czas obserwuje nas obsługa i coś tam do siebie szepcze. Wieczorem dowiemy się o co chodziło .Tak wyglądała nasza restauracja
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
W przemiłej atmosferze czas płynie szybko, zrobiło się ciemno. Właściciele rozpalają ognisko i proponują małą przekąskę przed nocnym safari. Zostajemy poczęstowani zupką i frytkami, ale takimi ostro-słodkimi. Bardzo mi te frytki podeszły. W gospodarstwie mieszka orzeł. Ja nie mam odwagi, ale DZ zaprzyjaźnia się z nim
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Fajny ten wasz wyjazd, tyle sie non stop dzieje i taka różnorodność tematyczna , tak jak lubie
No trip no life
Kolejna atrakcja organizowana w ramach pobytu w Dandeli Mist to nocne safari . Podjeżdża po nas trochę rozklekotany Nissan, wsiadamy i w drogę
Dwie Induski , jedna z małym synkiem wsiadają do kabiny, ja na pakę z facetami. Oj nie był to dobry pomysł, bo było strasznie zimno, a wszyscy zostawiliśmy kurtki w ośrodku. Nic to jedziemy. Nasz tropiący, wyciąga mega latarę i szuka zwierzynę. Niestety jest zbyt ciemno, a zwierzaki są daleko, nie da się ich focić. Nasza nocna przygoda trwa ponad półtorej godziny.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Nelciu, nam ciężko na dupskach usiedzieć .
Po powrocie czeka na nas gorąca kolacja, ale prawie wszyscy są przemarznięci i najpierw idziemy się ciepło przyodziać. Wracamy do restauracji, obsługa cały czas nas bacznie obserwuje i coś tam szur szura do siebie. No dobra nabieramy sobie jedzonko, a wybór był całkiem spory i siadamy przy stole. Przychodzą właściciele i jeden z nich zaczyna krążyć wokół nas. Czeka aż spokojnie zjemy i pyta, czy może z nami usiąść i porozmawiać. Jasne, zapraszamy.
Najpierw zaczyna skromnie od pytań, czy dobrze się czujemy, jak nam się podoba, jak zapatrujemy się na atrakcje organizowane przez nich? Widzi, że chętnie z nim rozmawiamy i się rozkręca. Okazuje się, że jest mega zaskoczony naszą obecnością, jesteśmy pierwszymi białasami, którzy tu się pojawili. Ponieważ nie mają Internetu, praktycznie nie ma możliwości zarezerwowania pobytu przez kogoś z zagranicy. No i się wyjaśniło czemu wszyscy tak nas obserwowali i szur szurali do siebie .
Po długiej rozmowie oglądamy jeszcze gwiazdki na niebie przez teleskop.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Zajączku, jak Ty tą miejscówkę znalazłaś? Jest świetna! Kolejny raz zaskakujesz - agroturystyka w wydaniu indyjskim, no bomba tak oryginalnej wyprawy po Indiach jeszcze nie widziałam
Kolejny dzień rozpoczynamy wcześnie rano. Zaraz po wschodzie słońca zapraszani jesteśmy na spacer po dżungli i szukanie ptaszków. Senior rodu zabiera atlas ptaków i prowadzi naszą grupkę na „łowy”
Wschód słońca w ośrodku
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Asiu, nie pasowała mi miejscówka zaproponowana przez biuro . Przyznam, że długo grzebałam w necie i na nic nie mogłam się zdecydować . Ten ośrodek znalazłam na jakiejś stronie zbiorczej. Niestety nigdzie nie mogłam znaleźć namiarów na nich żeby do nich napisać. Teraz już wiem dlaczego . Rezerwowaliśmy ich przez lokalne biuro z pośrednictwa, którego korzystaliśmy.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/