Wracamy do samochodu. Cała złość na kierowcę już nam przeszła (bo zaliczyliśmy coś, czego nie było w planie, a bardzo nam się podobało), a tu zonk Piętaszka wcięło . Noż w mordę jeża bagiennego miał tylko o drogę zapytać, a on chyba poszedł sobie kredą szlak wyrysować . Czekamy, szukamy no jest. Leży i śpi pod ogromnym drzewem .
Pytamy wiesz gdzie masz jechać? On, na to macha głową zdecydowanie twierdząco. Wsiadamy i jedziemy. Piętacho dojeżdża do rozwidlenia, staje i „bardzo mądrze zaczyna” analizować drogowskazy. My ryjemy, ale nic nie mówimy, niech się pomęczy . Skręcił oczywiście w złą stronę. No dobra, dosyć tego Piętacho , wiemy jak dojechać, skręcaj w prawo .
Droga super, dojeżdżamy do mostu i widzimy, że nad rzeką pielgrzymi urządzili sobie piknik, kąpiel i pranko przed dojechaniem do świątyni. Wyglądało to ciekawie.
Okazało się, że do zjazdu do skał było tylko 10 km. Fotograf dobrze nas pokierował .
Zaraz za skrętem na drogę do skał stoi budka strażników parku. Kasują po 10 rupii za osobę i 30 za samochód. Dostajemy bileciki i leśnym traktem jedziemy na parking. Z parkingu mamy jakieś 15 min spaceru. Najpierw po prostym potem schodami ostro w dół. Idzie się bardzo przyjemnie, drzewa dają sporo cienia, ale powrót pod górę chyba nie będzie taki miły .
ciekawe kto odczyta coś z tak dobrze utrzymanej tablicy
Zeszliśmy na dół i naszym oczom ukazała się Synteri, wysokie na około 100 m monolityczna skała granitowa, w której płynąca rzeka Keneri powycinała zagłębienia i jaskinie. W zagłębieniach swoje gniazda wybudowały ptaki i pszczoły. Nietoperze kryją się w ciemnych zakamarkach, a wokół latają kolorowe motylki. Po raz kolejny natura tutaj nas zaskakuje, oby tak dalej
Zauważyliśmy, że miejscowi upodobali sobie to miejsce na potajemne randki. Spotkaliśmy kilka par, siedzących w różnych miejscach i podziwiających piękno okolicy . Dzięki jednej z takich par znaleźliśmy „tajną” drogę powrotną i nie musieliśmy dyrdać po schodach na górę , co w tym upale nie byłoby miłe.
Do drogi głównej jedziemy tym samym traktem co poprzednio.
Do tej pory wszystko co widzieliśmy, tego dnia (oprócz roztropności i zachowania kierowcy), bardzo nam się podobało . Już się nie możemy doczekać największej atrakcji z powodu ,której tu przyjechaliśmy, safari w Parku Narodowym i tych wszystkich zwierzątek .
Jedziemy do parku, tu na szczęście nasz kierowca stanął na wysokości zadania i trafił pod bramy bez większego problemu.
Droga do parku wyglądała tak i zapowiadało się ciekawie. Niestety w życiu nie spodziewaliśmy się tego co nas spotka na miejscu , , ,, , .
Po przerwie, na Chiny, zapraszam na dalszą część „naszych” Indii. Zaczynamy od niemiłej przygody w Parku Narodowym Dandeli . Właściwie trudno tu mówić o jednej niemiłej przygodzie bo było ich kilka, ale to niestety są uroki Indii. Opisując to po ponad rocznej przerwie podchodzę do wszystkiego na luzie. Na miejscu jednak wcale nie było mi do śmiechu. Byłam wściekła i czułam się bardzo oszukana .
Podjeżdżamy pod bramy parku. Pusto i głucho, żadnego strażnika nie widać. Budki pozamykane, zero informacji o biletach .
Widzimy niewielką grupkę Indusów, miny mają nietęgie i coś tam między sobą ostro rozprawiają. Podchodzimy i pytamy gdzie tu można kupić bilety na safari. Przemiła Induska. w pięknym kapeluszu, odpowiada, że nigdzie. Niestety dzisiaj park jest zamknięty, bo jutro w sąsiedniej wiosce jest święto i strażnicy olali pracę . No nie wytrzymam . Taki szmat drogi się tu tłukliśmy i mam „g….o”. Nic tylko rozwalić tę budę . Boże tylu niecenzuralnych słów to my chyba nigdy nie wymówiliśmy. Wspomniana babeczka jest tak samo wściekła jak my. Na szczęście mówi, że pracuje w Mumbaju w ministerstwie i spróbuje coś załatwić. Wykonuje telefon do swojego szefa, ten każe czekać godzinę. No to czekamy .
Nie pamiętam dokładnie ile czasu czekaliśmy, dla nas to była wieczność. Podchodzi do nas „zbawicielka” i mówi, że mamy czekać strażnicy za chwilę powinni się pojawić. Szef załatwił sprawę . Myślałam, że kobietę wyściskam .
Czekamy spokojnie na jeepy i strażników. Pojawia się magik, który kasuje od nas po 400 wariatów i każe czekać dalej. Te ich „procedury” są masakrycznie, a oni wszyscy ruszają się jak muchy w smole. No nic to wytrzymię wszystko byle zobaczyć tygrynia .
Po powrocie do bram spotykamy samochody naszych współtowarzyszy. Okazuje się, że oni widzieli jeszcze mniej . Wszyscy jesteśmy niezadowoleni, dobrze, że chociaż widoki były piękne .
Ucinamy sobie miłą pogawędkę z induskim towarzystwem. Dowiadujemy się ciekawej rzeczy. Okazuje się, że ludzie mieszkający na wsi są totalnymi minimalistami i nie zrobią nic poza minimum, którego potrzebują. Teraz rozumiemy dlaczego strażnicy zrobili sobie przerwę. Minimum zapłaci im państwo, a napiwki mają gdzieś. No cóż trudno się nie zgodzić z tą teorią, nasz kierowca też jest minimalistą, nie to co Sanjay .
Wracamy do „naszego” gospodarstwa. Okazuje się, że jesteśmy już jedynymi gośćmi, ale wszystko jest jak dotychczas. Czeka na nas pyszna kawka i ciasteczka. Gospodarze zabierają się za rozpalenie ogniska i pytają, czy po zmroku chcemy jechać na safari? Nas dwa razy prosić nie trzeba. Rezygnujemy z ogniska, ale safari być musi (proponowali nam też poranny spacer do jungli, ale stwierdziliśmy, że safari wystarczy bo musimy o przyzwoitej porze wyjechać w najbardziej tajemniczą część Indii).
Tego dnia stałam się też bohaterem samej siebie. DZ był w szoku na co się odważyłam
Dla mężusia to pikuś, ale dla mnie.................. i pomyśleć, że bez pampersa dałam radę
Dzisiaj na nocne safari mam już kurteczkę
Po powrocie kolacja i idziemy spać, jutro czeka nas długa podróż
Wracamy do samochodu. Cała złość na kierowcę już nam przeszła (bo zaliczyliśmy coś, czego nie było w planie, a bardzo nam się podobało), a tu zonk Piętaszka wcięło . Noż w mordę jeża bagiennego miał tylko o drogę zapytać, a on chyba poszedł sobie kredą szlak wyrysować . Czekamy, szukamy no jest. Leży i śpi pod ogromnym drzewem .
Pytamy wiesz gdzie masz jechać? On, na to macha głową zdecydowanie twierdząco. Wsiadamy i jedziemy. Piętacho dojeżdża do rozwidlenia, staje i „bardzo mądrze zaczyna” analizować drogowskazy. My ryjemy, ale nic nie mówimy, niech się pomęczy . Skręcił oczywiście w złą stronę. No dobra, dosyć tego Piętacho , wiemy jak dojechać, skręcaj w prawo .
Droga super, dojeżdżamy do mostu i widzimy, że nad rzeką pielgrzymi urządzili sobie piknik, kąpiel i pranko przed dojechaniem do świątyni. Wyglądało to ciekawie.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Okazało się, że do zjazdu do skał było tylko 10 km. Fotograf dobrze nas pokierował .
Zaraz za skrętem na drogę do skał stoi budka strażników parku. Kasują po 10 rupii za osobę i 30 za samochód. Dostajemy bileciki i leśnym traktem jedziemy na parking. Z parkingu mamy jakieś 15 min spaceru. Najpierw po prostym potem schodami ostro w dół. Idzie się bardzo przyjemnie, drzewa dają sporo cienia, ale powrót pod górę chyba nie będzie taki miły .
ciekawe kto odczyta coś z tak dobrze utrzymanej tablicy
Zeszliśmy na dół i naszym oczom ukazała się Synteri, wysokie na około 100 m monolityczna skała granitowa, w której płynąca rzeka Keneri powycinała zagłębienia i jaskinie. W zagłębieniach swoje gniazda wybudowały ptaki i pszczoły. Nietoperze kryją się w ciemnych zakamarkach, a wokół latają kolorowe motylki. Po raz kolejny natura tutaj nas zaskakuje, oby tak dalej
Zauważyliśmy, że miejscowi upodobali sobie to miejsce na potajemne randki. Spotkaliśmy kilka par, siedzących w różnych miejscach i podziwiających piękno okolicy . Dzięki jednej z takich par znaleźliśmy „tajną” drogę powrotną i nie musieliśmy dyrdać po schodach na górę , co w tym upale nie byłoby miłe.
Do drogi głównej jedziemy tym samym traktem co poprzednio.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Do tej pory wszystko co widzieliśmy, tego dnia (oprócz roztropności i zachowania kierowcy), bardzo nam się podobało . Już się nie możemy doczekać największej atrakcji z powodu ,której tu przyjechaliśmy, safari w Parku Narodowym i tych wszystkich zwierzątek .
Jedziemy do parku, tu na szczęście nasz kierowca stanął na wysokości zadania i trafił pod bramy bez większego problemu.
Droga do parku wyglądała tak i zapowiadało się ciekawie. Niestety w życiu nie spodziewaliśmy się tego co nas spotka na miejscu , , ,, , .
i jak my mamy przejechać
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Po przerwie, na Chiny, zapraszam na dalszą część „naszych” Indii. Zaczynamy od niemiłej przygody w Parku Narodowym Dandeli . Właściwie trudno tu mówić o jednej niemiłej przygodzie bo było ich kilka, ale to niestety są uroki Indii. Opisując to po ponad rocznej przerwie podchodzę do wszystkiego na luzie. Na miejscu jednak wcale nie było mi do śmiechu. Byłam wściekła i czułam się bardzo oszukana .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Podjeżdżamy pod bramy parku. Pusto i głucho, żadnego strażnika nie widać. Budki pozamykane, zero informacji o biletach .
Widzimy niewielką grupkę Indusów, miny mają nietęgie i coś tam między sobą ostro rozprawiają. Podchodzimy i pytamy gdzie tu można kupić bilety na safari. Przemiła Induska. w pięknym kapeluszu, odpowiada, że nigdzie. Niestety dzisiaj park jest zamknięty, bo jutro w sąsiedniej wiosce jest święto i strażnicy olali pracę . No nie wytrzymam . Taki szmat drogi się tu tłukliśmy i mam „g….o”. Nic tylko rozwalić tę budę . Boże tylu niecenzuralnych słów to my chyba nigdy nie wymówiliśmy. Wspomniana babeczka jest tak samo wściekła jak my. Na szczęście mówi, że pracuje w Mumbaju w ministerstwie i spróbuje coś załatwić. Wykonuje telefon do swojego szefa, ten każe czekać godzinę. No to czekamy .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Nie pamiętam dokładnie ile czasu czekaliśmy, dla nas to była wieczność. Podchodzi do nas „zbawicielka” i mówi, że mamy czekać strażnicy za chwilę powinni się pojawić. Szef załatwił sprawę . Myślałam, że kobietę wyściskam .
Czekamy spokojnie na jeepy i strażników. Pojawia się magik, który kasuje od nas po 400 wariatów i każe czekać dalej. Te ich „procedury” są masakrycznie, a oni wszyscy ruszają się jak muchy w smole. No nic to wytrzymię wszystko byle zobaczyć tygrynia .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
I co dalej? I co dalej?
Pojawiają się samochody i przewodnicy, znowu kontrole ;pouczenie jak mamy się zachowywać podczas safari i ruszamy .
Niestety park i tygrysy to wielka ściema.
Ba w 100% jesteśmy pewni, ze nie ma tam tygrysów bo pozwalają wysiadać z samochodów i chodzić po parku.
Zobaczyliśmy tylko to i nic więcej.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Po powrocie do bram spotykamy samochody naszych współtowarzyszy. Okazuje się, że oni widzieli jeszcze mniej . Wszyscy jesteśmy niezadowoleni, dobrze, że chociaż widoki były piękne .
Ucinamy sobie miłą pogawędkę z induskim towarzystwem. Dowiadujemy się ciekawej rzeczy. Okazuje się, że ludzie mieszkający na wsi są totalnymi minimalistami i nie zrobią nic poza minimum, którego potrzebują. Teraz rozumiemy dlaczego strażnicy zrobili sobie przerwę. Minimum zapłaci im państwo, a napiwki mają gdzieś. No cóż trudno się nie zgodzić z tą teorią, nasz kierowca też jest minimalistą, nie to co Sanjay .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Wracamy do „naszego” gospodarstwa. Okazuje się, że jesteśmy już jedynymi gośćmi, ale wszystko jest jak dotychczas. Czeka na nas pyszna kawka i ciasteczka. Gospodarze zabierają się za rozpalenie ogniska i pytają, czy po zmroku chcemy jechać na safari? Nas dwa razy prosić nie trzeba. Rezygnujemy z ogniska, ale safari być musi (proponowali nam też poranny spacer do jungli, ale stwierdziliśmy, że safari wystarczy bo musimy o przyzwoitej porze wyjechać w najbardziej tajemniczą część Indii).
Tego dnia stałam się też bohaterem samej siebie. DZ był w szoku na co się odważyłam
Dla mężusia to pikuś, ale dla mnie.................. i pomyśleć, że bez pampersa dałam radę
Dzisiaj na nocne safari mam już kurteczkę
Po powrocie kolacja i idziemy spać, jutro czeka nas długa podróż
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/