Bardzo klimatyczne miasteczko. Reszta wyspy pewnie też bardzo ciekawa. Moja przyjaciółka jeździ co roku na Korsykę odpocząć, muszę podpytać w której części wyspy jest jej ulubione lokum. Szkoda, że na Korsykę był tylko jeden dzień.
Asia, ten jeden dzień w Bonifacio był i tak moim zdaniem "wyrwany" tak trochę na siłę kosztem Sardynii, bo zamiast "tracić" dzień na Bonifacio , na Sardynii można by zwiedzić z pewnością jeszcze o wiele więcej...., ale pamiętajmy że to jednak była wycieczka stricte po Sardynii a nie Korsyce; na tą drugą wyspę trzeba po prostu przyjechać na cały tydzień już tylko na korsykańską wycieczkę
*******
po obiadku udajemy się już powoli w dół miasta; czasu wolnego mamy jeszcze sporo, ale my w jego ramach wykupiłyśmy sobie dodatkowo taki godzinny rejsik motorówką wokół klifów Bonifacio, żeby zobaczyc je bardziej z bliska (to opcja tylko dla chętnych dodatkowo płatna; ci co nie popłynęli mieli wiecej czasu w mieście)
buszujemy po sklepikach z lokalnymi produktami, ale ceny .... no wszak to Korsyka! ; ja kupuję tylko lokalny ser Brocciu i małe pół litrowe winko Patrimonio; (w innym sklepie jeszcze przyszalałam i zakupiłam torebkę
he, he, żadna kociara nie przejdzie obojętnie obok takiego przystojniaka
(ps. a wiecie, że ja "kolekcjonuję" koty z podróży? hi hi, no nieee... nie przemycam ich do domu , ale namiętnie je fotografuję; potem wrzucam te zdjęcia do jednego specjalnego kociego Albumu, w którym uzbierało się tych kotów przez lata już setki... są z różnych części świata te korsykańskie też oczywiście tam trafiły; czasami cykne jakiegos pieska, ale nie wiem o co w tym chodzi - jednak pieski nie są aż tak fotogeniczne jak kocury )
no czyż nie jest to uroczy uśmiech speszyl for mi ?
no i tak powolutku i z powrotem schodzimy do Dolnego Miasta stromym wzniesieniem- górą Montée Rastello; na szczęście w dół jest bez zadyszki
spojrzenie w stronę Cytadeli; zrobiłyśmy dosłownie kilkanascie kroków w dół a Cytadela juz góruje nad nami wysoko
gorąc taki, że czas uciekać do cienia...
przed nami mała kapliczka Św. Rocha (Chapelle Saint-Roch) - wybudowana w miejscu, w którym w 1528 roku zmarła ostatnia ofiara dżumy;
ten malutki kościółek, służył wypędzonym rybakom; uczczono w nim również ofiary zarazy, która w średniwieczu przetrzebiła mieszkańców miasta z 3 tysięcy do zaledwie 700
spojrzenie za siebie w drugą stronę...
Łał... stąd to dopiero są widoki! na ten wiszący domek dla nie daj Boże lunatyka jak fajnie określił go Papuas
a te potężne mury twierdzy - zdają się rozsadzać kruche skały na których stoi - prawdziwie spektakularny widok!
jeszcze kawałek i jestesmy na dole
Aaaach!!!!
udajemy się do mariny, skąd odpływa nasz stateczek i Ahoj!
a jeszcze chwilę temu tam byłysmy :
no to płyniom
Grotte de Sdragonato
no i wypływamy z wąskiej i spokojnej zatoki Bonifacio na otwarte morze... no i tu się zaczyna "jazda bez trzymanki"; mistrale się nasilił i fale były takie że myślałam że powypadamy z tej łódki ; w pewnym momencie mielismy niezłego stracha
he he, ano na szczęście bez; ja nie miewam żadnych dolegliwości tego typu , ani chorób lokomocyjnych, nawet podczas najbardziej "burzliwego" majtania i podskakiwania , ale moja przyjaciółka mocno to odchorowała; u mnie za to przy takich podskokach łódki - włącza mi się strach i panika, chwilami byłam doprawdy przerażona, ale jak widać- jakoś przeżyłam
(kilka osób było nawet mocno zniesmaczeni; nawet skarzyli się pilotowi, że przy takim wietrze i fali (na otwartym morzu, czego nie było w ogóle widac w zatoce jak wypływaliśmy) kapitan tej łódki powinien w ogóle zdecydować o nie wypływaniu, a nie narażać ludzi na takie "przygody";
na szczęście ten "horrorek" trwał krótko (tylko na pełnym morzu) a w międzyczasie wpływaliśmy w zaciszne i bardzo urokliwe zatoczki, gdzie nie było żadnej fali i można było się rozkoszować widokami....
zatoczka pełna rybek....
to zatoczka De Fazii
i nagle nadlatuje desant powietrzny!
Uwaga ! kryć się
i opuszczamy wody zatoki De Fazii, ale wpływamy za skałami do kolejnej tuż obok ; najgorszy jest tylko ten moment wypłyniecia na pełne morze, gdzie znów strasznie nami majta ale jak się schowamy za skały - to mamy chwilę oddechu i spokój na pokładzie bez podskoków:)
i kolejna fajna zatoczka z zupełnie innym rodzajem skał
na horyzoncie jakiś korsykański "Giewont"?
i odpływamy dalej
przed nami skała zwana "Czapką (lub Kapeluszem) Napoleona" ! ; no jakieś podobieństwo jest!
fachowo ten napoleoński kapelusz zwie się Grotą św. Antoniego
i w końcu najbardziej emocjonująca część tego rejsiku;
wpływamy wzdłuż białych klifów nad którymi wzosi się stare miasto Bonifacio , żeby popodziwiać wody tej zatoki z perspektywy dolnej i popatrzeć na miasto w górze
przed nami słynne schody Króla Aragonii
zwane w oryginale : Escalier du Roi d'Aragon - które zgodnie z legendą zostały wykute w skale w ciągu jednej nocy w 1420 r. ;
dokonali tego żołnierze króla Aragonii, którzy chcieli w ten sposób niepostrzeżenie dostać się do miasta, ale prawda jest jednak zupełnie inna.
Te 187 schodów wyciosanych w skale prowadziło do studni z wodą pitną; dzisiaj to zejście po stromym klifie jest jedną z najciekawszych atrakcji miasteczka. ; Schody czynne są tylko w sezonie letnim, kiedy nie ma tu sztormów i silnych wiatrów (ha ha, dzisiaj to nie sztorm, tylko wkurzony mistral ,
Stopnie są podobno bardzo wysokie, więc podejście nimi jest dość męczące; my nie próbowałyśmy , bo nie byłoby juz na to czasu, ale obiecałam sobie, że kiedyś jak już dotrę na tą Korsyke na dłużej, to z pewnością nie omieszkam zafundować sobie taką atrakcję
jeszcze spojrzenie na Escalier du Roi d'Aragon
z widokiem na mury Bonifacio
przed nami Le Gouvernail, czyli skała zwana "Sterem Korsyki";
Tutaj były kręcone sceny do filmu „Działa Navarrony” w reżyserii J. Lee Thomsona, powstałego na podstawie powieści Alistaira MacLeana pod tym samym tytułem ;
ciekawe miejsce... idealne żeby schować w nim działo przeznaczone do obrony przed wrogiem ...
są tam w środku nawet jacyś "obrońcy Korsyki" !
a my wreszcie zbliżamy się do miasta..., gdzie z zadartymi głowami podziwialiśmy TEN widok!
mawia się ze Bonifaccio najpiękniej wygląda od strony klifów patrząc na nie z poziomu z wody…
no nie pomylono się... całkowicie się z tym zgadzam, co się mawia
widac tutaj kapliczkę św. Rocha, tę samą, którą oglądałyśmy z bliska schodząc z Cytadeli
zachwycające są te biało kredowe klify!
w naszej grupie były osoby, które niekoniecznie chciały popłynąć w ten rejsik, mówiąc że przeciez już to widzieli z promu!
moim zdaniem to błąd! z promu ich tak dokładnie jednak zupełnie nie widac!
a my podpływamy pod "Ziarnko Piasku" :);
pamiętacie tą skałę? pokazywałam ją z góry - to Grain de Sable
i wracamy ....
po godzince wpływamy do zatoki Bonifacio i płyniemy prosto do mariny;
ja jestem bardzo zadowolona z decyzji o popłynięciu w tej rejsik (nie pamiętam dokładnie jaki był ten dodatkowy koszt? - coś ok 20-25E); uwazam że absolutnie warto! mimo, że ten wiatr nas nieźle wytargał a fale wytarmosiły tak, że niektórzy mocno to przeżyli , zwłaszcza Ci z chorobą morską!
To ujęcie robi wrażenie, w ogóle położenie miasteczka jest bardzo atrakcyjne i kuszące by zobaczyć je na własne oczy. Najchętniej to bym została na noc, bo pewnie zachód słońca i miasteczko w złotej i czerwonej poswiacie musi być slincze
W ogóle dzięki za tą relacje, nakręciłas mój apetyt na Sardynie, czerpiąc inspiracje z Twojej relacji, przejrzałam i w sumie wstępny plan na pierwszą wizytę na tej Wyspie już mam
Myślę że na zwiedzanie w moim stylu czyli slow to sardynia na 2-3 razy, bo oprócz jej samej są jeszcze wyspy, które też są ciekawe.
Ja bym najpierw skupiła się na północy Wyspy i baza byłaby właśnie Santa teresa di gallura. Zobaczymy może za rok...
powiem tak - na widoki klifów z poziomu wody to i obeznany Radek musi cmoknąć z podziwu, zwłaszcza, że w pełnym słońcu nooo przy takich widokach to i na chorobę morską nie ma czasu
taaa... o urodzie tych korsykańskich klifów nie ma co się za bardzo rozpisywac... są jakie są; no FENOMENALNE!
Bajka, jakże się cieszę, że moja relacja z Sardynii natchnęła Cię do rozmyslań nad knuciem w tym kierunku.... ; na bank nie będziesz zawiedziona
Asia, pojęcia nie mam! widocznie jest gdzieś ukryta na tyłach jakaś scieżka! w końcu jakoś musieli dotaszczyć tam te działa i armaty!
**********
po rejsiku mamy jeszcze trochę czasu wolnego..., ale najpierw upragniona kawka!
ach, chwilo trwaj!
a potem jeszcze szwędaczka, zakupy, pamiątki....
mijamy sklepik z moimi ulubionymi
sama nie do końca wiem jak to jest, że nie przepadam za oglądaniem ryb w akwariach i oceanariach, a uwielbiam patrzeć w sklepach na te, które można zjeść:) ; ale tylko w ciepłych krajach....
no ale rybkę dziś już konsumowałam, więc może jakieś lodziki na deser po kawce? bowiem ten gorąc mocno dziś sprzyja lodom...
no ba!
jest Francja - musi byc karuzela
choć ta, he he, jakoś wcale nie zabytkowa, ale jest
trafiamy do niezwykle klimatycznego sklepu, który każda kobitka określiłaby jako "Świątynia Przyjemności"
ileż tu było pięknych rzeczy..... niestety z mniej pięknymi cenami.....
do tego wszystkiego stosowna "otoczka" pod postacią przyjemnego zapachu i chillautowej muzyki sączącej się zewsząd....czego na zdjęciach rzecz jasna nie poczujecie ani nie usłyszycie....
w dalszej części sklepu był też sektor zdecydowanie damski z ciuchami, torebkami, butami i wszelkimi innymifatałaszkami ...
ja wyszłam stamtąd z letnią torebką z trawy, a moja psiapsióła z sukienką
zapytacie co kupić na Korsyce?
no wszystko co przykuje waszą uwagę i na co pozwoli portfel
ja kupiłam tu tylko małe 5 letnie winko i lokalny ser brocciu (oba fanty przywiozłam do domu jako pamiątki do popróbowania dla męża i synków:) no i rzeczoną torebkę
i mały korkowy magnesik i tyle
Panowie-turyści często przygladają się w sklepowych witrynach na korsykańskie noże (nie wiem czy tylko się przygladają ? czy je kupują, bo ceny są hmm... te wysokiej jakości tylko dla zbieraczy i wielkich fanów noży te tańsze dla "pamiatkowych zbieraczy takich rzeczy ;
te noże są na Korsyce równie popularne jak te sardyńskie z damasceńskiej stali, o których Wam już pisałam... , więc jeśli ktoś bardzo chce- to chyba fajna pamiątka? (ceny od 30 do 400 Euro/ za sztukę)
pamiątek jako takich w ogóle tu nie kupowałam ; wszelkich "kurzołapek" nie kupuję już i tak od dawna; zresztą mam w domu jedną pamiątkę z Korsyki wiszącą na ścianie;
kupioną lata temu w Paryżu, wygrzebaną tam wśród starych szpargałów na Pchlim Targu
stary, drewniany, korsykański barometr w kształcie wyspy ; kupiłam wówczas bo mi się spodobał i powiesiłam w domu na ścianie; barometr ów dawno zakończył swój żywot, bo się popsuł , ale wciąż wisi jako ozdoba przykuwając uwagę odwiedzających mnie w domu i nagminnie zadających pytanie : byłaś na Korsyce? no i musiało minąć aż ćwierć wieku, żebym w końcu mogła im odpowiadać : - Tak, byłam w Bonifacio!
o taki, z głową Maura na dole
no i to tyle z Korsyki.... tfu, z Bonifacio!
jeszcze tylko prom powrotny, widoki z promu.... i wracamy na Sardynię...
bye, bye.... Adieu la Corse ! Peut-être que je reviendrai ici un jour ....
i po niecałej godzince znów witamy Sardynię w Santa Teresa di Gallura w popołudniowym słońcu...
taaa, jeszcze do poprzedniego postu wracając. Te"obrywy" u podstawy klifu i domy stojace już "niemal w powietrzu,"rewelka" !!! A do nazwy "kapelusz napoleona" bardziej,według mnie, pasuje...kształt jaskini niz skały ; ))) Generalnie,"okolica COOL !!!!!!
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Bardzo klimatyczne miasteczko. Reszta wyspy pewnie też bardzo ciekawa. Moja przyjaciółka jeździ co roku na Korsykę odpocząć, muszę podpytać w której części wyspy jest jej ulubione lokum. Szkoda, że na Korsykę był tylko jeden dzień.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asia, ten jeden dzień w Bonifacio był i tak moim zdaniem "wyrwany" tak trochę na siłę kosztem Sardynii, bo zamiast "tracić" dzień na Bonifacio , na Sardynii można by zwiedzić z pewnością jeszcze o wiele więcej...., ale pamiętajmy że to jednak była wycieczka stricte po Sardynii a nie Korsyce; na tą drugą wyspę trzeba po prostu przyjechać na cały tydzień już tylko na korsykańską wycieczkę
*******
po obiadku udajemy się już powoli w dół miasta; czasu wolnego mamy jeszcze sporo, ale my w jego ramach wykupiłyśmy sobie dodatkowo taki godzinny rejsik motorówką wokół klifów Bonifacio, żeby zobaczyc je bardziej z bliska (to opcja tylko dla chętnych dodatkowo płatna; ci co nie popłynęli mieli wiecej czasu w mieście)
buszujemy po sklepikach z lokalnymi produktami, ale ceny .... no wszak to Korsyka! ; ja kupuję tylko lokalny ser Brocciu i małe pół litrowe winko Patrimonio; (w innym sklepie jeszcze przyszalałam i zakupiłam torebkę
he, he, żadna kociara nie przejdzie obojętnie obok takiego przystojniaka
(ps. a wiecie, że ja "kolekcjonuję" koty z podróży? hi hi, no nieee... nie przemycam ich do domu , ale namiętnie je fotografuję; potem wrzucam te zdjęcia do jednego specjalnego kociego Albumu, w którym uzbierało się tych kotów przez lata już setki... są z różnych części świata te korsykańskie też oczywiście tam trafiły; czasami cykne jakiegos pieska, ale nie wiem o co w tym chodzi - jednak pieski nie są aż tak fotogeniczne jak kocury )
no czyż nie jest to uroczy uśmiech speszyl for mi ?
no i tak powolutku i z powrotem schodzimy do Dolnego Miasta stromym wzniesieniem- górą Montée Rastello; na szczęście w dół jest bez zadyszki
spojrzenie w stronę Cytadeli; zrobiłyśmy dosłownie kilkanascie kroków w dół a Cytadela juz góruje nad nami wysoko
gorąc taki, że czas uciekać do cienia...
przed nami mała kapliczka Św. Rocha (Chapelle Saint-Roch) - wybudowana w miejscu, w którym w 1528 roku zmarła ostatnia ofiara dżumy;
ten malutki kościółek, służył wypędzonym rybakom; uczczono w nim również ofiary zarazy, która w średniwieczu przetrzebiła mieszkańców miasta z 3 tysięcy do zaledwie 700
spojrzenie za siebie w drugą stronę...
Łał... stąd to dopiero są widoki! na ten wiszący domek dla nie daj Boże lunatyka jak fajnie określił go Papuas
a te potężne mury twierdzy - zdają się rozsadzać kruche skały na których stoi - prawdziwie spektakularny widok!
jeszcze kawałek i jestesmy na dole
Aaaach!!!!
udajemy się do mariny, skąd odpływa nasz stateczek i Ahoj!
a jeszcze chwilę temu tam byłysmy :
no to płyniom
Grotte de Sdragonato
no i wypływamy z wąskiej i spokojnej zatoki Bonifacio na otwarte morze... no i tu się zaczyna "jazda bez trzymanki"; mistrale się nasilił i fale były takie że myślałam że powypadamy z tej łódki ; w pewnym momencie mielismy niezłego stracha
cdn.....
Piea
obyło się bez choroby morskiej ?
No trip no life
he he, ano na szczęście bez; ja nie miewam żadnych dolegliwości tego typu , ani chorób lokomocyjnych, nawet podczas najbardziej "burzliwego" majtania i podskakiwania , ale moja przyjaciółka mocno to odchorowała; u mnie za to przy takich podskokach łódki - włącza mi się strach i panika, chwilami byłam doprawdy przerażona, ale jak widać- jakoś przeżyłam
(kilka osób było nawet mocno zniesmaczeni; nawet skarzyli się pilotowi, że przy takim wietrze i fali (na otwartym morzu, czego nie było w ogóle widac w zatoce jak wypływaliśmy) kapitan tej łódki powinien w ogóle zdecydować o nie wypływaniu, a nie narażać ludzi na takie "przygody";
na szczęście ten "horrorek" trwał krótko (tylko na pełnym morzu) a w międzyczasie wpływaliśmy w zaciszne i bardzo urokliwe zatoczki, gdzie nie było żadnej fali i można było się rozkoszować widokami....
zatoczka pełna rybek....
to zatoczka De Fazii
i nagle nadlatuje desant powietrzny!
Uwaga ! kryć się
i opuszczamy wody zatoki De Fazii, ale wpływamy za skałami do kolejnej tuż obok ; najgorszy jest tylko ten moment wypłyniecia na pełne morze, gdzie znów strasznie nami majta ale jak się schowamy za skały - to mamy chwilę oddechu i spokój na pokładzie bez podskoków:)
i kolejna fajna zatoczka z zupełnie innym rodzajem skał
na horyzoncie jakiś korsykański "Giewont"?
i odpływamy dalej
przed nami skała zwana "Czapką (lub Kapeluszem) Napoleona" ! ; no jakieś podobieństwo jest!
fachowo ten napoleoński kapelusz zwie się Grotą św. Antoniego
i w końcu najbardziej emocjonująca część tego rejsiku;
wpływamy wzdłuż białych klifów nad którymi wzosi się stare miasto Bonifacio , żeby popodziwiać wody tej zatoki z perspektywy dolnej i popatrzeć na miasto w górze
przed nami słynne schody Króla Aragonii
zwane w oryginale : Escalier du Roi d'Aragon - które zgodnie z legendą zostały wykute w skale w ciągu jednej nocy w 1420 r. ;
dokonali tego żołnierze króla Aragonii, którzy chcieli w ten sposób niepostrzeżenie dostać się do miasta, ale prawda jest jednak zupełnie inna.
Te 187 schodów wyciosanych w skale prowadziło do studni z wodą pitną; dzisiaj to zejście po stromym klifie jest jedną z najciekawszych atrakcji miasteczka. ; Schody czynne są tylko w sezonie letnim, kiedy nie ma tu sztormów i silnych wiatrów (ha ha, dzisiaj to nie sztorm, tylko wkurzony mistral ,
Stopnie są podobno bardzo wysokie, więc podejście nimi jest dość męczące; my nie próbowałyśmy , bo nie byłoby juz na to czasu, ale obiecałam sobie, że kiedyś jak już dotrę na tą Korsyke na dłużej, to z pewnością nie omieszkam zafundować sobie taką atrakcję
jeszcze spojrzenie na Escalier du Roi d'Aragon
z widokiem na mury Bonifacio
przed nami Le Gouvernail, czyli skała zwana "Sterem Korsyki";
Tutaj były kręcone sceny do filmu „Działa Navarrony” w reżyserii J. Lee Thomsona, powstałego na podstawie powieści Alistaira MacLeana pod tym samym tytułem ;
ciekawe miejsce... idealne żeby schować w nim działo przeznaczone do obrony przed wrogiem ...
są tam w środku nawet jacyś "obrońcy Korsyki" !
a my wreszcie zbliżamy się do miasta..., gdzie z zadartymi głowami podziwialiśmy TEN widok!
mawia się ze Bonifaccio najpiękniej wygląda od strony klifów patrząc na nie z poziomu z wody…
no nie pomylono się... całkowicie się z tym zgadzam, co się mawia
widac tutaj kapliczkę św. Rocha, tę samą, którą oglądałyśmy z bliska schodząc z Cytadeli
zachwycające są te biało kredowe klify!
w naszej grupie były osoby, które niekoniecznie chciały popłynąć w ten rejsik, mówiąc że przeciez już to widzieli z promu!
moim zdaniem to błąd! z promu ich tak dokładnie jednak zupełnie nie widac!
a my podpływamy pod "Ziarnko Piasku" :);
pamiętacie tą skałę? pokazywałam ją z góry - to Grain de Sable
i wracamy ....
po godzince wpływamy do zatoki Bonifacio i płyniemy prosto do mariny;
ja jestem bardzo zadowolona z decyzji o popłynięciu w tej rejsik (nie pamiętam dokładnie jaki był ten dodatkowy koszt? - coś ok 20-25E); uwazam że absolutnie warto! mimo, że ten wiatr nas nieźle wytargał a fale wytarmosiły tak, że niektórzy mocno to przeżyli , zwłaszcza Ci z chorobą morską!
i wysiadka; opuszczamy naszą łódeczkę....
ufff... ale Wam dzis nawstawiałam tu fotek!
cdn....
Piea
Schody prawie pionowe ha ha ,ale na pewno super by było nimi wejść i zejść
To was nieżle wybujało..
No trip no life
To ujęcie robi wrażenie, w ogóle położenie miasteczka jest bardzo atrakcyjne i kuszące by zobaczyć je na własne oczy. Najchętniej to bym została na noc, bo pewnie zachód słońca i miasteczko w złotej i czerwonej poswiacie musi być slincze
W ogóle dzięki za tą relacje, nakręciłas mój apetyt na Sardynie, czerpiąc inspiracje z Twojej relacji, przejrzałam i w sumie wstępny plan na pierwszą wizytę na tej Wyspie już mam
Myślę że na zwiedzanie w moim stylu czyli slow to sardynia na 2-3 razy, bo oprócz jej samej są jeszcze wyspy, które też są ciekawe.
Ja bym najpierw skupiła się na północy Wyspy i baza byłaby właśnie Santa teresa di gallura. Zobaczymy może za rok...
Dzięki za relację
powiem tak - na widoki klifów z poziomu wody to i obeznany Radek musi cmoknąć z podziwu, zwłaszcza, że w pełnym słońcu nooo przy takich widokach to i na chorobę morską nie ma czasu
papuas
A jak dostać się w tak ciekawą dziurkę? Piękny rejsik .
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
hej, Witajcie Moi Drodzy!
taaa... o urodzie tych korsykańskich klifów nie ma co się za bardzo rozpisywac... są jakie są; no FENOMENALNE!
Bajka, jakże się cieszę, że moja relacja z Sardynii natchnęła Cię do rozmyslań nad knuciem w tym kierunku.... ; na bank nie będziesz zawiedziona
Asia, pojęcia nie mam! widocznie jest gdzieś ukryta na tyłach jakaś scieżka! w końcu jakoś musieli dotaszczyć tam te działa i armaty!
**********
po rejsiku mamy jeszcze trochę czasu wolnego..., ale najpierw upragniona kawka!
ach, chwilo trwaj!
a potem jeszcze szwędaczka, zakupy, pamiątki....
mijamy sklepik z moimi ulubionymi
sama nie do końca wiem jak to jest, że nie przepadam za oglądaniem ryb w akwariach i oceanariach, a uwielbiam patrzeć w sklepach na te, które można zjeść:) ; ale tylko w ciepłych krajach....
no ale rybkę dziś już konsumowałam, więc może jakieś lodziki na deser po kawce? bowiem ten gorąc mocno dziś sprzyja lodom...
no ba!
jest Francja - musi byc karuzela
choć ta, he he, jakoś wcale nie zabytkowa, ale jest
trafiamy do niezwykle klimatycznego sklepu, który każda kobitka określiłaby jako "Świątynia Przyjemności"
ileż tu było pięknych rzeczy..... niestety z mniej pięknymi cenami.....
do tego wszystkiego stosowna "otoczka" pod postacią przyjemnego zapachu i chillautowej muzyki sączącej się zewsząd....czego na zdjęciach rzecz jasna nie poczujecie ani nie usłyszycie....
w dalszej części sklepu był też sektor zdecydowanie damski z ciuchami, torebkami, butami i wszelkimi innymifatałaszkami ...
ja wyszłam stamtąd z letnią torebką z trawy, a moja psiapsióła z sukienką
zapytacie co kupić na Korsyce?
no wszystko co przykuje waszą uwagę i na co pozwoli portfel
ja kupiłam tu tylko małe 5 letnie winko i lokalny ser brocciu (oba fanty przywiozłam do domu jako pamiątki do popróbowania dla męża i synków:) no i rzeczoną torebkę
i mały korkowy magnesik i tyle
Panowie-turyści często przygladają się w sklepowych witrynach na korsykańskie noże (nie wiem czy tylko się przygladają ? czy je kupują, bo ceny są hmm... te wysokiej jakości tylko dla zbieraczy i wielkich fanów noży te tańsze dla "pamiatkowych zbieraczy takich rzeczy ;
te noże są na Korsyce równie popularne jak te sardyńskie z damasceńskiej stali, o których Wam już pisałam... , więc jeśli ktoś bardzo chce- to chyba fajna pamiątka? (ceny od 30 do 400 Euro/ za sztukę)
pamiątek jako takich w ogóle tu nie kupowałam ; wszelkich "kurzołapek" nie kupuję już i tak od dawna; zresztą mam w domu jedną pamiątkę z Korsyki wiszącą na ścianie;
kupioną lata temu w Paryżu, wygrzebaną tam wśród starych szpargałów na Pchlim Targu
stary, drewniany, korsykański barometr w kształcie wyspy ; kupiłam wówczas bo mi się spodobał i powiesiłam w domu na ścianie; barometr ów dawno zakończył swój żywot, bo się popsuł , ale wciąż wisi jako ozdoba przykuwając uwagę odwiedzających mnie w domu i nagminnie zadających pytanie : byłaś na Korsyce? no i musiało minąć aż ćwierć wieku, żebym w końcu mogła im odpowiadać : - Tak, byłam w Bonifacio!
o taki, z głową Maura na dole
no i to tyle z Korsyki.... tfu, z Bonifacio!
jeszcze tylko prom powrotny, widoki z promu.... i wracamy na Sardynię...
bye, bye.... Adieu la Corse !Peut-être que je reviendrai ici un jour ....
i po niecałej godzince znów witamy Sardynię w Santa Teresa di Gallura w popołudniowym słońcu...
Piea
taaa, jeszcze do poprzedniego postu wracając. Te"obrywy" u podstawy klifu i domy stojace już "niemal w powietrzu,"rewelka" !!! A do nazwy "kapelusz napoleona" bardziej,według mnie, pasuje...kształt jaskini niz skały ; ))) Generalnie,"okolica COOL !!!!!!
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav