Piea, jak daliście radę to wszystko skonsumować? Próbowanie obowiązkowe bo wygląda to bardzo smakowicie, ale porcje dość spore. Chyba nie wracaliście do hotelu jakimiś serpentynami i udało się dojechać bez „atrakcji” i dożyć następnego dnia?
zapomniałam Wam napisać o rzeczy dość niecodziennej:
były tam jeszcze śpiewy!
he he.... przy tylku napitkach to nic dziwnego...:) (ale , przyspiewki typu "Góralu czy ci nie żal", itd... były później )
natomiast tutaj Sardyńczycy zaserwowali nam pokaz śpiewu niezwykłego ...
Ci pasterze śpiewają niezwykle charakterystycznym głosem, typowym tylko dla Sardynii - zwanym Cantu a Tenòre (brzmi to coś jak ryczenie wołu, beczenie kozy, odgłosy baranka :)); to rodzaj śpiewu polifonicznego, bardzo charakterystycznego dla Sardynii; aż na tyle to ważne i niecodzienne, że W 2005 roku UNESCO uznało cantu a tenore za przykład niematerialnego dziedzictwa kulturowego i wpisało to na swoją listę
Cantu a Tenòre wykonuje zawsze grupa 4 mężczyzn : główny śpiew wykonuje solista (tzw. Sa boghe);
pozostali to chórzyści : Su bassu, Sa contra i Sa mesu boghe - emitujący gardłowe dźwięki woła, kozy i barana
no i tak sobie śpiewali, beczeli, muczeli... a my słuchalismy i próbowaliśmy ich potem naśladować, ale wbrew pozorom, nawet po tej ilości canonau i "drucika" wcale nie było to takie proste....
kończymy wizytę u Pasterzy, a bylismy tam z górką ponad 3 godziny....
jeszcze słowko o "słynnym " sardyńskim serze,
a cóż to za ser? - to "przysmak" zwany carzu-marzu ; nie każdy wie o co chodzi? bo nie kazdy o nim słyszał... ale to dość nietypowy serek
ja go nie spróbowałam (he he, nie odważyłam się:)) ale go widziałam u Pasterzy właśnie!:)) w starej, słomianej szopie! ; a na tej wyspie to żywy ser-legeda... a dlaczego? ser ten to nic innego jak panujący tu powszechnie - peccorino, ale żeby wyprodukować Casu Marzu sardyńscy serowarzy pozostawiają Pecorino Sardo na świeżym powietrzu, pozwalając muchom serowym znieść w nim jaja, z których wkrótce wyklują się larwy powodujące coś więcej niż tylko fermentację (również rozpad gnilny). he he... już widzę Wasze miny
(spokojnie, to fotka sieciowa , ja tam żadnych glizd nie widziałam
Na Sardynii od wieków produkowało się ten ser, ale ze względów najpierw higienicznych , a potem zdrowotnych wprowadzono unijne regulacje które zakazały produkcji tegoż sera ! i koniec kropka ; potraktowano ten ser tak samo jak "Filu a Ferru" - zakaz wytwarzania !
Dziś nie spotkacie go na wyspie nigdzie, w żadnym sklepie; bo jest to nielegalne i zabronione, jednak pomimo widma wysokich kar i grzywien, do dziś można znaleźć ten ser na czarnym rynku Z tym serem to jest tam trochę tak jak u nas za Komuny było kiedyś z bimbrem:)) - w sklepach nigdzie go nie ma, ale każdy chłop ma w swojej piwniczce:)), bo pasterze niezmiennie od wieków nadal go wyrabiają dla własnych potrzeb:);
Tutaj w szopie nam go pokazano (schowali, żeby nie było tak "oficjalnie"), chętni i co odważniejsi, go nawet próbowali po kęsku ...., ale dopchać się do tej szopy w tym tłumie było ciężko nawet żeby go tylko zobaczyc....
Carzu Marzu na czarnym rynku osiąga cenę dwukrotnie wyższą niż zwykły Pecorino, który też do tanich nie należy;
ale Sardyńczycy wierzą, zwłaszcza Ci co podchodzą pod setkę:)) że to i afrodyzjak i element ich długowieczności... i to tyle o tym serze, dalej będzie już kontynuacja atrakcji turystycznych wyspy ;
a powrót mieliśmy z "przygodą" bowiem trafiła nas burza z ulewą taką, że świata nie było widać!
nasz pilot Kuba, mówił że to anomalia na Sardynii o tej porze roku... że tutaj deszcze nie padają od maja do września! , a takiej burzy jeszcze nie widział na tej wyspie!
Śpiewy i tańce nie moja bajka ale jedzonko palce lizać...te prosiaki ))) a i z ochotą bym tego sera skosztowała
Anomalia pogodowe na całym świecie teraz...a jeszcze bardziej spotęgowane przez cyklon El Nino...który zmienia pogodę nie tylko w rejonach Pacyfiku...piszą,że do marca))) a potem pewnie inne licho się przypałęta
no robale jadłem i mogę spróbować, ale wyłącznie usmażonych - takie białkowe chipsy na takie żywe, pełzające jednak bym się nie skusił cóż każdy ma swą barierę
Kasia, no ja nie spróbowałam.... jakoś podchodze do tych robali - tak jak Papuas; nie lubię jak coś mi się rusza między zębami , he he
no to dalej w Sardynię....
polało, pogrzmiało.... i jak to po burzy- za chwilę wylazło słonko
w autokarze w czasie drogi powrotnej od Pasterzy, śpiewom nie było końca, tak się wszyscy jakoś pobudzili tym "drucikiem" , że rozochoceni zaczęłi przegląd przyśpiewek polskich
Kuba nie mógł sie nadziwić! mówił, że zawsze jak wraca z grupami turystów od pasterzy to z reguły cały autokar śpi aż miło! a WY? - no cóż to za Grupa! ;
w zasadzie mieliśmy już koniec atrakcji na ten dzień jadąc już w stronę kolejnego hotelu; ale że burza poszła sobie w siną dal, a my rozśpiewani i w ogóle nie senni byliśmy akurat w ciekawej okolicy, więc nasz Kubuś zarządził przystanek i pyta wszystkich: czy chcemy i czy mamy ochotę jeszcze coś dziś zwiedzić? (w zamian za programowe SU Nuraxi, który akurat był w tym czasie zamknięty dla zwiedzających , bo coś tam akurat "grzebali" archeolodzy)
Hurra! a pewnie że mamy ochotę!
zatem wysiadamy pośrodku niczego.....
jest tu kolejny , jeden z wielu nuragów na wyspie, to idziemy!
zwłaszcza, że po deszczu wyszło piękne słoneczko i powietrze jakieś takie rześko przyjemne się zrobiło, mimo, że nadal jest bardzo ciepło
ta zamiana ma taki plus, że nie ma tu tych tłumów co w Su Nuraxi a i sam ten nurag jest jednym z większych na Sardynii
nurag Santu Antine , czyli "Święty Konstantyn", znany również jako Sa domo de sure („Dom króla” w języku Sardu) stoi w okolicygminy Toralba;
, to jeden z największych nuragów na wyspie, choć z daleka wygląda niepozornie...; ale to dość imponująca konstrukcja nuragiczna zbudowana z ogromnych bloków bazaltowych; kiedys nurag ten miał trzy piętra, z czego najwyższe już nie istnieje.
ten nurag jest na tyle duży, że wchodzimy do niego do środka wszyscy na raz
wewnątrz nuragu można zaobserwować korytarze zbudowane techniką łuku wspornikowego, nałożone na dwa piętra; był także wyposażony w trzy studnie.
studnia wewnętrzna
a tak wyglądał ten nurag kiedyś.... kilka tysiączków lat wstecz
łazimy trochę wokół słuchając opowieści Kuby
podziwiąjąc precyzję, z jaką układano te wielkie kamienne bloki
i wracamy....
po drodze w okolicy Santu Antine - widok na kolejny Nurag
to znacznie mniejszy nurag o nazwie : OES
na koniec jeszcze mały postój w knajpce niedaleko nuragu; napitki wysokoprocentowe od Pasterzy jakos nam już wyparowały, więc zasilamy się jeszcze na koniec dnia małą Ichnusą
bardzo ciekawe te nuragi zawsze zadziwia jak wieki przed naszą erą ludzie potrafili budować potężne ciężary, bez zaprawy i do tego jakoś się TO do dziś trzyma teorie o odwiedzinach "bogów" czy też jak kto woli kosmitów wcale nie są pozbawione podstaw
Nel, nasz sardyński pilot- Kuba uplasował się wysoko na podium wśród moich przewodników wycieczkowych ! (fenomenalny młody człowiek! )
Papuas, i mnie te nuragi zadziwiły, mocno zaciekawiły i nawet wprowadziły w zachwyt! mimo, że jako zwolenniczka sceptycznego podjeścia do świata nie dam się przekonaćdo teorii o kosmitach i bogach wszelakich
******
po licznych atrakcjach tego dnia - przed wieczorem docieramy do naszego ostatniego już (trzeciego) hotelu na Sardynii;
spędzimy w nim 3 noclegi; hotel raczej typowo "objazdówkowy" bez szału , choć fajne pokoje, wygodnie umeblowane z ogromną łazienką z oknem i fenomenalym widokiem z balkonu na góry; jesteśmy już znów na północy w uroczym miasteczku Tempio Pausania
i wczesno wieczorny widok z hotelowego tarasu
cyknęłam jednak tylko 3 fotki poglądowe, he he oszczędzając pojemność karty na bardziej istotne atrakcje jak hotel :), zwłaszcza taki zwykły "nie rajski"
ale dużym plusem była jego lokalizacja; w zasadzie 3 kroki od urokliwego centrum miasteczka, które miałyśmy w zasiegu 5-cio minutowego spacerku; zatem korzystamy, że nie nocujemy w "polu kukurydzy" pośrodku niczego i idziemy na wieczorno nocny spacer
Tempio Pausania to przyjemna miejscowość; niewielkie jest to miasteczko (ok. 14 tys mieszkańców) , ale ma bardzo urokliwą część staromiejską
w zasadzie wszystko zbudowane jest tutaj z jednorodnego szaro-beżowego lokalnego granitu;
cegły, elewacje, murki, zarówno na kamienicach ze sklepami i knajpkami , zwykłych domach jak i kościołach - wszystko niesamowicie współgra przez tą granitową jednorodność
o tej godzinie wszystko jest już pozamykane...., więc niewiele zobaczymy; tylko knajpki kuszą zapachami... ale my po tych prosiakach u pasterzy nawet nie spojrzymy w kierunku żarełka
jest i Kiciaw dodatku szylkretka, bardzo podobna do mojej Figi
Piea, jak daliście radę to wszystko skonsumować? Próbowanie obowiązkowe bo wygląda to bardzo smakowicie, ale porcje dość spore. Chyba nie wracaliście do hotelu jakimiś serpentynami i udało się dojechać bez „atrakcji” i dożyć następnego dnia?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
ło matko, ale obżarstwo he he . Fakt, wypadałoby wszystkiego spróbować,ale przy tej ilości to chyba niemożliwe.
Fajny punkt programu
No trip no life
Asia, na szczęście kierowca nie próbował "drucika" więc obyło się bez jazdy serpentynkowej
no to obżarstwo - to mało powiedziane!
ja jeszcze na drugi dzień nic nie jadłam.... tak mnie te mięsiwa "trzymały" :):):)
Piea
zapomniałam Wam napisać o rzeczy dość niecodziennej:
były tam jeszcze śpiewy!
he he.... przy tylku napitkach to nic dziwnego...:) (ale , przyspiewki typu "Góralu czy ci nie żal", itd... były później )
natomiast tutaj Sardyńczycy zaserwowali nam pokaz śpiewu niezwykłego ...
Ci pasterze śpiewają niezwykle charakterystycznym głosem, typowym tylko dla Sardynii - zwanym Cantu a Tenòre (brzmi to coś jak ryczenie wołu, beczenie kozy, odgłosy baranka :)); to rodzaj śpiewu polifonicznego, bardzo charakterystycznego dla Sardynii; aż na tyle to ważne i niecodzienne, że W 2005 roku UNESCO uznało cantu a tenore za przykład niematerialnego dziedzictwa kulturowego i wpisało to na swoją listę
Cantu a Tenòre wykonuje zawsze grupa 4 mężczyzn : główny śpiew wykonuje solista (tzw. Sa boghe);
pozostali to chórzyści : Su bassu, Sa contra i Sa mesu boghe - emitujący gardłowe dźwięki woła, kozy i barana
no i tak sobie śpiewali, beczeli, muczeli... a my słuchalismy i próbowaliśmy ich potem naśladować, ale wbrew pozorom, nawet po tej ilości canonau i "drucika" wcale nie było to takie proste....
kończymy wizytę u Pasterzy, a bylismy tam z górką ponad 3 godziny....
jeszcze słowko o "słynnym " sardyńskim serze,
a cóż to za ser? - to "przysmak" zwany carzu-marzu ; nie każdy wie o co chodzi? bo nie kazdy o nim słyszał... ale to dość nietypowy serek
ja go nie spróbowałam (he he, nie odważyłam się:)) ale go widziałam u Pasterzy właśnie!:)) w starej, słomianej szopie! ; a na tej wyspie to żywy ser-legeda... a dlaczego?
ser ten to nic innego jak panujący tu powszechnie - peccorino, ale żeby wyprodukować Casu Marzu sardyńscy serowarzy pozostawiają Pecorino Sardo na świeżym powietrzu, pozwalając muchom serowym znieść w nim jaja, z których wkrótce wyklują się larwy powodujące coś więcej niż tylko fermentację (również rozpad gnilny). he he... już widzę Wasze miny
(spokojnie, to fotka sieciowa , ja tam żadnych glizd nie widziałam
Na Sardynii od wieków produkowało się ten ser, ale ze względów najpierw higienicznych , a potem zdrowotnych wprowadzono unijne regulacje które zakazały produkcji tegoż sera ! i koniec kropka ; potraktowano ten ser tak samo jak "Filu a Ferru" - zakaz wytwarzania !
Dziś nie spotkacie go na wyspie nigdzie, w żadnym sklepie; bo jest to nielegalne i zabronione, jednak pomimo widma wysokich kar i grzywien, do dziś można znaleźć ten ser na czarnym rynku Z tym serem to jest tam trochę tak jak u nas za Komuny było kiedyś z bimbrem:)) - w sklepach nigdzie go nie ma, ale każdy chłop ma w swojej piwniczce:)), bo pasterze niezmiennie od wieków nadal go wyrabiają dla własnych potrzeb:);
Tutaj w szopie nam go pokazano (schowali, żeby nie było tak "oficjalnie"), chętni i co odważniejsi, go nawet próbowali po kęsku ...., ale dopchać się do tej szopy w tym tłumie było ciężko nawet żeby go tylko zobaczyc....
Carzu Marzu na czarnym rynku osiąga cenę dwukrotnie wyższą niż zwykły Pecorino, który też do tanich nie należy;
ale Sardyńczycy wierzą, zwłaszcza Ci co podchodzą pod setkę:)) że to i afrodyzjak i element ich długowieczności...
i to tyle o tym serze, dalej będzie już kontynuacja atrakcji turystycznych wyspy ;
a powrót mieliśmy z "przygodą" bowiem trafiła nas burza z ulewą taką, że świata nie było widać!
nasz pilot Kuba, mówił że to anomalia na Sardynii o tej porze roku... że tutaj deszcze nie padają od maja do września! , a takiej burzy jeszcze nie widział na tej wyspie!
Piea
Śpiewy i tańce nie moja bajka ale jedzonko palce lizać...te prosiaki ))) a i z ochotą bym tego sera skosztowała
Anomalia pogodowe na całym świecie teraz...a jeszcze bardziej spotęgowane przez cyklon El Nino...który zmienia pogodę nie tylko w rejonach Pacyfiku...piszą,że do marca))) a potem pewnie inne licho się przypałęta
no robale jadłem i mogę spróbować, ale wyłącznie usmażonych - takie białkowe chipsy na takie żywe, pełzające jednak bym się nie skusił cóż każdy ma swą barierę
papuas
Kasia, no ja nie spróbowałam.... jakoś podchodze do tych robali - tak jak Papuas; nie lubię jak coś mi się rusza między zębami , he he
no to dalej w Sardynię....
polało, pogrzmiało.... i jak to po burzy- za chwilę wylazło słonko
w autokarze w czasie drogi powrotnej od Pasterzy, śpiewom nie było końca, tak się wszyscy jakoś pobudzili tym "drucikiem" , że rozochoceni zaczęłi przegląd przyśpiewek polskich
Kuba nie mógł sie nadziwić! mówił, że zawsze jak wraca z grupami turystów od pasterzy to z reguły cały autokar śpi aż miło! a WY? - no cóż to za Grupa! ;
w zasadzie mieliśmy już koniec atrakcji na ten dzień jadąc już w stronę kolejnego hotelu; ale że burza poszła sobie w siną dal, a my rozśpiewani i w ogóle nie senni byliśmy akurat w ciekawej okolicy, więc nasz Kubuś zarządził przystanek i pyta wszystkich: czy chcemy i czy mamy ochotę jeszcze coś dziś zwiedzić? (w zamian za programowe SU Nuraxi, który akurat był w tym czasie zamknięty dla zwiedzających , bo coś tam akurat "grzebali" archeolodzy)
Hurra! a pewnie że mamy ochotę!
zatem wysiadamy pośrodku niczego.....
jest tu kolejny , jeden z wielu nuragów na wyspie, to idziemy!
zwłaszcza, że po deszczu wyszło piękne słoneczko i powietrze jakieś takie rześko przyjemne się zrobiło, mimo, że nadal jest bardzo ciepło
ta zamiana ma taki plus, że nie ma tu tych tłumów co w Su Nuraxi a i sam ten nurag jest jednym z większych na Sardynii
nurag Santu Antine , czyli "Święty Konstantyn", znany również jako Sa domo de sure („Dom króla” w języku Sardu) stoi w okolicygminy Toralba;
, to jeden z największych nuragów na wyspie, choć z daleka wygląda niepozornie...; ale to dość imponująca konstrukcja nuragiczna zbudowana z ogromnych bloków bazaltowych; kiedys nurag ten miał trzy piętra, z czego najwyższe już nie istnieje.
ten nurag jest na tyle duży, że wchodzimy do niego do środka wszyscy na raz
wewnątrz nuragu można zaobserwować korytarze zbudowane techniką łuku wspornikowego, nałożone na dwa piętra; był także wyposażony w trzy studnie.
studnia wewnętrzna
a tak wyglądał ten nurag kiedyś.... kilka tysiączków lat wstecz
łazimy trochę wokół słuchając opowieści Kuby
podziwiąjąc precyzję, z jaką układano te wielkie kamienne bloki
i wracamy....
po drodze w okolicy Santu Antine - widok na kolejny Nurag
to znacznie mniejszy nurag o nazwie : OES
na koniec jeszcze mały postój w knajpce niedaleko nuragu; napitki wysokoprocentowe od Pasterzy jakos nam już wyparowały, więc zasilamy się jeszcze na koniec dnia małą Ichnusą
Piea
ale fajny ten przewodnik,że takie extrasy robi . Nie zawsze przecież tak, a wręcz rzadziej niż częściej
No trip no life
bardzo ciekawe te nuragi zawsze zadziwia jak wieki przed naszą erą ludzie potrafili budować potężne ciężary, bez zaprawy i do tego jakoś się TO do dziś trzyma teorie o odwiedzinach "bogów" czy też jak kto woli kosmitów wcale nie są pozbawione podstaw
papuas
Nel, nasz sardyński pilot- Kuba uplasował się wysoko na podium wśród moich przewodników wycieczkowych ! (fenomenalny młody człowiek! )
Papuas, i mnie te nuragi zadziwiły, mocno zaciekawiły i nawet wprowadziły w zachwyt! mimo, że jako zwolenniczka sceptycznego podjeścia do świata nie dam się przekonaćdo teorii o kosmitach i bogach wszelakich
******
po licznych atrakcjach tego dnia - przed wieczorem docieramy do naszego ostatniego już (trzeciego) hotelu na Sardynii;
spędzimy w nim 3 noclegi; hotel raczej typowo "objazdówkowy" bez szału , choć fajne pokoje, wygodnie umeblowane z ogromną łazienką z oknem i fenomenalym widokiem z balkonu na góry; jesteśmy już znów na północy w uroczym miasteczku Tempio Pausania
i wczesno wieczorny widok z hotelowego tarasu
cyknęłam jednak tylko 3 fotki poglądowe, he he oszczędzając pojemność karty na bardziej istotne atrakcje jak hotel :), zwłaszcza taki zwykły "nie rajski"
ale dużym plusem była jego lokalizacja; w zasadzie 3 kroki od urokliwego centrum miasteczka, które miałyśmy w zasiegu 5-cio minutowego spacerku; zatem korzystamy, że nie nocujemy w "polu kukurydzy" pośrodku niczego i idziemy na wieczorno nocny spacer
Tempio Pausania to przyjemna miejscowość; niewielkie jest to miasteczko (ok. 14 tys mieszkańców) , ale ma bardzo urokliwą część staromiejską
w zasadzie wszystko zbudowane jest tutaj z jednorodnego szaro-beżowego lokalnego granitu;
cegły, elewacje, murki, zarówno na kamienicach ze sklepami i knajpkami , zwykłych domach jak i kościołach - wszystko niesamowicie współgra przez tą granitową jednorodność
o tej godzinie wszystko jest już pozamykane...., więc niewiele zobaczymy; tylko knajpki kuszą zapachami... ale my po tych prosiakach u pasterzy nawet nie spojrzymy w kierunku żarełka
jest i Kicia w dodatku szylkretka, bardzo podobna do mojej Figi
Piea