Ruszamy w kierunku Uxmal mijając krzaczory po byłych plantacjach agawy na sizal; cóż sztuczne (włókno) wygrywa z naturalnym i plantacji niet. Wstępujemy na zrujnowaną hacjendę - pozostały ślady dawnej świetności - malunki na ścianach i wzorzyste płytki ceramiczne na podłodze, wbudowane we wnęki potężne szafy, ruiny pańskiej kaplicy; nikt tu nie mieszka, nikt tego nie pilnuje, niszczeje.
Wokół opuszczonej hacjendy majańska wioska, kiedyś pewnie pracowników sizalowego biznesu. Majańskie domy (wzorowane może na piramidzie w Uxmal) mają owalny kształt i dla zapewnienia "klimatyzacji" na przestrzał po obu osiach otwory - okna i drzwi. Korzystając z okazji wdzieram się do jednego z nich i robię kilka foto. Ołtarzyk, krosno, 2 hamaki, telewizor i drugi pokój równie pusty i ... szybko do autokaru. Jedziemy na lunch mijając kolejne opuszczone hacjendy.
mnie się w Meridzie bardzo podobało, fajne, klimatyczne i kolorowe miasteczko; no ale Twoje flamingi wymiatają!!! ależ one są tam intensywnie wybarwione; strasznie dużo muszą wcinać tej astaksantyny ;
opszczona hacjenda bardzo smutny widok.... wyobrażam sobie jak musiała wspaniale wyglądać w czasach swojej świetności
Zazwyczaj nie jadam lunchu, bo dwa posiłki w zupełności mi wystarczają, a przecie na wycieczce nie powinno się przytyć - aż strach pomyśleć co by było po kilku takich "tyjących" wycieczkach. Tym razem się skusiłem, bo jakaś regionalka - duszone w ziemnym piecu na gorących kamieniach warzywa i mięso w liściu bananowca. Idea ziemnego pieca nieco unowocześniona, ale są otwory z gorącymi kamieniami do których wkłada się pojemniki z potrawą; otwór przykrywa się blachą i obsypuje dla uszczelnienia ziemią. Regionalka - spróbować trzeba. Po posiłku mistrz ceremonii (pewnie właściciel) odprawia rytuały przy poczęstunku drinkiem z tequilą, który wypity jednym ciągiem nobilituje przyjęcie gringo do grona swojaków (Mesykan). Dla normalnego Polaka i Polki - no problem - tequila 35-38% + likier kawowy 20% + odrobina wody (tak, wody 0%). Kompocik jednym słowem. Trzeba przyznać, że barman popisuje się zręcznością nalewając jednym ciągiem do wszystkich kieliszków alkohole, nie obracając butelek. Dopiero wodę dolewa indywidualnie do każdego kieliszka. To foto dokumentujące lunch.
Następne na trasie Uxmal. Jak już pisałem zdobywcy nadawali budowlom swoje nazwy nie kierując się realiami, a tylko swoimi skojarzeniami; i tak w Uxmal jest piramida wróżbity, czworokąt mniszek, pałac namiestnika ... Na początek kwiatki-puchatki na drzewie oraz gruszki na wierzbie. Rzeczone gruszki zaraz po wejściu na teren ruin z widokiem na piramidę wróżbity; piramida ta ma zaokrąglone dwa naprzeciwległe boki, co ją wyróżnia spośród innych. Spotykamy tu również zwierzaki i agresywną iguanę. Duży samiec leży i reaguje na wejście na jego terytorium (jakieś 30X30m) - robi kilka kroków w kierunku intruza donośnie sycząc; lepiej z nim nie zadzierać. No to piramida wróżbity i czworokąt mniszek.
Tutaj właśnie Piea euro widziała i już wchodzimy do "czworokąta mniszek" i skąd u Majów mniszki??
Oczywiście i tutaj grano w rytualną grę - jest boisko z obręczami; dalej idziemy pod pałac namiestnika czy też gubernatora, który w rzeczywistści był prawdopodobnie pałacem władcy. W pobliżu rzeźba dwugłowego jaguara- domniemany tron władcy, niektórzy wspinają się na wielką piramidę i obok agresywnej iguany wracamy do punktu wyjścia.
Wśród zwierzęcych mieszkańców gołąbeczek cynamonowy oraz agresywna iguana i obok piramidy wróżbity opuszczamy miasto Majów.
papuas
Ruszamy w kierunku Uxmal mijając krzaczory po byłych plantacjach agawy na sizal; cóż sztuczne (włókno) wygrywa z naturalnym i plantacji niet. Wstępujemy na zrujnowaną hacjendę - pozostały ślady dawnej świetności - malunki na ścianach i wzorzyste płytki ceramiczne na podłodze, wbudowane we wnęki potężne szafy, ruiny pańskiej kaplicy; nikt tu nie mieszka, nikt tego nie pilnuje, niszczeje.
papuas
Piękne ujęcie :
TAK odwiedzenie Ria Celestun pozostawia niezapomniane wrażenia (o ile flamingi nie zastrajkują)
To jeszcze foto z opuszczonej hacjendy.
papuas
Wokół opuszczonej hacjendy majańska wioska, kiedyś pewnie pracowników sizalowego biznesu. Majańskie domy (wzorowane może na piramidzie w Uxmal) mają owalny kształt i dla zapewnienia "klimatyzacji" na przestrzał po obu osiach otwory - okna i drzwi. Korzystając z okazji wdzieram się do jednego z nich i robię kilka foto. Ołtarzyk, krosno, 2 hamaki, telewizor i drugi pokój równie pusty i ... szybko do autokaru. Jedziemy na lunch mijając kolejne opuszczone hacjendy.
papuas
ja tez dołączam tu do fanów Meksyku!
mnie się w Meridzie bardzo podobało, fajne, klimatyczne i kolorowe miasteczko; no ale Twoje flamingi wymiatają!!! ależ one są tam intensywnie wybarwione; strasznie dużo muszą wcinać tej astaksantyny
;
opszczona hacjenda bardzo smutny widok.... wyobrażam sobie jak musiała wspaniale wyglądać w czasach swojej świetności
Piea
Zazwyczaj nie jadam lunchu, bo dwa posiłki w zupełności mi wystarczają, a przecie na wycieczce nie powinno się przytyć - aż strach pomyśleć co by było po kilku takich "tyjących" wycieczkach. Tym razem się skusiłem, bo jakaś regionalka - duszone w ziemnym piecu na gorących kamieniach warzywa i mięso w liściu bananowca. Idea ziemnego pieca nieco unowocześniona, ale są otwory z gorącymi kamieniami do których wkłada się pojemniki z potrawą; otwór przykrywa się blachą i obsypuje dla uszczelnienia ziemią. Regionalka - spróbować trzeba. Po posiłku mistrz ceremonii (pewnie właściciel) odprawia rytuały przy poczęstunku drinkiem z tequilą, który wypity jednym ciągiem nobilituje przyjęcie gringo do grona swojaków (Mesykan). Dla normalnego Polaka i Polki - no problem - tequila 35-38% + likier kawowy 20% + odrobina wody (tak, wody 0%). Kompocik jednym słowem. Trzeba przyznać, że barman popisuje się zręcznością nalewając jednym ciągiem do wszystkich kieliszków alkohole, nie obracając butelek. Dopiero wodę dolewa indywidualnie do każdego kieliszka. To foto dokumentujące lunch.
papuas
Meksyk jest na mojej liście niespełnionych marzeń, więc chętnie poczytam/pooglądam ciąg dalszy.
Następne na trasie Uxmal. Jak już pisałem zdobywcy nadawali budowlom swoje nazwy nie kierując się realiami, a tylko swoimi skojarzeniami; i tak w Uxmal jest piramida wróżbity, czworokąt mniszek, pałac namiestnika ... Na początek kwiatki-puchatki na drzewie oraz gruszki na wierzbie. Rzeczone gruszki zaraz po wejściu na teren ruin z widokiem na piramidę wróżbity; piramida ta ma zaokrąglone dwa naprzeciwległe boki, co ją wyróżnia spośród innych. Spotykamy tu również zwierzaki i agresywną iguanę. Duży samiec leży i reaguje na wejście na jego terytorium (jakieś 30X30m) - robi kilka kroków w kierunku intruza donośnie sycząc; lepiej z nim nie zadzierać. No to piramida wróżbity i czworokąt mniszek.
Tutaj właśnie Piea euro widziała
i już wchodzimy do "czworokąta mniszek" i skąd u Majów mniszki??
Jakieś dawne siedzisko i zdobienia czworokąta.
papuas
Oczywiście i tutaj grano w rytualną grę - jest boisko z obręczami; dalej idziemy pod pałac namiestnika czy też gubernatora, który w rzeczywistści był prawdopodobnie pałacem władcy. W pobliżu rzeźba dwugłowego jaguara- domniemany tron władcy, niektórzy wspinają się na wielką piramidę i obok agresywnej iguany wracamy do punktu wyjścia.
Wśród zwierzęcych mieszkańców gołąbeczek cynamonowy oraz agresywna iguana i obok piramidy wróżbity opuszczamy miasto Majów.
papuas