Podziwiam i zazdroszczę niezliczonych pięknych miejsc. Trochę też pogoda podkreśliła piękne kolory. A co to za piękne, niebieskie kwiatki? - tak u Was cały czas kwietna wiosna!
...dzis kontunuacja wczsnoletnich wspominek. Pamietajmy że lato ,"na wyspie" ,startuje w Maju !!! ; )
Na długi majowy weekend wybralismy trzy lokacje. Dwie leśne i jedną..."plażową". Nasze zamiary skorygowała pogoda,która robiła to co w Irlandii robi najlepiej...zmieniała się.
Pierwszego dnia wybywamy do lasu Killinthomas Wood. To jakieś dwadzieścia minut jazdy. Dlaczego tam ? Otóż to najbliższe miejsce gdzie na przełomie kwietnia i maja można napotkać kwitnące "Bluebell,sy".
Pamietać należy również że w tym czasie obowiązywał zakaz swobodnego podróżowania po wyspie. Limitem były granice hrabstwa w którym sie zamieszkuje."Przypomniały" nam o tym funkcjonariuszki GARDA,y w trakcie wypadu do St.Mullins. Na szczęście ,obyło się bez mandatu ; )
Tu wtręt,otóz generalnie "irlandzka policja" (GARDA) dośc łagodnie traktuje kierowców. Nawet "ciężkie wykroczenie" może sie zakończyc upomnieniem a nie kara finansową. Jedynie przekroczenie prędkości traktowane jest "surowo". No i należy pamietac że w Irlandii "próba negocjacji" (łapówka) wprawić nas może w bardzo poważne kłopoty...
Dość o "jeździe",ruszamy na leśny spacer...
Tegoroczna wiosna była nadzwyczaj chłodna a co za tym idzie opóźniła kwitnienie wyspiarskich kwiatów.Na szczęście,część "Bluebell,sów" rozpoczęła "malowanie lasu"...
wiadomo,trzeba czasem zatrzymać się,pofocić,pozachwycac "z bliska"...
w Killinthomas Wood byliśmy około godziny,zataczając jedną z wyznaczonych do spaceru pętli. Spacerek całkiem udany,choć czulismy pewien niedosyt z powodu kwiatów w poczatkowej fazie kwitnienia...
dnia nastepnego,dostalismy "pogodowego bonusa". Było znacznie cieplej i słoneczniej. Postanowilismy "odpocząć od lasu" i wybrać sie nad jezioro Poulaphouca Reservoir w pobliżu miasteczka Blessington...
Nie nastawialiśmy się "na kocykowanie". Ot, spacerek wzdłuż brzegu jeziora...
znalazł sie i czas na przetestowanie "lataka" ; )
generalnie,dzień nie był nudny a pogoda zadowalajaca ; )
ostatnie wolne chwile z długiego weekendu to ponowna wizyta w lesie. Tym razem wybraliśmy się do Garrychinh Forest. Lokacja "wykracza" poza Co.kildare ale,postanowiliśmy zaryzykować ; )
Tym razem nie tylko "Bluebell,sy" ukwieciły las.Intensywny zapach daje znać o obecności "niedzwiedziego czosnku"...
łazimy po "pachnącym dywanie". Często "na paluszkach" aby nie podeptac delikatnych kwiatków...
w pobliżu ruin starego tartaku,zawsze pstrykamy kilka fotek ; )
maszerując dalej napotykamy pierwsze "Bluebell,sy". Na razie ,w małych kępkach...
ale im dalej,tym uroczych kwiatków coraz więcej !!!
co ciekawe,te "w tym lesie" zdają się być bardziej rozwinięte i intensywniejsze w kolorze !!!
fantastycznie wygladaja te miejsca gdzie oba gatunki "przepychaja się" !!!
"Niebieskie Dzwoneczki" stwarzaja wrażenie "niebieskiej mgiełki" nad poszyciem lasu...
zataczamy spore koło lesnym duktem. Napatrzylismy sie i nawąchalismy "na maxa". Co ważne,i tym razem udało sie nie zmoknąć ; ))
Tak zakończyła się naszategoroczna majówka. Szkoda trochę że leśne kwiaty nie są..."całoroczne" ; )
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
...witam,pierwszą dekadę maja (br.) zamknęliśmy "jednoniówką" w trakcie której zobaczyliśmy trzy zamki. Piszę "zobaczyliśmy" i należy to traktować dosłownie albowiem wszystkie były "pandemicznie zamknięte" : (
Jeden nieplanowany stop przy kwitnacym rzepaku. Poletko robiło wrażenie tak kolorem jak i zapachem ; )
podjeżdzamy w okolicę Zamku Kinnitty...
zostawiamy auto i ruszamy "z buta" aby oglądnąć okolicę. Jak pisałem ,zamek jest zamkniety dla turystów...
mamy do wyboru,"zbierać się" albo pospacerować lesnymi dróżkami. Wybieramy "opcję drugą" ; )
w "parkolaskach" można łazić wyznaczonymi ścieżkami albo,"na sage",przez chaszcze ...
opcja druga wydała sie nam bardziej atrakcyjna
nagrodą był widok zamku od "nietypowej strony"...
oraz spotkanie "z dziczyzną". Zwierzaki były równie zdziwione jak my. A że "łuki i strzelby" zostały w bagażniku,na kolację zjedliśmy..."żywność przetworzoną" ; ))
droge powrotna odbyliśmy wygodną i śmiesznie przyozdabiana dróżką...
"wisienką na torcie" była stara Lipa o imponujących rozmiarach...
jesteśmy z powrotem przy zamku. Bar "w Lochu" tym razem serwuje drobne przekąski "na powietrzu". Takie czasy ; ) Nie wiem dlaczego ani Basia ani ja nie mamy zdjęcia "kawociastka" !??? A było z pewnością !!!
ruszamy do kolejnego zamku. po drodze, "stop przy rzeczce". Zawziąłem sie że znajdę przejście nad brzeg w lesnym gąszczu i...nie znalazłem...
Zamek "No.2" to Leap Castle. Ja byłem w nim kilka lat wstecz ale Basia widziała go po raz pierwszy. Tym bardziej żal ,że nie był udostepniony turystycznie.
tak zamek jak i okolica to jeden wielki horror. Ilość zbrodni związana z tym miejscem jest tak duża że aż trudno uwierzyć. Ponoć ma to związek z czasami gdy Druidzi odprawiali tutaj swe modły na cześc "żywiołaka ziemi" zyjącego pod wzgórzem...
historia dwóch braci którzy skoczyli w przepaść aby wyłonić przywódcę rodu, okrutny klan O,Carrol mordujący w zamku sąsiadów aby władac okolicą, brat zabijający brata (księdza) w zamkowej kaplicy oraz "Czerwona Dama" która więziono i zamordowano w murach zamku to nie wszystkie atrakcje z jakim związana jest historia Leap Castle...
ilość duchów nawiedzajacych zamek jest wprost propocjonalna do popełnionych zbrodni tak więc jest to jeden z najbardziej nawiedzonych zamków Irlandii. Ponoć jest na ósmym miejscu w światowym rankingu "miejsc w których straszy". Z tego powodu dwukrotnie był bohaterem telewizyjnych reportaży...
Na koniec ,dosłownie "rzut okiem" na zamek w Roscrea. Obiekt całkowicie niedostępny w tamtym czasie. Widok od strony ulicy...
to i tyle z wycieczki której motywem przewodnim były trzy zamki na irlandzkim śródziemiu...
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
...ostatnie trzy majowe wycieczki to wizyta "nad solanką"
Pierwsza, to wschodnie wybrzeże a dokładniej okolice miasta Wicklow. Bardziej dokładnie,klify w pobliżu pola golfowego ; )
ścieżka wiedzie po krawedzi klifu,mozna bez przeszkód poogladac okolicę. Oczywiśącie jak w wielu takich i tym podobnych miejscach nie ma barier,murków czy innych ograniczeń.Jedynie tablice z"info" o "zagrożeniu spadkiem" ; )
gdy się nam znudzi łażenie,można w małych zatoczkach popodgladac buszujace foki...
w maju klif zaczyna pokrywać sie drobnymi kwiatami...
gdy znudzą sie nam foki,możemy poprzygladac sie morskim ptakom...
pogoda ,jak to w Irlandii bywa robiła to co potrafi najlepiej...zmieniała się. Raz "15-stopni" a za godzinkę..."20" ; )
małe plaże kuszą swa "intymnością". Należy tylko upewnić się (tablice) czy wejście na nie jest dozwolone. Niektóre są ulubionym miejscem fok i na nie włazić nie wolno !!!
tego dnia doszlismy do cypla z którego widac było latarnie morską. Kusiło nas aby dojśc do "lighthouse" ale...lenistwo wzięło górę ; )
troszkę jeszcze posiedzieliśmy na "trawiastym dywanie" oglądajac okolicę...
i to by było tyle ,w wielkim skrócie", z majowego wypadu na wschodnie wybrzeże. Kolejny wypadzik "skierowany był",na południe ; )
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Podziwiam i zazdroszczę niezliczonych pięknych miejsc. Trochę też pogoda podkreśliła piękne kolory. A co to za piękne, niebieskie kwiatki? - tak u Was cały czas kwietna wiosna!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
...dzis kontunuacja wczsnoletnich wspominek. Pamietajmy że lato ,"na wyspie" ,startuje w Maju !!! ; )
Na długi majowy weekend wybralismy trzy lokacje. Dwie leśne i jedną..."plażową". Nasze zamiary skorygowała pogoda,która robiła to co w Irlandii robi najlepiej...zmieniała się.
Pierwszego dnia wybywamy do lasu Killinthomas Wood. To jakieś dwadzieścia minut jazdy. Dlaczego tam ? Otóż to najbliższe miejsce gdzie na przełomie kwietnia i maja można napotkać kwitnące "Bluebell,sy".
Pamietać należy również że w tym czasie obowiązywał zakaz swobodnego podróżowania po wyspie. Limitem były granice hrabstwa w którym sie zamieszkuje."Przypomniały" nam o tym funkcjonariuszki GARDA,y w trakcie wypadu do St.Mullins. Na szczęście ,obyło się bez mandatu ; )
Tu wtręt,otóz generalnie "irlandzka policja" (GARDA) dośc łagodnie traktuje kierowców. Nawet "ciężkie wykroczenie" może sie zakończyc upomnieniem a nie kara finansową. Jedynie przekroczenie prędkości traktowane jest "surowo". No i należy pamietac że w Irlandii "próba negocjacji" (łapówka) wprawić nas może w bardzo poważne kłopoty...
Dość o "jeździe",ruszamy na leśny spacer...
Tegoroczna wiosna była nadzwyczaj chłodna a co za tym idzie opóźniła kwitnienie wyspiarskich kwiatów.Na szczęście,część "Bluebell,sów" rozpoczęła "malowanie lasu"...
wiadomo,trzeba czasem zatrzymać się,pofocić,pozachwycac "z bliska"...
w Killinthomas Wood byliśmy około godziny,zataczając jedną z wyznaczonych do spaceru pętli. Spacerek całkiem udany,choć czulismy pewien niedosyt z powodu kwiatów w poczatkowej fazie kwitnienia...
dnia nastepnego,dostalismy "pogodowego bonusa". Było znacznie cieplej i słoneczniej. Postanowilismy "odpocząć od lasu" i wybrać sie nad jezioro Poulaphouca Reservoir w pobliżu miasteczka Blessington...
Nie nastawialiśmy się "na kocykowanie". Ot, spacerek wzdłuż brzegu jeziora...
znalazł sie i czas na przetestowanie "lataka" ; )
generalnie,dzień nie był nudny a pogoda zadowalajaca ; )
ostatnie wolne chwile z długiego weekendu to ponowna wizyta w lesie. Tym razem wybraliśmy się do Garrychinh Forest. Lokacja "wykracza" poza Co.kildare ale,postanowiliśmy zaryzykować ; )
Tym razem nie tylko "Bluebell,sy" ukwieciły las.Intensywny zapach daje znać o obecności "niedzwiedziego czosnku"...
łazimy po "pachnącym dywanie". Często "na paluszkach" aby nie podeptac delikatnych kwiatków...
w pobliżu ruin starego tartaku,zawsze pstrykamy kilka fotek ; )
maszerując dalej napotykamy pierwsze "Bluebell,sy". Na razie ,w małych kępkach...
ale im dalej,tym uroczych kwiatków coraz więcej !!!
co ciekawe,te "w tym lesie" zdają się być bardziej rozwinięte i intensywniejsze w kolorze !!!
fantastycznie wygladaja te miejsca gdzie oba gatunki "przepychaja się" !!!
"Niebieskie Dzwoneczki" stwarzaja wrażenie "niebieskiej mgiełki" nad poszyciem lasu...
zataczamy spore koło lesnym duktem. Napatrzylismy sie i nawąchalismy "na maxa". Co ważne,i tym razem udało sie nie zmoknąć ; ))
Tak zakończyła się naszategoroczna majówka. Szkoda trochę że leśne kwiaty nie są..."całoroczne" ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Faktycznie niesamowity efekt kolorystyczny.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Byłoby piękne miejsce na kawociastko
No trip no life
Bardzo lubię Twoje irlandzkie opowieści, to piękny kraj. Chyba czas na odwiedzenie Irlandii
...witam,pierwszą dekadę maja (br.) zamknęliśmy "jednoniówką" w trakcie której zobaczyliśmy trzy zamki. Piszę "zobaczyliśmy" i należy to traktować dosłownie albowiem wszystkie były "pandemicznie zamknięte" : (
Jeden nieplanowany stop przy kwitnacym rzepaku. Poletko robiło wrażenie tak kolorem jak i zapachem ; )
podjeżdzamy w okolicę Zamku Kinnitty...
zostawiamy auto i ruszamy "z buta" aby oglądnąć okolicę. Jak pisałem ,zamek jest zamkniety dla turystów...
mamy do wyboru,"zbierać się" albo pospacerować lesnymi dróżkami. Wybieramy "opcję drugą" ; )
w "parkolaskach" można łazić wyznaczonymi ścieżkami albo,"na sage",przez chaszcze ...
opcja druga wydała sie nam bardziej atrakcyjna
nagrodą był widok zamku od "nietypowej strony"...
oraz spotkanie "z dziczyzną". Zwierzaki były równie zdziwione jak my. A że "łuki i strzelby" zostały w bagażniku,na kolację zjedliśmy..."żywność przetworzoną" ; ))
droge powrotna odbyliśmy wygodną i śmiesznie przyozdabiana dróżką...
"wisienką na torcie" była stara Lipa o imponujących rozmiarach...
jesteśmy z powrotem przy zamku. Bar "w Lochu" tym razem serwuje drobne przekąski "na powietrzu". Takie czasy ; ) Nie wiem dlaczego ani Basia ani ja nie mamy zdjęcia "kawociastka" !??? A było z pewnością !!!
ruszamy do kolejnego zamku. po drodze, "stop przy rzeczce". Zawziąłem sie że znajdę przejście nad brzeg w lesnym gąszczu i...nie znalazłem...
Zamek "No.2" to Leap Castle. Ja byłem w nim kilka lat wstecz ale Basia widziała go po raz pierwszy. Tym bardziej żal ,że nie był udostepniony turystycznie.
tak zamek jak i okolica to jeden wielki horror. Ilość zbrodni związana z tym miejscem jest tak duża że aż trudno uwierzyć. Ponoć ma to związek z czasami gdy Druidzi odprawiali tutaj swe modły na cześc "żywiołaka ziemi" zyjącego pod wzgórzem...
historia dwóch braci którzy skoczyli w przepaść aby wyłonić przywódcę rodu, okrutny klan O,Carrol mordujący w zamku sąsiadów aby władac okolicą, brat zabijający brata (księdza) w zamkowej kaplicy oraz "Czerwona Dama" która więziono i zamordowano w murach zamku to nie wszystkie atrakcje z jakim związana jest historia Leap Castle...
ilość duchów nawiedzajacych zamek jest wprost propocjonalna do popełnionych zbrodni tak więc jest to jeden z najbardziej nawiedzonych zamków Irlandii. Ponoć jest na ósmym miejscu w światowym rankingu "miejsc w których straszy". Z tego powodu dwukrotnie był bohaterem telewizyjnych reportaży...
Na koniec ,dosłownie "rzut okiem" na zamek w Roscrea. Obiekt całkowicie niedostępny w tamtym czasie. Widok od strony ulicy...
to i tyle z wycieczki której motywem przewodnim były trzy zamki na irlandzkim śródziemiu...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Takie drzewo to działa na wyoraźnię !!!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
I ja, im więcej patrzę na Radkowe foty to myślę o powrocie na zieloną wyspę i pojeżdzeniu tu i tam
No trip no life
...dygresja drobna, gdyby ktokolwiek miał "na serio" zamiar odwiedzić "zieloną wyspę" ,obiecuję podsunąć kilka pomysłów co i jak zobaczyć ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
...ostatnie trzy majowe wycieczki to wizyta "nad solanką"
Pierwsza, to wschodnie wybrzeże a dokładniej okolice miasta Wicklow. Bardziej dokładnie,klify w pobliżu pola golfowego ; )
ścieżka wiedzie po krawedzi klifu,mozna bez przeszkód poogladac okolicę. Oczywiśącie jak w wielu takich i tym podobnych miejscach nie ma barier,murków czy innych ograniczeń.Jedynie tablice z"info" o "zagrożeniu spadkiem" ; )
gdy się nam znudzi łażenie,można w małych zatoczkach popodgladac buszujace foki...
w maju klif zaczyna pokrywać sie drobnymi kwiatami...
gdy znudzą sie nam foki,możemy poprzygladac sie morskim ptakom...
pogoda ,jak to w Irlandii bywa robiła to co potrafi najlepiej...zmieniała się. Raz "15-stopni" a za godzinkę..."20" ; )
małe plaże kuszą swa "intymnością". Należy tylko upewnić się (tablice) czy wejście na nie jest dozwolone. Niektóre są ulubionym miejscem fok i na nie włazić nie wolno !!!
tego dnia doszlismy do cypla z którego widac było latarnie morską. Kusiło nas aby dojśc do "lighthouse" ale...lenistwo wzięło górę ; )
troszkę jeszcze posiedzieliśmy na "trawiastym dywanie" oglądajac okolicę...
i to by było tyle ,w wielkim skrócie", z majowego wypadu na wschodnie wybrzeże. Kolejny wypadzik "skierowany był",na południe ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav