Dziś już trzeci i ostatni dzień pobytu w Panamie. Późnym popołudniem lecimy do Kostaryki.
Jesteśmy umówieni z Luciano, że odwiezie nas na lotnisko. Rano ma jakieś sprawy do załatwienia, a my już czujemy się na tyle swobodnie w mieście, że poradzimy sobie sami. Zresztą wszedzie dotąd radzilismy sobie sami bez przewodnika, tylko tym razem mamy takie wygody...
Z przyjemnością poszwęndamy się po miejscach, gdzie obecność Luciano nie jest konieczna, a i na piechotkę też lubimy się przemieszczać!.
Wstajemy wcześnie, bo i tak dłużej spać nie możemy i jak tylko otwierają naszą śniadalnię naprzeciwko jesteśmy pierwszymi wygłodniałymi gośćmi.
Później z mapą w garści wędrujemy ku bulwarowi nadmorskiemu .
Po drodze mijamy bardzo zróżnicowanaq zabudowę. Są nijakie kilkupiętrowe budynki, stare kolonialne wille, nowoczesne wieżowce, zabytkowe kościoły, a co najważniejsze wszystko tonie w zieleni.
Warto podkrescić, że ulice są czyste, choć momentami chodniki zanikają....A głębokie rynsztoki – sprawdzają się w czasie tropikalnych ulew – grożą połamaniem nóżek!
I jeszcze te kłębowiska kabli nad ulicami nie podobają mi się. Ale to nie tylko panamski problem....
Czego tu nie ma???? Jest biżuteria srebrna, bardzo oryginalna, a także z kamieni półszlachetnych typu turkusy, korale, ametysty, są obrazy, tkaniny, gliniane naczynia, wyroby ze skóry. Sa też stare tablice rejestracyjne, o dziwo chętnie kupowane przez turystów????
Hehe Apisku! Kupują! Te tablice , bo to rarytasik dla kolekcjonerów W Panamie prawo zobowiązuje do corocznej wymiany tablic, więc stare można sobie kupić!
Co do Indian Kuna, to faktycznie wyjatkowo ciężko je sfotografować, a nawet jak byłam w ich wiosce na San Blas to i wtedy oczekiwały jakiejś drobnej gratyfikacji. Niestety tak jest w przypadku wszystkich Indian w całej Ameryce Południowej i Srodkowej! Indianie wierzą iż zdjęcia zabieraja im kawałek duszy i nie życzą sobie fotografowania. Naprawdę lepiej z tym uważać, bo bywało iż w kierunku spryciaża co z to z biodra usiłował pstryknąć fotę leciały ziemniaki i zgniłe pomidory. A mają skubane jakiś szósty zmysł i od razu wiedzą do czego zmierzasz
Rekodzieło Kuna maja barwne, ale po obejrzeniu z bliska wydały mi sie koszmarnie złej jakości i mimo iz sobie obiecałam przywieźć taka makatkę, to na miejscu zrezygnowałam z tego pomysłu.
Plumeria, kamieniczki te odnowione są śliczne, niektóre stare z odpadającym tynkiem i obłażącymi z farby ramami drzwi i okien dla mnie też mają wiele uroku.
Najbardziej żal było mi patrzeć na te autentyczne starocie, które coraz bardziej popadają w ruinę....
Indy, właśnie wiem o konieczności corocznej wymiany tablic. Jakiś absurd i muszą za to płacić, to może z tej sprzedaży - rozumiem, że turystom - mają choć jakąś rekompensatę?????
W końcu jak coś u nich kupiłam, to kobitki były łaskawsze...Tak właśnie podejrzewałam, że to związane z jakimiś ich wierzeniami. Ale widać, że za $$$$ to nie grzech się dać sfocić.
Mnie ich jaskrawe wyroby też nie oczarowały, ale coś, co kupiłam bardzo się spodobało obdarowanej osóbce!!!!
Po jakiś 20 minutach dochodzimy do nadmorskiego bulwaru czyli Avenidy Balboa tuż przy luksusowym hotelu Intercontinental Miramar.
Szukamy jakiejś kładki dla pieszych by przejść przez kilkupasmową autostradę, którą pedzą samochody. Kładkę widzimy z daleka, ale jakoś nie widać schodków by się na nią wdrapać.
W końcu je znajdujemy i już jesteśmy na estakadzie....
Żywego ducha w pobliżu nie było, żeby nam zrobił wspólną fotkę, to wklejam oboje na tym wspaniałym tle....
.
Widok z kładki jest piękny: na prawo dłuuuga, szeroka nadmorska promenada wijąca się wśród parków i terenów rekreacyjnych.
(Sorki coś mi siadło na obiektywie i długo siedziało... a ja nigdy nie przecieram)
A na lewo szklano-aluminiowa tafla drapaczy chmur nowoczesnej dzielnicy Paitilla.
Owszem, bardzo ładnie to z daleka wygląda, ale jakoś nas nie ciągnie w tamtym kierunku. Już sobie wyobrażam, że gdyby się weszło między te kilkudziesięciopiętrowe wieżowce to by było widać tylko skrawek nieba. Jakoś mi się to z Nowym Jorkiem kojarzy, a wybitnie nie lubię tego miasta....właśnie z powodu tych głębokich ulico-tuneli, do których nigdy nie dochodzi światło słoneczne. W takich miejscach czuję się jak w klatce...
To zdecydowanie nie nasza bajka!!!!
Ale muszę przyznać, że widoki robią wrażenie. Miejscowi nazywają to miejsce "kokaina towers", że niby większość tych wspaniałych budowli to pralnia brudnych pieniędzy głównie kolumbijskich bossów narkotycznych.
Prawdą jest, że Panama jest rajem podatkowym. Otwierają tu swoje firmy różni pseudo biznesmeni, którzy chcą uniknąć wysokich podatków w swoich krajach. Każdy może tu założyć anonimowo konto w banku, a bank za żadne skarby nie ujawni kto i jaką kwotę ma na kontach, gdyż grozi za to kara więzienia.
Oczywiście wykorzystują te przepisy kombinatorzy z całego świata lokując tu swoje często nielegalnie zdobyte pieniądze. Wiadomo jednak, że to złota żyła dla banków możliwość obracania potężnymi funduszami karteli narkotykowych z Kolumbii, czy terrorystów z Bliskiego Wschodu.
I dlatego Panama jest obecnie jednym z największych centrów finansowych świata. Ma tu siedzibę 130 banków z 35 krajów. Ponadto w tych pięknych nowoczesnych budynkach gdzie na tarasach ostatnich pięter są ogrody z basenami, mają swoje siedziby największe światowe koncerny i korporacje.
Bo tu po prostu trzeba być, jak się robi biznesy....
Mało jest takich wariatów, co w upale i pełnym słońcu wędruje tyle kilometrów.
A przecież można było wsiąść do klimatyzowanej taxi....
Apisku uwielbiam takich wariatów a ich relacje jeszcze bardziej .
Przyznam, że stara część Panamy mnie trochę zaskoczyła. Do tej pory kierunkiem nie byłam zainteresowana więc nie miałam pojęcia, że to tak wygląda. Mam nadzieję, że remonty idą szybko
Dziś już trzeci i ostatni dzień pobytu w Panamie. Późnym popołudniem lecimy do Kostaryki.
Jesteśmy umówieni z Luciano, że odwiezie nas na lotnisko. Rano ma jakieś sprawy do załatwienia, a my już czujemy się na tyle swobodnie w mieście, że poradzimy sobie sami. Zresztą wszedzie dotąd radzilismy sobie sami bez przewodnika, tylko tym razem mamy takie wygody...
Z przyjemnością poszwęndamy się po miejscach, gdzie obecność Luciano nie jest konieczna, a i na piechotkę też lubimy się przemieszczać!.
Wstajemy wcześnie, bo i tak dłużej spać nie możemy i jak tylko otwierają naszą śniadalnię naprzeciwko jesteśmy pierwszymi wygłodniałymi gośćmi.
Później z mapą w garści wędrujemy ku bulwarowi nadmorskiemu .
Po drodze mijamy bardzo zróżnicowanaq zabudowę. Są nijakie kilkupiętrowe budynki, stare kolonialne wille, nowoczesne wieżowce, zabytkowe kościoły, a co najważniejsze wszystko tonie w zieleni.
Warto podkrescić, że ulice są czyste, choć momentami chodniki zanikają....A głębokie rynsztoki – sprawdzają się w czasie tropikalnych ulew – grożą połamaniem nóżek!
I jeszcze te kłębowiska kabli nad ulicami nie podobają mi się. Ale to nie tylko panamski problem....
Mariola
Cudne te odrestaurowane stare kamieniczki !
O kapeluszach panamskich oglądałam kiedyś film, ponoć są super jakości, tak jak to opisałas Apisku.
Hehe Apisku! Kupują! Te tablice , bo to rarytasik dla kolekcjonerów W Panamie prawo zobowiązuje do corocznej wymiany tablic, więc stare można sobie kupić!
Co do Indian Kuna, to faktycznie wyjatkowo ciężko je sfotografować, a nawet jak byłam w ich wiosce na San Blas to i wtedy oczekiwały jakiejś drobnej gratyfikacji. Niestety tak jest w przypadku wszystkich Indian w całej Ameryce Południowej i Srodkowej! Indianie wierzą iż zdjęcia zabieraja im kawałek duszy i nie życzą sobie fotografowania. Naprawdę lepiej z tym uważać, bo bywało iż w kierunku spryciaża co z to z biodra usiłował pstryknąć fotę leciały ziemniaki i zgniłe pomidory. A mają skubane jakiś szósty zmysł i od razu wiedzą do czego zmierzasz
Rekodzieło Kuna maja barwne, ale po obejrzeniu z bliska wydały mi sie koszmarnie złej jakości i mimo iz sobie obiecałam przywieźć taka makatkę, to na miejscu zrezygnowałam z tego pomysłu.
/potem zdjęcie usunę/
Plumeria, kamieniczki te odnowione są śliczne, niektóre stare z odpadającym tynkiem i obłażącymi z farby ramami drzwi i okien dla mnie też mają wiele uroku.
Najbardziej żal było mi patrzeć na te autentyczne starocie, które coraz bardziej popadają w ruinę....
Indy, właśnie wiem o konieczności corocznej wymiany tablic. Jakiś absurd i muszą za to płacić, to może z tej sprzedaży - rozumiem, że turystom - mają choć jakąś rekompensatę?????
W końcu jak coś u nich kupiłam, to kobitki były łaskawsze...Tak właśnie podejrzewałam, że to związane z jakimiś ich wierzeniami. Ale widać, że za $$$$ to nie grzech się dać sfocić.
Mnie ich jaskrawe wyroby też nie oczarowały, ale coś, co kupiłam bardzo się spodobało obdarowanej osóbce!!!!
Zaraz o tym napiszę....
Żadnej foty nie usuwaj, fajna.
Więc ty też kupiłaś?
Mariola
Po jakiś 20 minutach dochodzimy do nadmorskiego bulwaru czyli Avenidy Balboa tuż przy luksusowym hotelu Intercontinental Miramar.
Szukamy jakiejś kładki dla pieszych by przejść przez kilkupasmową autostradę, którą pedzą samochody. Kładkę widzimy z daleka, ale jakoś nie widać schodków by się na nią wdrapać.
W końcu je znajdujemy i już jesteśmy na estakadzie....
Żywego ducha w pobliżu nie było, żeby nam zrobił wspólną fotkę, to wklejam oboje na tym wspaniałym tle....
.
Widok z kładki jest piękny: na prawo dłuuuga, szeroka nadmorska promenada wijąca się wśród parków i terenów rekreacyjnych.
(Sorki coś mi siadło na obiektywie i długo siedziało... a ja nigdy nie przecieram)
A na lewo szklano-aluminiowa tafla drapaczy chmur nowoczesnej dzielnicy Paitilla.
Owszem, bardzo ładnie to z daleka wygląda, ale jakoś nas nie ciągnie w tamtym kierunku. Już sobie wyobrażam, że gdyby się weszło między te kilkudziesięciopiętrowe wieżowce to by było widać tylko skrawek nieba. Jakoś mi się to z Nowym Jorkiem kojarzy, a wybitnie nie lubię tego miasta....właśnie z powodu tych głębokich ulico-tuneli, do których nigdy nie dochodzi światło słoneczne. W takich miejscach czuję się jak w klatce...
To zdecydowanie nie nasza bajka!!!!
Ale muszę przyznać, że widoki robią wrażenie. Miejscowi nazywają to miejsce "kokaina towers", że niby większość tych wspaniałych budowli to pralnia brudnych pieniędzy głównie kolumbijskich bossów narkotycznych.
Prawdą jest, że Panama jest rajem podatkowym. Otwierają tu swoje firmy różni pseudo biznesmeni, którzy chcą uniknąć wysokich podatków w swoich krajach. Każdy może tu założyć anonimowo konto w banku, a bank za żadne skarby nie ujawni kto i jaką kwotę ma na kontach, gdyż grozi za to kara więzienia.
Oczywiście wykorzystują te przepisy kombinatorzy z całego świata lokując tu swoje często nielegalnie zdobyte pieniądze. Wiadomo jednak, że to złota żyła dla banków możliwość obracania potężnymi funduszami karteli narkotykowych z Kolumbii, czy terrorystów z Bliskiego Wschodu.
I dlatego Panama jest obecnie jednym z największych centrów finansowych świata. Ma tu siedzibę 130 banków z 35 krajów. Ponadto w tych pięknych nowoczesnych budynkach gdzie na tarasach ostatnich pięter są ogrody z basenami, mają swoje siedziby największe światowe koncerny i korporacje.
Bo tu po prostu trzeba być, jak się robi biznesy....
Mariola
>>>
Fakt, lotnisko w Panamie bardzo fajne, w Mexico City nie znam, tylko w Cancun. Ale stamtąd mam niemiłe wspomnienia, strasznie długo trwała odprawa.
A twój to był wyjazd uropowy czy służbowy???
Jak wakacyjny, to napisz coś!!!!! Chociaż jaka trasa...
Mariola
No, dobra, popatrzyliśmy, popodziwialiśmy te nowoczesna konstrukcje, odwracamy się na pięcie i idziemy w odwrotną stronę.
Czyli oczywiście do Casco Viejo!!!!
To nic, że mamy do przejścia przeszło 7 kilometrów, skoro idzie się bulwarem nad samą zatoką, a wokół taka cudowna roślinność i wiaterek zawiewa.
Po drodze mijamy marinę, ale wstęp tylko dla klubowiczów, a nie takiej z zewnątrz hołoty, jak my.
Co chwilę wjeżdżają eleganckie limuzyny z przyciemnionymi szybami.
To chyba ci z wielozerowymi kontami w okolicznych bankach wpadli się zrelaksować!
Mariola
W spacerowej części bulwaru – pustki. Z rzadka zdarza się jakich biegacz, ktoś przejedzie na rolkach czy na rowerze.
Mało jest takich wariatów, co w upale i pełnym słońcu wędruje tyle kilometrów.
A przecież można było wsiąść do klimatyzowanej taxi....
Mąż drałuje przodem, a ja ledwo za nim nadążam.
Czasem sobie przysiądę i oglądam widoczki.
Po drodze robimy sobie krótkie przystanki na pifffko- na ogół Balboa, choć raz próbuję Panama Light, ale to jednak nie toooo.
Mariola
Apisku uwielbiam takich wariatów a ich relacje jeszcze bardziej .
Przyznam, że stara część Panamy mnie trochę zaskoczyła. Do tej pory kierunkiem nie byłam zainteresowana więc nie miałam pojęcia, że to tak wygląda. Mam nadzieję, że remonty idą szybko
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/