Dojeżdżamy do Muzeum Lodowców i jestem zdumiony, myslałem że to gdzieś przy lodowcach, miały być rzeźby z lodu a tutaj normalny budynek, wejście bilety i sale ze zdjęciami i filmami o lodowcach. Na końcu zjeście do lodowego baru. Przebieramy się w specjalne stroje. Wizyta w barze 25 minut i zamawianie drinków na wyścigi - ile zdążysz wypić tyle twojego- zwłaszcza że bardzo zimne i w lodowych szklankach.
Na koniec, powiem tak szkoda kasy i tyle.
Mamy jeszcze przejażdżkę konną, w ramach zaległości u gauchos - ale to bez komentarza.
Wracam do hotelu, wychodzimy na trochę do miasta, jutro ranny wyjazd , przekraczamy ponownie granicę Chile. Jedziemy do Parku Narodowego Torres del Paine.
Indy, faktycznie odgłos spadającego lodu do wody zwrócił naszą uwagę . Byliśmy z 200 metrów od lodowca.
P.S Jeszcze prośba, wiem że nie powinienem na tym wątku, ale gdybyś mogła zwrócić uwagę na rodzaj bagażu ( walizki czy miękkie torby) jaki obowiązuje na tripie do Gwinei i czy warto zabrać ze sobą jakieś ciszki dla dzieci, bo moja żona już zaczyna zbierać.
Pozdrawiam i życzę pięknych wakacji
Sigmo, ja wzięłam niedużą walizkę. Mam nadzieję, że się sprawdzi. Powiem po powrocie. I podręczne plecaczki.
Co do zakupów dla dzieci. Z tego co czytałam - ubranka dla dzieci jak najbardziej. Ja wiozę przybory szkolne, plus jakieś drobiazgi typu baloniki, spinki dla dziewczynek itd. Kupiłam jeszcze ... rajstopy w duzych rozmiarach, bo ponoc są baaardzo pożądane przez tamtejsze kobiety. Zwłaszcza ich zimą czyli teraz. Mam nadzieję, że mi się jakieś miłe znajomości trafią i z przyjemnością porozdaję.
Dziękuję dziewczyny, polecam Patagonię i Ziemię Ognistą.
Następnego dnia jedziemy ku granicy z Chile. Po 1.5 godziny dojeżdżamy na miejsce.
Na granicy spędzamy 2 godziny. Wyszło w końcu że miejscowe biuro, nie ma zgody na przewóz osób na terenie Chile. Za pierwszym razem się udało. Bez komentarza.
Po lunchu idziemy na mały 2 godzinny trekking po parku. Widoki piękne i nie wymagają jakiegokolwiek komentarza.
Równie słynne wieże Torres del Paine.
Zdjęć są dwie setki ale te chyba wystarczą. Park Torres del Paine to jedno z najpiekniejszych miejsc jakie widzielismy.
Wracamy na miejsce przy granicy, gdzie pilotka zostawiła swój samochód i jedziemy na nocleg do Peurto Natales.
Nasz hostel Isla Moreno. Na miejscu problemy nie ma miejsc noclegowych dla wszystkich. My mający wykupioną dwójkę spimy w pokoju 3 osobowym ze znajomym mającym wykupioną jedynkę. Po prostu jaja na boczu. Przytrafiło się to też innym. Znajomi spali w budyynku po drugiej stronie ulicy.
Kolor tych gór lodowych do tej pory mnie zachwyca.
Jezioro, szczyty górskie lodowce - czego więcej w Patagonii potrzeba.
Dopływamy do przystani, przed nami jeszcze wizyta w muzeum lodowców i lodowym barze.
Dojeżdżamy do Muzeum Lodowców i jestem zdumiony, myslałem że to gdzieś przy lodowcach, miały być rzeźby z lodu a tutaj normalny budynek, wejście bilety i sale ze zdjęciami i filmami o lodowcach. Na końcu zjeście do lodowego baru. Przebieramy się w specjalne stroje. Wizyta w barze 25 minut i zamawianie drinków na wyścigi - ile zdążysz wypić tyle twojego- zwłaszcza że bardzo zimne i w lodowych szklankach.
Na koniec, powiem tak szkoda kasy i tyle.
Mamy jeszcze przejażdżkę konną, w ramach zaległości u gauchos - ale to bez komentarza.
Wracam do hotelu, wychodzimy na trochę do miasta, jutro ranny wyjazd , przekraczamy ponownie granicę Chile. Jedziemy do Parku Narodowego Torres del Paine.
Sigmo, ja wzięłam niedużą walizkę. Mam nadzieję, że się sprawdzi. Powiem po powrocie. I podręczne plecaczki.
Co do zakupów dla dzieci. Z tego co czytałam - ubranka dla dzieci jak najbardziej. Ja wiozę przybory szkolne, plus jakieś drobiazgi typu baloniki, spinki dla dziewczynek itd. Kupiłam jeszcze ... rajstopy w duzych rozmiarach, bo ponoc są baaardzo pożądane przez tamtejsze kobiety. Zwłaszcza ich zimą czyli teraz. Mam nadzieję, że mi się jakieś miłe znajomości trafią i z przyjemnością porozdaję.
Na razie tyle.
Pozdrawaim i radosnych Świąt życzę!
Niewiarygodny ten las lodowcowy, lub łąka lodowcowa- tak mi się jakoś kojarzy. Niebieski lód, a na jego tle drzewa i kwitnące krzewy- bajka.
niesamowite widoki !!! jestem pod OGROMNYM wrażeniem !!!
Dziękuję dziewczyny, polecam Patagonię i Ziemię Ognistą.
Następnego dnia jedziemy ku granicy z Chile. Po 1.5 godziny dojeżdżamy na miejsce.
Na granicy spędzamy 2 godziny. Wyszło w końcu że miejscowe biuro, nie ma zgody na przewóz osób na terenie Chile. Za pierwszym razem się udało. Bez komentarza.
Nasze 2 busy.
Czekamy kolejną godzinę na miejscową pilotkę do Parku Torres del Paine.
W końcu ruszamy w drogę.
Dojeżdżamy do pierszego punktu widokowego.
Synne rogi Los Cournos
Biegające obok busa guanako
Wjeżdżamy do samego Parku
c.d
Piękne góry i przelatujący młody kondor
Jesteśmy w pięknym punkcie widokowym, na dole hotel z restauracją, w której jemy lunch wymuszony na pilocie i przewodnikach.
c.d
Po lunchu idziemy na mały 2 godzinny trekking po parku. Widoki piękne i nie wymagają jakiegokolwiek komentarza.
Równie słynne wieże Torres del Paine.
Zdjęć są dwie setki ale te chyba wystarczą. Park Torres del Paine to jedno z najpiekniejszych miejsc jakie widzielismy.
Wracamy na miejsce przy granicy, gdzie pilotka zostawiła swój samochód i jedziemy na nocleg do Peurto Natales.
Nasz hostel Isla Moreno. Na miejscu problemy nie ma miejsc noclegowych dla wszystkich. My mający wykupioną dwójkę spimy w pokoju 3 osobowym ze znajomym mającym wykupioną jedynkę. Po prostu jaja na boczu. Przytrafiło się to też innym. Znajomi spali w budyynku po drugiej stronie ulicy.