no, murale w pałacu prezydenckim to must see posterunków wojskowych raczej nie fotografuję (chyba, że z ukrycia), ale tutaj po stolicy tyle tego jeździło, że było bezproblemowo i bardzo łatwo - na pierwszym foto jak widać cała kolumna, a zrobiłem więcej foto Po wyjściu od Prezydenta idziemy zwiedzać katedrę; zachwyt budzi rzeźbiona w kamieniu fasada dobudowanej w latach 1749 - 68 do katedry kaplicy Najświętszego Sakramentu. Przy katedrze stanowiska szamanów odczyniających złe uroki ... i nie bardzo wiem czy przed wejściem do "miejsca świętego" koniecznie trza się oczyścić "od złego"?? Zapewne sporo w tym komerchy, ale widać, że niektórzy się dają okadzać. Po zobaczeniu wnętrza katedry chwilkę czekamy na podjazd autokaru i jedziemy do Muzeum Antropologicznego; też must see w stolicy. Acha, na pierwszym foto resztki azteckiej "Temple Mayor", na miejscu której stoi pałac prezydencki.
Wychodzimy z katedry i chwilkę czekamy na autokar focąć okolicę i pojazdy - czasem możesz się poczuć jak w NY. Na pierwszych foto kśc Filipe Nieri, który mijaliśmy idąc na Plac Konstytucji, a potem pojazdy i nowoczesny Meksyk przez szybę autokaru. Po drodze do muzeum mijamy nowoczesną rzeźbę złotego "konika", która pełni również rolę wywietrznika tego co pod powierzchnią ziemi.
Jesteśmy w Muzeum Antropologicznym, gdzie prezentowane są dzieła wielu ludów zamieszkujących Amerykę przed jej odkryciem. Wiem, nie każdy lubi odwiedzać muzea i wcale nie musi. Dla mnie bardzo ciekawe i ogromne, więc nie sposób obejrzeć je w całości i zaglądamy jedynie do wybranych sal. Jest ceramika z różnych okresów, rzeźby, zdjęte tynki z kolorowymi obrazami, posągi wojowników z Tuli, olmeckie głowy, anterfakty z gobowca Pakala i oczywiście największy i najcięższy kalendarz ścienny czy też kamień słoneczny. Na zewnątrz jakieś rekonstrukcje świątyń. Na początku jeszcze przed oglądaniem eksponatów wita nas charakterystyczna fontanna, która nie tryska, a spada.
Po wyjściu z muzeum pokaz ludzi-ptaków. Rytuał voladores jest pełnym symboli obrzędem religijnym wywodzącym się z prekolumbijskiej Ameryki. Rodzaj tańca-modlitwy do bogów o deszcz i urodzaje. Myślę, że wiecie o co chodzi, ale krótko opiszę. Pięciu mężczyzn w charakterystycznych strojach wchodzi na wysoki słup ok. 20-30m, mistrz ceremoni siada lub nawet czasem staje na czubku grając na bębenku i fleciku. Pozostałych czterech przywiązuje się końcami lin nawiniętych na kołowrocie i na znak prowadzącego rzuca do tyłu głowami w dół powodując odkręcanie kołowrotu. Wiszą tak, a może raczej fruwają przez 13 pełnych obrotów i trochę to trwa; gdy są już tuż nad ziemią zmieniają pozycję i stają na nogach.
I już na ziemi. Idziemy do autokaru i są i inne bardziej komercyjne tańce - atrakcje; ale najbardziej zaskakuje mnie pomnik. Widok wieżowców za pomnikiem podobnych do katowickich kukurydzy to pikuś, ale pomnik Gandhiego??? Meksyk i ... Gandhi??
Mordeczki fajne, ceramika też by mnie zainteresowała. Ale ci "latający" ludzie - dość niespotykane. Pokazują to specjalnie dla danej wycieczki, czy są określone godziny obrzędów?
Tak, muzeum antropologiczne wspaniałe; myślę, że również rodzaj eksponatów ma wpływ na ocenę - bo tak jak w europejskich muzeach można obejrzeć eksponaty związane z kulturą starożytnego Egiptu, Asyrii czy Babilonii, tak nie spotkałem (chyba) eksponatów związanych z kulturą prekolumbijskiej Ameryki. Fakt - nie odwiedziłem wielu muzeów hiszpańskich.
Asia, pytanie właściwie jest zadane do pilota wycieczki - skąd wiedział o pokazie? Ze swej strony mogę jedynie zapewnić, że nie był to pokaz komercyjny dla danej wycieczki, bo nawet puszki na datki chyba nie było. Nawiasem jeszcze i później byliśmy świadkami kolejnego pokazu, chociaż może mniej obfoconego. Następnie jedziemy do historycznej dzielnicy Coyoacan z pałacem Cortesa i domem (dziś muzeum) Fridy Kahlo. Zabudowa dzielnicy niewysoka, dużo zieleni, więc od zawsze swoje domy mieli tu bogatsi. Muralista Diego Rivera, prywatnie dwukrotny mąż Fridy Kahlo przyjął u siebie Lwa Trockiego po jego wyjeździe z Kraju Rad. I tu na Coyoacan został Trocki zamordowany. My idziemy nie do muzeum Fridy, ale do Mercado na przekąskę. Przed Mercado przy krawężniku miejsca do parkowania są rezerwowane przez myjących samochody. Zaparkujesz, a po wyjściu z zakupów odjedziesz błyszczącym samochodem. Część Mercado to jeden wielki bar, gdzie dość ciasno przy blatach-ladach siadają klienci. Jeśli siadłeś przy barze wydający zrealizuje zamówienie, jeśli obok obsłuży cię donosiciel. Cena dań przeciętnie od 25 do 40 peso. Procedura jest prosta - donosiciel da karteczkę z nazwami przekąsek, a ty wpisujesz w odpowiedniej rubryce zamawianą ilość. Ściany są obwieszone zdjęciami przekąsek z nazwą i ceną, więc no problem. Myślę, że dla bezpieczeństwa warto uiścić zapłatę (wraz z napiwkiem) odliczonymi peso, bo w tym "młynie" jaki tu panuje powierzanie grubszej gotówki wiąże się wg. mnie jednak z ryzykiem. Zamawiamy kurczaka w czekoladzie i coś tam jeszcze żeby więcej popróbować miejscowych specjałów. Wszystko świeże i smaczne, a że mniej elegancko, no problem, travelmaniakom na exlusiv nie zależy. Ten kurczak w sosie czekoladowym rzeczywiście oryginalny i smaczny - żona przywiozła z Meksyku gotowy sos aby i rodzina spróbowała. Przywieziony zestalony sos to gorzka czekolada z przyprawami - głównie chili. Przed wejściem do Mercado zaglądamy do kościoła św Jana i dziedzinie pałacu Cortesa, a na skwerku przed kościołem się dzieje - jest kataryniarz, jakiś człowiek wyplata pasikoniki ... popatrzcie sami.
I doszliśmy pod malowany na żółto dawny pałac Cortesa, w którym obecnie muzeum.
Opis był, to tylko foto z wnętrza hali, gdzie kupisz wszystko, a nawet zjesz i się napijesz.
Przed Mercado czekają wymyte samochody; inne obyczaje - nie płacisz za parking, a za umycie samochodu; miejsca parkingowe zajmują myjący i chcesz parkować przed halą targową płacisz za mycie.
no, murale w pałacu prezydenckim to must see posterunków wojskowych raczej nie fotografuję (chyba, że z ukrycia), ale tutaj po stolicy tyle tego jeździło, że było bezproblemowo i bardzo łatwo - na pierwszym foto jak widać cała kolumna, a zrobiłem więcej foto Po wyjściu od Prezydenta idziemy zwiedzać katedrę; zachwyt budzi rzeźbiona w kamieniu fasada dobudowanej w latach 1749 - 68 do katedry kaplicy Najświętszego Sakramentu. Przy katedrze stanowiska szamanów odczyniających złe uroki ... i nie bardzo wiem czy przed wejściem do "miejsca świętego" koniecznie trza się oczyścić "od złego"?? Zapewne sporo w tym komerchy, ale widać, że niektórzy się dają okadzać. Po zobaczeniu wnętrza katedry chwilkę czekamy na podjazd autokaru i jedziemy do Muzeum Antropologicznego; też must see w stolicy. Acha, na pierwszym foto resztki azteckiej "Temple Mayor", na miejscu której stoi pałac prezydencki.
papuas
no to już katedra i jej wnętrza
papuas
Wychodzimy z katedry i chwilkę czekamy na autokar focąć okolicę i pojazdy - czasem możesz się poczuć jak w NY. Na pierwszych foto kśc Filipe Nieri, który mijaliśmy idąc na Plac Konstytucji, a potem pojazdy i nowoczesny Meksyk przez szybę autokaru. Po drodze do muzeum mijamy nowoczesną rzeźbę złotego "konika", która pełni również rolę wywietrznika tego co pod powierzchnią ziemi.
papuas
Jesteśmy w Muzeum Antropologicznym, gdzie prezentowane są dzieła wielu ludów zamieszkujących Amerykę przed jej odkryciem. Wiem, nie każdy lubi odwiedzać muzea i wcale nie musi. Dla mnie bardzo ciekawe i ogromne, więc nie sposób obejrzeć je w całości i zaglądamy jedynie do wybranych sal. Jest ceramika z różnych okresów, rzeźby, zdjęte tynki z kolorowymi obrazami, posągi wojowników z Tuli, olmeckie głowy, anterfakty z gobowca Pakala i oczywiście największy i najcięższy kalendarz ścienny czy też kamień słoneczny. Na zewnątrz jakieś rekonstrukcje świątyń. Na początku jeszcze przed oglądaniem eksponatów wita nas charakterystyczna fontanna, która nie tryska, a spada.
papuas
Teraz posągi wojowników z Tuli, które były filarami wspierającymi dach świątyni i dalej wg. spisu.
Olmecka głowa i dalej jakieś użytkowe stemple. I sam Pakal Wielki.
papuas
Po wyjściu z muzeum pokaz ludzi-ptaków. Rytuał voladores jest pełnym symboli obrzędem religijnym wywodzącym się z prekolumbijskiej Ameryki. Rodzaj tańca-modlitwy do bogów o deszcz i urodzaje. Myślę, że wiecie o co chodzi, ale krótko opiszę. Pięciu mężczyzn w charakterystycznych strojach wchodzi na wysoki słup ok. 20-30m, mistrz ceremoni siada lub nawet czasem staje na czubku grając na bębenku i fleciku. Pozostałych czterech przywiązuje się końcami lin nawiniętych na kołowrocie i na znak prowadzącego rzuca do tyłu głowami w dół powodując odkręcanie kołowrotu. Wiszą tak, a może raczej fruwają przez 13 pełnych obrotów i trochę to trwa; gdy są już tuż nad ziemią zmieniają pozycję i stają na nogach.
I już na ziemi. Idziemy do autokaru i są i inne bardziej komercyjne tańce - atrakcje; ale najbardziej zaskakuje mnie pomnik. Widok wieżowców za pomnikiem podobnych do katowickich kukurydzy to pikuś, ale pomnik Gandhiego??? Meksyk i ... Gandhi??
papuas
Mordeczki fajne, ceramika też by mnie zainteresowała. Ale ci "latający" ludzie - dość niespotykane. Pokazują to specjalnie dla danej wycieczki, czy są określone godziny obrzędów?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
to muzeum rozmachem tego co można tam zaobaczyć "wgniata w fotel"; bardzo mi się podobało! ; chyba jedno z najlepszych wymienianych w świecie!
Piea
Tak, muzeum antropologiczne wspaniałe; myślę, że również rodzaj eksponatów ma wpływ na ocenę - bo tak jak w europejskich muzeach można obejrzeć eksponaty związane z kulturą starożytnego Egiptu, Asyrii czy Babilonii, tak nie spotkałem (chyba) eksponatów związanych z kulturą prekolumbijskiej Ameryki. Fakt - nie odwiedziłem wielu muzeów hiszpańskich.
Asia, pytanie właściwie jest zadane do pilota wycieczki - skąd wiedział o pokazie? Ze swej strony mogę jedynie zapewnić, że nie był to pokaz komercyjny dla danej wycieczki, bo nawet puszki na datki chyba nie było. Nawiasem jeszcze i później byliśmy świadkami kolejnego pokazu, chociaż może mniej obfoconego. Następnie jedziemy do historycznej dzielnicy Coyoacan z pałacem Cortesa i domem (dziś muzeum) Fridy Kahlo. Zabudowa dzielnicy niewysoka, dużo zieleni, więc od zawsze swoje domy mieli tu bogatsi. Muralista Diego Rivera, prywatnie dwukrotny mąż Fridy Kahlo przyjął u siebie Lwa Trockiego po jego wyjeździe z Kraju Rad. I tu na Coyoacan został Trocki zamordowany. My idziemy nie do muzeum Fridy, ale do Mercado na przekąskę. Przed Mercado przy krawężniku miejsca do parkowania są rezerwowane przez myjących samochody. Zaparkujesz, a po wyjściu z zakupów odjedziesz błyszczącym samochodem. Część Mercado to jeden wielki bar, gdzie dość ciasno przy blatach-ladach siadają klienci. Jeśli siadłeś przy barze wydający zrealizuje zamówienie, jeśli obok obsłuży cię donosiciel. Cena dań przeciętnie od 25 do 40 peso. Procedura jest prosta - donosiciel da karteczkę z nazwami przekąsek, a ty wpisujesz w odpowiedniej rubryce zamawianą ilość. Ściany są obwieszone zdjęciami przekąsek z nazwą i ceną, więc no problem. Myślę, że dla bezpieczeństwa warto uiścić zapłatę (wraz z napiwkiem) odliczonymi peso, bo w tym "młynie" jaki tu panuje powierzanie grubszej gotówki wiąże się wg. mnie jednak z ryzykiem. Zamawiamy kurczaka w czekoladzie i coś tam jeszcze żeby więcej popróbować miejscowych specjałów. Wszystko świeże i smaczne, a że mniej elegancko, no problem, travelmaniakom na exlusiv nie zależy. Ten kurczak w sosie czekoladowym rzeczywiście oryginalny i smaczny - żona przywiozła z Meksyku gotowy sos aby i rodzina spróbowała. Przywieziony zestalony sos to gorzka czekolada z przyprawami - głównie chili. Przed wejściem do Mercado zaglądamy do kościoła św Jana i dziedzinie pałacu Cortesa, a na skwerku przed kościołem się dzieje - jest kataryniarz, jakiś człowiek wyplata pasikoniki ... popatrzcie sami.
I doszliśmy pod malowany na żółto dawny pałac Cortesa, w którym obecnie muzeum.
To wchodzimy do Mercado.
papuas
Opis był, to tylko foto z wnętrza hali, gdzie kupisz wszystko, a nawet zjesz i się napijesz.
Przed Mercado czekają wymyte samochody; inne obyczaje - nie płacisz za parking, a za umycie samochodu; miejsca parkingowe zajmują myjący i chcesz parkować przed halą targową płacisz za mycie.
papuas