Przechadzając się dalej zagladamy, a to do sklepu, a to do apteki, a to do przedszkola. Jakoś te wnętrza bardziej widoczne niż w poprzednich miejscach. Bardziej otwarte. Nie trzeba nawet wchodzić do środka, wszystko niemal na zewnątrz. No i tutaj widać dokładnie jak tutaj ciężko z niektórymi, albo w zasadzie z większością produktów. W sklepach puste pólki, gdzie niegdzie coś porozkładane, tak jak u nas w czasach komuny. W aptekach brakuje podstawowych leków. W przedszkolach przyborów i zabawek. W ogóle, to nie wiem czy wspominałam, ale na Kubie zarówno opieka zdrowotna jak i szkolnictwo są państwowe a zarazem bezpłatne. Niestety do lekarza bez łapówki ponoć nie ma sensu się wybierać, bo niczego się nie załatwi. Studia, też są bezpłatne, tyle, że potem trzeba je jakby odpracować. Jak już się je skończy to przez pierwsze kilka lat otrzymuje się bardzo niską pensję.
Docieramy do wieży z której po wyjściu na górę rozpościera się całkiem przyjemny widok na cały Trinidad. Trafiliśmy jednak na jakaś przerwę i musieliśmy chwilkę poczekać zanim będzie mozna wejść na górę. Siadamy zatem na murku i w towarzystwie przyjemnej muzyczki delektujemy się widokami. Podchodzi do nas sympatyczny kowboj, który namawia nas na wycieczkę do doliny cukrowej. Akurat taki mieliśmy plan na dzień następny, tylko, że właściciel casy zaproponował, że może nam polecić swojego zaprzyjaźnionego kowboja. Tylko, różnica w cenie była dość spora, bo ten z casy kosztował 25CUC od os, przy naszej 4 grupce, a ten pan oferował nam za 8CUC od os w takim samym składzie. Dokładnie się upewniliśmy czy to na pewno to samo miejsce i czy oby na pewno się nie okaże, że jutro pojedziemy z jeszcze 20 innymi turystami . Bez większego namysłu zarezerwowaliśmy zatem Camillo, bo tak miał on na imię. A różnica w cenie jak się później dowiedzieliśmy wynikała z tego, że właściciel casy dostaje od kowboja prowizję. No to mamy na jutro załatwioną wycieczkę i to za jaką cenę! Mam tylko nadzieję, że konie nie będą wybrakowane Wieża ponownie otwarta więc wskakujemy na górę. Byliśmy już późno, kiedy słonko coraz niżej było, ale i tak było uroczo.
No to co na mohito? Oczywiście, wszyscy zgodni Tym razem chyba każdy zamówił jakiś inny napitek. Zresztą ja sukcesywnie próbowałam wszelkich nowości. Tym razem padło na Ciamciaramcia czy jakoś tak (podawane w glinianych kubeczkach), nawet czytając pani z karty nie umiałam tego poprawnie wymówić. Ale chyba mohito mimo wszystko lepsze Wracając do casy jeszcze robimy sesję zdjęciową przy zachodzącym słońcu i lecimy na kolację, bo nasza właścicielka prosiła, żebyśmy byli punktualnie. Jedzonko było pyszne, tylko dużo za dużo! Najpierw ogromna zupa fasolowa…mniam…mniam…a potem mega wielki talerz owoców morza…a potem jeszcze deser…normalnie pękaliśmy.
Informacje praktyczne:
Namiary na case: Pablo Pichs, Frank Pais no 618, 62600 Trinidad
Ale, ale! Dziewczyny zauważcie, że to nie tylko "zakręcone włosy" są. Widzicie te kolorowe wsuwki dookoła? Ten grzebień z "wałków" al'a smok na szczycie głowy to tez nie przypadek! To jest Kochane moje bardzo przemyślana stylóweczka!
Brawo dla tej pani! Brawo za pomysłowość i kreatywność!
Swoją drogą ciągle potwierdza się powiedzenie, że potrzeba matką wynalazków jest...
Marylko, znów świetne ujęcia. Masz oko do tych niby zwykłych, codziennych obrazów, a jednak tak magicznych i... tak zabawnych!
Przechadzając się dalej zagladamy, a to do sklepu, a to do apteki, a to do przedszkola. Jakoś te wnętrza bardziej widoczne niż w poprzednich miejscach. Bardziej otwarte. Nie trzeba nawet wchodzić do środka, wszystko niemal na zewnątrz. No i tutaj widać dokładnie jak tutaj ciężko z niektórymi, albo w zasadzie z większością produktów. W sklepach puste pólki, gdzie niegdzie coś porozkładane, tak jak u nas w czasach komuny. W aptekach brakuje podstawowych leków. W przedszkolach przyborów i zabawek. W ogóle, to nie wiem czy wspominałam, ale na Kubie zarówno opieka zdrowotna jak i szkolnictwo są państwowe a zarazem bezpłatne. Niestety do lekarza bez łapówki ponoć nie ma sensu się wybierać, bo niczego się nie załatwi. Studia, też są bezpłatne, tyle, że potem trzeba je jakby odpracować. Jak już się je skończy to przez pierwsze kilka lat otrzymuje się bardzo niską pensję.
http://www.addicted-to-passion.com
Docieramy do wieży z której po wyjściu na górę rozpościera się całkiem przyjemny widok na cały Trinidad. Trafiliśmy jednak na jakaś przerwę i musieliśmy chwilkę poczekać zanim będzie mozna wejść na górę. Siadamy zatem na murku i w towarzystwie przyjemnej muzyczki delektujemy się widokami. Podchodzi do nas sympatyczny kowboj, który namawia nas na wycieczkę do doliny cukrowej. Akurat taki mieliśmy plan na dzień następny, tylko, że właściciel casy zaproponował, że może nam polecić swojego zaprzyjaźnionego kowboja. Tylko, różnica w cenie była dość spora, bo ten z casy kosztował 25CUC od os, przy naszej 4 grupce, a ten pan oferował nam za 8CUC od os w takim samym składzie. Dokładnie się upewniliśmy czy to na pewno to samo miejsce i czy oby na pewno się nie okaże, że jutro pojedziemy z jeszcze 20 innymi turystami . Bez większego namysłu zarezerwowaliśmy zatem Camillo, bo tak miał on na imię. A różnica w cenie jak się później dowiedzieliśmy wynikała z tego, że właściciel casy dostaje od kowboja prowizję. No to mamy na jutro załatwioną wycieczkę i to za jaką cenę! Mam tylko nadzieję, że konie nie będą wybrakowane Wieża ponownie otwarta więc wskakujemy na górę. Byliśmy już późno, kiedy słonko coraz niżej było, ale i tak było uroczo.
http://www.addicted-to-passion.com
No to co na mohito? Oczywiście, wszyscy zgodni Tym razem chyba każdy zamówił jakiś inny napitek. Zresztą ja sukcesywnie próbowałam wszelkich nowości. Tym razem padło na Ciamciaramcia czy jakoś tak (podawane w glinianych kubeczkach), nawet czytając pani z karty nie umiałam tego poprawnie wymówić. Ale chyba mohito mimo wszystko lepsze Wracając do casy jeszcze robimy sesję zdjęciową przy zachodzącym słońcu i lecimy na kolację, bo nasza właścicielka prosiła, żebyśmy byli punktualnie. Jedzonko było pyszne, tylko dużo za dużo! Najpierw ogromna zupa fasolowa…mniam…mniam…a potem mega wielki talerz owoców morza…a potem jeszcze deser…normalnie pękaliśmy.
Informacje praktyczne:
Namiary na case: Pablo Pichs, Frank Pais no 618, 62600 Trinidad
Nocleg w casie - 25CUC
Sniadanie w Casie - 5CUC
Taksówka do Playa Boca - 6CUC
Obiad w casie - 13CUC od os
http://www.addicted-to-passion.com
Ale fajne macie zdjęcia - urocze, roześmiane i naturalne
no nieee trzymajcie mnie - CZY TA PANI MA WŁOSY ZAKRĘCONE NA ROLKI PO PAPIERZE TPALETOWYM??
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Tak A ty nie robilas tak nigdy momi? No przyznaj sie , nawet ani razu? Ja raz krecilam tak grzywkę hihi
http://www.addicted-to-passion.com
Ale, ale! Dziewczyny zauważcie, że to nie tylko "zakręcone włosy" są. Widzicie te kolorowe wsuwki dookoła? Ten grzebień z "wałków" al'a smok na szczycie głowy to tez nie przypadek! To jest Kochane moje bardzo przemyślana stylóweczka!
Brawo dla tej pani! Brawo za pomysłowość i kreatywność!
Swoją drogą ciągle potwierdza się powiedzenie, że potrzeba matką wynalazków jest...
Marylko, znów świetne ujęcia. Masz oko do tych niby zwykłych, codziennych obrazów, a jednak tak magicznych i... tak zabawnych!
Tak, tak, ja też mysle, że to jest ostatni krzyk mody
A wiecie jaka plyta/piosenkarta jest teraz hitem na Kubie? Celine Dion
http://www.addicted-to-passion.com
INDY Ty masz rację!! I do tego te spineczki w kolorze tęczy!!!! Jest styl, ale jest i przekaz....PRZEMYŚLANA STYLIZACJA NA TOPIE
MARYLKA jak cycki kocham! nigdy nie kręciłam na rolki....hahahahaha....nawet grzywki..:)
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
No dobra, skoro sie na cycki powolujesz, to nie mam innego wyjscia musze ci uwierzyc na slowo
http://www.addicted-to-passion.com