Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Wyjazd, z którego relację rozpoczynam był naszym pierwszym tak dalekim. Był też pierwszym samodzielnym. Dotychczas podróżowaliśmy wyłącznie z biurami podróży mieliśmy więc wszystko podane pod sam nos. Tym razem organizacja całej wyprawy spoczęła na moich barkach. Na szczęście trafiłem na forum Trip4Cheap dzięki czemu wszystko stało się dziecinnie proste W tym momencie chciałbym ponownie podziękować wszystkim za udzielone rady, które wydatnie pomogły mi przebrnąć przez proces organizacyjny. Ogromną pomocą były dla mnie także relacje z Waszych wypraw.
Myśli o podróży do Azji południowo-wschodniej świtały mi w głowie od dwóch-trzech lat. Ale wyprawa w te rejony była dla mnie tak samo realna jak podróż na Księżyc Dopiero na przełomie 2013/2014 stała się bardziej prawdopodobna i w okolicach lutego tego roku zacząłem coraz poważniej interesować się tematem.
Początkowo planowaliśmy wybrać się do Tajlandii w czasie ferii zimowych 2015. Jednak z różnych względów postanowiliśmy przyspieszyć podróż. W grę niestety wchodził wyłącznie okres wakacji, które jak wiadomo pokrywają się w Tajlandii z porą deszczową. Ale mimo to postanowiliśmy zaryzykować.
Na początek wziąłem się za polowanie na bilety. W połowie kwietnia linie Emirates wprowadziły kilkudniową promocję. Za 1944 od osoby kupiliśmy bilety powrotne na trasie Warszawa - Bangkok z przesiadką w Dubaju. Następnie zabrałem się za wybór i rezerwację hoteli w Bangkoku i na Koh Tao. Jako miejsce byczenia się wybraliśmy właśnie Koh Tao. Po pierwsze dlatego, że rejon Koh Samui oferuje podobno najlepszą pogodę w okresie wakacyjnym. A po drugie dlatego, że na Koh Tao można liczyć na najciekawsze wrażenia pod wodą. No i wreszcie po trzecie dlatego, że jest ona najbardziej kameralną z trzech sąsiadujących ze sobą wysp.
Program naszej wyprawy wyglądał mniej więcej tak:
No to zaczynamy relację
o jak fajnie !!! Swieża relacja z Taj I jeszcze do tego rozpoczeta Changiem
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Jeszcze nigdy nie trafiłem na sam początek relacji
Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień wyjazdu. Walizki spakowane więc rozpoczynamy podróż
Dzień przed wyjazdem do Warszawy odprawiłem się na stronie Emirates. Było to bardzo rozsądne posunięcie ponieważ na lotnisku okazało się, że kolejka do zwykłej odprawy była przeraźliwie długa Natomiast ta dla odprawionych on-line całkiem przyjemna - dosłownie kilka osób.
Do Dubaju lecieliśmy Boeingiem 777-200. Oto nasza maszyna.
Dotychczas latałem wyłącznie mniejszymi maszynami typu Boeing 737-800 czy Airbus A-320. Boeing 777-200 to zupełnie inna klasa. Co prawda maszyna nie była pierwszej młodości ale ilość miejsca w środku robiła wrażenie.
Na początek obsługa zaproponowała coś do picia.
Zbliżamy się do Turcji.
Widoczek z okna.
Czas na coś na ząb. Na zdjęciu tego nie widać ale posiłek był bardzo smaczny (oczywiście jak na gotowca).
Po obiadku były jeszcze kolejne drineczki i czas jakoś zleciał. Pod koniec lotu żona odjechała.
hahaha....widze nowa walizke i kafle takie jakie mam na przedpokoju
Niezły numer z tymi kaflami
Po mniej więcej sześciu godzinach lotu lądujemy w Dubaju. Przed terminalem obsługa rozdziela pasażerów na tych, którzy lecą dalej i tych, którzy zamierzają opuścić terminal. Dołączamy do tej drugiej grupy ponieważ mamy zamiar wyskoczyć na chwilę na miasto, żeby na własne oczy zobaczyć architektoniczne cuda Dubaju. Przed terminalem stoi kolejka taksówek i kilka limuzyn. Miałem zamiar wziąć taxi ale jakoś dałem się namówić na limuzynę. Dogadałem się z kierowcą, że kurs do Burj Khalifa, następnie do Burj al Arab i powrót na terminal nie przekroczy 50 $. I w ten oto sposób pierwszy raz w życiu jechałem Lexusem (do tego prowadzonym przez kierowcę ubranego w garnitur). Plan był taki, że przy każdym z budynków zrobimy sobie sesję zdjęciową. Niestety plan nie wypalił. Na zewnątrz było tak przeraźliwie gorąco i wilgotno, że mniej więcej pięć do dziesięciu sekund po wyjściu z samochodu byliśmy cali mokrzy. Ale to jeszcze byśmy znieśli. Gorsze było to, że soczewka obiektywu w aparacie momentalnie zachodziła rosą. Myślałem, że szlag mnie jasny trafi. Na szczęście dało radę coś tam pstryknąć komórką.
Fajnie sie zaczyna
Emirates to moj ulubiony przewoznik
Ladne wnetrze