Cześć Wiktor, fajnie że dołączyłeś do grona takich zarażonych; to bardzo przyjemna choroba zakaźna
Kuba bez rumu to oczywiście nie Kuba , więc przynajmniej jedną wytwórnię tegoż trunku w tym kraju obowiązkowo odwiedzić trzeba ; my lądujemy w Bocoy !
przy wejściu wita nas Jezioro Łabędzie
najpierw małe Muzeum prezentuje dawne, rumowe czasy - jak to się kiedyś robiło napitek z trzciny cukrowej
a potem już przeszlismy do konkretów
na Kubie króluje Havana Club, to rum dostępny w różnych wersjach rocznikowych, ale mimo, ze na Kubie jest sporo tańszy niż w Europie, to mozna go dostac w Polsce, natomiaast Legendario w Polsce nie kupicie, więc ja postawiłam na produkt, którego w Ojczyźnie mojej nie kupię i przywiozłam Legendario ( a Havany Club opiłam się na miejscu )
no zara zara... jak Kuba - to i cygara!
te o pięknej nazwie... wiecie skąd się wzięła ta nazwa?
kocia stołówka (koty w tym mieście dokarmiane są tak samo jak te pieski, z tym że koty chodzą bez identyfikatorów ; no bo widział kto kota z tabliczką? - kot by się uśmiał!
No ten to się rumu opił!
gdzieś na Paseo del Prado...
no dobra... może starczy już tej Hawany; w końcu Kuba to nie tylko stolica!
jedziemy więc dalej... ale wcale nie za daleko, bo raptem ze 20 km za Hawanę
Teraz zapraszam Was na przechadzkę: Śladami Hemingwaya
Cojimar - mała wioska rybacka, gdzie Papcio Hemingway lubił się wyprawić na Zatokę Meksykańską i złowić jakiegoś merlina
Cojimar to taka mała prowincjonalna i dość zaniedbana dziurka, jak to na Kubie....
Ernest Hemingway związany jest z Kubą dość silnie i wie o tym każdy, kto nawet nie odwiedził Kuby ale na pewno zetknął się z jego twórczością, a zakładam, że innych przypadków nie ma , no bo któż o nim nie słyszał …? ( ja się zaczytywałam jego twórczością w zamierzchłych czasach, czyli w liceum i potem na studiach); a Hemingway spędził właśnie na Kubie ponad 20 najbardziej twórczych lat swojego życia; a oni mu takie coś postawili w obdrapanej altance w stylu greckim - jakby ktoś nie dojrzał to tam w środku stoi jego popiersie ( a to się wysilili !, a teraz tyle kasy ciągną z Hemingwaya z miejsc jego pamięci....; i nie ważne że są to głównie bary)
Wioseczka Cojimar jest również związana z wieloletnim, wiernym przyjacielem Ernesta, i jednocześnie z jego ulubionym kapitanem – Gregorio Fuentesem- przybyszem z kanaryjskiej Lanzarote, który stał się pierwowzorem postaci rybaka Santiago w opowiadaniu "Stary człowiek i morze" ; małą ale niezwykle ciekawą wystawę starych fotografii zdjęć Hemingwaya i Kapitana Gregoriosa można podziwiać w niewielkiej, bardzo klimatycznej knajpce „La Terraza de Cojimar”, która nie jest tak rozsławiona i zatłoczona jak hawańskie Floridita czy Bodegita, ale Ernest równie często w niej przebywał, jadał i pijał tam oraz spędzał długie godziny na ulubionym zajęciu Kubańczyków- na pogawędkach
i Ernest pod tym samym szyldem
La Terazza to dość klimatyczne miejsce...
pamiątki po pisarzu w knajpce
przyjaciel Ernesta - Kapitan Gregorio Fuentes
w La Terazza piliśmy drinki o nazwie "Papa Doble" - były to bardzo doble Papa Doble ; tylko zastanawiałam się czy nie dolali tam "Ludwika" ?
no to jeszcze jeden...
widok z okna knajpy całkiem fajny; ale zastanawiałam się tylko czy po tym papa doble wszyscy widzą te pelikany?
jak widzicie mieliśmy okazję skosztować tam naprawdę wyśmienitego ”Papa-Doble” (drink na bazie oczywiście białego rumu, z dużą ilością soku z limonki i grapefruita i z dodatkiem likieru maraschino z maleńkiej odmiany wisienki);
( No Kochani, po tej kubańskiej wycieczce to normalnie mogłabym się teraz zatrudnić gdzieś jako barmanka, albo jeszcze lepiej: degustatorka !!! i myślę nawet że mogłabym osiągnąć w tej dziedzinie pewny sukces – w życiu łącznie na moich wszystkich wycieczkach razem wziętych przez lata - nie wypiłam tylu drinków co na tej Kubie ; za to teraz od powrotu pijam tylko wodę i herbatki w tym ostropest plamisty! ; trzeba jakoś odciążyć biedną wątrobę...
a Ci tylko leją ten rum i leją... no jak żyć?
kończymy wizytę (barową) w Cojimar i lecimy dalej....
Niedaleko Hawany jest piękna posiadłość zatopiona w bujnym ogrodzie „Finca Vigia”- prywatny azyl Hemingwaya, gdzie powstała większość jego dzieł; Dom jest wspaniale ulokowany w zacisznym miejscu idealnym do twórczej pracy, ale nie można go zwiedzać w typowy sposób, bo zagląda się tu tylko przez pootwierane okna i o ile nie trafi się tu na tłumy zwiedzających, to na spokojnie można sobie wszystko dokładnie i wygodnie pooglądać; dla mnie to fajna formuła, nie przeszkadzał mi taki sposób zupełnie; i przynajmniej spokojnie mozna było porobic fotki bez mistruniów drugiego planu ; a jest tu całe mnóstwo ciekawostek i pamiątek po pisarzu, oryginalnych mebli, bogaty księgozbiór i całkiem pokaźna kolekcja wypchanych zwierząt - jako swoiste pamiątki po safari, bo Hemingway był zapalonym myśliwym.
Przedostatnim punktem na hemingweyowskim szlaku był hotel Ambos Mundos w Hawanie, gdzie pisarz pomieszkiwał całkiem długo w pokoju nr 511 (który ponoć dziś wygląda dokładnie tak samo, jak Ernest go zostawił w 1935 roku) , zanim zakupił Fincę Vigię; niestety hotel oglądaliśmy tylko z zewnątrz, a szkoda wielka bo na dachu tego hotelu mieści się wspaniały taras widokowy utrzymany w klimacie z tamtej epoki.
No ja myślę, że po tych wszystkich rumowych napitkach wychylonych na Kubie Ernest z powodzeniem mógłby dostać drugiego Nobla, gdyby napisał kolejną opowieść : ”Stary Człowiek i morze...rumu” !
wieża w której Ernest przesiadywał na najwyższej kondygnacji i obserwował gwiazy przez lunetę
uśmiechnięta pani Strażniczka pilnuje chyba tej lunety
niestety Hemingway z czasem zdziwaczał i wieżę oddał do zamieszkania swoim kotom! a miał ich ponoć jedenaście! (phi, a ja mam ich raptem dwa i dotąd uważałam się za kociarę)
w ogrodzie znajdziemy kocie mogiły jego pupilów
widoczek z Wieży na okolicę niczego sobie...
każdy ma jakieś klamoty czy inne pierdulanse, które trzyma w łazience: ja na przykład zwożę od lat rózne muszle, kamienie, szyszki, i rózne takie....i odstawiłam tym całe półki wokół narożnej wanny; mąż sie złości, że tam nie ma juz miejsca na szampon! , ale Ernest miał większego chyzia: trzymał w łazience płody jakichś zwierząt- w słoikach - w formalinie
Uff... i to jest już chyba wszystko co chciałam i mogłam Wam przekazać odnośnie Hawany i pierwszych wrażeń na Kubie; oczywiście zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę to tylko ledwo co liznęłam tę Hawanę, bo miejsc wartych zobaczenia jest tam jeszcze że ho ho...; i nie wiem czy jeszcze kiedyś będę miała w życiu okazję ponownie odwiedzić to miasto, pewnie nie..., ale za Hawaną mocno będę tesknić , bo wiem, że kolejny kawalątek mojego serca został w tym mieście na zawsze... .
No i w końcu i niestety wyjechaliśmy z Hawany...
zmieniamy zupełnie klimaty i udajemy się w interior kraju, czyli zdecydowanie w bardziej sielskie klimaty; bo wieś, prowincja i małe miasteczka pokażą nam zdecydowanie „prawdziwszą Kubę”, a na pewno tą biedniejszą…, - przepiękną, kolorową, bogatą w bujną przyrodę, ale jednocześnie trochę i przerażającą, przede wszystkim biedną, zacofaną, nękaną przez dziesiątki lat socjalizmem made in Castro z całymi tymi „smaczkami” komuny … bo na Kubie mimo oczywistych zmian, mimo lekkiego „popuszczenia pasa” – wciąż jeszcze reżim trzyma się całkiem mocno….… Es Cuba! (to jest Kuba) - jak mawiają sami Kubańczycy.
Nie byłam na Kubie, ale wydaje mi się, że zobaczyliście całkiem sporo. Kuba jest na liście moich marzeń wycieczkowych więc cały czas towarzyszę Waszej wycieczce. Zakupiłaś jakąś „pamiątkę” z Hawany oprócz rumu?
Asia-A, to narazie tylko Hawana..... cała reszta "się dopiero pisze" ; i mimo, że czuję niedosyt kilku miejsc, to z ręką na sercu muszę przyznać, że jak na tygodniową wycieczkę- to program zwiedzania był faktycznie bardzo bogaty! spora w tym zasługa pilotki, która bardzo sprawnie panowała nad programem włączając w to "niespodzianki"; Oczywiście jakbym pojechała na Kubę indywidualnie to zobaczyłabym zapewne znacznie więcej - a przede wszystkim byłabym tam drugie tyle dłużej - co najmniej opcja 2-tygodniowa, ale z drugiej strony.... Ci co byli tam 2 tygodnie (moje grono znajomych) - wcale nie zobaczyli o 100% więcej, mimo że byli dłużej właśnie o te 100% ; no takie życie....
Jadąc samemu trzeba sie lepiej przygotować, żeby wiedzieć co i gdzie zobaczyć.
zgadza się, tylko że ja miałam całe 4 dni na te "przygotowania" - tak jak pisałam na początku - to był super-last kupiony bez zastanowienia na wariata!
a Muzykanty grają..... i cygara jarają......
Piea
Melduję,że ja również buszuję z wami po Hawanie i bardzo mi się podoba
Piea przeczytałem wszystko od poczatku jednym tchem i czuję się normalnie zarażony
Cześć Wiktor, fajnie że dołączyłeś do grona takich zarażonych; to bardzo przyjemna choroba zakaźna
Kuba bez rumu to oczywiście nie Kuba , więc przynajmniej jedną wytwórnię tegoż trunku w tym kraju obowiązkowo odwiedzić trzeba ; my lądujemy w Bocoy !
przy wejściu wita nas Jezioro Łabędzie
najpierw małe Muzeum prezentuje dawne, rumowe czasy - jak to się kiedyś robiło napitek z trzciny cukrowej
a potem już przeszlismy do konkretów
na Kubie króluje Havana Club, to rum dostępny w różnych wersjach rocznikowych, ale mimo, ze na Kubie jest sporo tańszy niż w Europie, to mozna go dostac w Polsce, natomiaast Legendario w Polsce nie kupicie, więc ja postawiłam na produkt, którego w Ojczyźnie mojej nie kupię i przywiozłam Legendario ( a Havany Club opiłam się na miejscu )
no zara zara... jak Kuba - to i cygara!
te o pięknej nazwie... wiecie skąd się wzięła ta nazwa?
Piea
po degustacjach i zakupach w Bocoy w końcu stamtąd wychoooooozzziiiimy i błąkamy sie o Hawanie w tzw czasie wolnym
a gdzie nie spojrzę - to widzę tylko Havana Club!
Piea
Świetnie się Ciebie czyta.
Ja widzisz na Kubie nie byłam, więc dla mnie Twoja relacja jest natchnieniem, na nowy kierunek.
Piekne zdjęcia
megi zakopane
kocia stołówka (koty w tym mieście dokarmiane są tak samo jak te pieski, z tym że koty chodzą bez identyfikatorów ; no bo widział kto kota z tabliczką? - kot by się uśmiał!
No ten to się rumu opił!
gdzieś na Paseo del Prado...
no dobra... może starczy już tej Hawany; w końcu Kuba to nie tylko stolica!
jedziemy więc dalej... ale wcale nie za daleko, bo raptem ze 20 km za Hawanę
Teraz zapraszam Was na przechadzkę: Śladami Hemingwaya
Cojimar - mała wioska rybacka, gdzie Papcio Hemingway lubił się wyprawić na Zatokę Meksykańską i złowić jakiegoś merlina
Cojimar to taka mała prowincjonalna i dość zaniedbana dziurka, jak to na Kubie....
Ernest Hemingway związany jest z Kubą dość silnie i wie o tym każdy, kto nawet nie odwiedził Kuby ale na pewno zetknął się z jego twórczością, a zakładam, że innych przypadków nie ma , no bo któż o nim nie słyszał …? ( ja się zaczytywałam jego twórczością w zamierzchłych czasach, czyli w liceum i potem na studiach); a Hemingway spędził właśnie na Kubie ponad 20 najbardziej twórczych lat swojego życia; a oni mu takie coś postawili w obdrapanej altance w stylu greckim - jakby ktoś nie dojrzał to tam w środku stoi jego popiersie ( a to się wysilili !, a teraz tyle kasy ciągną z Hemingwaya z miejsc jego pamięci....; i nie ważne że są to głównie bary)
Wioseczka Cojimar jest również związana z wieloletnim, wiernym przyjacielem Ernesta, i jednocześnie z jego ulubionym kapitanem – Gregorio Fuentesem- przybyszem z kanaryjskiej Lanzarote, który stał się pierwowzorem postaci rybaka Santiago w opowiadaniu "Stary człowiek i morze" ; małą ale niezwykle ciekawą wystawę starych fotografii zdjęć Hemingwaya i Kapitana Gregoriosa można podziwiać w niewielkiej, bardzo klimatycznej knajpce „La Terraza de Cojimar”, która nie jest tak rozsławiona i zatłoczona jak hawańskie Floridita czy Bodegita, ale Ernest równie często w niej przebywał, jadał i pijał tam oraz spędzał długie godziny na ulubionym zajęciu Kubańczyków- na pogawędkach
i Ernest pod tym samym szyldem
La Terazza to dość klimatyczne miejsce...
pamiątki po pisarzu w knajpce
przyjaciel Ernesta - Kapitan Gregorio Fuentes
w La Terazza piliśmy drinki o nazwie "Papa Doble" - były to bardzo doble Papa Doble ; tylko zastanawiałam się czy nie dolali tam "Ludwika" ?
no to jeszcze jeden...
widok z okna knajpy całkiem fajny; ale zastanawiałam się tylko czy po tym papa doble wszyscy widzą te pelikany?
jak widzicie mieliśmy okazję skosztować tam naprawdę wyśmienitego ”Papa-Doble” (drink na bazie oczywiście białego rumu, z dużą ilością soku z limonki i grapefruita i z dodatkiem likieru maraschino z maleńkiej odmiany wisienki);
( No Kochani, po tej kubańskiej wycieczce to normalnie mogłabym się teraz zatrudnić gdzieś jako barmanka, albo jeszcze lepiej: degustatorka !!! i myślę nawet że mogłabym osiągnąć w tej dziedzinie pewny sukces – w życiu łącznie na moich wszystkich wycieczkach razem wziętych przez lata - nie wypiłam tylu drinków co na tej Kubie ; za to teraz od powrotu pijam tylko wodę i herbatki w tym ostropest plamisty! ; trzeba jakoś odciążyć biedną wątrobę...
a Ci tylko leją ten rum i leją... no jak żyć?
kończymy wizytę (barową) w Cojimar i lecimy dalej....
Niedaleko Hawany jest piękna posiadłość zatopiona w bujnym ogrodzie „Finca Vigia”- prywatny azyl Hemingwaya, gdzie powstała większość jego dzieł; Dom jest wspaniale ulokowany w zacisznym miejscu idealnym do twórczej pracy, ale nie można go zwiedzać w typowy sposób, bo zagląda się tu tylko przez pootwierane okna i o ile nie trafi się tu na tłumy zwiedzających, to na spokojnie można sobie wszystko dokładnie i wygodnie pooglądać; dla mnie to fajna formuła, nie przeszkadzał mi taki sposób zupełnie; i przynajmniej spokojnie mozna było porobic fotki bez mistruniów drugiego planu ; a jest tu całe mnóstwo ciekawostek i pamiątek po pisarzu, oryginalnych mebli, bogaty księgozbiór i całkiem pokaźna kolekcja wypchanych zwierząt - jako swoiste pamiątki po safari, bo Hemingway był zapalonym myśliwym.
Przedostatnim punktem na hemingweyowskim szlaku był hotel Ambos Mundos w Hawanie, gdzie pisarz pomieszkiwał całkiem długo w pokoju nr 511 (który ponoć dziś wygląda dokładnie tak samo, jak Ernest go zostawił w 1935 roku) , zanim zakupił Fincę Vigię; niestety hotel oglądaliśmy tylko z zewnątrz, a szkoda wielka bo na dachu tego hotelu mieści się wspaniały taras widokowy utrzymany w klimacie z tamtej epoki.
No ja myślę, że po tych wszystkich rumowych napitkach wychylonych na Kubie Ernest z powodzeniem mógłby dostać drugiego Nobla, gdyby napisał kolejną opowieść : ”Stary Człowiek i morze...rumu” !
wieża w której Ernest przesiadywał na najwyższej kondygnacji i obserwował gwiazy przez lunetę
uśmiechnięta pani Strażniczka pilnuje chyba tej lunety
niestety Hemingway z czasem zdziwaczał i wieżę oddał do zamieszkania swoim kotom! a miał ich ponoć jedenaście! (phi, a ja mam ich raptem dwa i dotąd uważałam się za kociarę)
w ogrodzie znajdziemy kocie mogiły jego pupilów
widoczek z Wieży na okolicę niczego sobie...
każdy ma jakieś klamoty czy inne pierdulanse, które trzyma w łazience: ja na przykład zwożę od lat rózne muszle, kamienie, szyszki, i rózne takie....i odstawiłam tym całe półki wokół narożnej wanny; mąż sie złości, że tam nie ma juz miejsca na szampon! , ale Ernest miał większego chyzia: trzymał w łazience płody jakichś zwierząt- w słoikach - w formalinie
Uff... i to jest już chyba wszystko co chciałam i mogłam Wam przekazać odnośnie Hawany i pierwszych wrażeń na Kubie; oczywiście zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę to tylko ledwo co liznęłam tę Hawanę, bo miejsc wartych zobaczenia jest tam jeszcze że ho ho...; i nie wiem czy jeszcze kiedyś będę miała w życiu okazję ponownie odwiedzić to miasto, pewnie nie..., ale za Hawaną mocno będę tesknić , bo wiem, że kolejny kawalątek mojego serca został w tym mieście na zawsze... .
No i w końcu i niestety wyjechaliśmy z Hawany...
zmieniamy zupełnie klimaty i udajemy się w interior kraju, czyli zdecydowanie w bardziej sielskie klimaty; bo wieś, prowincja i małe miasteczka pokażą nam zdecydowanie „prawdziwszą Kubę”, a na pewno tą biedniejszą…, - przepiękną, kolorową, bogatą w bujną przyrodę, ale jednocześnie trochę i przerażającą, przede wszystkim biedną, zacofaną, nękaną przez dziesiątki lat socjalizmem made in Castro z całymi tymi „smaczkami” komuny … bo na Kubie mimo oczywistych zmian, mimo lekkiego „popuszczenia pasa” – wciąż jeszcze reżim trzyma się całkiem mocno….… Es Cuba! (to jest Kuba) - jak mawiają sami Kubańczycy.
Kolejny odcinek jutro
Piea
Nie byłam na Kubie, ale wydaje mi się, że zobaczyliście całkiem sporo. Kuba jest na liście moich marzeń wycieczkowych więc cały czas towarzyszę Waszej wycieczce. Zakupiłaś jakąś „pamiątkę” z Hawany oprócz rumu?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asia-A, to narazie tylko Hawana..... cała reszta "się dopiero pisze" ; i mimo, że czuję niedosyt kilku miejsc, to z ręką na sercu muszę przyznać, że jak na tygodniową wycieczkę- to program zwiedzania był faktycznie bardzo bogaty! spora w tym zasługa pilotki, która bardzo sprawnie panowała nad programem włączając w to "niespodzianki"; Oczywiście jakbym pojechała na Kubę indywidualnie to zobaczyłabym zapewne znacznie więcej - a przede wszystkim byłabym tam drugie tyle dłużej - co najmniej opcja 2-tygodniowa, ale z drugiej strony.... Ci co byli tam 2 tygodnie (moje grono znajomych) - wcale nie zobaczyli o 100% więcej, mimo że byli dłużej właśnie o te 100% ; no takie życie....
Piea
Jadąc samemu trzeba sie lepiej przygotować, żeby wiedzieć co i gdzie zobaczyć.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
zgadza się, tylko że ja miałam całe 4 dni na te "przygotowania" - tak jak pisałam na początku - to był super-last kupiony bez zastanowienia na wariata!
Piea