Ha, co było dalej? Nie myślcie sobie, że odpoczynek, nie nie... W końcu jak extrim to extrim. Idziemy na 4-dniowy treking na Stok Kangri (6153 m. n.p.m.). No dobrze, jeśli o mnie chodzi to extrim był mniejszy - ja zamierzałam dojść tylko do bazy pod Stokiem - na wysokość 5100 m. Zdobywanie szczytów w Himalajach, z uwagi na mój lęk wysokości, niestety nie jest dla mnie. Dojście do bazy głównej zajęło nam 2 dni - najpierw doszliśmy do bazy na 4600 m., tam był nocleg, a następnego dnia podejscie do base campu. I w tym miejscu chciałam napisać o aklimatyzacji. Wiecie już, że niedługo po przylocie spaliśmy na wysokości około 4300 m, potem zjechaliśmy nieco niżej - Leh, stolica regionu, leży na wysokości około 3.500 m. Nasza pierwsza baza podczas trekingu leżała na wysokości 4600 m, druga na wysokości około 5100 m. (tu bywało różnie z wysokością w poszczególnych przewodnikach). Tym samym wysokość zdobywaliśmy w zasadzie stopniowo. I tak należy działać - nie wychodzić od razu na 5000 m., tylko co jakiś czas zwiększać wysokość. Po drugie na takiej wysokości należy robić wszystko bardzo wolno, nie należy się spieszyć, jak wychodzi się w górę, to noga za nogą, człap człap - wówczas minimalizuje się ilość potrzebnego tlenu i zmniejsza zmęczenie organizmu. Po trzecie leki - dla mnie nieodzowna była aspirynka, bo jednak głowa trochę mnie bolała. Ponadto podobno na wysokości aspiryna bardzo dobrze się sprawdza, bo rozrzedza krew. Można również przyjmować lek na chorobę wysokościową (Diuramid - na receptę), ale w moim przypadku nie było to konieczne. Najważniejsza sprawa - choroba wysokościowa jest sprawa indywidualną - nigdy nie wiadomo czy zachorujesz, na jakiej wysokości i jakie będziesz miał objawy, co więcej może to zależeć od dnia - nawet osoby, które dotychczas nie odczuwały objawów, w inny dzień mogą zachorować. Trzeba zatem obserwować swój organizm i bardzo uważać.
Lordziu, wyjazd był zorganizowany przez znajomego, prowadzącego firmę zajmującą się organizacją takich ekstremalnych wypraw. Z tymże w ten rejon to była jego pierwsza wyprawa, także przecieraliśmy szlaki
Jak się cieszę, że nam pokazujesz taką wyprawę Ja w tej grupce jestem, która coś takiego może tylko pooglądać, więc wirtualnie chodzę z Wami i bardzo mi się wszystko podoba. Donoszę,że objawów choroby wysokościowej na chwięlę obecną nie mam więc możemy wędrować dalej
Asiu,
wspaniala wyprawa i przygoda Podziwiam i zazdroszczę
widoczki i twoje zdjecia MEGA !!!!! totalny odlot..
Czekam jutro na CD
No trip no life
Nelciu, ślicznie dziękuję za wszystko
no i co było dalej??????????
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Ha, co było dalej? Nie myślcie sobie, że odpoczynek, nie nie... W końcu jak extrim to extrim. Idziemy na 4-dniowy treking na Stok Kangri (6153 m. n.p.m.). No dobrze, jeśli o mnie chodzi to extrim był mniejszy - ja zamierzałam dojść tylko do bazy pod Stokiem - na wysokość 5100 m. Zdobywanie szczytów w Himalajach, z uwagi na mój lęk wysokości, niestety nie jest dla mnie. Dojście do bazy głównej zajęło nam 2 dni - najpierw doszliśmy do bazy na 4600 m., tam był nocleg, a następnego dnia podejscie do base campu. I w tym miejscu chciałam napisać o aklimatyzacji. Wiecie już, że niedługo po przylocie spaliśmy na wysokości około 4300 m, potem zjechaliśmy nieco niżej - Leh, stolica regionu, leży na wysokości około 3.500 m. Nasza pierwsza baza podczas trekingu leżała na wysokości 4600 m, druga na wysokości około 5100 m. (tu bywało różnie z wysokością w poszczególnych przewodnikach). Tym samym wysokość zdobywaliśmy w zasadzie stopniowo. I tak należy działać - nie wychodzić od razu na 5000 m., tylko co jakiś czas zwiększać wysokość. Po drugie na takiej wysokości należy robić wszystko bardzo wolno, nie należy się spieszyć, jak wychodzi się w górę, to noga za nogą, człap człap - wówczas minimalizuje się ilość potrzebnego tlenu i zmniejsza zmęczenie organizmu. Po trzecie leki - dla mnie nieodzowna była aspirynka, bo jednak głowa trochę mnie bolała. Ponadto podobno na wysokości aspiryna bardzo dobrze się sprawdza, bo rozrzedza krew. Można również przyjmować lek na chorobę wysokościową (Diuramid - na receptę), ale w moim przypadku nie było to konieczne. Najważniejsza sprawa - choroba wysokościowa jest sprawa indywidualną - nigdy nie wiadomo czy zachorujesz, na jakiej wysokości i jakie będziesz miał objawy, co więcej może to zależeć od dnia - nawet osoby, które dotychczas nie odczuwały objawów, w inny dzień mogą zachorować. Trzeba zatem obserwować swój organizm i bardzo uważać.
Poniżej fotki z pierwszego dnia trekingu:
Asiu, szacun "tylko" 5100 !!! chyba nie dalabym rady ,choćbym chciała..
Góry przepiekne, takie.... inne
No trip no life
Bajka.... ja byłem na 4400 i...wymiękałem, ale to było 20 kg temu
Asiu, zadam może tendncyjne pytanie... wyjazd zorganizowany czy na własną rękę ?? chyba, że nie doczytałem, ale ostatnio w mega niedoczasie jestem...
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Nelciu, 6153 brzmiałoby lepiej
Lordziu, wyjazd był zorganizowany przez znajomego, prowadzącego firmę zajmującą się organizacją takich ekstremalnych wypraw. Z tymże w ten rejon to była jego pierwsza wyprawa, także przecieraliśmy szlaki
Asiu, ale z Was twardziele .
Jak się cieszę, że nam pokazujesz taką wyprawę Ja w tej grupce jestem, która coś takiego może tylko pooglądać, więc wirtualnie chodzę z Wami i bardzo mi się wszystko podoba. Donoszę,że objawów choroby wysokościowej na chwięlę obecną nie mam więc możemy wędrować dalej
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Asia ja też daje radę....możemy iść dalej...głowa trochę boli, ale pewnie od tych pięknych widoków. Ależ to inny świat jest.....wow!
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Asia- cudnie Choć ja w górach żle się czuję,a o takich wysokościach to mogę pomarzyć- to na zdjęciach uwielbiam