Zaraz po zjeździe z przełęczy Rohtang zatrzymaliśmy się na lunchu w tej oto miejscowości. W zasadzie, widząc, w jakich warunkach sanitarnych odbywa się tam przygotowanie i wydawanie posiłków, dziwiłam się bardzo, że nic nam nie było. Nasz sanepid miałby tam używanie Np. beczki i miski w lewym dolnym rogu zdjęcia pokazują w jaki sposób były tam zmywane naczynia
Tu mamy sklep z alkoholem:
A tu, uwaga uwaga, sklep mięsny (gdy go dojrzałam, to bardzo się cieszyłam, że jedliśmy danie wegetariańskie )
Apropos tamtejszej kuchni - gdy wyjeżdżaliśmy do Indii, mieliśmy w pamięci zachwyty naszych znajomych nad indyjską kuchnią. Na miejscu popróbowaliśmy potraw, i co - szału nie było. Potem okazało się, że ladakhijska kuchnia różni się od kuchni pozostałej części Indii, niestety na swoją niekorzyść. W tamtejszej kuchni królował tzw. dal (tak to było wymawiane, nie znam pisowni), czyli ryż z soczewicą. Za pierwszym razem mi smakowało, za drugim było znośne, po trzecim już nie mogłam patrzyć na dal, jednak w każdym hotelu niezmiennie był serwowany do kolacji, na szczęście jako jedno z kilku dań. Oczywiście w kuchni Ladakhu nie zabraknie również curry, zwłaszcza z kurczakiem. ono było już znacznie lepsze niż znienawidzony przeze mnie dal. Zdecydowanie najlepsze były pierożki momo w wersji wegetariańskiej lub z kurczakiem. Smaczna była też zupa jarzynowa thukpa. I to by było na tyle. Wiecie jaką radość sprawiła nam bruchetta z pomidorami, gdy znaleźliśmy "włoską" knajpę w Leh
Pojedzeni, jedziemy dalej. Po drodze mijamy takie krajobrazy:
Dojeżdżamy do miejscowosci Keylong. Pierwotnie tu mieliśmy zaplanowany nocleg. Potem plany nam się zmieniły, nie do końca zgodnie z moją wolą. Wolałabym zostać w Keylong, dlatego, że jest pięknie położone, dojechaliśmy do niego jeszcze za dnia oraz zapewnia lepszą aklimatyzację. Leży bowiem na wysokości około 3000 m. n.p.m., a nasz nocleg po zmianie zakwaterowania - Sarchu, nie dosć, że jest oddalony o jeszcze kilka ładnych godzin jazdy, to jeszcze leży na wysokości prawie 4300 m. Gdybym ja planowała wyjazd - drogę z Manali do Leh podzieliłabym na 3 odcinki: Manali-Keylong, Keylong-Sarchu, Sarchu-Leh.
Widoczki piękne ,ale widze że i adrenalinki wam nie brakowalo
No trip no life
Asia, mam nadzieję, że mieliście samochód wynajęty wraz z kierowcą????
Mariola
Tak czasami, gdy byliśmy nieco zaniepokojeni tym, co samochód ma (albo tym czego nie ma) pod kołami, to nas uspokajał: "easy, be happy"
No, najważniejsze, że przetrwaliście ten survival!!!! Czego dowodem jest relacja.... Trzeba dowierzać lokalesom!
Mariola
O rany, trochę mnie na forum nie było, a tu takie perełki się pojawiają
Asiu, ja też zdjęć nie widzę, ale wszystko przeczytałam i już się nie mogę doczekać dalszej relacji z fotkami bo zapowiada się fantastyczna przygoda
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Asia ja też mam teraz same zakazy wjazdu!!!!
A przedtem wszystkie foty widziałam...
Mariola
Zaraz po zjeździe z przełęczy Rohtang zatrzymaliśmy się na lunchu w tej oto miejscowości. W zasadzie, widząc, w jakich warunkach sanitarnych odbywa się tam przygotowanie i wydawanie posiłków, dziwiłam się bardzo, że nic nam nie było. Nasz sanepid miałby tam używanie Np. beczki i miski w lewym dolnym rogu zdjęcia pokazują w jaki sposób były tam zmywane naczynia
Tu mamy sklep z alkoholem:
A tu, uwaga uwaga, sklep mięsny (gdy go dojrzałam, to bardzo się cieszyłam, że jedliśmy danie wegetariańskie )
Apropos tamtejszej kuchni - gdy wyjeżdżaliśmy do Indii, mieliśmy w pamięci zachwyty naszych znajomych nad indyjską kuchnią. Na miejscu popróbowaliśmy potraw, i co - szału nie było. Potem okazało się, że ladakhijska kuchnia różni się od kuchni pozostałej części Indii, niestety na swoją niekorzyść. W tamtejszej kuchni królował tzw. dal (tak to było wymawiane, nie znam pisowni), czyli ryż z soczewicą. Za pierwszym razem mi smakowało, za drugim było znośne, po trzecim już nie mogłam patrzyć na dal, jednak w każdym hotelu niezmiennie był serwowany do kolacji, na szczęście jako jedno z kilku dań. Oczywiście w kuchni Ladakhu nie zabraknie również curry, zwłaszcza z kurczakiem. ono było już znacznie lepsze niż znienawidzony przeze mnie dal. Zdecydowanie najlepsze były pierożki momo w wersji wegetariańskiej lub z kurczakiem. Smaczna była też zupa jarzynowa thukpa. I to by było na tyle. Wiecie jaką radość sprawiła nam bruchetta z pomidorami, gdy znaleźliśmy "włoską" knajpę w Leh
Pojedzeni, jedziemy dalej. Po drodze mijamy takie krajobrazy:
Dojeżdżamy do miejscowosci Keylong. Pierwotnie tu mieliśmy zaplanowany nocleg. Potem plany nam się zmieniły, nie do końca zgodnie z moją wolą. Wolałabym zostać w Keylong, dlatego, że jest pięknie położone, dojechaliśmy do niego jeszcze za dnia oraz zapewnia lepszą aklimatyzację. Leży bowiem na wysokości około 3000 m. n.p.m., a nasz nocleg po zmianie zakwaterowania - Sarchu, nie dosć, że jest oddalony o jeszcze kilka ładnych godzin jazdy, to jeszcze leży na wysokości prawie 4300 m. Gdybym ja planowała wyjazd - drogę z Manali do Leh podzieliłabym na 3 odcinki: Manali-Keylong, Keylong-Sarchu, Sarchu-Leh.
Ale piękne widoki Szkoda tylko, że to tak wysoko
Faktyznie nietypowa ta twoja trasa przez Indie.