Trochę Jogi na plaży w znalezionym kapeluszu zrobionym z liści palmy
Na plazy pojawiły się dzieci z wioski i urządziły przyniesionym szczeniakom "zabawę" - wrzucały do morza i nie pozwalały wyjśc z wody. Zasadniczo wyglądało to jakby chopcy chcieli je potopić. Mała była przerazona Musieliśmy interweniować...
Wytłumaczyliśmy chłopcom, że tak małe psy nie czuja się dobrze w wodzie i to słonej, dlatego zresztą panicznie staraly się z iej wydostać. Na propozycję umycia psów w słodkiej wodzie przystali ze zrozumieniem. Trzesące się i prychające szczeniaki trzeba było tez napoić
Potem próbowali zamienić te szczeniaki za aparat a jak sie nie udało to za 10$
Czekamy na taksówkę
A poniewaz nie przyjeżdza zwiedzamy "szkołę surferów" - wszystko potwierane na oścież, nikt niczego nawet nie pilnuje - ani nie zamyka.
Mamy towarzysza szybko nazwanego "Luna"
Po jakichś 15 minutach czekania, stwierdam, że coś mi tu nie gra - raz ten brak ruchu, ludzi i jeszcze brak taksówki. Idę do budynku posterunku wojskowego ponieważ nie moge się dodzwonić do taksówkarza. Brak zasięgu. może oni mają stacjonarny?
Posterunek to całkiem fajny bydynek. Ale w środku niemal pusto ale jest TV z lat 90-tch. Jacyś trzej "zołnierze" leza na podłodze - w tym jeden ma mundur nawet.
Oczywiście nikt nie mówi po angielsku Ale jakies podstawowe słowa po hiszpańsku znam i dzwonią do "el komendante" dowiedziec się co się dzieje.
Okazuje się, że droga dojazdowa jest zamknięta ze względu na "strajk mieszkańców wioski". Zaraz pojawią sie człowiek, który chce nas zaprowadzić "do samochodu". No i zaprowadził. @,5 kilometra szliśmy z nim do skrzyżowania tej lokalnej drogi z autostradą, gdzie stało chyba z 30 policjantów, zołnierzy, i innych funkcjonariuszy.
Droga była zablokowana. Tłumek po obu stronach drogi - niby nie był agresywny ale czuliśmy się mocno nieswojo.
Okazalo się, że przyjechaliśmy zanim zablokowali drogę.
Poniewaz policjanci nie znali angielskiego, wykorzytywali nas do dłumaczenia kierowcom zawracanych samochodów dlaczego nie moga jechac dalej.
Policjanci poczestowali nas woda z woreczków foliowych - zadzwonili po taksówkę a ta nas zabrała.
Piękna żona, cudne zdjęcia - piękne wspomnienia
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
Skoro się podoba to jeszcze kilka fot z "sesji" na o dziwo ciągle pustej plaży.
Ależ to zdjęcie jest fajne!
i jeszcze to z szalem...
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Szal-husta to z Chin za 4,95$ z przesyłką Hit wyjazdu.
Nawet mimo glonów możze byc pieknie na Domonikanie dla mnie gicior
Piękne zdjęcia, naprawdę fajny klimat szkoda tych dominikańskich plaż, ale jest na świecie wiele innych
Podróże to jedyna rzecz, na która wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi...
debeściaczek
.
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Moja ulubiona chusta w pełnej krasie
Trochę Jogi na plaży w znalezionym kapeluszu zrobionym z liści palmy
Na plazy pojawiły się dzieci z wioski i urządziły przyniesionym szczeniakom "zabawę" - wrzucały do morza i nie pozwalały wyjśc z wody. Zasadniczo wyglądało to jakby chopcy chcieli je potopić. Mała była przerazona Musieliśmy interweniować...
Wytłumaczyliśmy chłopcom, że tak małe psy nie czuja się dobrze w wodzie i to słonej, dlatego zresztą panicznie staraly się z iej wydostać. Na propozycję umycia psów w słodkiej wodzie przystali ze zrozumieniem. Trzesące się i prychające szczeniaki trzeba było tez napoić
Potem próbowali zamienić te szczeniaki za aparat a jak sie nie udało to za 10$
Czekamy na taksówkę
A poniewaz nie przyjeżdza zwiedzamy "szkołę surferów" - wszystko potwierane na oścież, nikt niczego nawet nie pilnuje - ani nie zamyka.
Mamy towarzysza szybko nazwanego "Luna"
Po jakichś 15 minutach czekania, stwierdam, że coś mi tu nie gra - raz ten brak ruchu, ludzi i jeszcze brak taksówki. Idę do budynku posterunku wojskowego ponieważ nie moge się dodzwonić do taksówkarza. Brak zasięgu. może oni mają stacjonarny?
Posterunek to całkiem fajny bydynek. Ale w środku niemal pusto ale jest TV z lat 90-tch. Jacyś trzej "zołnierze" leza na podłodze - w tym jeden ma mundur nawet.
Oczywiście nikt nie mówi po angielsku Ale jakies podstawowe słowa po hiszpańsku znam i dzwonią do "el komendante" dowiedziec się co się dzieje.
Okazuje się, że droga dojazdowa jest zamknięta ze względu na "strajk mieszkańców wioski". Zaraz pojawią sie człowiek, który chce nas zaprowadzić "do samochodu". No i zaprowadził. @,5 kilometra szliśmy z nim do skrzyżowania tej lokalnej drogi z autostradą, gdzie stało chyba z 30 policjantów, zołnierzy, i innych funkcjonariuszy.
Droga była zablokowana. Tłumek po obu stronach drogi - niby nie był agresywny ale czuliśmy się mocno nieswojo.
Okazalo się, że przyjechaliśmy zanim zablokowali drogę.
Poniewaz policjanci nie znali angielskiego, wykorzytywali nas do dłumaczenia kierowcom zawracanych samochodów dlaczego nie moga jechac dalej.
Policjanci poczestowali nas woda z woreczków foliowych - zadzwonili po taksówkę a ta nas zabrała.
Niezła przygoda !
Bea
hehe...no niezle-myslałam,ze tylko mi sie takie przygody przytrafiają
Ale miejsce tutaj malinowe