Dziubku, Momi, Peg, Megi myślałam, że wątek pójdzie w zapomnienie. Zwłaszcza, że tyle pięknych nowych relacji. A nie dość, że czas odległy, to zdjęcia do kitu. O chronologii nie wspomnę No ale jak się powiedziało A, spróbuję i B.
Wiedziałam, że tak będzie jak się przyznam Mało tego jak gdzieś schowałam sobie przewodnik, żeby z niego korzystać, to od dwóch tygodni nie mogę go znaleźć
Do tego momentu jeszcze wszystko pamiętałam, a teraz o chronologii nie ma mowy.
Teraz może kilka słów o Johannesburgu. Mieszkaliśmy w bardzo przyjemnym hotelu, którego właścicielami byli Polacy. Przemili, jednak w sumie muszę przyznać, że to właśnie oni wywoływali pewną psychozę strachu. Może po tym powitaniu z eskortą. Jak podchodził jakiś do bramy i mój kontaktowy syn zaczynał z nim rozmawiać, właścicielka dostawała amoku. Naprawdę. Czy słusznie nie wiem.
Johannesburg to miasto w którym domy schowane są za wysokimi murami (nie płotami - MURAMI) zakończonymi drutami kolczastymi lub pod napięciem. Pomimo, że hotel położony był w bardzo dobrej dzielnicy, nie było mowy o wyjściu do sklepu za rogiem. Poruszaliśmy się tylko albo taksówkami od punktu A do punktu B z zamkniętymi szybami, albo woziła nas właścicielka. Jakoś musieliśmy sobie zagospodarować sobie czas z synem, więc albo jechaliśmy do centrum handlowego, albo załatwialiśmy z właścicielką różne sprawy, albo siedzieliśmy w hotelu, albo zwiedzaliśmy. Takie były realia tego miasta. I marzyłam, aby jak najszybciej z niego wyjechać, ale musielimy przetrwać tydzień.
Dla mnie ciekawe było np. wejście do banku. Po zeskanowaniu karty otwierały się pierwsze drzwi i automatycznie zamykały. Drugie drzwi automatycznie otworzyły się dopiero po zeskanowaniu klienta Takich zabezpieczeń nie widziałam nawet w Stanach, a wiadomo, że Amerykanie mają bzika na punkcie bezpieczeństwa.
Niestety z samego Johannesburga nie mam ciekawych zdjęć, a jak już to kręciliśmy filmy. Może po wcześniejszych przygodach bałam się wyciągać aparatu hehe. Zresztą dla mnie osobiście to miasto, do którego na pewno nie chcę wracać. A należę do osób, które uwielbiają miasta. Jednak to moje prywatne zdanie.
Dzielnice biedy wokół Johannesburga. Zdjęcia robione zza szyb samochodu, bo jakoś nie uważałam za stosowane, aby się zatrzymywać.
Shaduś ja też sobie nie wyobrażam, aby tak żyć. Oni tłumaczyli to tym, że dopóki była oficjalna segregacja, biali w jakiś sposób pomagali Później chyba wymknęlo im się to trochę spod kontroli. Jednak tylko w Johannesburgu tak było. Twierdze otoczone murami. Poza Johannesburgiem było zupełnie bezpiecznie.
Dziubku, Momi, Peg, Megi myślałam, że wątek pójdzie w zapomnienie. Zwłaszcza, że tyle pięknych nowych relacji. A nie dość, że czas odległy, to zdjęcia do kitu. O chronologii nie wspomnę No ale jak się powiedziało A, spróbuję i B.
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Asia nawet nie zartuj.....codziennie tu zagladam...... pisz...super sie czyta
Asiu...Ty nam tu nie wciskaj kitu że coś tam coś tam nie ma że boli szybciutko tu prosze cd relacji
Asia, oczywiscie ze tu wszyscy czekamy na twoje wspomnienia Pisz kochana ,pisz jak najwiecej
No trip no life
Pumciu, Nielciu, Shaduś, dziękuję Wam bardzo Shaduś, Ty chociaż swój Egipt w szufladzie znalazłeś, a ja zdjęć po całym domu szukam. Już się biorę.
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Noooo Asiu bo faceci mają porządek a kobitki wiadomo ....upsssssss
Wiedziałam, że tak będzie jak się przyznam Mało tego jak gdzieś schowałam sobie przewodnik, żeby z niego korzystać, to od dwóch tygodni nie mogę go znaleźć
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Do tego momentu jeszcze wszystko pamiętałam, a teraz o chronologii nie ma mowy.
Teraz może kilka słów o Johannesburgu. Mieszkaliśmy w bardzo przyjemnym hotelu, którego właścicielami byli Polacy. Przemili, jednak w sumie muszę przyznać, że to właśnie oni wywoływali pewną psychozę strachu. Może po tym powitaniu z eskortą. Jak podchodził jakiś do bramy i mój kontaktowy syn zaczynał z nim rozmawiać, właścicielka dostawała amoku. Naprawdę. Czy słusznie nie wiem.
Johannesburg to miasto w którym domy schowane są za wysokimi murami (nie płotami - MURAMI) zakończonymi drutami kolczastymi lub pod napięciem. Pomimo, że hotel położony był w bardzo dobrej dzielnicy, nie było mowy o wyjściu do sklepu za rogiem. Poruszaliśmy się tylko albo taksówkami od punktu A do punktu B z zamkniętymi szybami, albo woziła nas właścicielka. Jakoś musieliśmy sobie zagospodarować sobie czas z synem, więc albo jechaliśmy do centrum handlowego, albo załatwialiśmy z właścicielką różne sprawy, albo siedzieliśmy w hotelu, albo zwiedzaliśmy. Takie były realia tego miasta. I marzyłam, aby jak najszybciej z niego wyjechać, ale musielimy przetrwać tydzień.
Dla mnie ciekawe było np. wejście do banku. Po zeskanowaniu karty otwierały się pierwsze drzwi i automatycznie zamykały. Drugie drzwi automatycznie otworzyły się dopiero po zeskanowaniu klienta Takich zabezpieczeń nie widziałam nawet w Stanach, a wiadomo, że Amerykanie mają bzika na punkcie bezpieczeństwa.
Niestety z samego Johannesburga nie mam ciekawych zdjęć, a jak już to kręciliśmy filmy. Może po wcześniejszych przygodach bałam się wyciągać aparatu hehe. Zresztą dla mnie osobiście to miasto, do którego na pewno nie chcę wracać. A należę do osób, które uwielbiają miasta. Jednak to moje prywatne zdanie.
Dzielnice biedy wokół Johannesburga. Zdjęcia robione zza szyb samochodu, bo jakoś nie uważałam za stosowane, aby się zatrzymywać.
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Idzie tak żyć? Bo ja sobie nie wyobrażam to nie jest życie ehhhh smutne ale jak widac prawdziwe
Mam oczywiście na myśli opis a nie zdjęcia
Shaduś ja też sobie nie wyobrażam, aby tak żyć. Oni tłumaczyli to tym, że dopóki była oficjalna segregacja, biali w jakiś sposób pomagali Później chyba wymknęlo im się to trochę spod kontroli. Jednak tylko w Johannesburgu tak było. Twierdze otoczone murami. Poza Johannesburgiem było zupełnie bezpiecznie.
...nieważne gdzie, ważne z kim...