Pangandarang przywitało nas słońcem, a hotel zachwycił – obsługą, pokojami, basenem, jedzeniem.
Tak jak pisałam tu się rozlokowaliśmy w innych hotelach – wedle potrzeb ( Lord ale miałeś potrzeby)
Wszędzie był klimat – nieco inny, ale urokliwie było. Pisałam też, że i tak każdy dzień spędzaliśmy razem, razem jadaliśmy, szwendaliśmy się.
Wybrzeże bez liftingu/ Tak było
Pierwszego dnia załatwiliśmy rafting – tak urodzinowo się rozerwać. Miał być GreenCanion za 300 tys/os a stanęło na innym za 200 tys/os. Oczywiście, jak wszędzie i tutaj otoczyła nas zgraja Chińczyków poubieranych w dżinsy, koszulki. A my w strojach…wyglądaliśmy na golutkich. Budziliśmy zdziwienie, byliśmy niemal nadzy w zestawieniu z nimi. Na szczęście rafting odbywał się w grupach i do naszej dołączyli równie nadzy Niemcy. Czułam się swojsko. Było atrakcyjnie, gdy wpadaliśmy na kaskady i wskakiwaliśmy do rzeki. Pokonałam trochę swoje lęki, ale nie wszystkie. Te spokojniejsze, relaksacyjne momenty podczas raftingu mogłyby być rzadsze. Zdjęcia będą gdy sie dokopiemy do nich
Powrót była na nogach. Czas na jedzenie piwo i świętowanie okrągłych urodzin na plaży. Zaczęliśmy od piwa. Idąc do sklepu nieśmiało zaczepia nas staruszek prowadzący rower. Wskazuje na swoją reklamówkę, a my ciekawscy pchamy już do niej swoje nosy. A tam dopiero co złowione tygrysie krewetki. Lord i Igor chcieli jeść na surowo. Trudne dogadywanie się z facetem z wykorzystaniem połowy mieszkańców przyglądających się nam i gość odjechał do siebie grillować a my poczekaliśmy na niego przy prowizorycznym stoliku zajadając zupki. Danie wjechało na stół. Uczta dla podniebienia.
I tak nam sympatycznie na zabawie, plażowaniu mijał czas. Którego popołudnia podczas poprawin urodzin wybraliśmy się łodzią na sąsiednia plażę. Wszędzie tam było bardzo uroczo. Z jednej strony możliwość snurkowania, plażowania ale i dla koneserów zdjęć – ciekawy wrak statku. Nie mogło się nam nudzić
no i nasza trójca powodów wyjazdu:)
Peg jak zawsze jak laska z klasą, a my Lord zawsze jacys tacy ...nieogarnięci:)
Edzia z tym starszukiem nie do końca tak było... to jeszcze pamiętam, nie to, co niektórzy Idzie taki staruszek, dwa zęby na krzyż, szczery uśmiech i gadatliwy jak ojciec rydzyk w radiu "matwarz", rower prowadzi go do celu, czyli pewnie do .... no właśnie niewiadomo gdzie a mój wielki i wszędobylski nochal każe zajrzeć mu do koszyka... Widzę wielkie zielone opiaskowane krewetki tygrysie i pytam po polsku... za ile ugriluje nam swój dobytek i dostarczy do warungu, nieopodal wypasionej norki Edzi... na palcach ustalamy cenę i za 30 minut mamy świeżutkie owoce morza..
jeszcze tylko zimny Bintang i resztę opowiedziała Edzia
może moje będzie widać... zdjęcia z 3 dni, bo na "opona rafting" nie brałem aparatu
nasza plaża w Pangandaran, gdzie byliśmy celebrytami i co chwila pozowaliśmy do zdjęć z miejscowymi
była przednia zabawa na falach, można było wypożyczyć taką piankową deskę.. Igor - -syn Edzi i mistera psa dawał naprawdę radę - cena oczywiście mocno ponegocjowana ja nie byłbym sobą, gdybym zapłacił miejscowemu cenę wywoławczą
Lord wrzuc cos z pangandarang.
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Pangandarang przywitało nas słońcem, a hotel zachwycił – obsługą, pokojami, basenem, jedzeniem.
Tak jak pisałam tu się rozlokowaliśmy w innych hotelach – wedle potrzeb ( Lord ale miałeś potrzeby)
Wszędzie był klimat – nieco inny, ale urokliwie było. Pisałam też, że i tak każdy dzień spędzaliśmy razem, razem jadaliśmy, szwendaliśmy się.
Wybrzeże bez liftingu/ Tak było
Pierwszego dnia załatwiliśmy rafting – tak urodzinowo się rozerwać. Miał być GreenCanion za 300 tys/os a stanęło na innym za 200 tys/os. Oczywiście, jak wszędzie i tutaj otoczyła nas zgraja Chińczyków poubieranych w dżinsy, koszulki. A my w strojach…wyglądaliśmy na golutkich. Budziliśmy zdziwienie, byliśmy niemal nadzy w zestawieniu z nimi. Na szczęście rafting odbywał się w grupach i do naszej dołączyli równie nadzy Niemcy. Czułam się swojsko. Było atrakcyjnie, gdy wpadaliśmy na kaskady i wskakiwaliśmy do rzeki. Pokonałam trochę swoje lęki, ale nie wszystkie. Te spokojniejsze, relaksacyjne momenty podczas raftingu mogłyby być rzadsze. Zdjęcia będą gdy sie dokopiemy do nich
Powrót była na nogach. Czas na jedzenie piwo i świętowanie okrągłych urodzin na plaży. Zaczęliśmy od piwa. Idąc do sklepu nieśmiało zaczepia nas staruszek prowadzący rower. Wskazuje na swoją reklamówkę, a my ciekawscy pchamy już do niej swoje nosy. A tam dopiero co złowione tygrysie krewetki. Lord i Igor chcieli jeść na surowo. Trudne dogadywanie się z facetem z wykorzystaniem połowy mieszkańców przyglądających się nam i gość odjechał do siebie grillować a my poczekaliśmy na niego przy prowizorycznym stoliku zajadając zupki. Danie wjechało na stół. Uczta dla podniebienia.
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
I tak nam sympatycznie na zabawie, plażowaniu mijał czas. Którego popołudnia podczas poprawin urodzin wybraliśmy się łodzią na sąsiednia plażę. Wszędzie tam było bardzo uroczo. Z jednej strony możliwość snurkowania, plażowania ale i dla koneserów zdjęć – ciekawy wrak statku. Nie mogło się nam nudzić
no i nasza trójca powodów wyjazdu:)
Peg jak zawsze jak laska z klasą, a my Lord zawsze jacys tacy ...nieogarnięci:)
i nasze mózgi
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Edzia z tym starszukiem nie do końca tak było... to jeszcze pamiętam, nie to, co niektórzy Idzie taki staruszek, dwa zęby na krzyż, szczery uśmiech i gadatliwy jak ojciec rydzyk w radiu "matwarz", rower prowadzi go do celu, czyli pewnie do .... no właśnie niewiadomo gdzie a mój wielki i wszędobylski nochal każe zajrzeć mu do koszyka... Widzę wielkie zielone opiaskowane krewetki tygrysie i pytam po polsku... za ile ugriluje nam swój dobytek i dostarczy do warungu, nieopodal wypasionej norki Edzi... na palcach ustalamy cenę i za 30 minut mamy świeżutkie owoce morza..
jeszcze tylko zimny Bintang i resztę opowiedziała Edzia
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Sygnalizuję, że znowu ne widać zdjęć
"Trzeba natychmiast żyć. Jest później niż się wydaje" Baptiste Beaulieu
No właśnie przeczytałam relację, pośmiałam się i pozachwycałam, ale fotki ostatnie niewidoczne
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
może moje będzie widać... zdjęcia z 3 dni, bo na "opona rafting" nie brałem aparatu
nasza plaża w Pangandaran, gdzie byliśmy celebrytami i co chwila pozowaliśmy do zdjęć z miejscowymi
była przednia zabawa na falach, można było wypożyczyć taką piankową deskę.. Igor - -syn Edzi i mistera psa dawał naprawdę radę - cena oczywiście mocno ponegocjowana ja nie byłbym sobą, gdybym zapłacił miejscowemu cenę wywoławczą
a tu już nasz plażing na wyspie "wraku"
poczekaliśmy również na zachód słońca
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
... no i co mam napisać, może tak ..... posty 83 i 84 są dość oryginalne, mają coś pokazać, nie pokazują nic Lordzie, u Ciebie pięknie jest
Pangandaran by night
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................