--------------------

____________________

 

 

 



Hongkong - dlaczego warto tam jechać?

286 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

W pobliżu górnej stacji kolejki znajduje się dworzec autobusowy. Na wyspie są tylko dwie linie, ustawiamy się grzecznie w kolejce, licząc, że jest tu równie genialna komunikacja, jak w miejskich dzielnicach. Ale trochę trzeba poczekać.

Wybieramy się do malutkiej wioski, w której życie płynie – ponoć – jak pół wieku temu. Wioska leży na zachodnim wybrzeżu Lantau i nazywa się Tai O. Ale nie jest to zwykła rybacka wioska!!!! Ta jest wybudowana na palach na granicy podmokłych terenów porośniętych mangrowcami i morza.

Jedziemy wąską szosą, pełną zakrętów, serpentyn, stromych podjazdów i zjazdów w dół. Po obu stronach drogi nieprzenikniona podzwrotnikowa dżungla. Oj, żyją tam sobie z pewnością przeróżne wężyki.... Nawet nie widać żadnych bocznych dróg. Kompletna głusza, na odcinku kilkunastu kilometrów spotykamy zaledwie kilka domów i świątynię.

Mam nadzieję, że zobaczę tu gdzieś zdziczałe krowy. Niegdyś znajdowały się tu hodowle bydła, z czasem zajęcie to stało się nieopłacalne, ale część krów pozostała. Zaczęły się one dziko rozmnażać i tak sobie wędrują stadami wzdłuż i w poprzek wyspy. Nikt ich nie karmi, ani nie doi, żyją sobie na wolności, chodząc, gdzie zechcą.

A że góry tu spore i strome, a krowy – nie kozice, to najczęściej chodzą sobie wzdłuż dróg. Kilkakrotnie napotykamy po drodze takie krowie rodzinki, ale fotkę udaje mi się zrobić z okien autobusu tylko jednej samotnicy.

Wreszcie teren się obniża, w dali połyskuje morze. Pojawiają się pierwsze zabudowania wioski Tai O, jeszcze na lądzie.

Zajeżdżamy na końcowy przystanek, wysiadka. Tuż za przystankiem wchodzi się w wąskie uliczki zabudowane skromnymi, zdezelowanymi domkami.

W nozdrza uderza rybi smrodek. Wszędzie - gdzie nie spojrzę - suszą się ryby, bądź meduzy, albo są sklepiki, w ktrórych ten rybi susz się sprzedaje. Są też knajpki z wszelkim morskim asortymentem, ale o dziwo, nawet mój mąż – wielbiciel takich dań – nie ma tu ochoty na degustację.

Mijamy małe muzeum etnograficzne – wstęp wolny – w którym zgromadzono narzędzia do połowu ryb, jakieś harpuny, wędki, sieci, latarnie morskie. Są też stare ryciny, wycinki ze spłowiałych gazet, jakieś sprzęty domowe oraz stroje ludowe..... i staruszek tego wszystkiego doglądający.

Wioska biedna, jakaś zaniedbana, ale robi na mnie niesamowite wrażenie. Tu faktycznie czas zatrzymał się w miejscu. Zachowała swój charakter i nie poddaje się nowoczesności ….no, może z małymi wyjątkami. Zamiast dżonek i staromodnych sampanów z żaglami, po morzu prują motorówki...

Wolniutko idziemy wąskimi uliczkami, przeciskając się między straganami oferującymi głównie ryby we wszelakich postaciach, jak również bardzo charakterystyczny tutejszy produkt, a mianowicie pastę z ikry krewetek, używaną do przyprawiania potraw. Trafiamy na niewielki placyk z małą światynią.

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Online
Ostatnio: 31 sekund temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Tutaj rzeczywiscie jakby inny świat Shok jak cofniecie kalendarza o ładnych pare lat ...

No trip no life

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, będzie ciekawiej.....ale teraz jedziemy z psem nad morze.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, będzie ciekawiej.....ale teraz jedziemy z psem nad morze.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Dochodzimy do zwodzonego mostu łączącego dwa brzegi wioski. I tu łapią nas właściciele łódek proponujący przejażdżkę.

Za 20 $HK od osoby płyniemy na przejażdżkę w głąb rzeczki. Mętne wody kanałów obmywają pale, na których stoją drewniane chatki.

W tej chwili jestem zadowolona, że jest pochmurno i mgliście, ta mroczna aura wywołuje dziwny nastrój. Można by w tej scenerii kręcić filmy grozy....Trochę w stylu klangów w Bangkoku, a trochę kanałów weneckich....

Płyniemy powoli, by fale przepływającej motorówki nie podmywały zbytnio pali pod domami. Po 15 minutach dopływamy do mangrowców, w których buszują wielkie czerwone kraby i białe czaple. Tutaj nasz kapitan zawraca i płyniemy z powrotem w kierunku morza. Obserwujemy stojące na palach domki. Niektóre krzywe, pochylone , wydaje się, że zaraz z całą zawartością znajdą się w wodzie, inne jeszcze w całkiem niezłym stanie. Są też „luksusowe wille” wymurowane z wykafelkowanymi tarasami, a tuż obok pozostawione zgliszcza spalonej chatki.....

 

Na ledwo skleconych tarasikach toczy się codzienne życie potomków dawnych mieszkańców wioski z plemienia Tanka. Faceci naprawiają suszące się sieci, kobitki robią pranie, bawią się dzieci, staruszkowie drzemią, jedzą, odpoczywają.

Z pewnością nie jest tu pięknie, ale - jak dla mnie – atmosfera niesamowita, taka autentyczna. To nie jest sztuczny skansen dla turystów jakich wiele w różnych miejscach na świecie!!!! Tutaj żyją prawdziwi ludzie, nie przebrani w stroje ludowe, nie tańczący tańców plemiennych. Żyją swoim życiem i olewają turystów zaglądających im w talerze....

Teraz przepływamy pod mostkiem i już jesteśmy na morzu.

Wieje tutaj dość silny wiatr. Jest szansa zobaczenia różowych delfinów, ale niestety, nie chcą nam się pokazać.

Dopiero z morza widać pełną panoramę.

Wioska leży w zatoce, w tle widać wysokie góry. Ich zbocza opadają ku podmokłym terenom mangrowcowym. Oprócz starych chatek na palach, na lądzie buduje się nowe domy. Mijają nas łodzie powracające z łowisk.

Na jednym z cypli stoi piękny kolonialny dom, teraz jest tu butikowy hotelik Heritage, a w najwcześniejszych latach panowania Brytyjczyków znajdował się tu pierwszy w całym HK posterunek policji.

Po blisko godzinnym rejsie wracamy pod most, przechodzimy na drugą stronę i włóczymy się po wąskich uliczkach.

Wszystko jest takie w mini skali, malutkie chatki, wąziutkie uliczki.Tak jakby zaraz wszystko miało się rozpaść jak domek z kart. Wioska ma swoisty urok, choć trudno powiedzieć, że jest tam ładnie. Niby absurd, ale takie są moje odczucia. Przy czym jestem w stanie zrozumieć osoby, którym się tam nie spodoba....

Wracamy na dworzec autobusowy i łapiemy autobus objeżdżający nieznaną nam część wyspy. Droga wiedzie nad morzem, w małych zatoczkach są plaże, całe wnętrze wyspy zajmują góry porośnięte dżunglą, a wyżej jakimiś krzakami.

Mijamy luksusowe osiedle pięknych nowoczesnych domów w ogrodach usytuowanych na zboczu opadającym do morza. W pobliżu znajduje się pole gofowe, baseny, port z jachtami, restauracje i kawiarnie w zachodnim stylu. W osiedlu Discovery Bay mieszkają bogaci pracownicy banków i korporacji i specjalnie dla nich uruchomiono ekspresowy ( płynie tylko 20 minut ) prom kursujący z przystani promowej w dzielnicy Central. No i znowu jaki szalony kontrast!!! Rozlatujące się chatki na palach, a supernowoczesne luksusowe wille z własną komunikacją do miasta.

Na północ od Discovery Bay znajduje się otwarty w 2005 roku Disneyland. Nic nie mogę na jego temat napisać, bo tam nie byliśmy.

Ogólne wrażenia z wyspy Lantau mam bardzo pozytywne.

Mariola

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

Apisku Air kiss patrzę na tą Twoję relację i nadziwić się nie mogę Smile .Mam tylko nadzieję ,że dzięki Twoim opowieściom dane mi będzie kiedyś ,,poczuć " to miasto Shok .Tego sobie życzę Blush

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Kiwi, dzięki. To było moje subiektywne spojrzenie na to miasto. Możliwości ciekawego spędzenia czasu jest tam mnóstwo, każdy znajdzie coś dla siebie.....

I tak oto nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w HK. Jako długoterminowi goście możemy opuścić pokój dopiero o godzinie 17 bez żadnej dopłaty.

Na dworze szaro buro, a w dodatku jezdnie są mokre, a zatem pada....Nawet nie chce mi się po raz ostatni iść na basen.

Za to długo delektujemy się śniadaniem. Mąż zawsze jadł je w biegu, śpiesząc się na konferencję, a ja nigdy z rana nie mam apetytu.

Tym razem próbujemy różnych potraw, soczków, owoców. Po śniadaniu, które zajęło nam blisko godzinkę, pakujemy walizki, ale nie zamierzamy spędzić dnia w hotelu. Przezornie wzięliśmy ze sobą parasole, które przydadzą się w ten ostatni dzień – na szczęście wcześniej były bezużyteczne.

Jedziemy hotelowym busikiem pod przystań promową, dalej promem na wyspę HK.

W czasie mżawki wszystko wygląda smętnie, nawet nie widać wierzchołka Wzgórza Wiktorii, ani ostatnich pięter najwyższych wysokościowców.

Mam zamiar odwiedzić w końcu parę sklepów, bo mnie przyjaciółki wyśmieją, ze żadnych zakupów nie zrobiłam. A że właśnie rozpadało się na dobre, wizyta w ogromnych galeriach handlowych jest dobrym rozwiązaniem na przeczekanie ulewy.

Mąż woli posiedzieć w małej knajpce w czasie tego mojego buszowania po sklepach. W ciągu godziny kupuję co nieco i wychodzimy na zewnątrz. Na szczęście deszcz przestał padać, ale jest wilgotno i znacznie chłodniej niż w poprzednich dniach.

Wsiadamy w piętrowy tramwaj ding dong i jedziemy w bliżej nieokreślonym kierunku. Siedzimy sobie na górnym pięterku z samego przodu – super widoczność!!! Tramwaj prawie pusty....Mijamy nowoczesne wieżowce, eleganckie sklepy, później wjeżdżamy w starszą – typowo chińską - dzielnicę z małymi sklepikami, niższymi domami, gdzie w knajpkach w woku smaży się owoce morza, a tuż obok wyrabia makaron z mąki ryżowej lub gotuje na parze słynne pierożki dim sum. Mają tu swoje siedziby wróżbici, świadczą usługi medyczne lekarze specjalizujący się w tradycyjnej chińskiej medycynie, są saloniki masażu i tatuażu. Co rusz zmieniają się widoki....park, estakada, kolorowy bazar, świątynia.

Śledzę na mapie, gdzie to my aktualnie jesteśmy?????? okazuje się, że tuż obok jest przystanek autobusu nr 15 jadącego na Wzgórze Wiktorii.

Wprawdzie widoczność jest beznadziejna, ale z przyjemnością odwiedzimy po raz kolejny to miejsce.

Autobus z trudem wspina się serpentynami na zalesione wzgórze, mijamy wieżowce,gęstwinę roślinności podzwrotnikowej ociekającej wodą – prawdziwy las deszczowy!!!! - później wspaniałe wille na zboczach , by w końcu dojechać do punktu widokowego. Tak jak się można było domyślić – widoczność prawie zerowa.

Wchodzimy na taras widokowy galerii handlowej, a tam piękna ekspozycja świąteczna. Z białego plastyku zrobione są wielkich rozmiarów figury niedźwiedzia polarnego, św. Mikołaja, choinki, zajączków itp. Wyglądają zupełnie jak lodowe rzeźby, a otaczająca je mgła sprawia wrażenie śnieżycy. Taki to właśnie surrealistyczny widok ukazuje się naszym oczom.....

W galerii handlowej zjadamy lunch. Po czym zjeżdżamy w dół tą samą drogą.

W drodze powrotnej na promie na moment się rozjaśnia, ale za chwilę znów się rozpadało, więc postanawiamy wrócić już do hotelu.

W swoim pokoiku mamy czas na chwilę relaksu, kąpiel, przebranie się w zimowe ciuchy. O dziwo, gdy ubrani w pikowane kurtki zmierzamy z walizami do busiku dowożącego do szybkiej kolei Airport Express, niczym nie różnimy się od tutejszych mieszkańców. Oni nawet przy temperaturze 24 stopni noszą w zimie takie puchowe kurteczki!!! A dzisiaj to jest maksimum 17-18 stopni....

Z żalem opuszczamy to super ciekawe miasto. Na lotnisku mamy jeszcze trochę czasu do startu samolotu.

Ale już dwie godziny później wznosimy się w przestworza, zostawiając pod sobą rozświetlony Hongkong....

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Online
Ostatnio: 31 sekund temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku, przepiekna relacja  Mail 1Smile tak ciekawie opowiadasz, ze czyta sie jak powieść. Do tego jeszcze ciekawe zdjecia , calosc absolutna rewelacja ClappingGood  Zresztą jak każda twoja relacja...każda jest tak ciekawa, dopieszczona..

Bardzo mnie zacheciałas do wizyty w HK ,ale nie na 2-3 dni jako portu przesiadkowego ,ale celu wyprawy. To miejsce jeszcze przede mną, ale Ty przetarłas dla mnie szlaki ,dziekuje Smile . Gdzie planjesz nastepną wyprawe ? masz juz jakies plany ?

No trip no life

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

Apisku,bardzo dziękuję Ci za te chwile w HK i okolicach Give rose To była wielka przyjemność czytać Twoją relację i spostrzeżenia.Tym bardziej,że czułam się tak ,jakbym spacerowała po tym mieście z Tobą ramię w ramię  Smile .Jeszcze raz dziękuję  Clapping

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

Asia
Obrazek użytkownika Asia
Offline
Ostatnio: 7 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku i ja Ci dziękuję za super relację Drinks Pięknie potrafisz przełożyć wspomnienia na język pisany. Każdą Twoją relację czytam z zapartym tchem. I muszę Ci powiedzieć, że teraz mam problem. Ponieważ o HK marzę od dawna i intensywnie myślę, z czym go połączyć, pokazałaś tyle oblicz tego miasta, że sama nie wiem na co się zdecydować, jeśli plan się powiedzie Shok

I mam nadzieję, że długo w domku nie posiedzisz i znowu będziemy mogli z Tobą podróżować Give rose

...nieważne gdzie, ważne z kim...

Strony

Wyszukaj w trip4cheap