lot 6:20 do ams, na ltonisku byliśmy jednak chyba 4:30, parę minutsię poszwędaliśmy i poszliśmy do klm. pan zerka w paszport noi co? tak, dokładnie tak, mówi, że paszport p Agnieszki jest za mało ważny.... nerwy! Aga zribiłą się biała- tzn byliśmy biali bo przecież zima, ale zbladła, ja nas spokojnie z nim rozmawiam, szperam w telefonei i szukam strony gdzie było to napisane, jakieś forum, jakaś strona, jak na złość nie mogłem odszukać, pan powiedział ,że wszędzie jest napsiane, że 6 miesięc od daty powrotu. Aga nie mówiła nic! nie chciałem się unosić, bo jeszcze po złości by nas nie puścili. starałęm się mu wytłumaczyć, że w poneidziałek konsul tajski wkleił nam tą wize i raczej nie robił by tego od tak, raczej jest wiarygodną osobą. ale pan swoje. na str msw też jest zapis o 6mc ach.. czekamy na pracownika klm... dzwonił gdzieś chyba z 10 razy a tu już 5:30 była, po jednym z telefonów, puscił nas. jak już oddał paszporty spytałem z ciekawości co zaważyło na jego decyzji. czy przedstawiciel klm wiedzial o tym, ze juz nie ma wymagania na 6 meisiecy? odp. nie powidział, że skoro konsul tajski tak mówi to trzeba mu zaufać:) także w drogę.. Agnieszka odezwałą się do mnie po hmm może godzinie, była zdenerwowana mocno, ja osobiście jakoś wierzyłem i byłem wenetrznie przekonany, że na puszczą:)
śnaidanie na pokład:
ams, szybko na dół do pociągu i na miasto:) ja kilka razy byłem, bo pracuję troszkę w branży poniekąd ogrodniczej, więc miałem rozeznanie.
łądowanko auta:)
a taki parking dal rowerków
lot do bkk mamy o 14:20 ,więc chcieliśmy być ok 13 na lotnisku. świetna komunikacja holenderska, więc nie było problemu.
bagaże były nadane z waw od razu do bkk więc szybka odprawa, ale jednak kontroli sporo. dla nas nowość, szególnie dla mnie, bo Aga się tak nie jarała, ale ja wszystko duże samoloty itp. ze20 minut szliśmy do bramki:)
ok, boarrding, dochdodzimy do stewardessy, stop. to samo, przepraszam ale pani ma paszport "nieaktualny", ocho, to pięknie, wzięli nas na bok, woła jakąś kobitkę zza biurka, szybko do niej doskoczyłem i pewnym głosem, ale ona ma tajską wiezę, Pani pyta: tak? ja: oczywiście prosze zerknąć, tylko zobaczyła od razu przeprosiła za zamieszanie i szybciutko nas poza kolejnością wcisneli do 777 tak że w ams już musieli o tym wiedzieć więcej, a przynajmniej ta lady:)
samolot wygodny, lot ma trwać 10h30min, więć dla nas pikuś, w porównaniu do jazdy autokarem w alpy francuskie, raz byłó 30h+ *shok*. Lekkim problemem buli pasażerowie za nami, chyba maxyk, bo jak pani zdejmowała buty, w okolicy roznosił się zapach.... smród stóp holender obok nas miał czasem chuste na nos z kocyka klm:)
jedzenie smaczen, nei było na co narzekać, chociaż jak mam być szczery to po 3h poszedłem spać, bo poza pokładowym % kupiłem sobie "baterię" whyski i w 40% ją opróżniłem- nie lubię latać!!!. Aga ćwiczyła filmy, nowe max 2 lata...
kilka fotek z samolotu
polecieliśmy za zachód, źeby jeszcze raz przelecieć się nad domem
nie było żadnej obsuwy, wylądowaliśmy wyszliśmy z samolotu i nie wiem dlaczego, pewnie przez to whyski, jak gdyby nigdy nic, napiłem się wody z takiej fontanienki chwile po odejściu uświadomiłem sobie, że może to jednak nei był najlepszy pomysł
w toalecie wskoczyliśmy w letnie fatałaszki, odebraliśmy plecaki i tak jak Matys doradził do pociągu ( dzięki Matys ) po drodze kantor i wymienilismy chyab 20 $, nei oamiętam kursu.
bilety- w sumie żetony na pociąg
kupiliśmy i do ostatniej stacji phyathai. w pociągu, wszyscy, większość urządzenia multimedialne wszelakich marek, i co ciekawe, niektórzy faceci długie paznokcie... ehh nie czaje, ale widziałem to też w Niemczech
jak wysiedliśmy z pociągu to pierwszy raz odczuliśmy róznicę temperatur, lotnisko i pociąg łącznie ze stacją były wychłodzone, a tu BUM ciepełko walneło po licach:)
na dół, od razu zjedliśmy pierwsze padthai i Aga kokosa wypiła
ps. kurcze coś mam nie tak z komputerem i wstawianiem fotek. działa, wiem jak juz to zrobić ale jednak coś nie chce mi wrzucić tych co chcę. uzupełnię ten post o fotki jak tylko dogra mi zdjęcia do końca z telefonu
no tak to nei byłpad thai, to miały być po prsotu krewetki, ale tak na czuja braliśmy. Było pyszne!!
tu jest pierwszy pad thai
wyszliśmy na ulicę i pierwsze o czym myślałem ,to to, że chcę złapać runde tuk tukiem:) noi pyk podjechał jeden. chwilę potargowaliśmy i 180BHT zawiózł nas na ko san raod. bez rzadnych sklepów extra:)
jazda fajna, faktycznie jeżdżą ja kwariaci, ale ma to swój urok. sowją drogą kierowcy aut muszą brać na nich poprawkę:)
oczywiście sms też trzeba napisać:)
nagłoścnienie, głośniki, wzmacniacz itp:)
dojechaliśmy na ko san road, ale zaczęło nas dopadaćzmęczenie, w sumie na polski czas już grubo po 1 w nocy
spradziliśm yceny w 2-3 kantorach i wymieniliśmy całość $ jaką mieliśmy. 1500. jak pytałem czy zrobim nam lepszy kurs przy takiej ilości to powiedział, że nie ma mowy. wymeinił kasę i dolary przypiął do kartki spinaczem
... pokręciliśmy się i zaczeliśmy szukać taxi na mniejsze lotnisko w bkk. chyba zapłaciliśmy 400bht. dojechaliśmy tam ok 112-13, a lot do surat thani o 1820.
Tu bylismy zmęczeni, Aga przysypiała, ja się kreciłem aby nie spać ale jak tylko przysiadłem od razu przycinałem drzmkę. cały cash miałem na szyi w takiej bardzo subtelnej saszetce lnianej:)
po odprawiem poszliśmy do gatów, usiedliśmy i nagle kobity raczej bardziej lokalne niż z europy ;)pytają A czy mogą mieć z nią foto:) my w szoku, ale pewka czemu nie
lot air asia, super. czysto schludnie, maszyny raczej nowe, nie było widać pazurka lat. troszkę ponad godzinkę lotu, odebraliśmy plecaki i wyszliśmy na zewnątrz. od razu tajowie pytali gdzie jedziemy.
NIGHT FERRY KO TAO i już nas wepchneli do jakiegoś małego busika. dla pewności pytaliśmy ludzi czy aby napewno jedziemy dobrze, okazało się, że tak
chyba podóż nie trwała nawet h. dojechaliśmy do portu. pokazali nam gdzie iść. prześliśmy przez mały targ, ale było już mocno po 21, a prom nocny na tao rusza o 23 więc szybko chcieliśmy się upewnić, że miejsce bedziemy mieli... nie było problemu:)
cena 600bht, każdy miałprzypisany numerek odpowiadający materacykowi z poduszką. wypada wziąć kocyk z samolotu, bo poduszka jest obszyta skajką, klei się, bo jednak jest ciepło.
wyszliśmy na brzego, bo mieliśmy jeszcze z1,5h i ja już nie potrafiłem dłużej wytrzymać bez toalety ( po tej wodzie z fontanienki w bkk) i znalałem szalet publiczny, szybko dałem chyab 5 bht ale nie jestem pewny, wchodzę, otwieram drzwi, i moim oczom ukazuję się:
no cóż byłem w lekkie konsternacji:) papieru nie było, poszedłem do pani ale: NO PAPER< NO PAPER. dostałem jeden listek... ale to była moja pierwsza wizyta w kibelku i taki szok, potem przywykłem, że w taj ( podejrzewam, że nie tylko ) stosuje się wodę
pokręciliśy się troszkę w porcie. jest wszystko, stoiska z jedzonkiem, warzywami, owocami, 7eleven..
prom ruszył punktualnie o 23.
płynął powoli, ludzie troszkę pogadali, i w pewnym momencie wszyscy spali. troszkębujało, im czasem aż się budziłem odklejać buzię od sztucznej poduszki, ale jak zaczeło świtać wyszedłem na zewnątrz, a moim oczom ukazało się
Wynika z tego nauka numer pierwszy i podstawowy- W Azji należy zawsze mieć ze sobą jeśli nie papier toaletowy, to przynajmniej chusteczki, jak dla niemowlaka, bo poza hotelami lepszej klasy papier "wartościowy" stanowi towar deficytowy...
super, rejony kóre planuje na za rok
udało się
fajnie się zapowiada
Explore. Dream. Discover.
jedziesz Bucu..:)
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
lot 6:20 do ams, na ltonisku byliśmy jednak chyba 4:30, parę minutsię poszwędaliśmy i poszliśmy do klm. pan zerka w paszport noi co? tak, dokładnie tak, mówi, że paszport p Agnieszki jest za mało ważny.... nerwy! Aga zribiłą się biała- tzn byliśmy biali bo przecież zima, ale zbladła, ja nas spokojnie z nim rozmawiam, szperam w telefonei i szukam strony gdzie było to napisane, jakieś forum, jakaś strona, jak na złość nie mogłem odszukać, pan powiedział ,że wszędzie jest napsiane, że 6 miesięc od daty powrotu. Aga nie mówiła nic! nie chciałem się unosić, bo jeszcze po złości by nas nie puścili. starałęm się mu wytłumaczyć, że w poneidziałek konsul tajski wkleił nam tą wize i raczej nie robił by tego od tak, raczej jest wiarygodną osobą. ale pan swoje. na str msw też jest zapis o 6mc ach.. czekamy na pracownika klm... dzwonił gdzieś chyba z 10 razy a tu już 5:30 była, po jednym z telefonów, puscił nas. jak już oddał paszporty spytałem z ciekawości co zaważyło na jego decyzji. czy przedstawiciel klm wiedzial o tym, ze juz nie ma wymagania na 6 meisiecy? odp. nie powidział, że skoro konsul tajski tak mówi to trzeba mu zaufać:) także w drogę.. Agnieszka odezwałą się do mnie po hmm może godzinie, była zdenerwowana mocno, ja osobiście jakoś wierzyłem i byłem wenetrznie przekonany, że na puszczą:)
śnaidanie na pokład:
ams, szybko na dół do pociągu i na miasto:) ja kilka razy byłem, bo pracuję troszkę w branży poniekąd ogrodniczej, więc miałem rozeznanie.
łądowanko auta:)
a taki parking dal rowerków
lot do bkk mamy o 14:20 ,więc chcieliśmy być ok 13 na lotnisku. świetna komunikacja holenderska, więc nie było problemu.
bagaże były nadane z waw od razu do bkk więc szybka odprawa, ale jednak kontroli sporo. dla nas nowość, szególnie dla mnie, bo Aga się tak nie jarała, ale ja wszystko duże samoloty itp. ze20 minut szliśmy do bramki:)
ok, boarrding, dochdodzimy do stewardessy, stop. to samo, przepraszam ale pani ma paszport "nieaktualny", ocho, to pięknie, wzięli nas na bok, woła jakąś kobitkę zza biurka, szybko do niej doskoczyłem i pewnym głosem, ale ona ma tajską wiezę, Pani pyta: tak? ja: oczywiście prosze zerknąć, tylko zobaczyła od razu przeprosiła za zamieszanie i szybciutko nas poza kolejnością wcisneli do 777 tak że w ams już musieli o tym wiedzieć więcej, a przynajmniej ta lady:)
samolot wygodny, lot ma trwać 10h30min, więć dla nas pikuś, w porównaniu do jazdy autokarem w alpy francuskie, raz byłó 30h+ *shok*. Lekkim problemem buli pasażerowie za nami, chyba maxyk, bo jak pani zdejmowała buty, w okolicy roznosił się zapach.... smród stóp holender obok nas miał czasem chuste na nos z kocyka klm:)
jedzenie smaczen, nei było na co narzekać, chociaż jak mam być szczery to po 3h poszedłem spać, bo poza pokładowym % kupiłem sobie "baterię" whyski i w 40% ją opróżniłem- nie lubię latać!!!. Aga ćwiczyła filmy, nowe max 2 lata...
kilka fotek z samolotu
polecieliśmy za zachód, źeby jeszcze raz przelecieć się nad domem
nie było żadnej obsuwy, wylądowaliśmy wyszliśmy z samolotu i nie wiem dlaczego, pewnie przez to whyski, jak gdyby nigdy nic, napiłem się wody z takiej fontanienki chwile po odejściu uświadomiłem sobie, że może to jednak nei był najlepszy pomysł
w toalecie wskoczyliśmy w letnie fatałaszki, odebraliśmy plecaki i tak jak Matys doradził do pociągu ( dzięki Matys ) po drodze kantor i wymienilismy chyab 20 $, nei oamiętam kursu.
bilety- w sumie żetony na pociąg
kupiliśmy i do ostatniej stacji phyathai. w pociągu, wszyscy, większość urządzenia multimedialne wszelakich marek, i co ciekawe, niektórzy faceci długie paznokcie... ehh nie czaje, ale widziałem to też w Niemczech
jak wysiedliśmy z pociągu to pierwszy raz odczuliśmy róznicę temperatur, lotnisko i pociąg łącznie ze stacją były wychłodzone, a tu BUM ciepełko walneło po licach:)
na dół, od razu zjedliśmy pierwsze padthai i Aga kokosa wypiła
ps. kurcze coś mam nie tak z komputerem i wstawianiem fotek. działa, wiem jak juz to zrobić ale jednak coś nie chce mi wrzucić tych co chcę. uzupełnię ten post o fotki jak tylko dogra mi zdjęcia do końca z telefonu
Kamil
Wtrące się (myślę, że Buc mi wybaczy) i dodam tylko, że żetony ważne są określony czas. Kupione dzisiaj, jutro już nie dziają... .
Byłem taki cwany i kupiłem dzień wczesniej
W razie "W" żetony można wymienić/przeprogramować w budce przy bramkach.
pzdr
Ps.
Kurcze gdzie makaron z tego Pad Thai ?
no tak to nei byłpad thai, to miały być po prsotu krewetki, ale tak na czuja braliśmy. Było pyszne!!
tu jest pierwszy pad thai
wyszliśmy na ulicę i pierwsze o czym myślałem ,to to, że chcę złapać runde tuk tukiem:) noi pyk podjechał jeden. chwilę potargowaliśmy i 180BHT zawiózł nas na ko san raod. bez rzadnych sklepów extra:)
jazda fajna, faktycznie jeżdżą ja kwariaci, ale ma to swój urok. sowją drogą kierowcy aut muszą brać na nich poprawkę:)
oczywiście sms też trzeba napisać:)
nagłoścnienie, głośniki, wzmacniacz itp:)
dojechaliśmy na ko san road, ale zaczęło nas dopadaćzmęczenie, w sumie na polski czas już grubo po 1 w nocy
spradziliśm yceny w 2-3 kantorach i wymieniliśmy całość $ jaką mieliśmy. 1500. jak pytałem czy zrobim nam lepszy kurs przy takiej ilości to powiedział, że nie ma mowy. wymeinił kasę i dolary przypiął do kartki spinaczem
... pokręciliśmy się i zaczeliśmy szukać taxi na mniejsze lotnisko w bkk. chyba zapłaciliśmy 400bht. dojechaliśmy tam ok 112-13, a lot do surat thani o 1820.
Tu bylismy zmęczeni, Aga przysypiała, ja się kreciłem aby nie spać ale jak tylko przysiadłem od razu przycinałem drzmkę. cały cash miałem na szyi w takiej bardzo subtelnej saszetce lnianej:)
po odprawiem poszliśmy do gatów, usiedliśmy i nagle kobity raczej bardziej lokalne niż z europy ;)pytają A czy mogą mieć z nią foto:) my w szoku, ale pewka czemu nie
lot air asia, super. czysto schludnie, maszyny raczej nowe, nie było widać pazurka lat. troszkę ponad godzinkę lotu, odebraliśmy plecaki i wyszliśmy na zewnątrz. od razu tajowie pytali gdzie jedziemy.
NIGHT FERRY KO TAO i już nas wepchneli do jakiegoś małego busika. dla pewności pytaliśmy ludzi czy aby napewno jedziemy dobrze, okazało się, że tak
chyba podóż nie trwała nawet h. dojechaliśmy do portu. pokazali nam gdzie iść. prześliśmy przez mały targ, ale było już mocno po 21, a prom nocny na tao rusza o 23 więc szybko chcieliśmy się upewnić, że miejsce bedziemy mieli... nie było problemu:)
cena 600bht, każdy miałprzypisany numerek odpowiadający materacykowi z poduszką. wypada wziąć kocyk z samolotu, bo poduszka jest obszyta skajką, klei się, bo jednak jest ciepło.
wyszliśmy na brzego, bo mieliśmy jeszcze z1,5h i ja już nie potrafiłem dłużej wytrzymać bez toalety ( po tej wodzie z fontanienki w bkk) i znalałem szalet publiczny, szybko dałem chyab 5 bht ale nie jestem pewny, wchodzę, otwieram drzwi, i moim oczom ukazuję się:
no cóż byłem w lekkie konsternacji:) papieru nie było, poszedłem do pani ale: NO PAPER< NO PAPER. dostałem jeden listek... ale to była moja pierwsza wizyta w kibelku i taki szok, potem przywykłem, że w taj ( podejrzewam, że nie tylko ) stosuje się wodę
pokręciliśy się troszkę w porcie. jest wszystko, stoiska z jedzonkiem, warzywami, owocami, 7eleven..
prom ruszył punktualnie o 23.
płynął powoli, ludzie troszkę pogadali, i w pewnym momencie wszyscy spali. troszkębujało, im czasem aż się budziłem odklejać buzię od sztucznej poduszki, ale jak zaczeło świtać wyszedłem na zewnątrz, a moim oczom ukazało się
Kamil
Jestem i Tao wypatruję
Wynika z tego nauka numer pierwszy i podstawowy- W Azji należy zawsze mieć ze sobą jeśli nie papier toaletowy, to przynajmniej chusteczki, jak dla niemowlaka, bo poza hotelami lepszej klasy papier "wartościowy" stanowi towar deficytowy...
Duży Zając
Buc i ja dotarłam
...nieważne gdzie, ważne z kim...