No to lecimy dalej Dojeżdżamy do rezerwatu lasów mangrowych, będziemy polować na nosacze Pogoda miodzio jednak warto było przestawić wycieczkę Jesteśmy na przystani ok 16-stej, w oczekiwaniu na przewodnika z łodzią częstujemy się kawką i słodkościami i podziwiamy widoki
przystań:
jedną z tych łódeczek popłyniemy:
Obowiązkowe kapoczki na grzbiecik i płyniemy Gorąc jak w piekarniku, pod kapoczkiem co nieco gotuje się na twardo Nie buja, nie rzuca, płynie się równiutko, no to wszyscy zezuli kapoczki Płyniemy widoczki :
póki co, wypatrzony spiący waran na drzewie
Wszyscy wypatrują nosaczy... ale nic... Na rzece jesteśmy sami, nie ma łódek, może się uda?
Płyniemy sobie spokojnie zygzakiem, od jednego brzegu do drugiego, nieeee... miejscowy operator łódki i jednocześnie przewodnik nie był pod wpływem wypatrywaliśmy nosaczy po krzaczorach Wszyscy skupieni, sokolim okiem przeczesujący krzaczory... Mignęło mi jasne futerko w zieloności... -tam!!! Tam!!!! Krzyczę szeptem, pokazując paluchem w krzaczory. Miejscowy obeznany, a taki ślepy... No i kto wypatrzył pierwsze nosacze????? Piszę nieskromnie- ja Widać kto w puszczy wychowany I nauczony wypatrywania dzikiej zwierzyny Choć jestem z lekka przyślepła w okularach korekcyjnych...
Pierwsze nosacze, samiczka:
Samiczki posilały się w krzaczorkach i ciężko je było sfocić ale się udało
Obserwujemy stadko przez jakąś chwilę, aż całkiem się schowały. No to płyniemy dalej:
Widoki przepiękne I są!!!! Następne Buszują w krzaczkach i niecierpliwie czekamy aż się pokażą Pierwsze wychyla się młode, poznajemy je po ciemnej bużce
I w końcu... po dłuższej chwili pojawia się szef i właściciel stadka:
I tu uprzedzę pytanie Samca alfa poznajemy po dużym nosie A im większy nos, tym większe wzięcie u pań i manie stadka w postaci kilku pań i potomstwa
Zapadła noc. Czarna, bezksiężycowa.Płyniemy łodzią po rzece. Z tyłu, w oddali znikają ostatnie światełka przystani. Ucichły rozmowy ale wokół rozbrzmiewa rozmowa cykad, niesiona przez wodę rzeki. Czarno, żrenice powoli przywyczajają się do ciemności. Rozróżniam powoli cienie mangrowego lasu.... ale co czai się za granicą mroku? Nie widać rzeki, fal, drzew, czy jest zakręt? Czy płyniemy prosto... Przewodnik zapala laterkę i błądzi strumieniem światła po brzegach. I wreszcie są! Dwa czerwone punkciki- oczy krokodyla. Za chwilę są następne i natępne. Krokodyle tu są Lepiej nie wypaść z łódki Maleńkie czerwone dwa punkciki zaświecają się w zaroślach, w wodzie -podpływamy- to maluszek taki ze 30 cm, pływa sobie. Oczka pisnęły, raz, drugi raz... Przewodnik stwierdził, że się zwijamy szybko, bo jak jest tu maluch, to gdzieś niedaleko w zaroślach jest duża para czerwonych oczu- czyli matka i lepiej z nią nie zadzierać
Antenko, plażyczki bardzo urokliwe.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
mojeulubione Bornio
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Doczytane...ten widok na górę obłędny
Lamia- bardzo urokliwe te plażyczki
Lordziu- witaj na Bornio jak ulubione, to postaram się nie zawieść
Żeluś- nooo... górka też na mnie zrobiła wrażenie
No to lecimy dalej
Dojeżdżamy do rezerwatu lasów mangrowych, będziemy polować na nosacze
Pogoda miodzio jednak warto było przestawić wycieczkę Jesteśmy na przystani ok 16-stej, w oczekiwaniu na przewodnika z łodzią częstujemy się kawką i słodkościami i podziwiamy widoki
przystań:
jedną z tych łódeczek popłyniemy:
Obowiązkowe kapoczki na grzbiecik i płyniemy Gorąc jak w piekarniku, pod kapoczkiem co nieco gotuje się na twardo Nie buja, nie rzuca, płynie się równiutko, no to wszyscy zezuli kapoczki
Płyniemy widoczki :
póki co, wypatrzony spiący waran na drzewie
Wszyscy wypatrują nosaczy... ale nic...
Na rzece jesteśmy sami, nie ma łódek, może się uda?
Płyniemy sobie spokojnie zygzakiem, od jednego brzegu do drugiego, nieeee... miejscowy operator łódki i jednocześnie przewodnik nie był pod wpływem wypatrywaliśmy nosaczy po krzaczorach
Wszyscy skupieni, sokolim okiem przeczesujący krzaczory...
Mignęło mi jasne futerko w zieloności...
-tam!!! Tam!!!! Krzyczę szeptem, pokazując paluchem w krzaczory.
Miejscowy obeznany, a taki ślepy...
No i kto wypatrzył pierwsze nosacze?????
Piszę nieskromnie- ja Widać kto w puszczy wychowany I nauczony wypatrywania dzikiej zwierzyny
Choć jestem z lekka przyślepła w okularach korekcyjnych...
Pierwsze nosacze, samiczka:
Samiczki posilały się w krzaczorkach i ciężko je było sfocić ale się udało
Obserwujemy stadko przez jakąś chwilę, aż całkiem się schowały. No to płyniemy dalej:
Widoki przepiękne
I są!!!! Następne Buszują w krzaczkach i niecierpliwie czekamy aż się pokażą
Pierwsze wychyla się młode, poznajemy je po ciemnej bużce
I w końcu... po dłuższej chwili pojawia się szef i właściciel stadka:
I tu uprzedzę pytanie Samca alfa poznajemy po dużym nosie A im większy nos, tym większe wzięcie u pań i manie stadka w postaci kilku pań i potomstwa
i panienka:
Płyniemy sobie dalej i mamy okazałego samca, który zaczął pofukiwać i pokazywać, kto tu rządzi
mina właściwa brew zmarszczona... zawziętość bije po oczach ...
eeee... to tylko stadko langur przelatywało i trza było potrząść drzewem, co by se nie pomyślały i wiedziały kto tu rządzi...
i sobie nie myślcie I kto tu rządzi????
A co tam kapok a co tam krokodyle w rzezece trza sfocić nosacze obiecałam,że foty zrobię
I powoli kończy się dzień....
Rejs po rzece Klias bardzo udany Było super Pierwsze spotkanie z nosaczami MEGA!
Zapadła noc. Czarna, bezksiężycowa.Płyniemy łodzią po rzece. Z tyłu, w oddali znikają ostatnie światełka przystani. Ucichły rozmowy ale wokół rozbrzmiewa rozmowa cykad, niesiona przez wodę rzeki. Czarno, żrenice powoli przywyczajają się do ciemności. Rozróżniam powoli cienie mangrowego lasu.... ale co czai się za granicą mroku? Nie widać rzeki, fal, drzew, czy jest zakręt? Czy płyniemy prosto...
Przewodnik zapala laterkę i błądzi strumieniem światła po brzegach. I wreszcie są! Dwa czerwone punkciki- oczy krokodyla. Za chwilę są następne i natępne. Krokodyle tu są Lepiej nie wypaść z łódki Maleńkie czerwone dwa punkciki zaświecają się w zaroślach, w wodzie -podpływamy- to maluszek taki ze 30 cm, pływa sobie. Oczka pisnęły, raz, drugi raz... Przewodnik stwierdził, że się zwijamy szybko, bo jak jest tu maluch, to gdzieś niedaleko w zaroślach jest duża para czerwonych oczu- czyli matka i lepiej z nią nie zadzierać