I zaczyna się zabawa ,,zapach" z rybiej części targowiska obłędnie powalający...
susz z rybich zwłok
część jajeczna
i różne różności maści wszelkiej
tu Pan się uparł, że koniecznie chcę kupić wołowinkę i że mi wyrżnie najlepszy kawałek a ja niekoniecznie chciałam... nie przepadam za wołowinką z wyjątkiem tatara
I nagle wyczuwam nikły zapach czegoś pysznego.... Idę za wonią jak po śniurku.... Jest! Żarełko Przyglądam się przez chwilę co to zacz jest Wygląda smakowicie, pachnie obłędnie, drażniąc mózg, który wysłał sygnał, że chce TO zjeść No to zamawiam u Pana taki placek:
Łooo, jesusicku... placek smakował nieziemsko... z masłem, orzechami, cukrem. Czysta, obłędna przyjemność Pyyyyyycha Takie proste, a jakie smakowicie pyszne Jeszcze teraz, na samo wspomnienie ślinka mi cieknie...
Mijam kolejne przekąski: bardzo popularne banany smażone w cieście z różnymi dodatkami(ale z czekoladą nie było )
i inne różności:
Spotkałam koleżanki z MY3. -Co masz???? co masz????- rzucają mi się do torebki z plackiem, oraz mało co nie wyszarpują z zębów kawałka. - Takie pyszne coś za 1,5 orangutana...- uśmiecham się z pełną gębą dobroci -Daaaaj!!!Daaaaj!!!- rzucają się łapkami w torebkę jak te głodne pelikany... Dałam spróbować po kawałku i widzę jak laski odpływają.... - Chcemy TO!!!!!!!! PROWADŻ!!!! BYLE SZYBKO!!!! Nie doprowadziłam do mojego pana Rzuciły się na pierwsze spotkane stanowisko, oferujące placki
I czczęśliwe, i zadowolone, i z pełnymi buziami ... słychać tyko: -Mmmmm..... mmmmmm.... mmmmmm.... Paluszki lizać
Będziemy tu 3 noce. Najmniej mile wspominam ten hotel, warunki mieszkalne ok, położenie fajne do szlajania się po okolicy( deptak nad rzeką, chińska dzielnica i inne atrakcje) a to za sprawą,że codziennie na śniadanie jadłam fasolkę z parówką i tost z masłem orzechowym.... bo nie było co jeść Jak mnie znacie, to wiecie,żem pod względem jedzeniowym niewybredna ale jednak czasem coś zjeść muszę
Następnego dnia, wcześnie rano jedziemy do Semenggoh Wildlife Rehabilitation Centre. Oznacza to spotkanie z orangutanami Wszyscy szczęśliwi, podekscytowani przed spotkaniem jak przed rozpakowaniem prezentu Ośrodek Semenggoh jest ok 40 min jazdy poza miasto, można też dojechać miejskim autobusem. W Ośrodku znajdują schronienie chore, lub osierocone orangutany, które jak dorosną lub wyzdrowieją, są wypuszczane na wolność. Te, które się nie przystosują, zostają do końca życia. Żyją sobie na ogromnym, nieogrodzonym terenie, w między czasie dając się podglądać turystom w porach dokarmiania, o 9-tej i 15-stej. Oglądanie trwa mniej więcej godzinę, potem trzeba opuścić Ośrodek, by zwierzęta miały spokój
Wchodzimy na teren Ośrodka. W punkcie zbornym krótka pogadanka na temat pracy Ośrodka oraz jak się zachować, wygłoszona przez opiekuna orangutanów. Chętnych do oglądania jest ok 30 osób, towrzystwo międzynarodowe. Po tej prelekcji idziemy do lasu:
Ooo!!! Jakie ładne dzbaneczniki Mięsożerne Drapieżniki jedne Jakoś ten azot trza zdobyć i przyswoić, jak go w glebie mało
Dochodzimy do punktu, gdzie dokarmiane są orangutany. W powietrzu czuć nie tylko gorąc, lepkość i zgniłe liście ale też ogromne oczekiwanie pomieszane z ekscytacją... Przyjdą??????? Czekamy....
I czekamy.... Mamy tylko godzinę by je zobaczyć. Spoglądam na zegarek- minuty upływają nieubłagalnie.... Czekamy... Powietrze nie tylko gęstnieje od deszczu.... Opiekun, zapewnia,że są gdzieś niedaleko i jakby co, to wydłuży nam czas bytności. Czekamy.... Niecierpliwie przestępuję z nóżki na nóżkę... Ruch w gałęziach się zrobił i... eeeeee... to tylko wiewiórki podkradające smakołyki dla orangutanów:
Po około godzinnej wizycie w muzeum, przechodzimy przez park go okalający
i jedziemy na stare miasto na targ Uwielbiam targi dla miejscowych No to szybko odrywam się od innych i zaczynam szlajanko po opłotkach
I zaczyna się zabawa ,,zapach" z rybiej części targowiska obłędnie powalający...
susz z rybich zwłok
część jajeczna
i różne różności maści wszelkiej
tu Pan się uparł, że koniecznie chcę kupić wołowinkę i że mi wyrżnie najlepszy kawałek a ja niekoniecznie chciałam... nie przepadam za wołowinką z wyjątkiem tatara
kto kupi se kilo?
No i sobie tak łażę, przyglądam się, podglądam
a tu pan sobie przerwę w pracy zrobił
dzieciaki skore do uśmiechu wszędzie, pod każdą szerokością geograficzną takie same
i ich mama, z którą była urocza pogawędka,ale się nie mogła nadziwić jak to kobieta może na koniec świata lecieć sama, bez męża, brata, ojca
I nagle wyczuwam nikły zapach czegoś pysznego.... Idę za wonią jak po śniurku....
Jest! Żarełko Przyglądam się przez chwilę co to zacz jest Wygląda smakowicie, pachnie obłędnie, drażniąc mózg, który wysłał sygnał, że chce TO zjeść
No to zamawiam u Pana taki placek:
Łooo, jesusicku... placek smakował nieziemsko... z masłem, orzechami, cukrem. Czysta, obłędna przyjemność Pyyyyyycha Takie proste, a jakie smakowicie pyszne Jeszcze teraz, na samo wspomnienie ślinka mi cieknie...
Mijam kolejne przekąski:
bardzo popularne banany smażone w cieście z różnymi dodatkami(ale z czekoladą nie było )
i inne różności:
Spotkałam koleżanki z MY3.
-Co masz???? co masz????- rzucają mi się do torebki z plackiem, oraz mało co nie wyszarpują z zębów kawałka.
- Takie pyszne coś za 1,5 orangutana...- uśmiecham się z pełną gębą dobroci
-Daaaaj!!!Daaaaj!!!- rzucają się łapkami w torebkę jak te głodne pelikany...
Dałam spróbować po kawałku i widzę jak laski odpływają....
- Chcemy TO!!!!!!!! PROWADŻ!!!! BYLE SZYBKO!!!!
Nie doprowadziłam do mojego pana Rzuciły się na pierwsze spotkane stanowisko, oferujące placki
I czczęśliwe, i zadowolone, i z pełnymi buziami ...
słychać tyko:
-Mmmmm..... mmmmmm.... mmmmmm....
Paluszki lizać
Docieramy do hotelu póżnym popołudniem.
Będziemy tu 3 noce. Najmniej mile wspominam ten hotel, warunki mieszkalne ok, położenie fajne do szlajania się po okolicy( deptak nad rzeką, chińska dzielnica i inne atrakcje) a to za sprawą,że codziennie na śniadanie jadłam fasolkę z parówką i tost z masłem orzechowym.... bo nie było co jeść Jak mnie znacie, to wiecie,żem pod względem jedzeniowym niewybredna ale jednak czasem coś zjeść muszę
Widok na wprost wejścia
krótki rekonesans po okolicy:
fajny mural
i trafiamy po prostu w punkt
CDN.
Nosacze superowe .... i te klimaty miejscowych targów, mnie to już nawet ta część rybna nie przeszkadza
Wojtek- nosacze jeszcze będą Klimaty miejscowe są fajne , obojętnie gdzie podglądam
Następnego dnia, wcześnie rano jedziemy do Semenggoh Wildlife Rehabilitation Centre. Oznacza to spotkanie z orangutanami Wszyscy szczęśliwi, podekscytowani przed spotkaniem jak przed rozpakowaniem prezentu
Ośrodek Semenggoh jest ok 40 min jazdy poza miasto, można też dojechać miejskim autobusem.
W Ośrodku znajdują schronienie chore, lub osierocone orangutany, które jak dorosną lub wyzdrowieją, są wypuszczane na wolność. Te, które się nie przystosują, zostają do końca życia. Żyją sobie na ogromnym, nieogrodzonym terenie, w między czasie dając się podglądać turystom w porach dokarmiania, o 9-tej i 15-stej. Oglądanie trwa mniej więcej godzinę, potem trzeba opuścić Ośrodek, by zwierzęta miały spokój
Wchodzimy na teren Ośrodka. W punkcie zbornym krótka pogadanka na temat pracy Ośrodka oraz jak się zachować, wygłoszona przez opiekuna orangutanów. Chętnych do oglądania jest ok 30 osób, towrzystwo międzynarodowe. Po tej prelekcji idziemy do lasu:
Ooo!!! Jakie ładne dzbaneczniki Mięsożerne Drapieżniki jedne Jakoś ten azot trza zdobyć i przyswoić, jak go w glebie mało
Dochodzimy do punktu, gdzie dokarmiane są orangutany. W powietrzu czuć nie tylko gorąc, lepkość i zgniłe liście
ale też ogromne oczekiwanie pomieszane z ekscytacją... Przyjdą???????
Czekamy....
I czekamy....
Mamy tylko godzinę by je zobaczyć.
Spoglądam na zegarek- minuty upływają nieubłagalnie....
Czekamy...
Powietrze nie tylko gęstnieje od deszczu....
Opiekun, zapewnia,że są gdzieś niedaleko i jakby co, to wydłuży nam czas bytności.
Czekamy....
Niecierpliwie przestępuję z nóżki na nóżkę...
Ruch w gałęziach się zrobił i...
eeeeee... to tylko wiewiórki podkradające smakołyki dla orangutanów:
Czekamy....