Bardzo fajnie,że piszesz szczerze jak widziałeś i jak czułeś Andamany
Widzę,że Młoda daje radę a zdjęcie jej w więzieniu MEGA
Młoda daje radę, bo podróżowanie ma we krwi Pierwszą podróż samolotem odbyła jak była w 4 miesiącu w brzuchu mamy, a swoją już powiedzmy świadomą, jak miała coś koło miesiąca
Wstać było trzeba niestety rano, bo dziś się przenosiliśmy na jedną noc do innego hotelu na inną wyspę, co łączyło się z podróżą czymś co pływa
Zanim jednak wyjechaliśmy z hotelu na przystań postanowiłem skoczyć do kantoru i wymienić USD na INR. Przed wyjazdem zasięgnęliśmy informacji z kilku źródeł, które mniej więcej się potwierdzały i mówiły, że w Port Blair są co najmniej dwa kantory, a poza tym kasę można wymienić w banku. W recepcji zapytałem boya hotelowego o to gdzie jest najbliższy kantor, wskazał mi bez problemu. Dotarłem do niego po 5 minutach. Zamknięty. No tak, przecież nie pytałem boya o to czy jest czynny, tylko gdzie jest :> Ktoś ze sklepu obok powiedział mi, że drugi kantor jest w punkcie informacji turystycznej jakieś 10 minut drogi stąd i że jest czynny. Ruszam. Z problemami, ale przybytek znalazłem. Wchodzę, za ladą młody człowiek, pytam po angielsku czy wymieniają walutę? Tak, oczywiście, nie ma problemu. Wyciągam więc kasę, a koleś mówi, że wymieniają, ale jak jest boss, którego teraz nie ma… Będzie za dwie godziny, może trochę prędzej. Kur… Ja mogę poczekać, ale coś co pływa już na nas nie poczeka. Pytam więc gościa gdzie jest jakiś bank, który mi to wymieni? No jest, tam i tam, ale chyba jeszcze zamknięty… Szlag! Wychodzę na ulicę i wchodzę do pierwszego lepszego sklepu zapytać gdzie tu jeszcze można wymienić pieniądze. Dziewczyna łamaną angielszczyzną mówi mi żebym poszukał jakiegoś sklepu z biżuterią. Podziękowałem i udaję się na poszukiwania. Z tym na szczęście było łatwo, jubiler był już trzy sklepy dalej. Wchodzę i pytam o to samo, krótka narada, wołają kogoś z zaplecza i tak, wymienią mi. Pytają ile? Wyciągam nie pamiętam już ile USD, zgoda. Pytam jaki kurs? Wyciągają wczorajszą gazetę i sprawdzają po ile dolar stoi. Kurs mniej więcej bankowy, a w mojej sytuacji i tak nie mam dobrej pozycji do targowania się. Obcinają od kursu gazetowego jakieś 5 rupii i podają mi wynik mnożenia na kalkulatorze. Zgadzam się i do dzieła. Ale dolary miałem w różnych nominałach i w 100 i w 5, 10 i 20. Oglądają, badają, wąchają te banknoty, jakbym nie miał co robić tylko przyjechać na Andamany i oszukać ich, wciskając im fałszywe 20$... Powoli coś mnie trafia, bo wiem, że w hotelu na mnie czekają... W końcu po naradach odrzucili jedną dwudziestkę. W zamian dałem im dwie dziesiątki i za dwie minuty wyszedłem z rupiami ze sklepu… Masakra, ale dobrze, że się udało.
Widoki na podeszczowy Port Blair podczas poszukiwania kantoru...
Pewnie w tym momencie nasunie Wam się pytanie o bezpieczeństwo na Andamanach. Nam też się nasunęło już pierwszego dnia i zapytaliśmy o to naszych opiekunów. Fakty są takie, że Andamany i Nikobary to najbezpieczniejszy region Indii. Hindusi, a szczególnie Hinduski przyjeżdżające tu za Bombaju, New Delhi i innych wielkich miast Indii dopiero tutaj wyciągają z torebek swoją biżuterię i pokazują się w niej publicznie, bo wiedzą, że nic im nie grozi, w przeciwieństwie do miast z których przyjeżdżają. I rzeczywiście można było to zaobserwować. Cięższych przestępstw kryminalnych nie ma prawie wcale. Tak więc o bezpieczeństwo się nie obawialiśmy. Oczywiście w granicach rozsądku
OK, wróciłem do hotelu i gazem do portu. Tym razem innego niż dnia poprzedniego, bo i statek poważniejszy. Formalności załatwił opiekun z Andaman Excursions i po kilkunastu minutach ładowaliśmy się już na statek o wdzięcznej nazwie BAMBOOKA. Statek ten to regularny liniowy krótkodystansowiec pasażersko-towarowy, kursujący na trasie Port Blair – Havelock Island z przystankiem na Neil Island gdzie był nasz punkt docelowy na dziś.
Terminal portu
Widoki na i z Bambooki
Mimo, że Port Blair z Neil Island dziel w linii prostej tylko 36 km to rejs trwał prawie dwie godziny, warunki podróży nie najgorsze, chociaż widać na pierwszy rzut oka, że jest to transport głównie dla tambylców
Zaraz za bramą nabrzeża portu Bharatpur z tłumu wyłowił nas przedstawiciel naszego biura, nie było mu trudno, bo nadal byliśmy jedynymi białasami. Samochód i jazda do hotelu Pearl Park Beach Resort położonego na północno-zachodnim krańcu wyspy. W hotelu do lunchu czas wolny Hotel prezentował się nieźle, bez robactwa, pokoje, a właściwie bungalowy, z tv i łazienkami. W końcu indyjskie 4 gwiazdki do czegoś zobowiązują był nawet plac zabaw
Droga na przyhotelową plażę
Podczas odpływu nie sprawiała dobrego wrażenia
Po lunchu jazda na południowy kraniec wyspy aby obejrzeć jedyną na wyspie atrakcję, czyli naturalny most uformowany przez wieki przez przyrodę ze skał i raf. Tej jedynej atrakcji wyspy nie można sobie oglądać ot tak, kiedy się chce, a tylko w porze odpływu i w takiej też porze tam zajechaliśmy. Aby dotrzeć do mostu trzeba przejść kawałek przez palmowy las, gdzie po drodze mijamy kilka straganów z mydłem i powidłem, a następnie – również spory kawałek – po rafach. Tym sposobem dochodzimy do niewielkiej plaży, gdzie w jej centralnym punkcie znajduje się ów naturalny most. Ze względu na dość wysoki i dziki klif, zejście bezpośredni na plażę nie jest możliwe. Wrażenia z atrakcji średnie, no ale być i nie zobaczyć? Więc pooglądaliśmy zarówno most jak i plażę czy też to co odkryła woda i po 40 minutach wyjeżdżamy. Pogoda tego dnia dopisywała aż nadto, a telefon z indyjską kartą do Internetu pokazywał temperaturę 35 stopni…
Mijana po drodze lokalna szkoła
Atrakcja dnia!
Krajobraz trochę księżycowy
Za kilka wieków będzie drugi most i kolejna atrakacja
W tym dniu słońce miało zachodzić tuż po 17, więc wraz z przewodnikiem udaliśmy się na plażę Laxmanpur, położoną niedaleko naszego hotelu, podziwiać zachód słońca. Droga na plażę wiodła przez las nieznanych u nas drzew papita (Pterocymbium tinctorium) dochodzących do 40 metrów wysokości Podziwianie zachodu też udało się średnio, bo zachmurzenie nie pozwalało słońcu zajść w pełnej krasie Za to zaczął się przypływ i mała mogła trochę poszaleć w wodzie.
Powrót do hotelu, kolacja i kolejny dzień na Andamanach za nami…
Kolejny dzień na Andamanach zaczął się wcześnie, przynajmniej dla mnie. Poranny spacer nad morze, drogą wśród palm i dojrzewających papai, to było coś
Plaża, mimo przypływu, nadal nie zachwycała, ale warto było posłuchać głosu morza i popatrzeć na uwijających się z rana przy sieciach rybaków.
Dojrzewające papaje
Potem śniadanie i wyprawa (już razem z bagażami) na najlepszą plażę na wyspie. Zdecydowanie lepsza od hotelowej, ale nadal daleko jej do zachwytu czy w ogóle czegoś co widzieliśmy już kiedyś. Mimo tego spędziliśmy wśród hindusów kilka miłych godzin. Skorzystaliśmy z jakichś tam lokalnych atrakcji, potem lunch w przybrzeżnej kantynie i jakoś około 13 ruszyliśmy do portu aby wsiąść na następny statek, który miał nas przetransportować na kolejną wyspę – Havelock.
Przy nabrzeżu czekał już statek (NORTH PASSAGE) podobnych rozmiarów do tego, którym tu przypłynęliśmy. Podróż na Havelock, która jest bliżej od Neil niż Port Blair, trwała i tak jakieś półtorej godziny, bo port dla tego typu statków jest na zupełnie północnym krańcu wyspy. Rejs był jednak łatwy, lekki i przyjemny, więc nie sprawiało nam różnicy czy trwa on godzinę czy półtorej. Trwa ile musi
Już przy opuszczaniu statku na Havelock, zauważyliśmy pierwszego białasa 7 dni bez białego człowieka na horyzoncie, niezły wynik
Białas na horyzoncie
Port na Havelock jest minimalnie bardziej cywilizowany niż na Neil Island Są tam nawet swego rodzaju poczekalnie Po wyjściu za bramę, jak zwykle czekał na nas samochód, który zawiózł nas do The Wild Orchid Resort. Mimo szumnej nazwy prawdziwe w niej było tylko słowo WILD
Szybki check-in, zwiedzenie pokoju, a potem lunch w przyresortowej restauracji i już ruszamy na najsławniejszą plaże Andamanów – Radhanagar Beach.
Na plażę położoną w linii prostej jakieś 5 km od naszego hotelu jedzie się około 40 minut. Tak, drogi nie są atutem Havelock Island Gdy dojechaliśmy na plażę, to słońce powoli zbierało się już ku zachodowi. Przed wejściem na plażę już panuje komercja, stragany, straganiki, pamiątki, soki, owoce. Każdy sprzedaje co może. Skorzystaliśmy z okazji zjedzenia świeżych owoców i za niecałe 3 zł kupiliśmy cały talerz, obranej i pokrojonej, owocowej mieszanki.
Plaża robi wrażenie, czyściutka, szeroka, zadbana i nie zaśmiecona leżakami, parawanami i innymi diabelskimi wynalazkami Z plaży i wody oczywiście można w pełni korzystać, ale większość ludzi ogląda niż korzysta. Nasza mała oczywiście nie przepuściła okazji i dupkę zamoczyć musiała
Nie był to jedyny nasz pobyt na tej plaży, więc dziś tylko kilka zdjęć popołudniowo – wieczornych. Następnym razem będą inne
Po około dwóch godzinach wróciliśmy do hotelu, gdzie wybraliśmy się na kolację i drinka. Wybór alkoholi co prawda nie powalał, ale było się czego napić.
Spędziliśmy leniwy, spokojny dzień na Andamanach, z którego byliśmy bardzo zadowoleni.
hehe dobrze wiedzieć gdzie jechać, kiedy jechać i w czym jechać Cenna bardzo informacja , na pewno się przyda
Wszystko ma swoją wartość ...
http://mptent.com/
Bardzo fajnie,że piszesz szczerze jak widziałeś i jak czułeś Andamany
Widzę,że Młoda daje radę a zdjęcie jej w więzieniu MEGA
Młoda daje radę, bo podróżowanie ma we krwi Pierwszą podróż samolotem odbyła jak była w 4 miesiącu w brzuchu mamy, a swoją już powiedzmy świadomą, jak miała coś koło miesiąca
Jeździ z nami wszędzie i nie narzeka.
Pozdrawiam!
Andamany i Nikobary – dzień 3
Wstać było trzeba niestety rano, bo dziś się przenosiliśmy na jedną noc do innego hotelu na inną wyspę, co łączyło się z podróżą czymś co pływa
Zanim jednak wyjechaliśmy z hotelu na przystań postanowiłem skoczyć do kantoru i wymienić USD na INR. Przed wyjazdem zasięgnęliśmy informacji z kilku źródeł, które mniej więcej się potwierdzały i mówiły, że w Port Blair są co najmniej dwa kantory, a poza tym kasę można wymienić w banku. W recepcji zapytałem boya hotelowego o to gdzie jest najbliższy kantor, wskazał mi bez problemu. Dotarłem do niego po 5 minutach. Zamknięty. No tak, przecież nie pytałem boya o to czy jest czynny, tylko gdzie jest :> Ktoś ze sklepu obok powiedział mi, że drugi kantor jest w punkcie informacji turystycznej jakieś 10 minut drogi stąd i że jest czynny. Ruszam. Z problemami, ale przybytek znalazłem. Wchodzę, za ladą młody człowiek, pytam po angielsku czy wymieniają walutę? Tak, oczywiście, nie ma problemu. Wyciągam więc kasę, a koleś mówi, że wymieniają, ale jak jest boss, którego teraz nie ma… Będzie za dwie godziny, może trochę prędzej. Kur… Ja mogę poczekać, ale coś co pływa już na nas nie poczeka. Pytam więc gościa gdzie jest jakiś bank, który mi to wymieni? No jest, tam i tam, ale chyba jeszcze zamknięty… Szlag! Wychodzę na ulicę i wchodzę do pierwszego lepszego sklepu zapytać gdzie tu jeszcze można wymienić pieniądze. Dziewczyna łamaną angielszczyzną mówi mi żebym poszukał jakiegoś sklepu z biżuterią. Podziękowałem i udaję się na poszukiwania. Z tym na szczęście było łatwo, jubiler był już trzy sklepy dalej. Wchodzę i pytam o to samo, krótka narada, wołają kogoś z zaplecza i tak, wymienią mi. Pytają ile? Wyciągam nie pamiętam już ile USD, zgoda. Pytam jaki kurs? Wyciągają wczorajszą gazetę i sprawdzają po ile dolar stoi. Kurs mniej więcej bankowy, a w mojej sytuacji i tak nie mam dobrej pozycji do targowania się. Obcinają od kursu gazetowego jakieś 5 rupii i podają mi wynik mnożenia na kalkulatorze. Zgadzam się i do dzieła. Ale dolary miałem w różnych nominałach i w 100 i w 5, 10 i 20. Oglądają, badają, wąchają te banknoty, jakbym nie miał co robić tylko przyjechać na Andamany i oszukać ich, wciskając im fałszywe 20$... Powoli coś mnie trafia, bo wiem, że w hotelu na mnie czekają... W końcu po naradach odrzucili jedną dwudziestkę. W zamian dałem im dwie dziesiątki i za dwie minuty wyszedłem z rupiami ze sklepu… Masakra, ale dobrze, że się udało.
Widoki na podeszczowy Port Blair podczas poszukiwania kantoru...
Pewnie w tym momencie nasunie Wam się pytanie o bezpieczeństwo na Andamanach. Nam też się nasunęło już pierwszego dnia i zapytaliśmy o to naszych opiekunów. Fakty są takie, że Andamany i Nikobary to najbezpieczniejszy region Indii. Hindusi, a szczególnie Hinduski przyjeżdżające tu za Bombaju, New Delhi i innych wielkich miast Indii dopiero tutaj wyciągają z torebek swoją biżuterię i pokazują się w niej publicznie, bo wiedzą, że nic im nie grozi, w przeciwieństwie do miast z których przyjeżdżają. I rzeczywiście można było to zaobserwować. Cięższych przestępstw kryminalnych nie ma prawie wcale. Tak więc o bezpieczeństwo się nie obawialiśmy. Oczywiście w granicach rozsądku
OK, wróciłem do hotelu i gazem do portu. Tym razem innego niż dnia poprzedniego, bo i statek poważniejszy. Formalności załatwił opiekun z Andaman Excursions i po kilkunastu minutach ładowaliśmy się już na statek o wdzięcznej nazwie BAMBOOKA. Statek ten to regularny liniowy krótkodystansowiec pasażersko-towarowy, kursujący na trasie Port Blair – Havelock Island z przystankiem na Neil Island gdzie był nasz punkt docelowy na dziś.
Terminal portu
Widoki na i z Bambooki
Mimo, że Port Blair z Neil Island dziel w linii prostej tylko 36 km to rejs trwał prawie dwie godziny, warunki podróży nie najgorsze, chociaż widać na pierwszy rzut oka, że jest to transport głównie dla tambylców
Zaraz za bramą nabrzeża portu Bharatpur z tłumu wyłowił nas przedstawiciel naszego biura, nie było mu trudno, bo nadal byliśmy jedynymi białasami. Samochód i jazda do hotelu Pearl Park Beach Resort położonego na północno-zachodnim krańcu wyspy. W hotelu do lunchu czas wolny Hotel prezentował się nieźle, bez robactwa, pokoje, a właściwie bungalowy, z tv i łazienkami. W końcu indyjskie 4 gwiazdki do czegoś zobowiązują był nawet plac zabaw
Droga na przyhotelową plażę
Podczas odpływu nie sprawiała dobrego wrażenia
Po lunchu jazda na południowy kraniec wyspy aby obejrzeć jedyną na wyspie atrakcję, czyli naturalny most uformowany przez wieki przez przyrodę ze skał i raf. Tej jedynej atrakcji wyspy nie można sobie oglądać ot tak, kiedy się chce, a tylko w porze odpływu i w takiej też porze tam zajechaliśmy. Aby dotrzeć do mostu trzeba przejść kawałek przez palmowy las, gdzie po drodze mijamy kilka straganów z mydłem i powidłem, a następnie – również spory kawałek – po rafach. Tym sposobem dochodzimy do niewielkiej plaży, gdzie w jej centralnym punkcie znajduje się ów naturalny most. Ze względu na dość wysoki i dziki klif, zejście bezpośredni na plażę nie jest możliwe. Wrażenia z atrakcji średnie, no ale być i nie zobaczyć? Więc pooglądaliśmy zarówno most jak i plażę czy też to co odkryła woda i po 40 minutach wyjeżdżamy. Pogoda tego dnia dopisywała aż nadto, a telefon z indyjską kartą do Internetu pokazywał temperaturę 35 stopni…
Mijana po drodze lokalna szkoła
Atrakcja dnia!
Krajobraz trochę księżycowy
Za kilka wieków będzie drugi most i kolejna atrakacja
W tym dniu słońce miało zachodzić tuż po 17, więc wraz z przewodnikiem udaliśmy się na plażę Laxmanpur, położoną niedaleko naszego hotelu, podziwiać zachód słońca. Droga na plażę wiodła przez las nieznanych u nas drzew papita (Pterocymbium tinctorium) dochodzących do 40 metrów wysokości Podziwianie zachodu też udało się średnio, bo zachmurzenie nie pozwalało słońcu zajść w pełnej krasie Za to zaczął się przypływ i mała mogła trochę poszaleć w wodzie.
Powrót do hotelu, kolacja i kolejny dzień na Andamanach za nami…
C.D.N.
...heee, motyw "kantorowo-pieniężny" superowo opisany !! ; )
a że i fotki "zgrabne" to masz we mnie stałego ogladacza : )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Andamany i Nikobary – dzień 4
Kolejny dzień na Andamanach zaczął się wcześnie, przynajmniej dla mnie. Poranny spacer nad morze, drogą wśród palm i dojrzewających papai, to było coś
Plaża, mimo przypływu, nadal nie zachwycała, ale warto było posłuchać głosu morza i popatrzeć na uwijających się z rana przy sieciach rybaków.
Dojrzewające papaje
Potem śniadanie i wyprawa (już razem z bagażami) na najlepszą plażę na wyspie. Zdecydowanie lepsza od hotelowej, ale nadal daleko jej do zachwytu czy w ogóle czegoś co widzieliśmy już kiedyś. Mimo tego spędziliśmy wśród hindusów kilka miłych godzin. Skorzystaliśmy z jakichś tam lokalnych atrakcji, potem lunch w przybrzeżnej kantynie i jakoś około 13 ruszyliśmy do portu aby wsiąść na następny statek, który miał nas przetransportować na kolejną wyspę – Havelock.
Przy nabrzeżu czekał już statek (NORTH PASSAGE) podobnych rozmiarów do tego, którym tu przypłynęliśmy. Podróż na Havelock, która jest bliżej od Neil niż Port Blair, trwała i tak jakieś półtorej godziny, bo port dla tego typu statków jest na zupełnie północnym krańcu wyspy. Rejs był jednak łatwy, lekki i przyjemny, więc nie sprawiało nam różnicy czy trwa on godzinę czy półtorej. Trwa ile musi
Już przy opuszczaniu statku na Havelock, zauważyliśmy pierwszego białasa 7 dni bez białego człowieka na horyzoncie, niezły wynik
Białas na horyzoncie
Port na Havelock jest minimalnie bardziej cywilizowany niż na Neil Island Są tam nawet swego rodzaju poczekalnie Po wyjściu za bramę, jak zwykle czekał na nas samochód, który zawiózł nas do The Wild Orchid Resort. Mimo szumnej nazwy prawdziwe w niej było tylko słowo WILD
Szybki check-in, zwiedzenie pokoju, a potem lunch w przyresortowej restauracji i już ruszamy na najsławniejszą plaże Andamanów – Radhanagar Beach.
Na plażę położoną w linii prostej jakieś 5 km od naszego hotelu jedzie się około 40 minut. Tak, drogi nie są atutem Havelock Island Gdy dojechaliśmy na plażę, to słońce powoli zbierało się już ku zachodowi. Przed wejściem na plażę już panuje komercja, stragany, straganiki, pamiątki, soki, owoce. Każdy sprzedaje co może. Skorzystaliśmy z okazji zjedzenia świeżych owoców i za niecałe 3 zł kupiliśmy cały talerz, obranej i pokrojonej, owocowej mieszanki.
Plaża robi wrażenie, czyściutka, szeroka, zadbana i nie zaśmiecona leżakami, parawanami i innymi diabelskimi wynalazkami Z plaży i wody oczywiście można w pełni korzystać, ale większość ludzi ogląda niż korzysta. Nasza mała oczywiście nie przepuściła okazji i dupkę zamoczyć musiała
Nie był to jedyny nasz pobyt na tej plaży, więc dziś tylko kilka zdjęć popołudniowo – wieczornych. Następnym razem będą inne
Po około dwóch godzinach wróciliśmy do hotelu, gdzie wybraliśmy się na kolację i drinka. Wybór alkoholi co prawda nie powalał, ale było się czego napić.
Spędziliśmy leniwy, spokojny dzień na Andamanach, z którego byliśmy bardzo zadowoleni.
C.D.N.
...doczytane i dooglądane ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav