Drugi dzień na wyspach rozpoczynamy śniadaniem na dachu w hotelowej restauracji J HOTEL. Śniadanie bez fajerwerków, ot proste, indyjskie. Do tego z Madrasu nie ma żadnego porównania, ale nie powiem, że wyszliśmy głodni
Po śniadaniu, przed hotelem czekał na nas samochód z kierowcą z Andaman Excursion, który zawiózł nas do jednej z kilku przystani w Port Blair, skąd mieliśmy się udać na pobliską Viper Island, a następnie na plaże nazywaną North Bay Beach. (odnośniki kierują do map Google)
Terminal przystani skromny, ale czysto utrzymany. Wewnątrz mają swoje miejsca przedstawiciele różnych biur oferujących wycieczki takie jak nasze, a także na nurkowanie, łowienie ryb, itp. Oferowane są one głównie Hindusom ze stałego lądu, bo jak dotąd nie widzieliśmy żadnego białasa Nasz kierowca-przewodnik zakupił dla nas odpowiednie bilety, wskazał palcem stateczek, którym mamy płynąć i po krótkiej rozmowie z przedstawicielem biura od statku poinformował nas o której mniej więcej godzinie wrócimy. Niedługo potem wypływamy.
Rejs na Viper Island trwa około 25-30 minut. Po drodze mamy okazję spojrzeć po raz pierwszy na Andamany od strony morza. Dla nas wyglądają pięknie. Popatrzcie sami.
Terminal przystani
Przystań
Widoki na Port Blair
Młoda troszkę zestresowana jakby
Dopływamy do Viper Island
Wyspa Viper wzięła swą nazwę od tego, że u jej brzegów znaleziono szczątki statku H.M.S. Viper, na którym porucznik Archibald Blair przypłynął po raz pierwszy na Andamany w 1789 r. Na wyspie tej od 1858 roku funkcjonowało więzienie dla więźniów politycznych, zamknięto je w 1906 roku, po wybudowaniu Cellular Jail w Port Blair. Sława wyspy i więzienia na zawsze została zapisana w pamięci Hindusów po tym jak Sher Ali, bojownik o wolność Indii z Peszawaru , został tu powieszony w 1872 roku za zamordowanie gubernatora Indii – Lorda Mayo, który wizytował Andamany i Nikobary.
Sama wyspa jest niewielka i poza molem do którego przybijają statki, palmami i ruinami więzienia nic tu praktycznie nie ma. A przepraszam, są jeszcze żmije i węże, o których informują licznie rozstawione tablice ostrzegawcze
Po tej krótkiej wizycie na wyspie więziennej odpływamy w kierunku North Bay. Tym razem płyniemy już sporo dłużej, bo około godziny. Na North Bay brak niestety mola, więc statek cumuje na morzu, a odbierają nas z niego mniejsze łodzie, które zawożą nas bezpośrednio na plażę.
Wysiadamy z łodzi i ogarnia nas zdziwienie, bo plaża jest płatna (!). Na szczęście nasze bilety uprawniają nas do wstępu na plaże, a także do lunchu w jednej z restauracji. Plaża, jak na płatną przystało jest ogrodzona, można skorzystać z przebieralni, toalety, ofert krótkich wypraw w morze, a także zrobić zakupy w licznych sklepikach z pamiątkami.
Sama plaża jest dzika, naturalna, nie dotknięta ludzką ręką chyba od wieków. Nie żebyśmy uważali to za minus, zastanawialiśmy się tylko dlaczego ten wstęp jest płatny? Przebieralnie i kibelki na pierwszy rzut oka wydaje się, że wyszły spod ręki tego samego inżyniera, który konstruował ogrodzenie, a reszta – czyli sklepy, restauracje, itd. powinno być darmowe, bo przecież żyją z klientów, a nie z opłat pobieranych za wstęp na plażę. Do końca naszego pobytu tego nie rozgryźliśmy
Na plaży towarzyszyły nam kraby i latające ryby w ilościach znacznych A także hindusi, dla których białą dziewczynka była nie lada atrakcją.
Nasz statek
Widok na North Bay
Z plaży była także droga prowadząca pod górę do latarni morskiej, przeszedłem ją z przyjemnością, ale do samej latarni już się nie pchałem, bo na horyzoncie zaczęły pojawiać się czarne chmury, które nie zwiastowały nic dobrego.
W porze lunchu udaliśmy się do restauracji na tradycyjny ryż z jajkiem i warzywami w trakcie którego stało się to co zwiastowały czarne chmury. Zaczęło padać, a właściwie lać!
Na zmianę pogody czekaliśmy dość długo i niestety nie doczekaliśmy się, więc kapitan naszego statku zadecydował, że trudno, deszcz nie deszcz, trzeba płynąć, bo może być gorzej i zostaniemy tu do rana. Nikomu taka perspektywa nie wydawała się miłą, więc w strugach deszczu najpierw łódką, potem statkiem dopłynęliśmy do przystani w Port Blair. Tam na szczęście czekał już na nas samochód, który zawiózł nas do hotelu.
Wieczorem, gdy deszcz już przestała padać, wyszliśmy do miasta na kolację i zwiedzić okolicę w pobliżu hotelu. Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć jak to wyglądało.
Jak przystało na angielskie miasto - Clock Tower
Dla zainteresowanych MENU wraz z cenami z restauracji ze zdjęcia powyżej
Kiedyś jadąc pociągiem, towarzyszka podròży ciagle mówiła "Andamany to, Andamany tamto". To był jej raj na ziemi. Nadal nie "czuje" tego raju. Czekam zniecierpliwością na ciąg dalszy
Kiedyś jadąc pociągiem, towarzyszka podròży ciagle mówiła "Andamany to, Andamany tamto". To był jej raj na ziemi. Nadal nie "czuje" tego raju. Czekam zniecierpliwością na ciąg dalszy
Zdaję tutaj raczej szczerą, szczegółową relację. Może nawet nazbyt szczegółową, ale inaczej pisać nie umiem
Nie wiem czy w przypadku Andamanów można mówić o zachwycie. Zresztą, jestem facetem, mało co mnie zachwyca. Nie wiem czy w ogóle mnie coś kiedyś zachwyciło w pełnym tego słowa znaczeniu Byliśmy w różnych miejscach na świecie, że wymienię tylko Chiny, Hong Kong, Emiraty, Zanzibar, Borneo czy Kubę, ale nadal nie mogę powiedzieć, że byłem gdzieś zachwycony, a jeśli byłem to z powodów innych niż turystyczne
Na Andamany pojechaliśmy raczej powodowani ciekawością i z takąż je zwiedzaliśmy. Przed wyjazdem ciekawiła nas ich tajemniczość, niedostępność, itd... Ale o tym w następnych wpisach
Tak sobie myślałem o tym zachwycie i chyba uczucie to ogarnęło mnie kiedyś w Chinach, a konkretnie gdy pierwszy raz pojechalśmy do miasta Ordos w Mongolii Wewnętrznej. Zachwyciłem się wtedy rozmachem Chińczyków, ale jednocześnie rozmach ten wprawił mnie w osłupienie.
Zachwyciłem się wielkością, rozpalnowaniem, budynkami, generalnie całością. A w szczegółach to np.: ogromnym parkiem miejskim/skwerem/placem rewolucji - sam nie wiem jak to nazwać - ciągnącym się w centrum miasta przez prawie 2,5 km i dochodzącym miejscami do 1 km szerokości, zakończonym również 2 km promenadą nad rzeką z restauracjami, wesołym miasteczkiem i innymi tego typu przybytkami. Zachwyciły mnie budynki biblioteki, muzeum, teatru czy też toru wyścigowego z samym torem w kształcie galopującego konia. W osłupienie wprawiło mnie to, że miasto to zaplanowane na około 2,5-3 mln mieszkańców jest zamieszkałe zaledwie w może 5% (przynajmniej tak było w 2013 r.) To nie jest jakiś tam Dubaj, gdzie buduje się na pokaz kilka drapaczy chmur. To jest zbudowane całe miasto, od podstaw, na pustyni (podobnie jak niegdyś Las Vegas), ze wszystkim co jest potrzebne do życia. Sa tu szkoły, szpitale, galerie handlowe, supermarkety, kina, teatry, muzea, etc... Nie ma tylko ludzi... A jednocześnie - paradoksalnie - chcąc kupić tam mieszkanie to trzeba czekać w kolejce, bo 97% mieszkań jest sprzedanych Ot, Chiny
Gdy zajrzycie na Wikipedię pod hasło Ordos, to pokaże Wam, że mieszka tam prawie 2 mln ludzi. To prawda, mieszka, ale w całym okręgu, w skład którego wchodzi ponad półtoramilionowe miasto Dongsheng, reszta ludności mieszka w mniejszych miastach i miasteczkach okręgu, w tym w Ordos.
Tak sobie myślałem o tym zachwycie i chyba uczucie to ogarnęło mnie kiedyś w Chinach, a konkretnie gdy pierwszy raz pojechalśmy do miasta Ordos w Mongolii Wewnętrznej. Zachwyciłem się wtedy rozmachem Chińczyków, ale jednocześnie rozmach ten wprawił mnie w osłupienie.
Zachwyciłem się wielkością, rozpalnowaniem, budynkami, generalnie całością. A w szczegółach to np.: ogromnym parkiem miejskim/skwerem/placem rewolucji - sam nie wiem jak to nazwać - ciągnącym się w centrum miasta przez prawie 2,5 km i dochodzącym miejscami do 1 km szerokości, zakończonym również 2 km promenadą nad rzeką z restauracjami, wesołym miasteczkiem i innymi tego typu przybytkami. Zachwyciły mnie budynki biblioteki, muzeum, teatru czy też toru wyścigowego z samym torem w kształcie galopującego konia. W osłupienie wprawiło mnie to, że miasto to zaplanowane na około 2,5-3 mln mieszkańców jest zamieszkałe zaledwie w może 5% (przynajmniej tak było w 2013 r.) To nie jest jakiś tam Dubaj, gdzie buduje się na pokaz kilka drapaczy chmur. To jest zbudowane całe miasto, od podstaw, na pustyni (podobnie jak niegdyś Las Vegas), ze wszystkim co jest potrzebne do życia. Sa tu szkoły, szpitale, galerie handlowe, supermarkety, kina, teatry, muzea, etc... Nie ma tylko ludzi... A jednocześnie - paradoksalnie - chcąc kupić tam mieszkanie to trzeba czekać w kolejce, bo 97% mieszkań jest sprzedanych Ot, Chiny
Gdy zajrzycie na Wikipedię pod hasło Ordos, to pokaże Wam, że mieszka tam prawie 2 mln ludzi. To prawda, mieszka, ale w całym okręgu, w skład którego wchodzi ponad półtoramilionowe miasto Dongsheng, reszta ludności mieszka w mniejszych miastach i miasteczkach okręgu, w tym w Ordos.
No proszę Chiny Cię zauroczyły ……… ja pierwszy raz tam będąc pytałam, jak nazywa się to miasto?. Odp: pilota to wioska i ma z 200 tysi mieszkańców .
Dla mnie Chiny to jest mega kraj (niestety nie wytrzymuję tam dłużej niż 3 tygodnie, ale to przez skośnych. Ja jestem tolerancyjna do czasu, ale jak mnie w….wią, to litości nie ma, najpierw ich opierniczam, a potem mówię do DZ już muszę do domu kochanie, dalej nie dam rady……. Ba jeszcze te mega trudne sytuacje kiedy podróżujesz samemu, a nie z wycieczką
.Po powrocie do domu….. DZ, kiedy wrócimy do CHIN? To moje pierwsze pytanie. Ja już uzależniona jestem od państwa środka .
Andamany w Twoim wydaniu (dzięki za to, że pokazujesz je prawdziwe. Najgorsze są relacje, gdzie ktoś chce zachwycić miejscem egzotycznym, pierwszym na forum i skrobie ….. pokazuje wybrane kadry, a w realu jest inaczej . Ty piszesz mega dokładnie i fotki pokazujesz jak w realu to wygląda, szacun za to )jednak nie są rajem, o którym czytałam.
Oj jak ja się cieszę z Twojej relacji. Miałam mega doła jak musiałam iść na kompromis z DZ, kiedy to tłumaczył mi, że nie da się zrobić zwiedzania, które miałam zaplanowane i Andamanów. Teraz wiem, że idąc na ugodę zrobiłam dobrze, ale nadal ciekawa jestem Waszych Andamanów i raczej na nie nie zawitam, ale……….kto wie, czy nie zachwycicie mnie jeszcze .
W Chinach spędziliśmy ponad dwa lata, zwiedziliśmy bogaty zachód i biedny wschód, przeczystą (powietrzem) północ i gorące oraz mokre południe. Wiemy więc co nieco o Chinach i Chińczykach, o ich zachowaniach, podejściu do cudzoziemców i wiele, wiele więcej
Może kiedyś, jak czas pozwoli (i będą chęci) pokaże Wam Chiny do których turystów nikt nie zawozi, bo teoretycznie nie ma po co
W Chinach spędziliśmy ponad dwa lata, zwiedziliśmy bogaty zachód i biedny wschód, przeczystą (powietrzem) północ i gorące oraz mokre południe. Wiemy więc co nieco o Chinach i Chińczykach, o ich zachowaniach, podejściu do cudzoziemców i wiele, wiele więcej
Może kiedyś, jak czas pozwoli (i będą chęci) pokaże Wam Chiny do których turystów nikt nie zawozi, bo teoretycznie nie ma po co
Pozdrawiam!
No to już się nie mogę doczekać relacji.
Ja do Chin będę jeszcze parę razy wracała, łatwo nie jest, ale co tam ja stawiam na zabytki i przyrodę. Plan mamy na Avatara tym razem . Niestety w najlepszym terminie (wrzesień) ja jestem uziemiona........, a potem w pierwszych dniach października ichnie narodowe święto wypada Mam nadzieję na..., ale zobaczymy jak ię uda.
Andamany pokazuję takie jak my je odebraliśmy, czy prawdziwie nie wiem... Co turysta to pewnie inne zdanie, a i co Andamańczyk pewnie też
Znam ludzi, którzy cenią sobie bardzo Andamny ze względu na wyprawy łodziami/statkami na ryby. Podobno połowy są tam niesamowite, więc tacy hobbyści tam pewnie powodów do narzekań nie mają My też ine narzekaliśmy, a w pewnych miejscach nawet nam się bardzo podobało. Powoli do nich dojdę
Co do Chin, to najlepszym czasem do zwiedzania są miesiące kiedy Chińczycy muszą pracować/uczyć się. Odpadają więc na pewno wakcje, zimowa przerwa noworoczna (prawie dwa miesiące) i tygodniowe święto październikowe. W okolicach kwietnia jeszcze dostają wolne na Dzień Sprzątania Grobów, ale niewiele tego wolnego jest , jakieś 2 - 3 dni, ale w połączeniu z weekendem to daje już 4-5 i mogą gdzie niegdzie być tłoki Na południe Chin możecie spokojnie jechać nawet w zimie, bo tam prawie nigdy nie spada poniżej zera. Pamiętam, że kiedyś na początku listopada chodziliśmy w tamtych rejonach w krótkich spodniach, a w Hongkongu to nawet na początku lutego. Także na Chiny każda pora jest dobra, oprócz wyżej wymienionych
zagadka rozwiązana z podpowiedzią .... szkoda, że zabrakło cierpliwości, zbieram kubki ze starbuksa z różnych stron świata, więc w sumie było łatwo
Andamany i Nikobary – dzień 2
Drugi dzień na wyspach rozpoczynamy śniadaniem na dachu w hotelowej restauracji J HOTEL. Śniadanie bez fajerwerków, ot proste, indyjskie. Do tego z Madrasu nie ma żadnego porównania, ale nie powiem, że wyszliśmy głodni
Po śniadaniu, przed hotelem czekał na nas samochód z kierowcą z Andaman Excursion, który zawiózł nas do jednej z kilku przystani w Port Blair, skąd mieliśmy się udać na pobliską Viper Island, a następnie na plaże nazywaną North Bay Beach. (odnośniki kierują do map Google)
Terminal przystani skromny, ale czysto utrzymany. Wewnątrz mają swoje miejsca przedstawiciele różnych biur oferujących wycieczki takie jak nasze, a także na nurkowanie, łowienie ryb, itp. Oferowane są one głównie Hindusom ze stałego lądu, bo jak dotąd nie widzieliśmy żadnego białasa Nasz kierowca-przewodnik zakupił dla nas odpowiednie bilety, wskazał palcem stateczek, którym mamy płynąć i po krótkiej rozmowie z przedstawicielem biura od statku poinformował nas o której mniej więcej godzinie wrócimy. Niedługo potem wypływamy.
Rejs na Viper Island trwa około 25-30 minut. Po drodze mamy okazję spojrzeć po raz pierwszy na Andamany od strony morza. Dla nas wyglądają pięknie. Popatrzcie sami.
Terminal przystani
Przystań
Widoki na Port Blair
Młoda troszkę zestresowana jakby
Dopływamy do Viper Island
Wyspa Viper wzięła swą nazwę od tego, że u jej brzegów znaleziono szczątki statku H.M.S. Viper, na którym porucznik Archibald Blair przypłynął po raz pierwszy na Andamany w 1789 r. Na wyspie tej od 1858 roku funkcjonowało więzienie dla więźniów politycznych, zamknięto je w 1906 roku, po wybudowaniu Cellular Jail w Port Blair. Sława wyspy i więzienia na zawsze została zapisana w pamięci Hindusów po tym jak Sher Ali, bojownik o wolność Indii z Peszawaru , został tu powieszony w 1872 roku za zamordowanie gubernatora Indii – Lorda Mayo, który wizytował Andamany i Nikobary.
Sama wyspa jest niewielka i poza molem do którego przybijają statki, palmami i ruinami więzienia nic tu praktycznie nie ma. A przepraszam, są jeszcze żmije i węże, o których informują licznie rozstawione tablice ostrzegawcze
Po tej krótkiej wizycie na wyspie więziennej odpływamy w kierunku North Bay. Tym razem płyniemy już sporo dłużej, bo około godziny. Na North Bay brak niestety mola, więc statek cumuje na morzu, a odbierają nas z niego mniejsze łodzie, które zawożą nas bezpośrednio na plażę.
Wysiadamy z łodzi i ogarnia nas zdziwienie, bo plaża jest płatna (!). Na szczęście nasze bilety uprawniają nas do wstępu na plaże, a także do lunchu w jednej z restauracji. Plaża, jak na płatną przystało jest ogrodzona, można skorzystać z przebieralni, toalety, ofert krótkich wypraw w morze, a także zrobić zakupy w licznych sklepikach z pamiątkami.
Sama plaża jest dzika, naturalna, nie dotknięta ludzką ręką chyba od wieków. Nie żebyśmy uważali to za minus, zastanawialiśmy się tylko dlaczego ten wstęp jest płatny? Przebieralnie i kibelki na pierwszy rzut oka wydaje się, że wyszły spod ręki tego samego inżyniera, który konstruował ogrodzenie, a reszta – czyli sklepy, restauracje, itd. powinno być darmowe, bo przecież żyją z klientów, a nie z opłat pobieranych za wstęp na plażę. Do końca naszego pobytu tego nie rozgryźliśmy
Na plaży towarzyszyły nam kraby i latające ryby w ilościach znacznych A także hindusi, dla których białą dziewczynka była nie lada atrakcją.
Nasz statek
Widok na North Bay
Z plaży była także droga prowadząca pod górę do latarni morskiej, przeszedłem ją z przyjemnością, ale do samej latarni już się nie pchałem, bo na horyzoncie zaczęły pojawiać się czarne chmury, które nie zwiastowały nic dobrego.
W porze lunchu udaliśmy się do restauracji na tradycyjny ryż z jajkiem i warzywami w trakcie którego stało się to co zwiastowały czarne chmury. Zaczęło padać, a właściwie lać!
Na zmianę pogody czekaliśmy dość długo i niestety nie doczekaliśmy się, więc kapitan naszego statku zadecydował, że trudno, deszcz nie deszcz, trzeba płynąć, bo może być gorzej i zostaniemy tu do rana. Nikomu taka perspektywa nie wydawała się miłą, więc w strugach deszczu najpierw łódką, potem statkiem dopłynęliśmy do przystani w Port Blair. Tam na szczęście czekał już na nas samochód, który zawiózł nas do hotelu.
Wieczorem, gdy deszcz już przestała padać, wyszliśmy do miasta na kolację i zwiedzić okolicę w pobliżu hotelu. Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć jak to wyglądało.
Jak przystało na angielskie miasto - Clock Tower
Dla zainteresowanych MENU wraz z cenami z restauracji ze zdjęcia powyżej
Tuk Tuki też tu dotarły
Lokalny festyn
C.D.N.
Kiedyś jadąc pociągiem, towarzyszka podròży ciagle mówiła "Andamany to, Andamany tamto". To był jej raj na ziemi. Nadal nie "czuje" tego raju. Czekam zniecierpliwością na ciąg dalszy
toyota_w_podróży
Zdaję tutaj raczej szczerą, szczegółową relację. Może nawet nazbyt szczegółową, ale inaczej pisać nie umiem
Nie wiem czy w przypadku Andamanów można mówić o zachwycie. Zresztą, jestem facetem, mało co mnie zachwyca. Nie wiem czy w ogóle mnie coś kiedyś zachwyciło w pełnym tego słowa znaczeniu Byliśmy w różnych miejscach na świecie, że wymienię tylko Chiny, Hong Kong, Emiraty, Zanzibar, Borneo czy Kubę, ale nadal nie mogę powiedzieć, że byłem gdzieś zachwycony, a jeśli byłem to z powodów innych niż turystyczne
Na Andamany pojechaliśmy raczej powodowani ciekawością i z takąż je zwiedzaliśmy. Przed wyjazdem ciekawiła nas ich tajemniczość, niedostępność, itd... Ale o tym w następnych wpisach
...heeee, jak dla mnie to takie "niecukrowane" relacje są...najbardziej poczytne !!! ; )
wierze,że w takiej właśnie tonacji bedziesz kontynuował swój opis....
a co do "zachwytów" to byłem parokrotnie w takim stanie ale zawyczaj gdy pierwszy raz odwiedzałem dany rejon...
potem to już jest..."pewna forma powielactwa" ; ))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Tak sobie myślałem o tym zachwycie i chyba uczucie to ogarnęło mnie kiedyś w Chinach, a konkretnie gdy pierwszy raz pojechalśmy do miasta Ordos w Mongolii Wewnętrznej. Zachwyciłem się wtedy rozmachem Chińczyków, ale jednocześnie rozmach ten wprawił mnie w osłupienie.
Zachwyciłem się wielkością, rozpalnowaniem, budynkami, generalnie całością. A w szczegółach to np.: ogromnym parkiem miejskim/skwerem/placem rewolucji - sam nie wiem jak to nazwać - ciągnącym się w centrum miasta przez prawie 2,5 km i dochodzącym miejscami do 1 km szerokości, zakończonym również 2 km promenadą nad rzeką z restauracjami, wesołym miasteczkiem i innymi tego typu przybytkami. Zachwyciły mnie budynki biblioteki, muzeum, teatru czy też toru wyścigowego z samym torem w kształcie galopującego konia. W osłupienie wprawiło mnie to, że miasto to zaplanowane na około 2,5-3 mln mieszkańców jest zamieszkałe zaledwie w może 5% (przynajmniej tak było w 2013 r.) To nie jest jakiś tam Dubaj, gdzie buduje się na pokaz kilka drapaczy chmur. To jest zbudowane całe miasto, od podstaw, na pustyni (podobnie jak niegdyś Las Vegas), ze wszystkim co jest potrzebne do życia. Sa tu szkoły, szpitale, galerie handlowe, supermarkety, kina, teatry, muzea, etc... Nie ma tylko ludzi... A jednocześnie - paradoksalnie - chcąc kupić tam mieszkanie to trzeba czekać w kolejce, bo 97% mieszkań jest sprzedanych Ot, Chiny
Gdy zajrzycie na Wikipedię pod hasło Ordos, to pokaże Wam, że mieszka tam prawie 2 mln ludzi. To prawda, mieszka, ale w całym okręgu, w skład którego wchodzi ponad półtoramilionowe miasto Dongsheng, reszta ludności mieszka w mniejszych miastach i miasteczkach okręgu, w tym w Ordos.
No proszę Chiny Cię zauroczyły ……… ja pierwszy raz tam będąc pytałam, jak nazywa się to miasto?. Odp: pilota to wioska i ma z 200 tysi mieszkańców .
Dla mnie Chiny to jest mega kraj (niestety nie wytrzymuję tam dłużej niż 3 tygodnie, ale to przez skośnych. Ja jestem tolerancyjna do czasu, ale jak mnie w….wią, to litości nie ma, najpierw ich opierniczam, a potem mówię do DZ już muszę do domu kochanie, dalej nie dam rady……. Ba jeszcze te mega trudne sytuacje kiedy podróżujesz samemu, a nie z wycieczką
.Po powrocie do domu….. DZ, kiedy wrócimy do CHIN? To moje pierwsze pytanie. Ja już uzależniona jestem od państwa środka .
Andamany w Twoim wydaniu (dzięki za to, że pokazujesz je prawdziwe. Najgorsze są relacje, gdzie ktoś chce zachwycić miejscem egzotycznym, pierwszym na forum i skrobie ….. pokazuje wybrane kadry, a w realu jest inaczej . Ty piszesz mega dokładnie i fotki pokazujesz jak w realu to wygląda, szacun za to )jednak nie są rajem, o którym czytałam.
Oj jak ja się cieszę z Twojej relacji. Miałam mega doła jak musiałam iść na kompromis z DZ, kiedy to tłumaczył mi, że nie da się zrobić zwiedzania, które miałam zaplanowane i Andamanów. Teraz wiem, że idąc na ugodę zrobiłam dobrze, ale nadal ciekawa jestem Waszych Andamanów i raczej na nie nie zawitam, ale……….kto wie, czy nie zachwycicie mnie jeszcze .
Na ten czas wolę jednak Goa
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
@Zajac1
W Chinach spędziliśmy ponad dwa lata, zwiedziliśmy bogaty zachód i biedny wschód, przeczystą (powietrzem) północ i gorące oraz mokre południe. Wiemy więc co nieco o Chinach i Chińczykach, o ich zachowaniach, podejściu do cudzoziemców i wiele, wiele więcej
Może kiedyś, jak czas pozwoli (i będą chęci) pokaże Wam Chiny do których turystów nikt nie zawozi, bo teoretycznie nie ma po co
Pozdrawiam!
No to już się nie mogę doczekać relacji.
Ja do Chin będę jeszcze parę razy wracała, łatwo nie jest, ale co tam ja stawiam na zabytki i przyrodę. Plan mamy na Avatara tym razem . Niestety w najlepszym terminie (wrzesień) ja jestem uziemiona........, a potem w pierwszych dniach października ichnie narodowe święto wypada Mam nadzieję na..., ale zobaczymy jak ię uda.
Może do tego czasu coś skrobniez z Chin
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
@Zajac1
Andamany pokazuję takie jak my je odebraliśmy, czy prawdziwie nie wiem... Co turysta to pewnie inne zdanie, a i co Andamańczyk pewnie też
Znam ludzi, którzy cenią sobie bardzo Andamny ze względu na wyprawy łodziami/statkami na ryby. Podobno połowy są tam niesamowite, więc tacy hobbyści tam pewnie powodów do narzekań nie mają My też ine narzekaliśmy, a w pewnych miejscach nawet nam się bardzo podobało. Powoli do nich dojdę
Co do Chin, to najlepszym czasem do zwiedzania są miesiące kiedy Chińczycy muszą pracować/uczyć się. Odpadają więc na pewno wakcje, zimowa przerwa noworoczna (prawie dwa miesiące) i tygodniowe święto październikowe. W okolicach kwietnia jeszcze dostają wolne na Dzień Sprzątania Grobów, ale niewiele tego wolnego jest , jakieś 2 - 3 dni, ale w połączeniu z weekendem to daje już 4-5 i mogą gdzie niegdzie być tłoki Na południe Chin możecie spokojnie jechać nawet w zimie, bo tam prawie nigdy nie spada poniżej zera. Pamiętam, że kiedyś na początku listopada chodziliśmy w tamtych rejonach w krótkich spodniach, a w Hongkongu to nawet na początku lutego. Także na Chiny każda pora jest dobra, oprócz wyżej wymienionych