Gdybyś jednak wyrobiła się z oglądaniem miasta to i przy HoiAn jest super plaża - An Bang Beach - my sobie tam dojechalismy rowerem, z mojego hotelu ok.40 min. w ładnych okolicznościach przyrody - i plaża jest naprawdę urocza, czysta, szeroka. Fale są, ale można się pokąpać. Przy wejściu na plażę jest miejsce by zostawić rowery za drobną opłatą, kilka restauracji głównie z owocami morza, a na plaży za 1$ można wypożyczyć leżak pod parasolem. Tam donoszą piwo, świeże kokosy itd.
Parę metrów dalej plaża pustoszeje, stają sobie samotnie okrągłe, wietnamskie łódeczki - ładnie jest...
Indy dołożyłam dzień do Hue i Hai An, a urwałam z plażowania na Mui Ne, super sugestia z tą plażą jak tylko starczy czasu to kto wie może skorzystam.
A czy polecisz hotel, lub miejsce gdzie najlepiej coś wynając w Hoi An oraz Hue?
No tak właśnie pomyślałam, że skoro chcesz poplażować, to jakbyś miała dość oglądania - zawsze jest również alternatywa w HoiAn.
Spróbuję na życzenie Julki2 wstawić teraz tu swoje pierwsze zdjęcie. Z plaży
Bea37, w HoiAn korzystaliśmy z hotelu Betel Garden Homestay - miły, rodzinny hotelik na skraju miasta, z którego na rowerze jesteś w kilka minut w części historycznej miasta czy na ulicach pełnych fajnych , niedrogich knajpek. Domki czyste, klimatyzowane, basen, wi-fi, śniadania bardzo w porządku, obfite i smaczne.
Wejście do hotelu:
Jeśli chodzi o Hue to nie pomogę. Nie dotarłam tam Z HoiAn polecieliśmy do HaNoi, potem SaPa i HaLong, tak więc my przemieszczalismy się od południa na północ, no ale nie na wszystko starczyło nam niestety czasu.
Julka, wiadomo! Jedno zdjęcie mówi czasami więcej niż tysiąc słów.
Co prawda wątpię by moje były takie wymowne , ale dzięki za dobre słowo.
To może na chwilę przeniesiemy się w okolice Delty Mekongu? Popływamy kanałami?
Podejrzymy chłopców zastawiających pułapki na ryby...
Potem zajrzymy na lokalny market. Tych nigdy nie mam dosyć.
No i czego tam nie ma...
Słynna galaretka z krwi, która jest częstą wkładką w wietnamskich zupach
My jednak zdecydowaliśmy się na inny przysmak znany w całej Azji południowo-wschodniej...
Słynny balut!
I to by było na tyle.
Mam nadzieję, że Wietnam Was również zachwyci. Ludzie są mili, przyjacielscy, ale nie natrętni. Jest co zwiedzać i czym się zachwycać. Kuchnia wyborna. Bogactwo owoców, zup wszelkiej maści, za którymi ja przepadam, owoców morza, no i są oczywiście kulinarne ekstrema, z których chyba trochę słynie cała Azja. Ja takie klimaty uwielbiam, więc mnie w to graj!
Indy , szkoda , że czas nie jest z gumy! Bo Wietnam to tyle atrakcji, trudno jest decydować się na jedne, rezygnując z drugich. Twoje zdjęcia są fantastyczne. Czy nie zechciałabyć napisać na forum jeżeli nie relacji to kilka krótkich informacji o swojej podróży. Może jakieś dobre rady wskazówki ?
Taka prawda Bea, taka prawda.. ani nasz czas z gumy ani portfele! Idziemy więc ciagle na kompromisy i obiecujemy sobie, że jeszcze wrócimy to tu, to tam.... ale wrócić ciężko, bo jeszcze tyyyle miejsc, których się nie widziało, więc jedziemy jednak tam gdzie nas jeszcze nie było
Jesli chodzi o rady czy wskazówki to... ojjj, to naprawdę trudna sprawa! Wolałabym odpowiedziedzieć na konkretne pytania, niż tak ogólnie.
Bea! Wietnamu nie trzeba się bać! Trzeba jak wszędzie zachować rozsądek i ostrożność, a wszystko będzie dobrze.
Ja nie spotkałam się z żadną próba kradzieży czy jawnego oszustwa! No może raz gdy wsiedliśmy do taksówki, w której licznik kręcił się jak szalony. Poprosiłam wtedy stanowczo by kierowca stanął, wysiedlismy, po minucie złapaliśmy inną taksówkę. Pamięjaj by starać się brać te zielone. Są porządne i tanie.
Nikt mnie nie próbował oszukać przy zakupach, wydawaniu reszty licząc, że nie połapię sie w zerach na banknotach. Wręcz przeciwnie - wydawano mi wszędzie pieniadze tak bym widziała banknoty i to że odliczona kwota jest właściwa.
To samo przy wymianie walut. Tu warto pamiętać, że pieniądze można wymienić nie tylko w bankach, ale też w sklepach jubilerskich. Kurs jest w porządku, choc oczywiście lepszy jest gdy wymieniamy większą kwotę.
Ceny. Oczywiście te dla turystów są czasami inne i oczywiście wyższe, ale to chyba nikogo nie dziwi...
Lokales , który zaprosił nas na kawę, za 3 filiżanki zapłacił 5 tys. dongów. My kupując tę samą kawę po wietnamsku płacilismy po 20 tys. dongów (ok. dolara) za sztukę. No, tak jest i już...
Mimo to, koniecznie, ale to koniecznie trzeba popróbować street foodu. Ja nigdy po nim nie miałam żadnych problemów żołądkowych, a zdarzyły mi się dwa razy po hotelowym śniadaniu w Hanoi.
To co tam popróbujemy jest właśnie prawdziwym smakiem Wietnamu, a jednocześnie to okazja do nawiązania znajomości, pogadania z lokalesami (nawet wtedy gdy żadne z nas nie mówi jakimś wspólnym językiem, bo i tak język gestu i uśmiechu ma wielką moc i ... dajemy radę!
Ja np. bardzo żałowałam, że na Sajgon przeznaczylismy zbyt mało czasu. Właśnie dlatego, że wszędzie czytałam, że to miasto to brud, że hałas, żeby tylko przenocować i uciekać. A skąd! To cudowne miasto, pełne energii, optymizmu - z uśmiechem wspominam poranki w Sajgonie gdy wyskakiwaliśmy z naszego hotelu obserwując miasto , które budziło się ze snu. Na chodnikach pojawiały się malusie, plastikowe krzesełka na których wygrzewały się Wietnamki w kolorowych pidżamach pijąc swoją porcję przepysznej, porannej kawy sączącej się z charakterystycznych przelawaczy. Zaczynał się ruch w interesach - ktoś przywiózł świeże owoce, jakaś kobieta skrobała przy krawężniku rybę, by za chwilę sprzedać ją klientce która podjechała na motorze.
A wieczory... och, to szaleństwo nawet trudno opisać. Gdzie nie spojrzeć tam cos ktoś piecze, grilluje, podaje - od ilości tego co chciałoby się spróbować można dostać bólu głowy! Miałam listę ponad 20 dań, które chciałabym spróbować, a na miejscu dodałabym jeszcze drugie tyle! Zabrakło jednak czasu...
Takie uliczne danie to koszt ok. 30 tys. dongów. Polecam rozejrzeć się za Banh Xeo - rodzajem wielkiego, kruchego naleśnika z nadzieniem mięsno warzywnym i spróbować zupy typowej dla południa - Bun bo Hue - to wywar z kawałkami wołowego mięsa, kiełbasą, szynką, trawą cytrynową, makaronem vermicelli i całą masą ziół - koszt ok. 60 tys. VND
kanapka Bian Mi - 15 tys. VND
świeże piwo nalewane z beczki Bia Hoi - 5 tys. szklanica!
wyciskany sok z trzciny cukrowej -5-10 tys.
kilogram duriana - 80 tys.
To chyba tyle, co mi przychodzi do głowy. Żałuję, że nie zrobiłam większych zakupów spożywczych na lotnisku w DaNang - później już nie spotkałam takiego wyboru lokalnych słodyczy, a bardzo nam przypały do gustu durianowo-kokosowe mordoklejki Kawy za to można nie ciągnąć do Polski. I kawę i zaparzacze, a nawet mleko można kupic u nas, w sklepach internetowych.
Wspaniałego pobytu w Wietnamie. Mam nadzieję, że tych kilka uwag przyda się w planowaniu i podróżwaniu po Wietnamie.
Myślę, że warto tak zrobić.
Gdybyś jednak wyrobiła się z oglądaniem miasta to i przy HoiAn jest super plaża - An Bang Beach - my sobie tam dojechalismy rowerem, z mojego hotelu ok.40 min. w ładnych okolicznościach przyrody - i plaża jest naprawdę urocza, czysta, szeroka. Fale są, ale można się pokąpać. Przy wejściu na plażę jest miejsce by zostawić rowery za drobną opłatą, kilka restauracji głównie z owocami morza, a na plaży za 1$ można wypożyczyć leżak pod parasolem. Tam donoszą piwo, świeże kokosy itd.
Parę metrów dalej plaża pustoszeje, stają sobie samotnie okrągłe, wietnamskie łódeczki - ładnie jest...
Indy może masz jakieś fotki z tych miejsc. Jeżeli możesz nam tutaj coś wkleić to bylibyśmy wdzięczni
Indy dołożyłam dzień do Hue i Hai An, a urwałam z plażowania na Mui Ne, super sugestia z tą plażą jak tylko starczy czasu to kto wie może skorzystam.
A czy polecisz hotel, lub miejsce gdzie najlepiej coś wynając w Hoi An oraz Hue?
Bea
Czy poza liniami vietjetair coś taniego polecacie?
Czy już kupować bilety, czy jednak poczekać, może jakieś promo wpadnie? Potrzebuję loty wewnętrzne dopiero na styczeń.
Bea
No tak właśnie pomyślałam, że skoro chcesz poplażować, to jakbyś miała dość oglądania - zawsze jest również alternatywa w HoiAn.
Spróbuję na życzenie Julki2 wstawić teraz tu swoje pierwsze zdjęcie. Z plaży
Bea37, w HoiAn korzystaliśmy z hotelu Betel Garden Homestay - miły, rodzinny hotelik na skraju miasta, z którego na rowerze jesteś w kilka minut w części historycznej miasta czy na ulicach pełnych fajnych , niedrogich knajpek. Domki czyste, klimatyzowane, basen, wi-fi, śniadania bardzo w porządku, obfite i smaczne.
Wejście do hotelu:
Jeśli chodzi o Hue to nie pomogę. Nie dotarłam tam Z HoiAn polecieliśmy do HaNoi, potem SaPa i HaLong, tak więc my przemieszczalismy się od południa na północ, no ale nie na wszystko starczyło nam niestety czasu.
piękne zdjęcie pls wrzuć jeszcze coś
Bea
Indy dzięki za fajne fotki Ułatwiają w podjęciu decyzji.
Julka, wiadomo! Jedno zdjęcie mówi czasami więcej niż tysiąc słów.
Co prawda wątpię by moje były takie wymowne , ale dzięki za dobre słowo.
To może na chwilę przeniesiemy się w okolice Delty Mekongu? Popływamy kanałami?
Podejrzymy chłopców zastawiających pułapki na ryby...
Potem zajrzymy na lokalny market. Tych nigdy nie mam dosyć.
No i czego tam nie ma...
Słynna galaretka z krwi, która jest częstą wkładką w wietnamskich zupach
My jednak zdecydowaliśmy się na inny przysmak znany w całej Azji południowo-wschodniej...
Słynny balut!
I to by było na tyle.
Mam nadzieję, że Wietnam Was również zachwyci. Ludzie są mili, przyjacielscy, ale nie natrętni. Jest co zwiedzać i czym się zachwycać. Kuchnia wyborna. Bogactwo owoców, zup wszelkiej maści, za którymi ja przepadam, owoców morza, no i są oczywiście kulinarne ekstrema, z których chyba trochę słynie cała Azja. Ja takie klimaty uwielbiam, więc mnie w to graj!
Indy , szkoda , że czas nie jest z gumy! Bo Wietnam to tyle atrakcji, trudno jest decydować się na jedne, rezygnując z drugich. Twoje zdjęcia są fantastyczne. Czy nie zechciałabyć napisać na forum jeżeli nie relacji to kilka krótkich informacji o swojej podróży. Może jakieś dobre rady wskazówki ?
Bea
Taka prawda Bea, taka prawda.. ani nasz czas z gumy ani portfele! Idziemy więc ciagle na kompromisy i obiecujemy sobie, że jeszcze wrócimy to tu, to tam.... ale wrócić ciężko, bo jeszcze tyyyle miejsc, których się nie widziało, więc jedziemy jednak tam gdzie nas jeszcze nie było
Jesli chodzi o rady czy wskazówki to... ojjj, to naprawdę trudna sprawa! Wolałabym odpowiedziedzieć na konkretne pytania, niż tak ogólnie.
Bea! Wietnamu nie trzeba się bać! Trzeba jak wszędzie zachować rozsądek i ostrożność, a wszystko będzie dobrze.
Ja nie spotkałam się z żadną próba kradzieży czy jawnego oszustwa! No może raz gdy wsiedliśmy do taksówki, w której licznik kręcił się jak szalony. Poprosiłam wtedy stanowczo by kierowca stanął, wysiedlismy, po minucie złapaliśmy inną taksówkę. Pamięjaj by starać się brać te zielone. Są porządne i tanie.
Nikt mnie nie próbował oszukać przy zakupach, wydawaniu reszty licząc, że nie połapię sie w zerach na banknotach. Wręcz przeciwnie - wydawano mi wszędzie pieniadze tak bym widziała banknoty i to że odliczona kwota jest właściwa.
To samo przy wymianie walut. Tu warto pamiętać, że pieniądze można wymienić nie tylko w bankach, ale też w sklepach jubilerskich. Kurs jest w porządku, choc oczywiście lepszy jest gdy wymieniamy większą kwotę.
Ceny. Oczywiście te dla turystów są czasami inne i oczywiście wyższe, ale to chyba nikogo nie dziwi...
Lokales , który zaprosił nas na kawę, za 3 filiżanki zapłacił 5 tys. dongów. My kupując tę samą kawę po wietnamsku płacilismy po 20 tys. dongów (ok. dolara) za sztukę. No, tak jest i już...
Mimo to, koniecznie, ale to koniecznie trzeba popróbować street foodu. Ja nigdy po nim nie miałam żadnych problemów żołądkowych, a zdarzyły mi się dwa razy po hotelowym śniadaniu w Hanoi.
To co tam popróbujemy jest właśnie prawdziwym smakiem Wietnamu, a jednocześnie to okazja do nawiązania znajomości, pogadania z lokalesami (nawet wtedy gdy żadne z nas nie mówi jakimś wspólnym językiem, bo i tak język gestu i uśmiechu ma wielką moc i ... dajemy radę!
Ja np. bardzo żałowałam, że na Sajgon przeznaczylismy zbyt mało czasu. Właśnie dlatego, że wszędzie czytałam, że to miasto to brud, że hałas, żeby tylko przenocować i uciekać. A skąd! To cudowne miasto, pełne energii, optymizmu - z uśmiechem wspominam poranki w Sajgonie gdy wyskakiwaliśmy z naszego hotelu obserwując miasto , które budziło się ze snu. Na chodnikach pojawiały się malusie, plastikowe krzesełka na których wygrzewały się Wietnamki w kolorowych pidżamach pijąc swoją porcję przepysznej, porannej kawy sączącej się z charakterystycznych przelawaczy. Zaczynał się ruch w interesach - ktoś przywiózł świeże owoce, jakaś kobieta skrobała przy krawężniku rybę, by za chwilę sprzedać ją klientce która podjechała na motorze.
A wieczory... och, to szaleństwo nawet trudno opisać. Gdzie nie spojrzeć tam cos ktoś piecze, grilluje, podaje - od ilości tego co chciałoby się spróbować można dostać bólu głowy! Miałam listę ponad 20 dań, które chciałabym spróbować, a na miejscu dodałabym jeszcze drugie tyle! Zabrakło jednak czasu...
Takie uliczne danie to koszt ok. 30 tys. dongów. Polecam rozejrzeć się za Banh Xeo - rodzajem wielkiego, kruchego naleśnika z nadzieniem mięsno warzywnym i spróbować zupy typowej dla południa - Bun bo Hue - to wywar z kawałkami wołowego mięsa, kiełbasą, szynką, trawą cytrynową, makaronem vermicelli i całą masą ziół - koszt ok. 60 tys. VND
kanapka Bian Mi - 15 tys. VND
świeże piwo nalewane z beczki Bia Hoi - 5 tys. szklanica!
wyciskany sok z trzciny cukrowej -5-10 tys.
kilogram duriana - 80 tys.
To chyba tyle, co mi przychodzi do głowy. Żałuję, że nie zrobiłam większych zakupów spożywczych na lotnisku w DaNang - później już nie spotkałam takiego wyboru lokalnych słodyczy, a bardzo nam przypały do gustu durianowo-kokosowe mordoklejki Kawy za to można nie ciągnąć do Polski. I kawę i zaparzacze, a nawet mleko można kupic u nas, w sklepach internetowych.
Wspaniałego pobytu w Wietnamie. Mam nadzieję, że tych kilka uwag przyda się w planowaniu i podróżwaniu po Wietnamie.