Kolejny dzień rozpoczynamy od śniadania, i tutaj ogromne zaskoczenie , wybór i smak jedzenia znakomity !, którego nie da się nawet porównać z tym co mieliśmy na Phangan-) tamto śniadanie było na poziomie taniego motelu a nie hotelu 3*-) Ponieważ jest jeszcze bardzo wcześnie nie ma problemu ze znalezieniem fajnego miejsca czyli stolika przy samej plaży, uwielbiam jeść śniadanko właśnie z widokiem na morze, wsłu****ąc się w szum fal . Obsługa bardzo miła i pomocna ,od razu obsługa przychodzi z kawusią bądź herbatą. Wybór jedzenia jest duży i wszystkiego jest pod dostatkiem, na bieżąco dokładane , Wybór jest następujący: -Soki 3 rodzaje, ( brak soków ze świeżych owoców) -przepyszne omlety z ogromną ilością sera które ciągnął się jak w pizzy, zatem dla mnie palce lizać ! -jajka na twardo, jajka sadzone, pięknie podane na kszałt serduszek, kwiatków itp -bekon, bardzo dobry, zawsze cieplutki i mega chrupki, szynka na ciepło, parówki - 4 rodzaje dań na ciepło pad thai, nudle z kurczakiem z warzywami, nudle z wołowiną na ostro , wieprzowiną, ryż z warzywami, brokuły panierowane smażone, jakies placuszki z warzyw na ciepło, warzywa na ciepło, jest też zupa. -sushi, 2 rodzaje szynki na zimno, ser do krajania, pomidory koktajlowe, normalne, ogórki, sałaty, itp -płatki śniadaniowe ok.3 rodzaje, mleko, jogurty dwa rodzaje z owocami oraz naturalny, 3 rodzaje dżemu, miód -2 rodzaje chleba, tosty, bułki , sa też rogaliki słodkie, mufinki, ciastka francuskie, placuszki -owoce ok 5 rodzai, z reguły bananki, arbuzy, ananasy, papaja, mango, i jack fruit
Tego dnia czas spędzamy na wypoczyku na naszej plaży, przy okazji kupujemy na plaży wycieczkę na kolejny dzień czyli na całodnowe safari po wyspie Samui za 1400 bht od osoby ,wpłacamy zaliczkę połowę kwoty , dostajemy kwitek i jesteśmy umówieni na godz 9.00 następnego dnia. Popołudniu tanujemy termosy-)i czas spędzamy na spacerze po plaży Chaweng która jest najdłuższą i najbardziej znaną plażą na wyspie Samui, spacer rozpoczynamy od samego początku tej plaży tuż za hotelem First Bungalow, piasek na plaży jest bardzo przyjemny , mięciutki i jasny, a lazur morza przepiękny i na tym zalety tej plaży jak dla mnie się kończą..-))) Spacerujemy sobie, mijamy hotel za hotelem, parasol za parasolem , wokoło mnóstwo turystów, wprawdzie nie tak dużo jak na Phuket ale i tak jest dość tłoczno, gwarno , sporo przeróżnych przypadkowych spacerowiczy , hmm..może gdybym wczesniej nie była na Koh Tao i Phangan to wrażenia byłyby inne , ale taraz jak sobie porównam te wyspy i plaże to wiem że Chaweng to jednak nie moja bajka ?hehe?.pomimo że kolorki sa takie jak lubię-) wprawdzie są miejsca gdzie jest spokojniej i przyjemniej. Idziemy a wokoło sporo dosyć drogich restauracji i barów, salonów masaży, spa, skuterów wodnych, nagabywaczy.. proponujących zdjęcia z małpką, jaszczurką, itp. Czasem przy lepszych hotelach jest nasadzone kilka palemek-), nawet hotel Centara nie zrobił na mnie jakiegoś super wrażenia, choć wcześniej się napałałam na niego przeglądając oferty. Brakuje mi tu tej rajskości, egzotyki, malowniczych widoków , zakątków gdzie mozna pobyć sam na sam.. pochyłych palemek w tle, hamaczków, huśtawek na palemkach, hmm..idziemy dalej, jak doszlismy w okolice Ark baru to dopiero zaczęła się masakra?,gdzie ja jestem ? Ibiza a może Majorka..-)no napewno nie Tajlandia ..buheheh..nigdy bym nie chciała wypoczywać w okolicy Ark baru !!! nie ma skrawka wolnego miejsca na plaży, mnóstwo rowrzeszczanych turystów dookoła, ale plaża w porównaniu do tego co się dzieje na głównej drodze kurortu to i tak PAN PIKUŚ -))? buhehe !!! Wszędzie setki drogich restauracji, barów sklepów z ciuchami , pierdołami , pamiatkami, setki motorów,aut korków , jak dla mnie to istna masakra!!! Wracamy tą główną ulicą miasteczka chyba ze 5 km w tym chaosie , zamieszaniu, jak przeszliśmy caly główny kurort to mialam łep jak sklep !!! od razu się kieruję po termos do pokoju ! odstresować się i wyciszyć i posiedzieć w spokoju na leżaczku na plaży Ark bar-)
Następnego dnia po śniadaniu idziemy do lobby gdzie czekamy chwilkę na naszego jeepa, który nas będzie woził cały dzień po wyspie Samui. Po godz 9.00 podjezdża po nas jeep , jest nas w sumie 4 pary, tj . parka z Niemiec , dziewczyny z Wegier i zabawni panowie z Izraela. Najpierw jedziemy na północ wyspy około 20 minut do Wat Phra Yai czyli najpierw będziemy ogladąć 15-metrową rzeźbę Buddy (Big Buddha), którego widać juz morza , jak płyneliśmy z Phangan na Samui. Wchodzimy po schodach na górę a wokoło Buddy ustawione są jakieś dzwony, w które ludzie uderzają po kolei, modląc się w tym czasie. Robimy kilka zdjęć i pakujemy się na jeepa, uff..:P jedną z nudniejszych części wycieczki mamy za sobą, jeszcze został ten nieszczęsny mnich 8-)do zobaczenia a potem to już same przyjemnościX( Big Budda th="800" /> u stóp Buddy leżał sobie ten słodziak, tłumy ludzi odwiedzających świątynie kompletnie mu nie przeszkadzały a tutaj piesek który był bardzooo spragniony i raczył się wodą z donicy z lili wodnych ..
w drodze do Wat Khunaram , stoimy w korku bo jest jakaś akcja i zamieszanie na drodze, może jakieś święto , parada czy coś ..hmm ,:S zrobiłam kilka zdjęć
może ta parada miała związek z Nowym Rokiem w postaci smoka, bo jakiegoś smoka.. ta parada też smyczyła..ze sobą((( Dojechalismy do Wat Khunaram gdzie jest ukryte za szybką zmumifikowane ciało mnicha odzianego w szaty i... co najlepsze :P(8-)jest on w okularach słonecznych na nosie(czysty cyrk8-)8-), i siedzi tam juz tak sobie chyba od 1973 roku o ile dobrze pamiętam, no robimy zdjęcia
mnich to był najnudniejszy podczas wycieczki, ale był w programie tej wycieczki więc cóz zrobić, u Buddy to chociaż był kociak i piesek to miałam zajęcie przez te wolne 20 minut a u mnicha(td) Ruszamy do Lamai gdzie kierujemy się na Hin Ta i Hin Ya, czyli tzw. skały dziadka i babci, to kamienne skały które przypominają swoim kształtem genitalia żeńskie i męskie, męski był tak imponujący że (tu)natomiast damskie nie bardzo, ogladałam je z każdej możliwej strony ale moja wyobraźnia chyba nie zadziałała, jakoś babci nie mogłam nigdzie dostrzec..
Kolejnym punktem naszej wycieczki są wodospady o nazwie Waterfall 1 i Waterfall 2, wodospady te robią na nas wrażenie, zwłaszcza ten większy, jest bardzo ładny, natomiast w mniejszym wodospadzie można się kąpać. W drodze na wodospad
Nasz kierowca jeepa jest bardzo sympatyczny i podczas całej tej wycieczki ciągle gdzieś wydzwania i ****izuje gdzie najpierw warto pojechać aby nie zastać tłumów w danym pukcie wycieczki , tym sposobem kierujemy się teraz do magicznego ogrodu tzw ?? Magic Garden? do ogrodu schodzimy stromo w dół i zastajemy wąwóz który jest porośnięty mchami i tropikalną roślinnością, wokoło wiją się korzenie wielkich i starych drzew, przez środek tego ogrodu płynie rzeka, wokoło której ustawione są kamienne posągi, wszystko wygląda niezwykle uroczo i tajemniczo w drodze do "Magic Garden"
Następnie jedziemy do parku Namuang gdzie jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia z małym tygrysiątkiem, ale na widok tego co tam zastaliśmy to chcę mi się płakać ! Ja kocham wszystkie koty świata i gdziekolwiek jestem a widzę jakiegoś futrzaka to próbuję go dokarmić , napoić, więc tym bardziej ten widok mnie przeraża , bo na miejscu zastajemy przy wejściu do parku dwa malutkie tygrysiatka które leżą nieruchomo i wyglądaja jak naćpane z jęzorem wywalonym na górze, przycumowane na bardzo krótkim łańcuchu , kompletnie nie reagują na turystów cykających zdjęcia ,z tyłu zaś sa większe tygrysy przechowywane w bardzo małych klatkach,ledwo moga się obrócić , te tygrysy są przykute do ziemi łańcuchami. Turyści za zdjęcie z małym tygrysiątkiem płacą 300 bht i mają sesję kilku zdjęć, na ten czas sesyjki tygrysiątko jest wybudzane i kilkoma kropelkami mleczka pobudzane jest do życia aby przez te parę sekund jako tako.. prezentowały się na zdjęciu .. Nie polecam nikomu tego miejsca ! Przez takie punkty wycieczki zwierzęta są całymi dniami męczone !!!
Kolejny dzień rozpoczynamy od śniadania, i tutaj ogromne zaskoczenie , wybór i smak jedzenia znakomity !, którego nie da się nawet porównać z tym co mieliśmy na Phangan-) tamto śniadanie było na poziomie taniego motelu a nie hotelu 3*-)
Ponieważ jest jeszcze bardzo wcześnie nie ma problemu ze znalezieniem fajnego miejsca czyli stolika przy samej plaży, uwielbiam jeść śniadanko właśnie z widokiem na morze, wsłu****ąc się w szum fal . Obsługa bardzo miła i pomocna ,od razu obsługa przychodzi z kawusią bądź herbatą.
Wybór jedzenia jest duży i wszystkiego jest pod dostatkiem, na bieżąco dokładane ,
Wybór jest następujący:
-Soki 3 rodzaje, ( brak soków ze świeżych owoców)
-przepyszne omlety z ogromną ilością sera które ciągnął się jak w pizzy, zatem dla mnie palce lizać !
-jajka na twardo, jajka sadzone, pięknie podane na kszałt serduszek, kwiatków itp
-bekon, bardzo dobry, zawsze cieplutki i mega chrupki, szynka na ciepło, parówki
- 4 rodzaje dań na ciepło pad thai, nudle z kurczakiem z warzywami, nudle z wołowiną na ostro , wieprzowiną, ryż z warzywami, brokuły panierowane smażone, jakies placuszki z warzyw na ciepło, warzywa na ciepło, jest też zupa.
-sushi, 2 rodzaje szynki na zimno, ser do krajania, pomidory koktajlowe, normalne, ogórki, sałaty, itp
-płatki śniadaniowe ok.3 rodzaje, mleko, jogurty dwa rodzaje z owocami oraz naturalny, 3 rodzaje dżemu, miód
-2 rodzaje chleba, tosty, bułki , sa też rogaliki słodkie, mufinki, ciastka francuskie, placuszki
-owoce ok 5 rodzai, z reguły bananki, arbuzy, ananasy, papaja, mango, i jack fruit
Tego dnia czas spędzamy na wypoczyku na naszej plaży, przy okazji kupujemy na plaży wycieczkę na kolejny dzień czyli na całodnowe safari po wyspie Samui za 1400 bht od osoby ,wpłacamy zaliczkę połowę kwoty , dostajemy kwitek i jesteśmy umówieni na godz 9.00 następnego dnia. Popołudniu tanujemy termosy-)i czas spędzamy na spacerze po plaży Chaweng która jest najdłuższą i najbardziej znaną plażą na wyspie Samui, spacer rozpoczynamy od samego początku tej plaży tuż za hotelem First Bungalow, piasek na plaży jest bardzo przyjemny , mięciutki i jasny, a lazur morza przepiękny i na tym zalety tej plaży jak dla mnie się kończą..-))) Spacerujemy sobie, mijamy hotel za hotelem, parasol za parasolem , wokoło mnóstwo turystów, wprawdzie nie tak dużo jak na Phuket ale i tak jest dość tłoczno, gwarno , sporo przeróżnych przypadkowych spacerowiczy , hmm..może gdybym wczesniej nie była na Koh Tao i Phangan to wrażenia byłyby inne , ale taraz jak sobie porównam te wyspy i plaże to wiem że Chaweng to jednak nie moja bajka ?hehe?.pomimo że kolorki sa takie jak lubię-) wprawdzie są miejsca gdzie jest spokojniej i przyjemniej. Idziemy a wokoło sporo dosyć drogich restauracji i barów, salonów masaży, spa, skuterów wodnych, nagabywaczy.. proponujących zdjęcia z małpką, jaszczurką, itp. Czasem przy lepszych hotelach jest nasadzone kilka palemek-), nawet hotel Centara nie zrobił na mnie jakiegoś super wrażenia, choć wcześniej się napałałam na niego przeglądając oferty. Brakuje mi tu tej rajskości, egzotyki, malowniczych widoków , zakątków gdzie mozna pobyć sam na sam.. pochyłych palemek w tle, hamaczków, huśtawek na palemkach, hmm..idziemy dalej, jak doszlismy w okolice Ark baru to dopiero zaczęła się masakra?,gdzie ja jestem ? Ibiza a może Majorka..-)no napewno nie Tajlandia ..buheheh..nigdy bym nie chciała wypoczywać w okolicy Ark baru !!! nie ma skrawka wolnego miejsca na plaży, mnóstwo rowrzeszczanych turystów dookoła, ale plaża w porównaniu do tego co się dzieje na głównej drodze kurortu to i tak PAN PIKUŚ -))? buhehe !!! Wszędzie setki drogich restauracji, barów sklepów z ciuchami , pierdołami , pamiatkami, setki motorów,aut korków , jak dla mnie to istna masakra!!! Wracamy tą główną ulicą miasteczka chyba ze 5 km w tym chaosie , zamieszaniu, jak przeszliśmy caly główny kurort to mialam łep jak sklep !!! od razu się kieruję po termos do pokoju ! odstresować się i wyciszyć i posiedzieć w spokoju na leżaczku na plaży
Ark bar-)
ulice i przysmaki z Chaweng Beach
Następnego dnia po śniadaniu idziemy do lobby gdzie czekamy chwilkę na naszego jeepa, który nas będzie woził cały dzień po wyspie Samui. Po godz 9.00 podjezdża po nas jeep , jest nas w sumie 4 pary, tj . parka z Niemiec , dziewczyny z Wegier i zabawni panowie z Izraela. Najpierw jedziemy na północ wyspy około 20 minut do Wat Phra Yai czyli najpierw będziemy ogladąć 15-metrową rzeźbę Buddy (Big Buddha), którego widać juz morza , jak płyneliśmy z Phangan na Samui. Wchodzimy po schodach na górę a wokoło Buddy ustawione są jakieś dzwony, w które ludzie uderzają po kolei, modląc się w tym czasie. Robimy kilka zdjęć i pakujemy się na jeepa, uff..:P jedną z nudniejszych części wycieczki mamy za sobą, jeszcze został ten nieszczęsny mnich 8-)do zobaczenia a potem to już same przyjemnościX(
Big Budda
th="800" />
u stóp Buddy leżał sobie ten słodziak, tłumy ludzi odwiedzających świątynie kompletnie mu nie przeszkadzały
a tutaj piesek który był bardzooo spragniony i raczył się wodą z donicy z lili wodnych ..
w drodze do Wat Khunaram , stoimy w korku bo jest jakaś akcja i zamieszanie na drodze, może jakieś święto , parada czy coś ..hmm ,:S zrobiłam kilka zdjęć
może ta parada miała związek z Nowym Rokiem w postaci smoka, bo jakiegoś smoka.. ta parada też smyczyła..ze sobą(((
<!-- REPLY --><!--/vb:if--><!-- /REPLY -->Dojechalismy do Wat Khunaram gdzie jest ukryte za szybką zmumifikowane ciało mnicha odzianego w szaty i... co najlepsze :P(8-)jest on w okularach słonecznych na nosie(czysty cyrk8-)8-), i siedzi tam juz tak sobie chyba od 1973 roku o ile dobrze pamiętam, no robimy zdjęcia
mnich to był najnudniejszy podczas wycieczki, ale był w programie tej wycieczki więc cóz zrobić, u Buddy to chociaż był kociak i piesek to miałam zajęcie przez te wolne 20 minut a u mnicha(td)
Ruszamy do Lamai gdzie kierujemy się na Hin Ta i Hin Ya, czyli tzw. skały dziadka i babci, to kamienne skały które przypominają swoim kształtem genitalia żeńskie i męskie, męski był tak imponujący że (tu)natomiast damskie nie bardzo, ogladałam je z każdej możliwej strony ale moja wyobraźnia chyba nie zadziałała, jakoś babci nie mogłam nigdzie dostrzec..
Kolejnym punktem naszej wycieczki są wodospady o nazwie Waterfall 1 i Waterfall 2, wodospady te robią na nas wrażenie, zwłaszcza ten większy, jest bardzo ładny, natomiast w mniejszym wodospadzie można się kąpać.
W drodze na wodospad
a ta pani zaintrygowała mojego Roberto..-)
Nasz kierowca jeepa jest bardzo sympatyczny i podczas całej tej wycieczki ciągle gdzieś wydzwania i ****izuje gdzie najpierw warto pojechać aby nie zastać tłumów w danym pukcie wycieczki , tym sposobem kierujemy się teraz do magicznego ogrodu tzw ?? Magic Garden? do ogrodu schodzimy stromo w dół i zastajemy wąwóz który jest porośnięty mchami i tropikalną roślinnością, wokoło wiją się korzenie wielkich i starych drzew, przez środek tego ogrodu płynie rzeka, wokoło której ustawione są kamienne posągi, wszystko wygląda niezwykle uroczo i tajemniczo
w drodze do "Magic Garden"
Następnie jedziemy do parku Namuang gdzie jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia z małym tygrysiątkiem, ale na widok tego co tam zastaliśmy to chcę mi się płakać ! Ja kocham wszystkie koty świata i gdziekolwiek jestem a widzę jakiegoś futrzaka to próbuję go dokarmić , napoić, więc tym bardziej ten widok mnie przeraża , bo na miejscu zastajemy przy wejściu do parku dwa malutkie tygrysiatka które leżą nieruchomo i wyglądaja jak naćpane z jęzorem wywalonym na górze, przycumowane na bardzo krótkim łańcuchu , kompletnie nie reagują na turystów cykających zdjęcia ,z tyłu zaś sa większe tygrysy przechowywane w bardzo małych klatkach,ledwo moga się obrócić , te tygrysy są przykute do ziemi łańcuchami. Turyści za zdjęcie z małym tygrysiątkiem płacą 300 bht i mają sesję kilku zdjęć, na ten czas sesyjki tygrysiątko jest wybudzane i kilkoma kropelkami mleczka pobudzane jest do życia aby przez te parę sekund jako tako.. prezentowały się na zdjęciu .. Nie polecam nikomu tego miejsca ! Przez takie punkty wycieczki zwierzęta są całymi dniami męczone !!!