Wzdłuż bulwaru nadmorskiego ciągnie się szereg luksusowych hoteli z cudownym widokiem, za który niestety trzeba zdrowo zapłacić. Na poziomie ulicy znajdują się eleganckie restauracje, puby i kawiarnie w zachodnim stylu. Gdyby nie krzaczkowate napisy, choć są też i angielskie, trudno by sobie było wyobrazić, że się jest w Chinach.
Trochę zgłodnieliśmy, więc pora na żarełko. Szerokim łukiem omijamy te eleganckie restauracje i w pobliżu przystani promowej znajdujemy przytulną knajpkę z chińskim wystrojem. Próbujemy lokalne przysmaki
. Ja zamawiam pieczoną kaczkę, mąż oczywiście jakieś morskie paskudztwa. Nie wiem za bardzo jak się za tę kaczkę zabrać pałeczkami, choć pokrojona jest w plastry. Mąż ma wprawę w jedzeniu pałeczkami, idzie mu całkiem nieźle, ale on ma mniejsze kawałki, takie na jeden ząb, a ja duże plastry mięsa. Przypatruję się tutejszym, którzy też jedzą kaczkę. Chwytają plastry między pałeczki i odgryzają po kawałku. No to ja sobie napiłam taki plasterek na jedną pałeczkę i też podgryzam.
Kelner chyba zobaczył jak mi to kaleko wychodzi i przyniósł widelec. Noża już nie przyniósł. Jak później doświadczyłam, noże podawali mi tylko w lepszych restauracjach.
Nasze jedzonko popijaliśmy jaśminowa herbatką, co rusz to nalewaną do niewielkich czarek. Nie lubię herbat zapachowych, ale ta mi bardzo zasmakowała. Na deser spróbowaliśmy tofu z musem z mango. Gdyby nie to mango to by było ździebko bez smaku.
Ale kaczka i owoce morza były świetne.
Fotek żadnych z tego wieczoru nie mamy, bo już nam się nie chciało nawet brać aparatu.
Do hotelu wracamy tym razem nie bulwarem nadmorskim, tylko rozjarzonymi kolorowymi światłami ulicami. Ruch wcale nie słabnie, choć dochodzi godzina 23. Przy wystawionych na zewnątrz stolikach siedzą ludzie, jedzą i piją. Fajna ta ich zima!!! Tylko zamiast używanej tu zazwyczaj klimatyzacji, podgrzewają ich gazowe nagrzewnice płonące wokół....no bo przecież zima w pełni.
Docieramy do hotelu. Przyjemnie się tak wyciągnąć w wygodnym łożu. Ale zasnąć i tak nie mogę. Toż to dopiero dochodzi u nas 17 godzina choć tu już jest północ!!! O takiej porze nie przywykłam sypiać, nawet jak jestem zmęczona po podróży.
Mąż zasypia po 5 minutach, takiemu to dobrze. Na niego żaden jet lag nie działa.....
Nie mam fotek do tego odcinka, ale za to mam prezenty prosto z HK dla wiernych czytelników. Tak więc dla grzecznych i pracowitych dziewczynek wykończonych przedświąteczną harówką trochę świecidełek
A dla chłopców – konsumentów tych smakołyków – samochodziki szybkobieżne
,, Tak więc dla grzecznych i pracowitych dziewczynek wykończonych przedświąteczną harówką trochę świecidełek"
Dziewczyny to już wiemy co zamawiać pod chojara w przyszłym roku.Dzięki Apisek .I się nie wykręcą ,że nie wiedzą gdzie kupić.Apisek pokazuje i szczegółowo objaśnia.Ślepy by trafił tylko gdzie się wypuścić w takim goldzie...Dubaj tylko zostaje
A to porsche w kolorze kiwi dla Kiwi oczywiście Nikt chyba nie zaprzeczy że pasuje do mnie jak do nikogo innego Ferrari też niczego sobie i w klimacie świąt jest utrzymane .
W końcu usnęłam, ale nie wiem o której. Po przebudzeniu mąż okupuje łazienkę, a ja zjeżdżam na poziom 9 – rekreacyjny. Jest tu całkiem spory odkryty basen z fajnym widokiem i sporą ilością zieleni, biorąc pod uwagę, że to 9 piętro! Wokół basenu dużo łóżek, stanowisko ratownika – hi hi hi – oraz jacuzzi z gorącą wodą. Ale fajnie!!!!
W tym kompleksie jest też siłownia z bogatym wyposażeniem różnorodnych narzędzi tortur i z super widokiem przez zieleń na basen, a dalej na zatokę. Jest również SPA, ale tam nie byłam. Może szkoda....bo przy wymeldowywaniu z całego pliku reklamówek wypadły nam dwa kupony na darmowe masaże – jako, że byliśmy rzadko spotykanymi gośćmi, którzy spędzili tu aż 9 nocek.
Niestety dzisiaj z pływania w basenie nic nie wyjdzie. Jak wracam do pokoju, mąż jest już gotowy do zejścia na śniadanie, bo wkrótce potem musi wyjść.
Jadalnia przeogromna, ze stolikami na tarasie. Już się cieszę na te widoki, ale okazuje się, że w zimie chyba tylko debile jadają na zewnątrz!!! Kelner uprzejmie, choć konsekwentnie zmusza mnie do odwrotu. A w tym ogrodzie tak ładnie i roślinki i skałki i woda. Trudno, muszę się podporządkować, bo faktycznie nikomu innemu taki pomysł na śniadanie w ogrodzie nie przyszedł do głowy.
Mnóstwo jedzenia wszelakiego. I dla Azjatów - zarówno coś tutejszego, jak i hinduskiego - ale i dla „normalnych” gości też wielki wybór. No, twarożku to nie było, przyznam, ale inne sery, wędliny, różności jajeczne, owoce, soki, ciasta. Nawet nie chce mi się wymieniać. Szkoda, że ja prawie śniadań nie jadam....
Mąż rozpoczyna dziś trzydniową konferencję. Myślałam, że sama będę musiała sobie czas zorganizować, ale zaprzyjaźniony tutejszy profesor nie chciał się na to zgodzić.
Początkowo chyba myślał, że w pełni zadowoli mnie hotel z basenem i SPA oraz z wielką galerią handlową tuż obok. I tak leniwie będę spędzała sobie wolne chwile w oczekiwaniu na małżonka. Ale nie ze mną takie numery.....Herr Klos.
Jak się dowiedział, że chcę dużo zwiedzać i to takie bardziej oryginalne miejsca niż samo centrum, to koniecznie chce mi zapewnić przewodnika.
Tak więc o godzinie 9 mam się spotkać ze jego studentem, który będzie miał wątpliwą przyjemność włóczyć się ze starą babą, zainteresowaną głównie kwiatkami, roślinkami i zwierzątkami.
,,Tak więc o godzinie 9 mam się spotkać ze jego studentem, który będzie miał wątpliwą przyjemność włóczyć się ze starą babą, zainteresowaną głównie kwiatkami, roślinkami i zwierzątkami."
No Kochana to teraz poszłaś po bandzie .Stare Baby to z domu się nie ruszają i dziergają na szydełku a nie po Hongkongu zapindalają .
Apisku,Ciebie jak zwykle czyta się z NAJWIEKSZĄ przyejmnością
HK mnie bardzo zauroczył,ale jeszcze muszę go z Singapurem "zestawić" i dopiero wtedy ....ocenię "swój ranking"
bynajmniej mój osobisty Prezes już ZDECYDOWANE stawia na HK
...oby mi się chciało,tak jak mi się nie chce...
Bepi, ja też się długo wzbraniałam przed wizytą w tym mieście i to był duży błąd.
Daga, ja też nie byłam jeszcze w Sin więc nie mogę porównać. Ale mój mąż ocenia go wyżej niż HK.
No, ale wszystko trzeba zobaczyć samemu....
Mariola
Wzdłuż bulwaru nadmorskiego ciągnie się szereg luksusowych hoteli z cudownym widokiem, za który niestety trzeba zdrowo zapłacić. Na poziomie ulicy znajdują się eleganckie restauracje, puby i kawiarnie w zachodnim stylu. Gdyby nie krzaczkowate napisy, choć są też i angielskie, trudno by sobie było wyobrazić, że się jest w Chinach.
Trochę zgłodnieliśmy, więc pora na żarełko. Szerokim łukiem omijamy te eleganckie restauracje i w pobliżu przystani promowej znajdujemy przytulną knajpkę z chińskim wystrojem. Próbujemy lokalne przysmaki
. Ja zamawiam pieczoną kaczkę, mąż oczywiście jakieś morskie paskudztwa. Nie wiem za bardzo jak się za tę kaczkę zabrać pałeczkami, choć pokrojona jest w plastry. Mąż ma wprawę w jedzeniu pałeczkami, idzie mu całkiem nieźle, ale on ma mniejsze kawałki, takie na jeden ząb, a ja duże plastry mięsa. Przypatruję się tutejszym, którzy też jedzą kaczkę. Chwytają plastry między pałeczki i odgryzają po kawałku. No to ja sobie napiłam taki plasterek na jedną pałeczkę i też podgryzam.
Kelner chyba zobaczył jak mi to kaleko wychodzi i przyniósł widelec. Noża już nie przyniósł. Jak później doświadczyłam, noże podawali mi tylko w lepszych restauracjach.
Nasze jedzonko popijaliśmy jaśminowa herbatką, co rusz to nalewaną do niewielkich czarek. Nie lubię herbat zapachowych, ale ta mi bardzo zasmakowała. Na deser spróbowaliśmy tofu z musem z mango. Gdyby nie to mango to by było ździebko bez smaku.
Ale kaczka i owoce morza były świetne.
Fotek żadnych z tego wieczoru nie mamy, bo już nam się nie chciało nawet brać aparatu.
Do hotelu wracamy tym razem nie bulwarem nadmorskim, tylko rozjarzonymi kolorowymi światłami ulicami. Ruch wcale nie słabnie, choć dochodzi godzina 23. Przy wystawionych na zewnątrz stolikach siedzą ludzie, jedzą i piją. Fajna ta ich zima!!! Tylko zamiast używanej tu zazwyczaj klimatyzacji, podgrzewają ich gazowe nagrzewnice płonące wokół....no bo przecież zima w pełni.
Docieramy do hotelu. Przyjemnie się tak wyciągnąć w wygodnym łożu. Ale zasnąć i tak nie mogę. Toż to dopiero dochodzi u nas 17 godzina choć tu już jest północ!!! O takiej porze nie przywykłam sypiać, nawet jak jestem zmęczona po podróży.
Mąż zasypia po 5 minutach, takiemu to dobrze. Na niego żaden jet lag nie działa.....
Nie mam fotek do tego odcinka, ale za to mam prezenty prosto z HK dla wiernych czytelników. Tak więc dla grzecznych i pracowitych dziewczynek wykończonych przedświąteczną harówką trochę świecidełek
A dla chłopców – konsumentów tych smakołyków – samochodziki szybkobieżne
Mariola
Apisek tak dokładnie wszystko opisujesz, że juz się tam przeniosłam :-).
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
,, Tak więc dla grzecznych i pracowitych dziewczynek wykończonych przedświąteczną harówką trochę świecidełek"
Dziewczyny to już wiemy co zamawiać pod chojara w przyszłym roku.Dzięki Apisek .I się nie wykręcą ,że nie wiedzą gdzie kupić.Apisek pokazuje i szczegółowo objaśnia.Ślepy by trafił tylko gdzie się wypuścić w takim goldzie...Dubaj tylko zostaje
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
A to porsche w kolorze kiwi dla Kiwi oczywiście Nikt chyba nie zaprzeczy że pasuje do mnie jak do nikogo innego Ferrari też niczego sobie i w klimacie świąt jest utrzymane .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Makono, z tą dokładnością, to ja już tak mam.
Kiwi, Ty to zachłanna jesteś....i świecidełka byś chciała i samochodzik. Ale fakt w tym kolorze ładnie się prezentował na tle zieleni.
Mariola
Jak czerpać to garściami .Żyje się raz nie dziewczyny
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
W końcu usnęłam, ale nie wiem o której. Po przebudzeniu mąż okupuje łazienkę, a ja zjeżdżam na poziom 9 – rekreacyjny. Jest tu całkiem spory odkryty basen z fajnym widokiem i sporą ilością zieleni, biorąc pod uwagę, że to 9 piętro! Wokół basenu dużo łóżek, stanowisko ratownika – hi hi hi – oraz jacuzzi z gorącą wodą. Ale fajnie!!!!
W tym kompleksie jest też siłownia z bogatym wyposażeniem różnorodnych narzędzi tortur i z super widokiem przez zieleń na basen, a dalej na zatokę. Jest również SPA, ale tam nie byłam. Może szkoda....bo przy wymeldowywaniu z całego pliku reklamówek wypadły nam dwa kupony na darmowe masaże – jako, że byliśmy rzadko spotykanymi gośćmi, którzy spędzili tu aż 9 nocek.
Niestety dzisiaj z pływania w basenie nic nie wyjdzie. Jak wracam do pokoju, mąż jest już gotowy do zejścia na śniadanie, bo wkrótce potem musi wyjść.
Jadalnia przeogromna, ze stolikami na tarasie. Już się cieszę na te widoki, ale okazuje się, że w zimie chyba tylko debile jadają na zewnątrz!!! Kelner uprzejmie, choć konsekwentnie zmusza mnie do odwrotu. A w tym ogrodzie tak ładnie i roślinki i skałki i woda. Trudno, muszę się podporządkować, bo faktycznie nikomu innemu taki pomysł na śniadanie w ogrodzie nie przyszedł do głowy.
Mnóstwo jedzenia wszelakiego. I dla Azjatów - zarówno coś tutejszego, jak i hinduskiego - ale i dla „normalnych” gości też wielki wybór. No, twarożku to nie było, przyznam, ale inne sery, wędliny, różności jajeczne, owoce, soki, ciasta. Nawet nie chce mi się wymieniać. Szkoda, że ja prawie śniadań nie jadam....
Mąż rozpoczyna dziś trzydniową konferencję. Myślałam, że sama będę musiała sobie czas zorganizować, ale zaprzyjaźniony tutejszy profesor nie chciał się na to zgodzić.
Początkowo chyba myślał, że w pełni zadowoli mnie hotel z basenem i SPA oraz z wielką galerią handlową tuż obok. I tak leniwie będę spędzała sobie wolne chwile w oczekiwaniu na małżonka. Ale nie ze mną takie numery.....Herr Klos.
Jak się dowiedział, że chcę dużo zwiedzać i to takie bardziej oryginalne miejsca niż samo centrum, to koniecznie chce mi zapewnić przewodnika.
Tak więc o godzinie 9 mam się spotkać ze jego studentem, który będzie miał wątpliwą przyjemność włóczyć się ze starą babą, zainteresowaną głównie kwiatkami, roślinkami i zwierzątkami.
Mariola
,,Tak więc o godzinie 9 mam się spotkać ze jego studentem, który będzie miał wątpliwą przyjemność włóczyć się ze starą babą, zainteresowaną głównie kwiatkami, roślinkami i zwierzątkami."
No Kochana to teraz poszłaś po bandzie .Stare Baby to z domu się nie ruszają i dziergają na szydełku a nie po Hongkongu zapindalają .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...