Ale świetne miejsce .Apisku rozbawiłaś mnie wątkiem restauracyjnym. Ja uwielbiam owoce morza a w takim wydaniu hmmmmmm .Natomiast dla osób które nie przepadają za tego typu jedzeniem może być to nielada ,,przygoda " .
Apisku - Ja nie chce się powtarzać i nie chce tez slodzić za kazdym razem , ale musze powiedziec, ze jesteś moją idolką!!! Przy Tobie wysiadają wszyscy wielcy blogowi podróżnicy, co to z plecakiem świat zwiedzają - przy Tobie to jakieś popierdółki są. NIKT nie pokazał HongKongu tak jak Ty..... i wiem, że to co najlepsze jeszcze pewnie przed nami
Az się boje pomyśleć co to będzie jak pojedziesz zwiedzać kiedyś Wietnam czy Kambodże.... to dopiero będzie relacja
Dla mnie to rzeczywiście było przezycie hardcorowe.....aż sama nie wierzyłam, że dam radę. Co innego, jak ktoś lubi, bo nasz gospodarz co chwilę się dopytywał co jeszcze zamówić z tych śliczności. Porcje przynosili zawsze na trzy osoby, a ja tylko dziubałam dla pozoru. Tak miałam zakodowane, że wszystkiego muszę spróbować, żeby nie sprawić przykrości. Chyba widział brak mojego entuzjazmu, ale mężowski podwójny apetyt był w zupełności wystarczający.
Ale fakt - z owoców morza były tam takie rozmaitości - że nigdy czegoś takiego nie widziałam. Samych homarów było w karcie 14 gatunków, nie mówiąc już o sposobach przyrządzenia.
Makono, to naprawdę nie jest takie świństwo, jakby się mogło wydawać!!!!
Dzisiaj zamierzam zabrać męża na południe wyspy HK w rejon plażowy Stanley i Repulse Bay. Nigdy tam nie był, a ja już wiem jak tam dojechać. Potem z kolei on pokaże mi Aberdeen, którego ja jeszcze nie widziałam.
Wsiadamy w shuttle, potem przepływamy promem do Central i spod przystani łapiemy autobus nr 6. Przebijamy się przez zatłoczone miasto, niestety na południe wyspy nie można się dostać metrem. Pewnie stoi na przeszkodzie to pasmo gór, przez które trzeba by prowadzić liczne tunele. Szosę jednak znacznie łatwiej poprowadzić. Przejeżdżamy tunel i już jesteśmy w pięknej nadmorskiej okolicy.
Dojeżdżamy do Stanley, spacerujemy po cichym miasteczku, jeszcze nie dotarli tu turyści. A następnie łapiemy autobus do Repulse Bay.
Tutaj – podobnie jak w Stanley – mieszkają najbogatsi. Nad samym morzem znajdują się piękne wille, nieco wyżej na porośniętych bujną równikową roślinnością wzgórzach wznoszą się potężne apartamentowce z cudownym widokiem na zatokę.
Wchodzimy na nadmorski bulwar przy którym rozlokowały się butiki, eleganckie restauracje i kawiarnie.
Tutaj właśnie znajduje się najdłuższa i najczęściej odwiedzana plaża na wyspie. Dziś na szczęście jest pustawo, bo to nie sezon plażowy. Wchodzimy na molo, by podziwiać widoki od strony morza.
Plaża jest długa, bardzo szeroka z miałkim złocistym piaskiem. Nawet nie przypuszczałam, że może być aż 26 stopni w pełni zimy!!!!!!!
Na samej plaży stoi świątynia buddyjska z licznymi figurami bóstw, rzeźbami słoni, lampionami. Kolorowa, przeładowana, niepasująca do wytwornego otoczenia. No, ale mieszkańcy tej okolicy muszą się gdzieś modlić.....
Siadamy na kamiennych schodkach molo i podziwiamy widoki. Na plaży jest trochę ludzi, sami biali – pewnie mieszkańcy okolicznych apartamentowców. Niektórzy się nawet kąpią, a ja znowu nie mam kostiumu plażowego!!!! Przybrzeżny pas wody odgradza siatka chroniąca przed rekinami....
Rozległa zatoka otoczona jest górami porośniętymi dżunglą. Zboczami gór prowadzą szlaki turystyczne. Jak fajnie byłoby wędrować tamtędy w słoneczny dzień.
Na morzu jest mnóstwo wysepek, większość z nich niezamieszkanych, ale można tam dopłynąć kajakiem lub wynajętą łodzią.
My niestety nie mamy na to czasu.....
Jest ciepło i parno, pachnie wodorostami i jakoś nie chce nam się stąd ruszyć.
W końcu idziemy na przystanek i łapiemy bezpośredni autobus do Aberdeen.
Ja widziałąm tą świątynie gdzieś na folderach i bardzo chciałam ją zobaczyć i na miejscu okazala się największym kiczem Hongkongu, taka jakby z klocków lego...:-D ale na szczęscie plaza i okolica zrekompensowała wszystko
Kiwi, oj widoczki cudowne, ale za jaaaaaaką CENĘ !!!!!!! jeszcze coś o tym napiszę....
Momi, świątynia pięknie położona, na samej plaży - to fakt, ale dla mnie te wszystkie świątynie chińskie są kiczowate. Nie ma to jak świątynie balijskie. Też Ci się podobało w Repulse?
Opisy rewelacja, a jak dla mnie jedzonko BOMBA, i włączył mi się odruch psów Pawłowa. A ten prof to taki bardzo młodziutki, na pewno to był profersor nie student?
Ale świetne miejsce .Apisku rozbawiłaś mnie wątkiem restauracyjnym. Ja uwielbiam owoce morza a w takim wydaniu hmmmmmm .Natomiast dla osób które nie przepadają za tego typu jedzeniem może być to nielada ,,przygoda " .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Apisku - Ja nie chce się powtarzać i nie chce tez slodzić za kazdym razem , ale musze powiedziec, ze jesteś moją idolką!!! Przy Tobie wysiadają wszyscy wielcy blogowi podróżnicy, co to z plecakiem świat zwiedzają - przy Tobie to jakieś popierdółki są. NIKT nie pokazał HongKongu tak jak Ty..... i wiem, że to co najlepsze jeszcze pewnie przed nami
Az się boje pomyśleć co to będzie jak pojedziesz zwiedzać kiedyś Wietnam czy Kambodże.... to dopiero będzie relacja
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Ło matko jakie piekne te owoce morza po prostu bajeczka ...powaliły mnie te widoczki z talerza he he
No trip no life
Kiwi, Momi, Nelcia - dzięki.
Dla mnie to rzeczywiście było przezycie hardcorowe.....aż sama nie wierzyłam, że dam radę. Co innego, jak ktoś lubi, bo nasz gospodarz co chwilę się dopytywał co jeszcze zamówić z tych śliczności. Porcje przynosili zawsze na trzy osoby, a ja tylko dziubałam dla pozoru. Tak miałam zakodowane, że wszystkiego muszę spróbować, żeby nie sprawić przykrości. Chyba widział brak mojego entuzjazmu, ale mężowski podwójny apetyt był w zupełności wystarczający.
Ale fakt - z owoców morza były tam takie rozmaitości - że nigdy czegoś takiego nie widziałam. Samych homarów było w karcie 14 gatunków, nie mówiąc już o sposobach przyrządzenia.
Mariola
O mamo - nie wiem co bym zrobiła w takiej restauracji . Owoców morza nia jadam, nie lubie - jakąś rybkę ewentualnie.
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Makono, to naprawdę nie jest takie świństwo, jakby się mogło wydawać!!!!
Dzisiaj zamierzam zabrać męża na południe wyspy HK w rejon plażowy Stanley i Repulse Bay. Nigdy tam nie był, a ja już wiem jak tam dojechać. Potem z kolei on pokaże mi Aberdeen, którego ja jeszcze nie widziałam.
Wsiadamy w shuttle, potem przepływamy promem do Central i spod przystani łapiemy autobus nr 6. Przebijamy się przez zatłoczone miasto, niestety na południe wyspy nie można się dostać metrem. Pewnie stoi na przeszkodzie to pasmo gór, przez które trzeba by prowadzić liczne tunele. Szosę jednak znacznie łatwiej poprowadzić. Przejeżdżamy tunel i już jesteśmy w pięknej nadmorskiej okolicy.
Dojeżdżamy do Stanley, spacerujemy po cichym miasteczku, jeszcze nie dotarli tu turyści. A następnie łapiemy autobus do Repulse Bay.
Tutaj – podobnie jak w Stanley – mieszkają najbogatsi. Nad samym morzem znajdują się piękne wille, nieco wyżej na porośniętych bujną równikową roślinnością wzgórzach wznoszą się potężne apartamentowce z cudownym widokiem na zatokę.
Wchodzimy na nadmorski bulwar przy którym rozlokowały się butiki, eleganckie restauracje i kawiarnie.
Tutaj właśnie znajduje się najdłuższa i najczęściej odwiedzana plaża na wyspie. Dziś na szczęście jest pustawo, bo to nie sezon plażowy. Wchodzimy na molo, by podziwiać widoki od strony morza.
Plaża jest długa, bardzo szeroka z miałkim złocistym piaskiem. Nawet nie przypuszczałam, że może być aż 26 stopni w pełni zimy!!!!!!!
Na samej plaży stoi świątynia buddyjska z licznymi figurami bóstw, rzeźbami słoni, lampionami. Kolorowa, przeładowana, niepasująca do wytwornego otoczenia. No, ale mieszkańcy tej okolicy muszą się gdzieś modlić.....
Siadamy na kamiennych schodkach molo i podziwiamy widoki. Na plaży jest trochę ludzi, sami biali – pewnie mieszkańcy okolicznych apartamentowców. Niektórzy się nawet kąpią, a ja znowu nie mam kostiumu plażowego!!!! Przybrzeżny pas wody odgradza siatka chroniąca przed rekinami....
Rozległa zatoka otoczona jest górami porośniętymi dżunglą. Zboczami gór prowadzą szlaki turystyczne. Jak fajnie byłoby wędrować tamtędy w słoneczny dzień.
Na morzu jest mnóstwo wysepek, większość z nich niezamieszkanych, ale można tam dopłynąć kajakiem lub wynajętą łodzią.
My niestety nie mamy na to czasu.....
Jest ciepło i parno, pachnie wodorostami i jakoś nie chce nam się stąd ruszyć.
W końcu idziemy na przystanek i łapiemy bezpośredni autobus do Aberdeen.
Mariola
,,Nawet nie przypuszczałam, że może być aż 26 stopni w pełni zimy!!!!!!! " Apisku to ja poproszę o taką zimę
Z okien tych apartamentów musi rozciągać się nieziemski widok na zatokę .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Ja widziałąm tą świątynie gdzieś na folderach i bardzo chciałam ją zobaczyć i na miejscu okazala się największym kiczem Hongkongu, taka jakby z klocków lego...:-D ale na szczęscie plaza i okolica zrekompensowała wszystko
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Kiwi, oj widoczki cudowne, ale za jaaaaaaką CENĘ !!!!!!! jeszcze coś o tym napiszę....
Momi, świątynia pięknie położona, na samej plaży - to fakt, ale dla mnie te wszystkie świątynie chińskie są kiczowate. Nie ma to jak świątynie balijskie. Też Ci się podobało w Repulse?
Mariola
Opisy rewelacja, a jak dla mnie jedzonko BOMBA, i włączył mi się odruch psów Pawłowa. A ten prof to taki bardzo młodziutki, na pewno to był profersor nie student?
Bea