Wieczorkiem dojeżdżają kolejne krótkie dwa patrole. Nie znamy się, w jednym są młodzi fajni ludzie, w drugim starszy Gościu.
No działo się oj działo w nocy.
Najpierw ognisko, kiełbaski, truneczki na ogrzanie, niestety kiedy imprezka na dobre się rozkręciła zaczął padać a deszcz.
Trzeba było pomału ewakuować się do swoich legowisk. My tradycyjnie w swoim namiocie, ale nie byliśmy osamotnieni, młodzi z krótkiego patrola też spali w namiocie.
I powiem Wam nie ma to jak w namiocie podczas deszczu , ale już nie takie łomoty przeżyliśmy, więc damy radę
Nad ranem kiedy poczuliśmy, że namiot zaczyna nam podlewać, ewakuowaliśmy się z niego.
Na szczęście przestało padać i udało się nam jeszcze reanimować ognisko. Pomału każdy wywlekał się ze swojego legowiska.
Ciepła herbatka i dobre śniadanko rozgrzało nas na dalszą podróż.
Ruszamy w dalszą drogę, wyjeżdżamy na Połoninę Pikuja prawie bez problemowo, hihihi dotyczy to gatunku Landrynowatych, tylko Patrole nieco marudziły, w zasadzie jeden ,
ten czerwony.
Po zjeździe do Libuchory konieczna stała się wizyta na stacji benzynowej, więc niestety fajny kawałek offa nam umknął.
Strasznie dużo palą te Patrole.... Stacja za przełęczą, a potem offowym skrótem wracamy na trase kordonu.
Na nowo niestety zaczyna padać ;(
Jest dobrze, deszcz przestał padać, i nawet słoneczko zaczyna się pojawiać. Cuuuuuudnie!!!*yahoo*
Możliwe są dwa podjazdy, jeden Łagodniejszy, a drugi to krowie wygony.
Nie bardzo wierzyliśmy,że uda się nam tam wjechać, ale zachęcam wszystkich do spróbowania....
Nie wygląda to z dołu zbyt dobrze. Stroma góra zryta krowimi racicami i do tego zakręt w prawo po skosie.
Do tego malo miejsca by się ropędzić bo rzeczka u podnóża ma stromy brzeg. Za drugim czy trzecim razem Adam pokonuje największą stromiznę.
Dyskoteka rwie do przodu, aż miło popatrzeć na końcu zakręt w prawo i dyskoteka ginie nam z oczu. Co się okazuje, że zbyt późno dostrzegł strumyczek
z którego dalej zrobił sie mały kanion Kolorado i po kilku chwilach ląduje w środku z kolami w powietrzu. Zawisł na dobre.
Zielonemu krótkim Patrolem po brawurowej akcji udaje się dojechać do zakrętu w lewo i organizujemy line zycia.
Kilka pasów,wciągarka i krok po kroku uwalniła Adam z pułapki. Niestety , tedy nie przejedziemy. My też próbowaliśmy, ale niestety skończyło się wyciąganiem z rowu.
Jedziemy objazdem wzdłuż lasu gdzie niestety zaczęły się nowe kłopoty z podjazdem, ale o dziwo wszyscy wyjeżdżamy na wzniesienie bez problemu.
Teraz najtrudniejsza część, czyli rynna, którą miejscowi ściagają drzewo. Została odkryta w sierpniu 2012 ale wtedy jeszcze nie było kłopotów.
Trzy auta wyjeżdżają bez problemu, ale Bobi i Czerwony utknęli na dole. Krótka ale bardzo stroma ścianka nie daje sie łatwo pokonać.
Po godzinie wszyscy meldują się na obiad u góry i teraz juz bez przygód trasa Kordonu dojeżdżamy do przepompowni gazu k. Wolowca.
Tak wyglądało miejsce obiadu hahahaha, ale było wszystko, paróweczki i nawet pierożki
Następnie decydujemy się jeszcze dziś choć jest już późno zaatakować Borżawe. Ż miejscowości Pilipets , pod wyciągami wspinamy sie na Polonine z malymi przygodami.
Dopada nas pierwsza awaria. Jakiś wyciek na wysprzęgliku udaje sie zlikwidować i gnamy połoniną przy zachodzącym słoneczku.
Po kilku kilometrach zjeżdżamy w prawo między dwa ramiona Borżawy. Super miejscówka na nocleg, ognisko, ciepły prysznic(dzięki Heniu!!!!) i długie nocne bajania pod wiatą.
Hmmmm to jest to i to co najważniejsze nie pada deszcz.!!!!
Na szczycie było zaj.......... zimno, ale widoki były powalające.
Dojeżdżamy na mijesce biwakowe. Dzisiaj to mamy nawet dach nad głową, prysznic z ciepłą wodą i oczywiście ognisko
A to prysznic z ciepłą wodą, jest czad.........
Dzień kolejny i ostatni.
A to nasza miejscówka
Niedziela okazuje sie pięknym i słonecznym dniem. W nocy nie padało, wiec druga część Borżawy nie powinna stanowic jakis problemów.
W planach jest Stoj droga obok bazy wojskowej, a potem zjazd do Svaliawy przez Sasivkę, a potem na połoninę Równą.
Odwiedza nas sąsiad , właściciel ładnego miejsca biwakowego i zaprasza nas do odwiedzania go w przyszłości...Skorzystamy. Ruszamy na Stoja drogą przez bazę wojskową. Droga tylko w jednym miejscu jest trudna z powodu progów i wielkich kamieni.
Potem to w miarę prosty podjazd. Baza jest na wysokości 1150m npm i zimą musial byc niezły cyrk z zaopatrzeniem.
Jeszcze tylko 400 metrów w pionie i jesteśmy na Stoju.
Po drodze spotykamy ukraińskich rowerzystów
Tu było tak pięknie, jak w Tatrach na Czerwonych Wierchach.
Grupa ukraińskich patriotów fotografuje sie na tle pomnika z flagami...:ukrańska, polską, banderowską....
Teraz najciekawszy punkt programu czyli zjazd, to zupełnie nowa droga przypadkiem odkryta miesiąc temu, gdy szlaban w Vovczyj okazal się nie do sforsowania.
Wtedy było tu sucho, ruszamy na dół i po w miare prostym odcinku połoninami wnikamy do lasu.
Wąsko, ślisko ,stromo emocje aż parują.
W jednym miejscu musimy posiłkować się asekuracją, gdyż nachylenie spycha nas na potężne buki...
To był najciekawszy i chyba technicznie najtrudniejszy zjazd tego wyjazdu.
Z Sasiwki udajemy sie pod Połoninę Równa. Płytami wspinamy sie w okolice bazy wojskowej.
Po drodze Bobi ma problemy. Nie chce się załączyć reduktor i auto mocno sie grzeje.
Na szczęście w trakcie odpoczynku na szczycie udaje sie usunąć usterkę. Marek posiada ślad na dół w stonę Ljuty .
Okazuje sie ,ze to bardzo ładna widokowo trasa. Na Połoninie Równej posilamy się przed powrotem do Polski.
Ustalanie dalszej trasy
Następnie zjeżdżamy w dół to dość trudna technicznie trasa. Nie wiem czy udałoby sie ją pokonać pod góre. Dużo błota, wąskich żlebów, jest mało użytkowana.
Po 3 godzinach docieramy do asfaltu i przez Slowacje do domu.
Po drodze mijamy ekipę równie Offroadową, ale Ukraińską
Na koniec urządzamy kąpiel, bo na granicy Ukraińskiej mogłoby być kiepsko.
Było ostro, to co widać pod maską, chyba nie trzeba komentować
Jak nowe
W tym miejscu generalnie się rozstajemy, na pożegnanie migotanie światełkami
Do Polski wracamy przez Słowację, w Krakowie jesteśmy o 3 rano. To była super wyprawa, na pewno nie ostatnia.
Megizak, ale jazda jak dla mnie rewelacja
To musiała byc adrenalina
Megi- ale czad
Rewelacja!
Not all who wander are lost.
Wieczorkiem dojeżdżają kolejne krótkie dwa patrole. Nie znamy się, w jednym są młodzi fajni ludzie, w drugim starszy Gościu.
No działo się oj działo w nocy.
Najpierw ognisko, kiełbaski, truneczki na ogrzanie, niestety kiedy imprezka na dobre się rozkręciła zaczął padać a deszcz.
Trzeba było pomału ewakuować się do swoich legowisk. My tradycyjnie w swoim namiocie, ale nie byliśmy osamotnieni, młodzi z krótkiego patrola też spali w namiocie.
I powiem Wam nie ma to jak w namiocie podczas deszczu , ale już nie takie łomoty przeżyliśmy, więc damy radę
Nad ranem kiedy poczuliśmy, że namiot zaczyna nam podlewać, ewakuowaliśmy się z niego.
Na szczęście przestało padać i udało się nam jeszcze reanimować ognisko. Pomału każdy wywlekał się ze swojego legowiska.
Ciepła herbatka i dobre śniadanko rozgrzało nas na dalszą podróż.
Ruszamy w dalszą drogę, wyjeżdżamy na Połoninę Pikuja prawie bez problemowo, hihihi dotyczy to gatunku Landrynowatych, tylko Patrole nieco marudziły, w zasadzie jeden ,
ten czerwony.
Po zjeździe do Libuchory konieczna stała się wizyta na stacji benzynowej, więc niestety fajny kawałek offa nam umknął.
Strasznie dużo palą te Patrole.... Stacja za przełęczą, a potem offowym skrótem wracamy na trase kordonu.
Na nowo niestety zaczyna padać ;(
Jest dobrze, deszcz przestał padać, i nawet słoneczko zaczyna się pojawiać. Cuuuuuudnie!!!*yahoo*
Możliwe są dwa podjazdy, jeden Łagodniejszy, a drugi to krowie wygony.
Nie bardzo wierzyliśmy,że uda się nam tam wjechać, ale zachęcam wszystkich do spróbowania....
Nie wygląda to z dołu zbyt dobrze. Stroma góra zryta krowimi racicami i do tego zakręt w prawo po skosie.
Do tego malo miejsca by się ropędzić bo rzeczka u podnóża ma stromy brzeg. Za drugim czy trzecim razem Adam pokonuje największą stromiznę.
Dyskoteka rwie do przodu, aż miło popatrzeć na końcu zakręt w prawo i dyskoteka ginie nam z oczu. Co się okazuje, że zbyt późno dostrzegł strumyczek
z którego dalej zrobił sie mały kanion Kolorado i po kilku chwilach ląduje w środku z kolami w powietrzu. Zawisł na dobre.
Zielonemu krótkim Patrolem po brawurowej akcji udaje się dojechać do zakrętu w lewo i organizujemy line zycia.
Kilka pasów,wciągarka i krok po kroku uwalniła Adam z pułapki. Niestety , tedy nie przejedziemy. My też próbowaliśmy, ale niestety skończyło się wyciąganiem z rowu.
Jedziemy objazdem wzdłuż lasu gdzie niestety zaczęły się nowe kłopoty z podjazdem, ale o dziwo wszyscy wyjeżdżamy na wzniesienie bez problemu.
Teraz najtrudniejsza część, czyli rynna, którą miejscowi ściagają drzewo. Została odkryta w sierpniu 2012 ale wtedy jeszcze nie było kłopotów.
Trzy auta wyjeżdżają bez problemu, ale Bobi i Czerwony utknęli na dole. Krótka ale bardzo stroma ścianka nie daje sie łatwo pokonać.
Po godzinie wszyscy meldują się na obiad u góry i teraz juz bez przygód trasa Kordonu dojeżdżamy do przepompowni gazu k. Wolowca.
Tak wyglądało miejsce obiadu hahahaha, ale było wszystko, paróweczki i nawet pierożki
Następnie decydujemy się jeszcze dziś choć jest już późno zaatakować Borżawe. Ż miejscowości Pilipets , pod wyciągami wspinamy sie na Polonine z malymi przygodami.
Dopada nas pierwsza awaria. Jakiś wyciek na wysprzęgliku udaje sie zlikwidować i gnamy połoniną przy zachodzącym słoneczku.
Po kilku kilometrach zjeżdżamy w prawo między dwa ramiona Borżawy. Super miejscówka na nocleg, ognisko, ciepły prysznic(dzięki Heniu!!!!) i długie nocne bajania pod wiatą.
Hmmmm to jest to i to co najważniejsze nie pada deszcz.!!!!
Na szczycie było zaj.......... zimno, ale widoki były powalające.
megi zakopane
dziko i pieknie.Gratulacje za zdobycie szczytu-latwo jak widac nie bylo.
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
a jaki był doping hohoho
megi zakopane
Uwielbiam takie zabawy w błotku...zaaaajebiście
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Dwa krótkie patrole dopiero widać na horyzoncie
Dojeżdżamy na mijesce biwakowe. Dzisiaj to mamy nawet dach nad głową, prysznic z ciepłą wodą i oczywiście ognisko
A to prysznic z ciepłą wodą, jest czad.........
Dzień kolejny i ostatni.
A to nasza miejscówka
Niedziela okazuje sie pięknym i słonecznym dniem. W nocy nie padało, wiec druga część Borżawy nie powinna stanowic jakis problemów.
W planach jest Stoj droga obok bazy wojskowej, a potem zjazd do Svaliawy przez Sasivkę, a potem na połoninę Równą.
Odwiedza nas sąsiad , właściciel ładnego miejsca biwakowego i zaprasza nas do odwiedzania go w przyszłości...Skorzystamy.
Ruszamy na Stoja drogą przez bazę wojskową. Droga tylko w jednym miejscu jest trudna z powodu progów i wielkich kamieni.
Potem to w miarę prosty podjazd. Baza jest na wysokości 1150m npm i zimą musial byc niezły cyrk z zaopatrzeniem.
Jeszcze tylko 400 metrów w pionie i jesteśmy na Stoju.
Po drodze spotykamy ukraińskich rowerzystów
Tu było tak pięknie, jak w Tatrach na Czerwonych Wierchach.
Grupa ukraińskich patriotów fotografuje sie na tle pomnika z flagami...:ukrańska, polską, banderowską....
Teraz najciekawszy punkt programu czyli zjazd, to zupełnie nowa droga przypadkiem odkryta miesiąc temu, gdy szlaban w Vovczyj okazal się nie do sforsowania.
Wtedy było tu sucho, ruszamy na dół i po w miare prostym odcinku połoninami wnikamy do lasu.
Wąsko, ślisko ,stromo emocje aż parują.
W jednym miejscu musimy posiłkować się asekuracją, gdyż nachylenie spycha nas na potężne buki...
To był najciekawszy i chyba technicznie najtrudniejszy zjazd tego wyjazdu.
Z Sasiwki udajemy sie pod Połoninę Równa. Płytami wspinamy sie w okolice bazy wojskowej.
Po drodze Bobi ma problemy. Nie chce się załączyć reduktor i auto mocno sie grzeje.
Na szczęście w trakcie odpoczynku na szczycie udaje sie usunąć usterkę. Marek posiada ślad na dół w stonę Ljuty .
Okazuje sie ,ze to bardzo ładna widokowo trasa. Na Połoninie Równej posilamy się przed powrotem do Polski.
Ustalanie dalszej trasy
Następnie zjeżdżamy w dół to dość trudna technicznie trasa. Nie wiem czy udałoby sie ją pokonać pod góre. Dużo błota, wąskich żlebów, jest mało użytkowana.
Po 3 godzinach docieramy do asfaltu i przez Slowacje do domu.
Po drodze mijamy ekipę równie Offroadową, ale Ukraińską
Na koniec urządzamy kąpiel, bo na granicy Ukraińskiej mogłoby być kiepsko.
Było ostro, to co widać pod maską, chyba nie trzeba komentować
Jak nowe
W tym miejscu generalnie się rozstajemy, na pożegnanie migotanie światełkami
Do Polski wracamy przez Słowację, w Krakowie jesteśmy o 3 rano. To była super wyprawa, na pewno nie ostatnia.
Dzięki za uwagę
megi zakopane
Fajna ta wycieczka rowerowa,to znaczy Land Roverowa
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Megi
widoczki wspaniale a ty ZUCH dziewczyna
chapeau bas !!!!!!!!!
DZIEKUJE za tyle wrażeń
No trip no life