Tuż obok starego pasa startowego znajduje się zabytkowe, kamienne molo z XIX w. i maly port rybacki ze stanowiskami do ważenia i sprawiania złowionych ryb. Niestety, kiedy odwiedziłam to miejsce, rybacy wypłynęli na połów - w porcie nie było nawet małych, kolorowych łódek
Z portu rozciagają się niesamowite widoki na pionowe skały opadające do wzburzonego oceanu.
Tam gdzie jest choć trochę płaskiej powierzni powstają nowe budynki.
Widok z portu tak mi się podobał, że nie zauważyłam zaczynającego się zachodu słońca.
Niestety dłużej już nie mogłam przyglądać się jak słońce zachodzi bo czekała nas wspaniała kolacja pod chmurką (z rozmaitymi atrakcjami)
Tym razem na kolację wybraliśmy się do małej knajpki Por de Sol Arte, malowniczo położonej niedaleko portu. Stoliki były poustawiane na zewnątrz, prawie na ulicy Przechodzący obok mieszkańcy miasteczka spoglądali na nas z zaciekawieniem. Na kolację były nie tylko potrawy z mięsa ale również przepyszne ryby. Ja ryby jem bardzo chętnie ale moja koleżanka ryb nie lubi. Jednak na Cabo Verde zajadała się nimi bez opamiętania twierdząc, że tam smakują zupełnie inaczej Oczywiście na kolacji nie mogło zabraknąć miejscowego trunku - grogu ani innych alkoholi wytwarzanych na wyspach na jego bazie, co bardzo korzystnie wpływało na humory uczestników naszej wycieczki. A na dodatek cały czas przygrywali nam miejscowi muzycy - co chwilę dołączał nowy wykonawca z własnym, oryginalnym instrumentem! Zabawa rozkręciła się więc na dobre i rozpoczęły się tańce Szkoda, że nie mogę pokazać Wam wszystkich fotek z tego sympatycznego wieczoru ale żeby nie zostać gołosłownym coś tam jednak udostępnię
Zespół muzyczny - zwróćcie uwagę na "fasolkę" w rękach ostatniego grającego. To owoc drzewa "akacjowego", po uschnięciu wydaje charakterystyczne dźwięki przy potrząsaniu nim.
A tu dołączył kolejny chętny do muzykowania.
I znowu nowy muzykant, tym razem grający na rybie
Zabawa rozkręciła się na całego. Nasz pilotka, przesympatyczna p. Joasia potrafiła rozruszać wszystkich.
Szkoda, że trzeba było dość szybko zakończyć tak udany wieczór ale przecież czekał nas następny, równie ciekawy i intensywny dzień.
Piątego dnia wycieczki, zaraz po wczesnym śniadaniu, chętni wyruszyli na spacer do Fontainhas. Ci, którym nie chciało się iść pod górkę mogli pospać dłużej i dojechać do Fontainhas busikiem. Ja oczywiście wybrałam opcję ze spacerem. Idąc pod górę oddalaliśmy się od Ponta do Sol i podziwialiśmy je z daleka.
Na obrzeżach miasteczka nie jest już tak kolorowo jak w centrum, wiele domów jest w trakcie budowy, niektóre są dosyć ubogie.
No to jeszcze jedno spojrzenie na Ponta do Sol z góry
Droga, którą szliśmy jest niezwykle malownicza i biegnie wzdłuż oceanu. Strome, czerwono-brązowe skały opadają wprost do niebieskiej wody - widoki niesamowite. Szkoda tylko, że fatalne oświetlenie i unosząca się w powietrzu mgiełka nie pozwalały na zrobienie dobrych zdjęć.
Oglądałam się ciągle za siebie i patrzyłam na oddalający się cypel z położonym na nim Ponta do Sol.
Maszerowaliśmy dalej wzdłuż brzegu oceanu zerkając co chwila w dół.
A tak wygląda ścieżka, którą podążaliśmy w kierunku Fontainhas.
O tak Nelciu, było pięknie tylko za szybko. Dlatego ja tam muszę wrócić i pospacerować sobie bez pośpiechu delektując się widokami. Moje zdjęcia nijak się mają do tego jak tam było cudownie Szkoda tylko, że tak mało osób interesuje się tym kierunkiem - nawet Żelek już tu nie zagląda
mabro.....zagladam i jestem pod coraz wiekszym wrażeniem juz widze siebie w tych okolicznościach- co za widoki
Żelku, przy Twoim talencie do pisania i robienia fajnych zdjęć powstałaby super relacja
Muszę się zmobilizować i znowu zacząć pisać bo Ty lub Nelcie prędzej tam pojedziecie i zrelacjonujecie swoją podróż niż ja dokończę moją opowieść, hi, hi, hi...
Po kilkunastu minutach, za kolejnym zakrętem ukazał się naszym oczom niesamowity widok. Na czubku góry znajdowała się mała osada Fontainhas otoczona jeszcze większymi górami. Na stromych zboczach gór, schodzących aż do oceanu było mnóstwo miniaturowych tarasików przeznaczonych pod uprawy. Nie wiem jak ludzie się tam dostają, pracują a potem wydostają stamtąd zebrane płody rolne - mnie byłoby trudno wejść tam nawet bez obciążenia No to popatrzcie na to cudowne miejsce.
Mimo że, następne zdjęcia są bardzo podobne to też je tu pokażę bo miejsce jest tego warte, by podziwiać je jak najdłużej.
A tak wygląda Fontainhas z bliska.
W osadzie jest nawet malutki kościół.
Stoki góry, na której położone jest Fontainhas opadają niemal pionowo tworząc dolinę uchodzącą do oceanu. Oczywiście wszędzie znajdują się mini poletka tarasowe - żaden skrawek ziemi nie może się tutaj zmarnować.
Niestety dłużej już nie mogliśmy tu zostać bo czekały nas kolejne atrakcje. Wracając do Ponta do Sol jeszcze raz zerknęłam na klify, tym razem pięknie oświetlone przez słońce.
Tuż obok starego pasa startowego znajduje się zabytkowe, kamienne molo z XIX w. i maly port rybacki ze stanowiskami do ważenia i sprawiania złowionych ryb. Niestety, kiedy odwiedziłam to miejsce, rybacy wypłynęli na połów - w porcie nie było nawet małych, kolorowych łódek
Z portu rozciagają się niesamowite widoki na pionowe skały opadające do wzburzonego oceanu.
Tam gdzie jest choć trochę płaskiej powierzni powstają nowe budynki.
Widok z portu tak mi się podobał, że nie zauważyłam zaczynającego się zachodu słońca.
Niestety dłużej już nie mogłam przyglądać się jak słońce zachodzi bo czekała nas wspaniała kolacja pod chmurką (z rozmaitymi atrakcjami)
pięęęęęęęęęęęęeknie
No trip no life
Tym razem na kolację wybraliśmy się do małej knajpki Por de Sol Arte, malowniczo położonej niedaleko portu. Stoliki były poustawiane na zewnątrz, prawie na ulicy Przechodzący obok mieszkańcy miasteczka spoglądali na nas z zaciekawieniem. Na kolację były nie tylko potrawy z mięsa ale również przepyszne ryby. Ja ryby jem bardzo chętnie ale moja koleżanka ryb nie lubi. Jednak na Cabo Verde zajadała się nimi bez opamiętania twierdząc, że tam smakują zupełnie inaczej Oczywiście na kolacji nie mogło zabraknąć miejscowego trunku - grogu ani innych alkoholi wytwarzanych na wyspach na jego bazie, co bardzo korzystnie wpływało na humory uczestników naszej wycieczki. A na dodatek cały czas przygrywali nam miejscowi muzycy - co chwilę dołączał nowy wykonawca z własnym, oryginalnym instrumentem! Zabawa rozkręciła się więc na dobre i rozpoczęły się tańce Szkoda, że nie mogę pokazać Wam wszystkich fotek z tego sympatycznego wieczoru ale żeby nie zostać gołosłownym coś tam jednak udostępnię
Zespół muzyczny - zwróćcie uwagę na "fasolkę" w rękach ostatniego grającego. To owoc drzewa "akacjowego", po uschnięciu wydaje charakterystyczne dźwięki przy potrząsaniu nim.
A tu dołączył kolejny chętny do muzykowania.
I znowu nowy muzykant, tym razem grający na rybie
Zabawa rozkręciła się na całego. Nasz pilotka, przesympatyczna p. Joasia potrafiła rozruszać wszystkich.
Szkoda, że trzeba było dość szybko zakończyć tak udany wieczór ale przecież czekał nas następny, równie ciekawy i intensywny dzień.
Piątego dnia wycieczki, zaraz po wczesnym śniadaniu, chętni wyruszyli na spacer do Fontainhas. Ci, którym nie chciało się iść pod górkę mogli pospać dłużej i dojechać do Fontainhas busikiem. Ja oczywiście wybrałam opcję ze spacerem. Idąc pod górę oddalaliśmy się od Ponta do Sol i podziwialiśmy je z daleka.
Na obrzeżach miasteczka nie jest już tak kolorowo jak w centrum, wiele domów jest w trakcie budowy, niektóre są dosyć ubogie.
No to jeszcze jedno spojrzenie na Ponta do Sol z góry
Droga, którą szliśmy jest niezwykle malownicza i biegnie wzdłuż oceanu. Strome, czerwono-brązowe skały opadają wprost do niebieskiej wody - widoki niesamowite. Szkoda tylko, że fatalne oświetlenie i unosząca się w powietrzu mgiełka nie pozwalały na zrobienie dobrych zdjęć.
Oglądałam się ciągle za siebie i patrzyłam na oddalający się cypel z położonym na nim Ponta do Sol.
Maszerowaliśmy dalej wzdłuż brzegu oceanu zerkając co chwila w dół.
A tak wygląda ścieżka, którą podążaliśmy w kierunku Fontainhas.
To musial piekny spacerek w takich okolicznosciach przyrody
No trip no life
O tak Nelciu, było pięknie tylko za szybko. Dlatego ja tam muszę wrócić i pospacerować sobie bez pośpiechu delektując się widokami. Moje zdjęcia nijak się mają do tego jak tam było cudownie Szkoda tylko, że tak mało osób interesuje się tym kierunkiem - nawet Żelek już tu nie zagląda
mabro.....zagladam i jestem pod coraz wiekszym wrażeniem juz widze siebie w tych okolicznościach- co za widoki
Żelku, przy Twoim talencie do pisania i robienia fajnych zdjęć powstałaby super relacja
Muszę się zmobilizować i znowu zacząć pisać bo Ty lub Nelcie prędzej tam pojedziecie i zrelacjonujecie swoją podróż niż ja dokończę moją opowieść, hi, hi, hi...
Po kilkunastu minutach, za kolejnym zakrętem ukazał się naszym oczom niesamowity widok. Na czubku góry znajdowała się mała osada Fontainhas otoczona jeszcze większymi górami. Na stromych zboczach gór, schodzących aż do oceanu było mnóstwo miniaturowych tarasików przeznaczonych pod uprawy. Nie wiem jak ludzie się tam dostają, pracują a potem wydostają stamtąd zebrane płody rolne - mnie byłoby trudno wejść tam nawet bez obciążenia No to popatrzcie na to cudowne miejsce.
Mimo że, następne zdjęcia są bardzo podobne to też je tu pokażę bo miejsce jest tego warte, by podziwiać je jak najdłużej.
A tak wygląda Fontainhas z bliska.
W osadzie jest nawet malutki kościół.
Stoki góry, na której położone jest Fontainhas opadają niemal pionowo tworząc dolinę uchodzącą do oceanu. Oczywiście wszędzie znajdują się mini poletka tarasowe - żaden skrawek ziemi nie może się tutaj zmarnować.
Niestety dłużej już nie mogliśmy tu zostać bo czekały nas kolejne atrakcje. Wracając do Ponta do Sol jeszcze raz zerknęłam na klify, tym razem pięknie oświetlone przez słońce.
Ale widok...a jescze przy tym przesuwajacym sie słoncu-magia