Ok.Tak jak obiecałem ciąg dalszy relacji z Tanzanii.Noc spędziliśmy w Endoro Lodge, na obrzeżach parku Lake Manyara - niestety zdjęcia z tego cudownego miejsca córka zrzuciła
gdzieś na laptopa i nie może się teraz do nich "dokopać" - ach ta młodzież! Jak wróci z ferii postaram się je odzyskać.Ten obóż był chyba najlepszy na całym safari.Piękne murowane
domki, położone na niewielkim wzgórzu, w dole dolina a dookoła bujna zieleń (wszędzie było raczyj sawannowo, a tam jakby nie Afryka lecz jakaś amazońska dżungla), pełno ptaków
może to dlatego, że wysokość była dość spora a okolica praktycznie bezludna.Jedyny problem to droga do tej lodgy - same wertepy i tak ładnych parę kilometrów.W domkach ogromne
pokoje, dwa łózka jedno duże małżeńskie i drugie pojedyńcze, moskitiery,klimatyzacja - choć nam najbardziej spodobał się solidny, wykonany z kamienia kominek.No i oczywiście łazienka z prysznicem w środku jak i drugim na zewnątrz oraz duże jacuzzi.Jak na standarty afrykańskie 5+.Po takiej trasie to tylko prysznic, kilka drinków na tarasie przy zachodzie
słońca i na kolację, bo w czasie safari tylko lunch boxy, a w każdym to samo.Zresztą kto myśli o jedzeniu, gdy tyle ciekawych rzeczy do okoła.
Następny dzień kierunek Serengeti.Tu trochę rozczarowanie, gdyż pogoda taka sobie - niby ciepło a słoneczka nie widać.Jakieś chmury, od czasu do czasu popada raz mocniej,
raz kapuśniaczek, no ale trudno "czas na łowy".
Czas na kilka fotek - z góry przepraszam za jakóść, ale jak wspomniałem tego dnia pogoda była fatalna, no i to nie ten okres gdy wszystko przesycone jest zielenią.
Mała grupka impali.
Nieco większe stadko.
Pierwszy kociak, a właściwie to lwica.
Następny - tym razem bez wątpienia to Pan Lew.
Błogie lenistwo w cieniu akacji.
Uśmiechnięty Pan Pumba.
"Ja jestm ruda, porostu ruda"
Tyle ile spotkałem słoni w Serengeti nie ma chyba w żadnym innym parku.
Ten maluch był najwidoczniej zadowolony z deszczu - My mniej.
Do tego do zabawy dołączył kumpel.
I już po deszczu - a ja taki nie uczesany!
Kolejna parka na spacerze.
I jeszcze jeden.
Powoli i nieśmiało zaczeło wychodzić słonko.
Dwa Marabuty nad bajorem.
I jeszcze jeden na drzewie.
Hipcie w bajorku.
Ambrela tree?
Kolejne słoniki, ale ten jeden był specyficzny - miał jeden kieł znacznie krótszy.Ali twierdził, że mogło
Ok. Miał to być tylko wątek z kilkoma fotami ale jakoś samoistnie przerodził się w relacje.No trudno następnym razem będę już wiedział jak to zrobić poprawnie (z drugiej strony nie
wiedziałem, że to tak wciąga), gdyby tylko wybór fotek był łatwiejszy a samo przesyłanie je na forum - szybsze to by było super.Ale koniec narzekania, czas na końcową relacje.
W Serengeti nocowaliśmy w dwóch campach: pierwszy to Serengeti Serena Lodge - fajnie wkomponowane w krajobraz okrągłe domki na niewielkim wzgórzu.Czyściutkie pokoje
niewielki balkonik z widokiem na sawanne, na pobliskich akacjach kolorowe ptaszki.Po zmroku udajemy się na kolację, młoda zajęta na maksa bo jest free Wi-Fi, a ja udałem się
do lobby na lokalne występy i tu miła niespodzianka bo zamiast trochę opatrzonych, podskakujących masajów tym razem fajna afrykańska muzyka na żywo połączona z zajeb...
tańcem.Rozochocony kilkoma drinkami w barze i fajnym klimatem idę w tany z kucharką, nagle muzyka cichnie i jakieś poruszenie wśród gości na zewnątrz.Co się okazało na teren
campu wpadł dość sporych rozmiarów bawół afrykański i narobił trochę zamieszania zanim ochrona go przepędziła.Derekcja zaragowała natychmiast i każdy góść, który chciał
pójść do swojego bungalowu był eskortowany przez ochronę.
Następnego dnia safari po Serengetii, pogoda już zdecydowanie lepsza i nocleg w Mbuzi Mawe Tented Camp.Tym razem to lususowe namioty z dużą łazienką i fajnymi meblami
z hebanu.Tu każdy z gości otrzymuje latarkę i gwizdek (choć w namiotach są telefony), to może tak na wszelki wypadek gdyby trzeba było szybko zaragować oraz informację, zeby
po zmroku raczej unikać spacerów, gdyż hotel leży w rejonie tz Simba Hills czyli skałek na których lubią wylegiwać się lwy.W ostateczności - gwizdać.Dziś w takim razie grzecznie,
papu, piwko i spać.Córka słyszała w nocy jakieś porykiwania, ale ja spałem jak zabity.Zresztą potym co przeżyłem dwa lata wcześniej z małżonką w campie nad rzeką nic nie jest
mnie w stanie zdziwić jeśli chodzi o przyrodę czarnego lądu (ale to opowieść na inny czas).
Rano pobutka, śniadanko, lunch boxy i w drogę do Ngorongoro. A tam takie widoki...
Zeberki przy wodopoju.
I kolejna.
Stada gnu.
Rodzinna fotka
"Struś pędziwiatr".
Chyba szakal?
Te osobniki pokazały gdzie mają turystów.
Ten z kolei chciał się czegoś dokopać.
Ptaszki.
I jeszcze jeden, nieco większy.
Poobiednia sjesta...
No i "królowie" tego terenu.
Na koniec pożegnalna fotka młodej.
I lądujemy na noc w Ngorongoro Wildlife Lodge, z takim to niezapomnianym widokim z okien...
Potem jeszcze jedna noc w Planet Lodge w Arushy.Pozegnanie z Alim i w samolot do Zanzibaru, ale to już było...Koniec
Marabut dzięki, ale mieliście farta do lwów , oj ile ich było i tak blisko Was ! a te maleństwa przeurocze ! stado babunów... na drodze też mnie rozbawiło na maxa Niezopomniane chwile ! Widoki z lodge i campów cudne, takie widoczki będzie się pamiętać do końca życia. Dzięki za nazwy i opisy Waszych lokum, w wolnej chwili sobie w necie posprawdzam te miejscówki aby mieć rozeznanie na przyszłość jakby dane mi było wrócić na sawanne.
Marabut.. super zdjęcia... poproś Damiana, niech wydzieli dla Twojej relacji oddzielny wątek, wytnie relację z tego wątku.. zatytułujesz i... czekam na piękne ujęcia z Afryki
Marabut.. wysyłasz wiadomość na priva, w miejscu, do kogo chcesz wysłać wiadomość, wpisujesz damian.. i po sprawie. w ciągu kilku godzin masz oddzielny wątek
O rany, znajome widoki! I jaki fart z tymi lwami, nie dosc ze tak duzo, tak blisko, to jeszcze to polowanie! No naprawde szczesciarz z ciebie! My widzielismy polowanie na zebre ale czailismy sie i czekalismy na ten spektakl ponad godzine tylko u nas to troche bardziej krwawe widowisko bylo...:(
Super!!! Lwy tak blisko i chciało im się ruszać! Nigdy nie miałem takiego szczęścia!!!
Jeśli chodzi o twoją uwagę dotyczącą Lake Manyara.... to miałem to samo wrażenie dokładnie: zwierzaczków jakoś niewiele...ale dla widoczków warto się tam wybrać!
A i córeczka... to w sumie chyba, niewiele młodsza ode mnie!
Pozdrawiam!!! i liczę na link do zmontowanego filmu z tej podróży, jestem ciekaw jak lewki na nim wyszły: te tak blisko, bardzo blisko.
Dziękuję za dobrą radę od lordowskiego.Faktycznie szczęście nam sprzyjało, nawet nasz przewodnik Ali twierdził, że spotkanie tak licznej grupy młodych lwiątek widział poraz
pierwszy.Co do filmików, to czekają zrzucone z kamery na twardym dysku - jest tego sporo z ostatnich 12 lat.Niestey ja nie mam czasu ani doświadczenia jak to profesionalnie
zmontować (średnio z każdej wyprawy dwie godziny materiału).Z tego trzeba wydobyć samą "esensje".Chyba czas zlecić to jakiemuś zawodowcowi.Tym bardziej,
że za dwa miesiące - rajski Mauritius.
Ale jak ktoś jest zinteresowany to przygotuję krótką relację z safari z Parku Narodowego Selous w Tanzani.Stosunkowo rzadko odwiedzany (może dlatego,że największy
obszarowo i najlepiej się tam dostać samolotem)
Tak z ciekawości może ktoś tam był, chętnie wymienię sie opiniami.
Ok.Tak jak obiecałem ciąg dalszy relacji z Tanzanii.Noc spędziliśmy w Endoro Lodge, na obrzeżach parku Lake Manyara - niestety zdjęcia z tego cudownego miejsca córka zrzuciła
gdzieś na laptopa i nie może się teraz do nich "dokopać" - ach ta młodzież! Jak wróci z ferii postaram się je odzyskać.Ten obóż był chyba najlepszy na całym safari.Piękne murowane
domki, położone na niewielkim wzgórzu, w dole dolina a dookoła bujna zieleń (wszędzie było raczyj sawannowo, a tam jakby nie Afryka lecz jakaś amazońska dżungla), pełno ptaków
może to dlatego, że wysokość była dość spora a okolica praktycznie bezludna.Jedyny problem to droga do tej lodgy - same wertepy i tak ładnych parę kilometrów.W domkach ogromne
pokoje, dwa łózka jedno duże małżeńskie i drugie pojedyńcze, moskitiery,klimatyzacja - choć nam najbardziej spodobał się solidny, wykonany z kamienia kominek.No i oczywiście łazienka z prysznicem w środku jak i drugim na zewnątrz oraz duże jacuzzi.Jak na standarty afrykańskie 5+.Po takiej trasie to tylko prysznic, kilka drinków na tarasie przy zachodzie
słońca i na kolację, bo w czasie safari tylko lunch boxy, a w każdym to samo.Zresztą kto myśli o jedzeniu, gdy tyle ciekawych rzeczy do okoła.
Następny dzień kierunek Serengeti.Tu trochę rozczarowanie, gdyż pogoda taka sobie - niby ciepło a słoneczka nie widać.Jakieś chmury, od czasu do czasu popada raz mocniej,
raz kapuśniaczek, no ale trudno "czas na łowy".
Czas na kilka fotek - z góry przepraszam za jakóść, ale jak wspomniałem tego dnia pogoda była fatalna, no i to nie ten okres gdy wszystko przesycone jest zielenią.
Mała grupka impali.
Nieco większe stadko.
Pierwszy kociak, a właściwie to lwica.
Następny - tym razem bez wątpienia to Pan Lew.
Błogie lenistwo w cieniu akacji.
Uśmiechnięty Pan Pumba.
"Ja jestm ruda, porostu ruda"
Tyle ile spotkałem słoni w Serengeti nie ma chyba w żadnym innym parku.
Ten maluch był najwidoczniej zadowolony z deszczu - My mniej.
Do tego do zabawy dołączył kumpel.
I już po deszczu - a ja taki nie uczesany!
Kolejna parka na spacerze.
I jeszcze jeden.
Powoli i nieśmiało zaczeło wychodzić słonko.
Dwa Marabuty nad bajorem.
I jeszcze jeden na drzewie.
Hipcie w bajorku.
Ambrela tree?
Kolejne słoniki, ale ten jeden był specyficzny - miał jeden kieł znacznie krótszy.Ali twierdził, że mogło
to być wynikiem walki z innym osobnikiem.
I jeszcze raz nasz bohater.
A ten maluch jaki zadowolony.
Gazela.
A tu parka.
Next.
A ja mam przynajmniej rogi!
Marabut21
Jeszcze kilka fotek z Serengeti.
Stado gazeli.
Obserwacja terenu przed polowaniem.
Fajna żyrafa.
Jeszcze jedno ujęcie.
Hipcio odpoczywa.
Lampart na drzewie - tylko dla uważnych - niestety zbyt duża odległość - czas pomyśleć o profesionalnym teleobiektywie!
" I co się tak gapisz?"
No i teraz punkt kulminacyjny całego dnia.W pierwszej chwili, myśleliśmy, że jesteśmy świadkami
udanego polowania - widząc taki to obrazek...
i dalej...
i jeszcze
Ale po chwili okazało się, że ta lwica to zwyczajny złodziej, gdyż uprowadziła z miejsca "zbrodni"
ofiarę, którą upolowała inna lwica dla swojej rodzinki. Oto ona.
Przemaszerowała tuż obok naszego jeppa.
Kompletnie obojętna.
Potem sensacja na widowni.
I nagle za matką pojawiły się one...
Roszkoszy widok.
W sumie naliczyliśmy ich aż ośmioro - bomba - przemiłe kociaki
I następny.
Potem rodzinka połączyła się...
Gdy matka stwiedziła, ze ktoś podprowadził im obiad musiała nieżle się wkurzyć.Ale na horyzoncie
pojawiło się stadko zebr i trzeba było się przyczajić..
Z polowania nic nie wyszło, bo niesforne młode spłoszyły potencialną zdobycz.
No i znów przechadzka wśród fanów.
Trzeba jednak na przyszłość uważniej pilnować swojego terytorium.
Stadko słoni ponownie.
Krokodyl.
I kolejne hipki
Na koniec tego ekstytującego dnia - kilka fotek przystojnych żyraf, zeberek i oczywiście słoni.
A zapomniałem o tym ptaszku.
Marabut21
Ok. Miał to być tylko wątek z kilkoma fotami ale jakoś samoistnie przerodził się w relacje.No trudno następnym razem będę już wiedział jak to zrobić poprawnie (z drugiej strony nie
wiedziałem, że to tak wciąga), gdyby tylko wybór fotek był łatwiejszy a samo przesyłanie je na forum - szybsze to by było super.Ale koniec narzekania, czas na końcową relacje.
W Serengeti nocowaliśmy w dwóch campach: pierwszy to Serengeti Serena Lodge - fajnie wkomponowane w krajobraz okrągłe domki na niewielkim wzgórzu.Czyściutkie pokoje
niewielki balkonik z widokiem na sawanne, na pobliskich akacjach kolorowe ptaszki.Po zmroku udajemy się na kolację, młoda zajęta na maksa bo jest free Wi-Fi, a ja udałem się
do lobby na lokalne występy i tu miła niespodzianka bo zamiast trochę opatrzonych, podskakujących masajów tym razem fajna afrykańska muzyka na żywo połączona z zajeb...
tańcem.Rozochocony kilkoma drinkami w barze i fajnym klimatem idę w tany z kucharką, nagle muzyka cichnie i jakieś poruszenie wśród gości na zewnątrz.Co się okazało na teren
campu wpadł dość sporych rozmiarów bawół afrykański i narobił trochę zamieszania zanim ochrona go przepędziła.Derekcja zaragowała natychmiast i każdy góść, który chciał
pójść do swojego bungalowu był eskortowany przez ochronę.
Następnego dnia safari po Serengetii, pogoda już zdecydowanie lepsza i nocleg w Mbuzi Mawe Tented Camp.Tym razem to lususowe namioty z dużą łazienką i fajnymi meblami
z hebanu.Tu każdy z gości otrzymuje latarkę i gwizdek (choć w namiotach są telefony), to może tak na wszelki wypadek gdyby trzeba było szybko zaragować oraz informację, zeby
po zmroku raczej unikać spacerów, gdyż hotel leży w rejonie tz Simba Hills czyli skałek na których lubią wylegiwać się lwy.W ostateczności - gwizdać.Dziś w takim razie grzecznie,
papu, piwko i spać.Córka słyszała w nocy jakieś porykiwania, ale ja spałem jak zabity.Zresztą potym co przeżyłem dwa lata wcześniej z małżonką w campie nad rzeką nic nie jest
mnie w stanie zdziwić jeśli chodzi o przyrodę czarnego lądu (ale to opowieść na inny czas).
Rano pobutka, śniadanko, lunch boxy i w drogę do Ngorongoro. A tam takie widoki...
Zeberki przy wodopoju.
I kolejna.
Stada gnu.
Rodzinna fotka
"Struś pędziwiatr".
Chyba szakal?
Te osobniki pokazały gdzie mają turystów.
Ten z kolei chciał się czegoś dokopać.
Ptaszki.
I jeszcze jeden, nieco większy.
Poobiednia sjesta...
No i "królowie" tego terenu.
Na koniec pożegnalna fotka młodej.
I lądujemy na noc w Ngorongoro Wildlife Lodge, z takim to niezapomnianym widokim z okien...
Potem jeszcze jedna noc w Planet Lodge w Arushy.Pozegnanie z Alim i w samolot do Zanzibaru, ale to już było...Koniec
Marabut21
Marabut dzięki, ale mieliście farta do lwów , oj ile ich było i tak blisko Was ! a te maleństwa przeurocze ! stado babunów... na drodze też mnie rozbawiło na maxa Niezopomniane chwile ! Widoki z lodge i campów cudne, takie widoczki będzie się pamiętać do końca życia. Dzięki za nazwy i opisy Waszych lokum, w wolnej chwili sobie w necie posprawdzam te miejscówki aby mieć rozeznanie na przyszłość jakby dane mi było wrócić na sawanne.
Jeszcze raz pięknie dziękuję
Marabut.. super zdjęcia... poproś Damiana, niech wydzieli dla Twojej relacji oddzielny wątek, wytnie relację z tego wątku.. zatytułujesz i... czekam na piękne ujęcia z Afryki
.
Dzięki za tak pozytwny odbiór. lordowski a w jaki sposób skontaktować się z tym Damianem?
A i jeszcze na "pożegnanie z Afryką" fota Kili, niestey już z samolotu.
Marabut21
Marabut.. wysyłasz wiadomość na priva, w miejscu, do kogo chcesz wysłać wiadomość, wpisujesz damian.. i po sprawie. w ciągu kilku godzin masz oddzielny wątek
Kili zaaaajefajne
.
O rany, znajome widoki! I jaki fart z tymi lwami, nie dosc ze tak duzo, tak blisko, to jeszcze to polowanie! No naprawde szczesciarz z ciebie! My widzielismy polowanie na zebre ale czailismy sie i czekalismy na ten spektakl ponad godzine tylko u nas to troche bardziej krwawe widowisko bylo...:(
http://www.addicted-to-passion.com
Super!!! Lwy tak blisko i chciało im się ruszać! Nigdy nie miałem takiego szczęścia!!!
Jeśli chodzi o twoją uwagę dotyczącą Lake Manyara.... to miałem to samo wrażenie dokładnie: zwierzaczków jakoś niewiele...ale dla widoczków warto się tam wybrać!
A i córeczka... to w sumie chyba, niewiele młodsza ode mnie!
Pozdrawiam!!! i liczę na link do zmontowanego filmu z tej podróży, jestem ciekaw jak lewki na nim wyszły: te tak blisko, bardzo blisko.
Dziękuję za dobrą radę od lordowskiego.Faktycznie szczęście nam sprzyjało, nawet nasz przewodnik Ali twierdził, że spotkanie tak licznej grupy młodych lwiątek widział poraz
pierwszy.Co do filmików, to czekają zrzucone z kamery na twardym dysku - jest tego sporo z ostatnich 12 lat.Niestey ja nie mam czasu ani doświadczenia jak to profesionalnie
zmontować (średnio z każdej wyprawy dwie godziny materiału).Z tego trzeba wydobyć samą "esensje".Chyba czas zlecić to jakiemuś zawodowcowi.Tym bardziej,
że za dwa miesiące - rajski Mauritius.
Ale jak ktoś jest zinteresowany to przygotuję krótką relację z safari z Parku Narodowego Selous w Tanzani.Stosunkowo rzadko odwiedzany (może dlatego,że największy
obszarowo i najlepiej się tam dostać samolotem)
Tak z ciekawości może ktoś tam był, chętnie wymienię sie opiniami.
Pozdrawiam!!!
Marabut21