Program zwiedzania nie ważny. Pora na Górę Stołową. Obejmuje ona obszar około 6500 ha (65 km²), z czego wierzchołek ma około 3 km². Kolejka linowa na Górze Stołowej zabiera pasażerów z dolnej stacji Tafelberg Road położonej około 302 m n.p.m., na szczyt góry. Z górnej stacji kolejki roztacza się widok na Kapsztad, Zatokę Stołową i Robben Island oraz na Atlantyk.
Jak podjechaliśmy ustawiono nas w kolejce dla grup zorganizowanych. Super, bo oczekujących na wjazd tysiące. Po przyniesieniu biletów prze Panią Pilot pozwolono nam przejść na drugą strone ulicy i ... dołączyc do kolejki, w której juz stalismy pół godziny temu. Prosze nie pytać czemu ma to służyć, bo moja wyobraźnia tego nie ogarnęła. Oczekiwanie na wjazd umilił nam południowoafrykański chór szkolny z pieśniami od gospel do nie wiem czego, ale było fantastycznie.
A na szczycie tylko piękne widoki na Cape Town i okolice i słońce
I jeszcze dwa słowa o faunie na szczycie Góry Stołowej. W zasadzie spotkaliśmy dwa zwierzaki - jaszczurki i futrzaka z gatunku Góralek Skalny.
Jest dopiero południe, więc przejeżdżamy przez doliny Paarl i Stellenbosh - wspaniałe kapsztadzkie winnice. Zwiedzamy jedną ze sławniejszych farm winnych Neetlingshof - jest degustacja produkowanych tam win oraz możliwość ich zakupu (od 16 butelek transport do Polski gratis). Po południu kontynuujemy zwiedzanie farm winnych w okolicach miasteczka Franschhoek. Te farmy winne to jakby małe miasteczka. Na ich terenie (jak ochrona pozwoli przejechać przez bramę) są bary, restauracje, parki, można wynająć teren pod organizację ślubu czy uroczystości rodzinnej. Same miasteczka to cuda. Zabudowa jak z XIX wieku, spokój, czasem przejedzie samochód, tam mógłbym zamieszkać i umrzeć. I nie jest to żart
Musimy wracać do Kapsztadu, do Waterfront, gdzie w planie jest na rejs jachtem na zachód słońca. Jedziemy a juz po 10 km otrzymujemy telefon, że w Kapsztadzie taka mgła, że wszystkie rejsy wstrzymane. Mamy rezerwowy plan - oceanarium, ale każdy chciałby popłynąć na ten zachód słońca. I to jest ten (na psa) urok południa. 30 km od Kapsztadu 35 stopni i piekielne słońce, 10 km od Kapsztadu zero widoczności, ściana mgły. Dojeżdżamy na Waterfront i pogoda się poprawia, ale rejsy odwołane.
No to plan B. Zwiedzamy oceanarium. Niektórzy twierdzą, że jedno z najlepszych na świecie, takie jak w Sydney. To nieprawda.
Ale o tym przekonamy się następnego dnia, bo oceanarium też już zamknięte. A tak się pięknie dzień zaczął. Została kolacja na Waterfront i lulu.
Jorguś, wreszczie doczytałam twoją relację, wielkie dzięki!!!!
A na koniec wielce się zdziwiłam, że w tym okresie Góra Stołowa była słabo widoczna.
My byliśmy w RPA na przełomie marca i kwietnia, w tym 4 dni w Kapsztadzie i codziennie była super widoczność.
A winnice w okolicach Stellenbosh wraz z okolicznymi wioskami zupełnie nie kojarzyły się z Afryką, raczej z Prowansją w oprawie kolorowych jesiennych lisci.
Przed południem kontynuujemy zwiedzanie jednego z piękniejszych miast na świecie: centrum, wielokolorowa dzielnica malayska Bo-Kaap, Ogrody Kompanii Indyjskiej.
Dzielnicę malajską znałem z internetu, ale robi wrażenie.
Natomiast w ogrodach trafiliśmy na uroczystość poświęconą kombatantom walk w I i II wojnie światowej. Była kompania honorowa, szkoccy kobziarze i generalicja składająca kwiaty.
W ogrodach mijamy jeden z niewielu (a może jedyny) pomnik znienawidzonego przez Afrykanerów z powodu wojen burskich sir Cecila Rhodesa, brytyjskiego polityka, przedsiębiorcy. Był twórcą idei "od Kapsztadu do Kairu", czyli kolonizacji przez Brytyjczyków pasa ziem afrykańskich ciągnących się od Kraju Przylądkowego do Egiptu. Główny motor kolonizacji brytyjskiej w Afryce Południowej. Od jego nazwiska nazwano dwie kolonie Rodezję Północną i Południową, obecnie Zambia i Zimbabwe.
Jeśli ktoś jeszcze tutaj zagląda, to pewnie zauważył, że mam lenia i nie chce mi się.
Na szczęście to już finisz.
Ostatni punkt w Kapsztadzie to Greenmarket Square, gdzie podobno można kupić wszystko. Mnie się nie chciało łazić po straganach, więc siedziałem w kącie i obserwowałem jak dzieciaki zarabiały tańcem.
Następny dzień wita nas piękna pogodą.
Program zwiedzania nie ważny. Pora na Górę Stołową. Obejmuje ona obszar około 6500 ha (65 km²), z czego wierzchołek ma około 3 km². Kolejka linowa na Górze Stołowej zabiera pasażerów z dolnej stacji Tafelberg Road położonej około 302 m n.p.m., na szczyt góry. Z górnej stacji kolejki roztacza się widok na Kapsztad, Zatokę Stołową i Robben Island oraz na Atlantyk.
Jak podjechaliśmy ustawiono nas w kolejce dla grup zorganizowanych. Super, bo oczekujących na wjazd tysiące. Po przyniesieniu biletów prze Panią Pilot pozwolono nam przejść na drugą strone ulicy i ... dołączyc do kolejki, w której juz stalismy pół godziny temu. Prosze nie pytać czemu ma to służyć, bo moja wyobraźnia tego nie ogarnęła. Oczekiwanie na wjazd umilił nam południowoafrykański chór szkolny z pieśniami od gospel do nie wiem czego, ale było fantastycznie.
A na szczycie tylko piękne widoki na Cape Town i okolice i słońce
I jeszcze dwa słowa o faunie na szczycie Góry Stołowej. W zasadzie spotkaliśmy dwa zwierzaki - jaszczurki i futrzaka z gatunku Góralek Skalny.
Jorguś
Jest dopiero południe, więc przejeżdżamy przez doliny Paarl i Stellenbosh - wspaniałe kapsztadzkie winnice. Zwiedzamy jedną ze sławniejszych farm winnych Neetlingshof - jest degustacja produkowanych tam win oraz możliwość ich zakupu (od 16 butelek transport do Polski gratis). Po południu kontynuujemy zwiedzanie farm winnych w okolicach miasteczka Franschhoek. Te farmy winne to jakby małe miasteczka. Na ich terenie (jak ochrona pozwoli przejechać przez bramę) są bary, restauracje, parki, można wynająć teren pod organizację ślubu czy uroczystości rodzinnej. Same miasteczka to cuda. Zabudowa jak z XIX wieku, spokój, czasem przejedzie samochód, tam mógłbym zamieszkać i umrzeć. I nie jest to żart
Jorguś
Musimy wracać do Kapsztadu, do Waterfront, gdzie w planie jest na rejs jachtem na zachód słońca. Jedziemy a juz po 10 km otrzymujemy telefon, że w Kapsztadzie taka mgła, że wszystkie rejsy wstrzymane. Mamy rezerwowy plan - oceanarium, ale każdy chciałby popłynąć na ten zachód słońca. I to jest ten (na psa) urok południa. 30 km od Kapsztadu 35 stopni i piekielne słońce, 10 km od Kapsztadu zero widoczności, ściana mgły. Dojeżdżamy na Waterfront i pogoda się poprawia, ale rejsy odwołane.
No to plan B. Zwiedzamy oceanarium. Niektórzy twierdzą, że jedno z najlepszych na świecie, takie jak w Sydney. To nieprawda.
Ale o tym przekonamy się następnego dnia, bo oceanarium też już zamknięte. A tak się pięknie dzień zaczął. Została kolacja na Waterfront i lulu.
Jorguś
Widok z góry świetny
Jorgus, ile czasu w sumie staliscie w tej kolejce? dla turystow inywidualnych tez byla taka koleja?
Rejsu szkoda
Kursują 2 wagoniki, dzięki czemu staliśmy tylko z 30 minut. A kolejka wyglądała przerażająco, bo cały Cape Town rzucił się na okazję.
Jorguś
Jorguś, wreszczie doczytałam twoją relację, wielkie dzięki!!!!
A na koniec wielce się zdziwiłam, że w tym okresie Góra Stołowa była słabo widoczna.
My byliśmy w RPA na przełomie marca i kwietnia, w tym 4 dni w Kapsztadzie i codziennie była super widoczność.
A winnice w okolicach Stellenbosh wraz z okolicznymi wioskami zupełnie nie kojarzyły się z Afryką, raczej z Prowansją w oprawie kolorowych jesiennych lisci.
Mariola
Ostatniego dnia odrabiamy Akwarium Dwóch Oceanów. Jak wspomniałem, w Durbanie lepsze.
Ale trochę zdjęć wrzucę.
Zwracam uwagę na odmianę pingwina jakiegoś futrzanego z kolorowym czubkiem (to z łac. Eudyptes moseleyi - pingwin długoczuby).
Jorguś
Przed południem kontynuujemy zwiedzanie jednego z piękniejszych miast na świecie: centrum, wielokolorowa dzielnica malayska Bo-Kaap, Ogrody Kompanii Indyjskiej.
Dzielnicę malajską znałem z internetu, ale robi wrażenie.
Natomiast w ogrodach trafiliśmy na uroczystość poświęconą kombatantom walk w I i II wojnie światowej. Była kompania honorowa, szkoccy kobziarze i generalicja składająca kwiaty.
W ogrodach mijamy jeden z niewielu (a może jedyny) pomnik znienawidzonego przez Afrykanerów z powodu wojen burskich sir Cecila Rhodesa, brytyjskiego polityka, przedsiębiorcy. Był twórcą idei "od Kapsztadu do Kairu", czyli kolonizacji przez Brytyjczyków pasa ziem afrykańskich ciągnących się od Kraju Przylądkowego do Egiptu. Główny motor kolonizacji brytyjskiej w Afryce Południowej. Od jego nazwiska nazwano dwie kolonie Rodezję Północną i Południową, obecnie Zambia i Zimbabwe.
Jorguś
Aż dziwne ,że ten pomnik wciąz tam stoii
No trip no life
Jeśli ktoś jeszcze tutaj zagląda, to pewnie zauważył, że mam lenia i nie chce mi się.
Na szczęście to już finisz.
Ostatni punkt w Kapsztadzie to Greenmarket Square, gdzie podobno można kupić wszystko. Mnie się nie chciało łazić po straganach, więc siedziałem w kącie i obserwowałem jak dzieciaki zarabiały tańcem.
Jorguś