Old Souk - to kolejny punkt, który znajduje się na mapie Big Busa. Przebiegliśmy go w zastraszająco szybkim tempie Nie to żebyśmy się spieszyli czy coś, ale tak natarczywych sprzedawców to nawet w Egipcie nie spotkałam. Nie było szans się gdzieś zatrzymać i zawiesić na czymś oko, bo od razu wieszano coś na nas, albo chustkę, albo szalik, albo inne badziewie, które idealnie miało się komponować z naszym kolorem włosów, karnacja albo szminką na ustach. Nie lubię takiej natarczywej sprzedaży stąd nasza wizyta trwała tam całe 10 minut.
Bastakiya to dzielnica Dubaju, która pierwotnie powstała w około 1890 roku, zbudowana przez irańskich kupców i rzemieślników, którzy handlowali na pobliskim targowisku obecnie znanym jako Meena Bazaar. Na kompleks składa się sześćdziesiąt budynków, wszystkie odrestaurowane, w których teraz mieszczą się niezależne galerie sztuki, muzea (np. filatelistyki, monet), restauracje, kawiarnie i malutkie, prywatne hotele oraz pokoje gościnne. W cieniu zimnych murów kupieckich domostw można nie tylko schować się przed prażącym słońcem, ale przede wszystkim zaczerpnąć sporą dawkę historii na temat tego jak wyglądał Dubaj 50 lat temu. Panuje tam tam cisza i spokój. Nie ma w bezpośrednim sąsiedztwie targów, nie ma więc handlarzy gorąco (a często niemal nachalnie) namawiających do kupna ich towarów. Przede wszystkim jednak, nie ma tam pośpiechu. I bardzo dobrze, bo żeby w pełni poczuć atmosferę tego miejsca, trzeba się na chwilę zatrzymać. Fotek tam nie robiliśmy, bo generalnie miejsce bardziej do pogłębienia wiedzy, niż fotografowania.
Heritage Village - to nic innego jak skansen w Dubaju. Położony jest u samego wejścia do zatoki Dubai Creek. Miejsce to jest szczególnie warte odwiedzenia popołudniową i wieczorowa porą w okresie zimowym (wiosennym też), kiedy muzeum ożywa wypełnione dźwiękami i zapachami towarzyszącymi tradycyjnym, beduińskim zajęciom. Wtedy można podejrzeć (i spróbować!) jak ubrane w tradycyjną burkę (maskę w kształcie sokoła) kobiety przygotowują lokalne potrawy (przede wszystkim kilka odmian beduińskiego chleba oraz ligamat – typowy dla regionu deser, przypominający małe pączki) i tkają kosze z liści palmy. Można zobaczyć, jak mężczyźni obrabiają metal albo oczyszczają małże. Niestety my byliśmy za wcześnie. Tak więc planując zwiedzanie należałoby tę atrakcję zostawić sobie na późniejszą cześć dnia.
Spice Souk - Najpierw uderza w nas armia zapachów. Słodkie i cierpkie aromaty mieszają się ze sobą splatając w wonną opowieść o Dubaju i jego portowej historii, pisanej przez indyjskich i perskich kupców, którzy przybywali drewnianymi kutrami wypełnionymi przyprawami orientu. A może to dźwięk dosięga nas pierwszy? Stukot koszy wypełnionych dobrami, które sprzedawcy muszą ciągle przestawiać, by z najgłębszych zakamarków swoich ciasnych sklepików wydobyć towar „specjalnie dla nas”. Grzechot drobinek wyschniętej żywicy. Szczęk metalowych dzbanków o wyciągniętej, smukłej szyjce i wygiętym dziobku, zwanych dallah, służących do podawania lokalnej gahwah, kawy przyrządzanej z zielonych jeszcze ziaren. Turkot wózków, którymi tragarze mozolnie dowożą zapasy artykułów z nieopodal zakotwiczonych łodzi. Cokolwiek by to nie było, zapachy i dźwięki przenoszą nas w czasie do lat 40′ XX wieku, albo jeszcze wcześniej, kiedy Dubaj żył z pereł, połowów i handlu. Położone niemal naprzeciw Bastakiya, po drugiej stronie zatoki, są dwa targi, tradycyjnie zwane souq, których będąc w Dubaju nie można przegapić. Spice Souq, Targ Przypraw, wita nas koszami wypełnionymi suszonymi ziołami, kadzidłami, naturalnymi barwnikami, henną i liśćmi hibiskusa. Tutaj można kupić shishę, znaleźć orientalne aromaty, albo świeżą wanilię w bardzo dobrej cenie.
Dhow Cruise - W cenie biletów na Big Busa mamy bezpłatny rejs po rzece Creek. Udajemy się zatem do punku wypłynięcia i o 16:30 startujemy w godzinny rejs. Pora celowo wybrana. Przy zachodzącym słońcu Stary Dubaj wygląda nieziemsko, niemal jakby skąpany w złocie. Bardzo przyjemny rejs. Nawet jeśli nie podróżujecie Big Busem to polecam zrobić sobie taki rejsik. Na prawdę fajny klimacik, jak dla mnie chyba najfajniejsza część dnia. Zalecam zabrać coś z długim rękawem, bo jak słonko zajdzie to na rzece dość chłodno.
Na koniec celowo zostawiamy sobie targ złota czyli Gold Souk. Podobno najfajniejszy klimat jest właśnie wieczorem stąd ominęliśmy go i potem wróciliśmy jak już się ściemniało. Co prawda nic nie kupiliśmy, bo po pierwsze ja nie noszę tego typu ozdóbek, a po drugie przypuszczam, że i tak nie byłoby mnie tam na nic stać. Zobaczcie zresztą sami, kupując taki naszyjnik jedno jest pewne, nie potrzebujemy już bluzki Za to daliśmy się wciągnąć do pewnej ciemnej uliczki. A było to tak. Kiedy wyszliśmy z budynku targu podszedł do nas jeden sprzedawca oferują piękne torebki w okazyjnej cenie, co akurat mnie zainteresowało, bo szukałam jakiejś fajnej, więc ciągnę Marcela. Najpierw weszliśmy w jakaś ciemną uliczkę, Marcel już mnie ciągnie za rękaw, żebyśmy wracali, ale uspakajam go bez przesady. Idziemy dalej, wchodzimy do jakiejś opustoszałej kamienicy, tuta i ja sama się zawahałam, no ale przecież nie będziemy się teraz wracać. Gość wsadza nas do windy, która mam wrażanie za zaraz się zatnie i już z niej nie wyjdziemy. Czuje jak Marcela wzrok wypala mi dziurę w bluzce, ale uśmiecham się do pana nie dając poznać po sobie, że mnie też strach obleciał. Dotarliśmy na 3 piętro, tam drzwi otworzył nam kolega, który nas przejął, a owy sprzedawca pojechał windą na dół. Wchodzimy do pomieszczenia pełnego papierów i rozrzuconych opakowań, słyszę jak kolega zamknął za nami drzwi na klucz. W tym momencie już sama pękłam, w takim tempie przejrzałam wszystkie torebki, że nie pamiętam zupełnie co tam było. W 3 sekundy stwierdziłam, że nic mi się nie podoba i jeszcze szybciej postanowiłam stamtąd wyjść. Udało się. Żyjemy. Aczkolwiek, nie był to najlepszy pomysł. Nie muszę mówić jak mi się po uszach oberwało od Marcela.
Z Gold Souk bierzemy taxówkę i jedziemy do Dubai Mall, bo mamy tam spotkanie z naszymi znajomymi, który od kilku lat mieszkają w Dubaju. Podjeżdżają po nas wypasioną bryką, ale tam wszyscy takimi jeżdżą więc jakoś nas to nie zdziwiło. Jedziemy razem najpierw na kolacje do armeńskiej restauracji, którą jak najbardziej mogę polecić, bo jedzonko było pyszne, szczególnie chlebek z hummusem...mniaaam! Potem robimy z nimi rundkę po Dubaju docierając do Atlantisa. Tam przy takiej sobie Pina Coladzie siedzimy do prawie drugiej w nocy rozprawiając o życiu w Dubaju, ale o tym napiszę wam kiedy indziej, bo to materiał na całego posta. To był mega dłuuuugi dzień. Padamy na mordki. Kto doczytał ręka do góry?
Informacje praktyczne:
Bilety dwudniowe na BIG BUSA- 68AED od os, do nabycie tutaj:KLIK
Old Souk - to kolejny punkt, który znajduje się na mapie Big Busa. Przebiegliśmy go w zastraszająco szybkim tempie Nie to żebyśmy się spieszyli czy coś, ale tak natarczywych sprzedawców to nawet w Egipcie nie spotkałam. Nie było szans się gdzieś zatrzymać i zawiesić na czymś oko, bo od razu wieszano coś na nas, albo chustkę, albo szalik, albo inne badziewie, które idealnie miało się komponować z naszym kolorem włosów, karnacja albo szminką na ustach. Nie lubię takiej natarczywej sprzedaży stąd nasza wizyta trwała tam całe 10 minut.
http://www.addicted-to-passion.com
Bastakiya to dzielnica Dubaju, która pierwotnie powstała w około 1890 roku, zbudowana przez irańskich kupców i rzemieślników, którzy handlowali na pobliskim targowisku obecnie znanym jako Meena Bazaar. Na kompleks składa się sześćdziesiąt budynków, wszystkie odrestaurowane, w których teraz mieszczą się niezależne galerie sztuki, muzea (np. filatelistyki, monet), restauracje, kawiarnie i malutkie, prywatne hotele oraz pokoje gościnne. W cieniu zimnych murów kupieckich domostw można nie tylko schować się przed prażącym słońcem, ale przede wszystkim zaczerpnąć sporą dawkę historii na temat tego jak wyglądał Dubaj 50 lat temu. Panuje tam tam cisza i spokój. Nie ma w bezpośrednim sąsiedztwie targów, nie ma więc handlarzy gorąco (a często niemal nachalnie) namawiających do kupna ich towarów. Przede wszystkim jednak, nie ma tam pośpiechu. I bardzo dobrze, bo żeby w pełni poczuć atmosferę tego miejsca, trzeba się na chwilę zatrzymać. Fotek tam nie robiliśmy, bo generalnie miejsce bardziej do pogłębienia wiedzy, niż fotografowania.
http://www.addicted-to-passion.com
Heritage Village - to nic innego jak skansen w Dubaju. Położony jest u samego wejścia do zatoki Dubai Creek. Miejsce to jest szczególnie warte odwiedzenia popołudniową i wieczorowa porą w okresie zimowym (wiosennym też), kiedy muzeum ożywa wypełnione dźwiękami i zapachami towarzyszącymi tradycyjnym, beduińskim zajęciom. Wtedy można podejrzeć (i spróbować!) jak ubrane w tradycyjną burkę (maskę w kształcie sokoła) kobiety przygotowują lokalne potrawy (przede wszystkim kilka odmian beduińskiego chleba oraz ligamat – typowy dla regionu deser, przypominający małe pączki) i tkają kosze z liści palmy. Można zobaczyć, jak mężczyźni obrabiają metal albo oczyszczają małże. Niestety my byliśmy za wcześnie. Tak więc planując zwiedzanie należałoby tę atrakcję zostawić sobie na późniejszą cześć dnia.
http://www.addicted-to-passion.com
Spice Souk - Najpierw uderza w nas armia zapachów. Słodkie i cierpkie aromaty mieszają się ze sobą splatając w wonną opowieść o Dubaju i jego portowej historii, pisanej przez indyjskich i perskich kupców, którzy przybywali drewnianymi kutrami wypełnionymi przyprawami orientu. A może to dźwięk dosięga nas pierwszy? Stukot koszy wypełnionych dobrami, które sprzedawcy muszą ciągle przestawiać, by z najgłębszych zakamarków swoich ciasnych sklepików wydobyć towar „specjalnie dla nas”. Grzechot drobinek wyschniętej żywicy. Szczęk metalowych dzbanków o wyciągniętej, smukłej szyjce i wygiętym dziobku, zwanych dallah, służących do podawania lokalnej gahwah, kawy przyrządzanej z zielonych jeszcze ziaren. Turkot wózków, którymi tragarze mozolnie dowożą zapasy artykułów z nieopodal zakotwiczonych łodzi. Cokolwiek by to nie było, zapachy i dźwięki przenoszą nas w czasie do lat 40′ XX wieku, albo jeszcze wcześniej, kiedy Dubaj żył z pereł, połowów i handlu. Położone niemal naprzeciw Bastakiya, po drugiej stronie zatoki, są dwa targi, tradycyjnie zwane souq, których będąc w Dubaju nie można przegapić. Spice Souq, Targ Przypraw, wita nas koszami wypełnionymi suszonymi ziołami, kadzidłami, naturalnymi barwnikami, henną i liśćmi hibiskusa. Tutaj można kupić shishę, znaleźć orientalne aromaty, albo świeżą wanilię w bardzo dobrej cenie.
http://www.addicted-to-passion.com
Dhow Cruise - W cenie biletów na Big Busa mamy bezpłatny rejs po rzece Creek. Udajemy się zatem do punku wypłynięcia i o 16:30 startujemy w godzinny rejs. Pora celowo wybrana. Przy zachodzącym słońcu Stary Dubaj wygląda nieziemsko, niemal jakby skąpany w złocie. Bardzo przyjemny rejs. Nawet jeśli nie podróżujecie Big Busem to polecam zrobić sobie taki rejsik. Na prawdę fajny klimacik, jak dla mnie chyba najfajniejsza część dnia. Zalecam zabrać coś z długim rękawem, bo jak słonko zajdzie to na rzece dość chłodno.
http://www.addicted-to-passion.com
Na koniec celowo zostawiamy sobie targ złota czyli Gold Souk. Podobno najfajniejszy klimat jest właśnie wieczorem stąd ominęliśmy go i potem wróciliśmy jak już się ściemniało. Co prawda nic nie kupiliśmy, bo po pierwsze ja nie noszę tego typu ozdóbek, a po drugie przypuszczam, że i tak nie byłoby mnie tam na nic stać. Zobaczcie zresztą sami, kupując taki naszyjnik jedno jest pewne, nie potrzebujemy już bluzki Za to daliśmy się wciągnąć do pewnej ciemnej uliczki. A było to tak. Kiedy wyszliśmy z budynku targu podszedł do nas jeden sprzedawca oferują piękne torebki w okazyjnej cenie, co akurat mnie zainteresowało, bo szukałam jakiejś fajnej, więc ciągnę Marcela. Najpierw weszliśmy w jakaś ciemną uliczkę, Marcel już mnie ciągnie za rękaw, żebyśmy wracali, ale uspakajam go bez przesady. Idziemy dalej, wchodzimy do jakiejś opustoszałej kamienicy, tuta i ja sama się zawahałam, no ale przecież nie będziemy się teraz wracać. Gość wsadza nas do windy, która mam wrażanie za zaraz się zatnie i już z niej nie wyjdziemy. Czuje jak Marcela wzrok wypala mi dziurę w bluzce, ale uśmiecham się do pana nie dając poznać po sobie, że mnie też strach obleciał. Dotarliśmy na 3 piętro, tam drzwi otworzył nam kolega, który nas przejął, a owy sprzedawca pojechał windą na dół. Wchodzimy do pomieszczenia pełnego papierów i rozrzuconych opakowań, słyszę jak kolega zamknął za nami drzwi na klucz. W tym momencie już sama pękłam, w takim tempie przejrzałam wszystkie torebki, że nie pamiętam zupełnie co tam było. W 3 sekundy stwierdziłam, że nic mi się nie podoba i jeszcze szybciej postanowiłam stamtąd wyjść. Udało się. Żyjemy. Aczkolwiek, nie był to najlepszy pomysł. Nie muszę mówić jak mi się po uszach oberwało od Marcela.
http://www.addicted-to-passion.com
Z Gold Souk bierzemy taxówkę i jedziemy do Dubai Mall, bo mamy tam spotkanie z naszymi znajomymi, który od kilku lat mieszkają w Dubaju. Podjeżdżają po nas wypasioną bryką, ale tam wszyscy takimi jeżdżą więc jakoś nas to nie zdziwiło. Jedziemy razem najpierw na kolacje do armeńskiej restauracji, którą jak najbardziej mogę polecić, bo jedzonko było pyszne, szczególnie chlebek z hummusem...mniaaam! Potem robimy z nimi rundkę po Dubaju docierając do Atlantisa. Tam przy takiej sobie Pina Coladzie siedzimy do prawie drugiej w nocy rozprawiając o życiu w Dubaju, ale o tym napiszę wam kiedy indziej, bo to materiał na całego posta. To był mega dłuuuugi dzień. Padamy na mordki. Kto doczytał ręka do góry?
Informacje praktyczne:
Bilety dwudniowe na BIG BUSA- 68AED od os, do nabycie tutaj:KLIK
Trasa Big Busa - KLIK
Taxówka: Golden Sands - Ras Al Khor - Creek Park - 35AED
Bilet wstepu do Creek Park - 5AED od os
Wstęp Dubai Museum - 1AED - jeśli macie bilety na BIG Busa to bilet jest w cenie i dostaniecie go od kierowcy autobsu
Lunch w Al Areesh - 114 AED za 2 osoby
Taxówka - Gold Souq - Dubai Mall - 15AED
Kolacja w restauracji Mayring - 160AED za 2 osoby
http://www.addicted-to-passion.com
Najpiekniejsza wycieczka po Dubaju, swietna ....
jaki przepych.... miasto jedyne w swoim rodzaju- to trzeba przyznać....
http://www.addicted-to-passion.com