Nie leje jak w Bergen, ale czarne chmury straszą i tworzą atmosferkę. Costa Fortuna cumuje wzdłuż murów wzniesionej na wzgórzu twierdzy Akershus. Od razu robi się klimatycznie, stare armaty celują w balkony kabin, bo nasz statek dorównuje wysokością wzgórzu ! To ci port dopiero!
Niestety wiem już, że muzeum łodzi wikingów i muzeum Kon-Tiki są za daleko i nie zdążymy ich zobaczyć, a muzeum Muncha jest dzisiaj nieczynne. Mówi się trudno. W drodze do centrum podziwiamy niesamowity gmach opery, wybudowanej w 2008 roku, mającej wyglądać ”jak dwie góry lodowe wypływające z fiordu”. Hm? Jest wyłożona 36 000 płytami białego marmuru, robi kapitalne wrażenie, a po jej spadzistych, sięgających wody dachach dzieciaki jeżdżą na rolkach.
Pogoda nie chce się poprawić, ale my – z mapką z informacji turystycznej w ręku, odhaczamy kolejne atrakcje . W końcu efektowną Karl Johans gate docieramy do pałacu królewskiego. Same pokoje królewskie zajmują tu 1000 m². Nie znam się na królewskich standardach i nie umiem ocenić, dużo to – czy mało?
Jak by nie liczyć - do sprzatania dużo.
Aleja udekorowana jest niemieckimi flagami. Okazuje się, że właśnie dzisiaj prezydent Gauck gości w Oslo i zaraz będzie wyjeżdżał z pałacu. Zbierający się gapie czekają na wyjazd polityków, ochrona wszystko sprawdza i wszystkich przestawia, wystrojeni gwardziści , powiewając – nie wiem, piórkami czy końskimi ogonami - nudzą się jak mopsy. Na temat mundurów z piórkami i wyłogami wymądrzałam się już w Kopenhadze, więc zamilknę . Niemniej powiewali.
Spodobał mi się jeden z szefów ochroniarzy, rasowy, wygląda jak żywcem wyjęty z politycznego thrillera. Poruszenie, coś się zaczyna dziać! Gra trąbka, baczność, otwiera się brama i wyjeżdżają … wyjeżdżają … wyjeżdżają … o matko, iluż ich jest ? Nawet nie mogę napisać, że w ciemnych szybach błyskały promienie słoneczne, bo słońca nie było. Były za to czarne limuzyny z czarnymi szybami, pod czarnymi chmurami … czy muszę dodawać, że mundury żołnierzy też były ciemne? Dobrze, że żadne kruki i wrony nad nami nie krakały !
W końcu odjeżdżają, wojacy wężykiem odmaszerowują, a my przyśpieszamy zwiedzanie, bo chcemy jeszcze zobaczyć twierdzę Akershus. Po drodze zaglądamy do Centrum Pokojowego Nobla, kręcimy nosem na ratusz, ( Danuta Wałęsowa odbierała w nim nagrodę w imieniu męża) i prujemy w kierunku portu. Twierdzę owszem, zwiedzamy, ale tylko z zewnątrz. Wejścia pilnuje wartownik i nie pozwala turystom wchodzić, bo akurat dzisiaj jest nieczynne z powodu jakiś oficjalnych uroczystości! Dobrze przynajmniej, że pogoda się poprawia, można pochodzić po parku i jakieś widoki z murów pooglądać.
Spotykamy znajomych ze statku, chwalą się, że zdążyli jeszcze go Parku Vigelanda. Dojechali tam miejskim autobusem, niemal w biegu pooglądali liczne rzeźby nagusów, ale wszystkich 212 nie dali rady. Cóż, my z norweskich golasów widzieliśmy tylko imponującego satyra :
W końcu odbijamy od brzegu. Wystarczyła mała poprawa pogody, żeby na wodzie pojawiły się dziesiątki żaglówek. Niektóre prują za nami, skacząc na fortunowych falach. Zatoka, na końcu której leży Oslo, w sensie geologicznym fiordem nie jest, choć jej nazwa sugeruje co innego : Oslofjorden. W sensie turystycznym zupełnie mi to nie robi różnicy, bo jest szalenie malownicza.
No i znowu pakowanie, wystawianie walizek przed drzwi, do rozmów nieubłaganie wdziera się proza życia : o której uda nam się dojechać do domu? Czy dzieciom spodobają się prezenty? Czy Moim Rodzicom nie dokuczyły zbytnio panujące w Polsce upały? Bo nasi Synowie i upały na raz,w tym samym czasie, to spore wyzwanie dla dobrych ludzi.
Dopiero kiedy zainteresowaliśmy się rejsami po M. Śródziemnym doceniłam fakt, że w trzech portach mieliśmy tak długie postoje. Można było zwiedzać wolnym krokiem, bez nieustannego spoglądania na zegarek.
I tak: Kopenhaga i Andalsnes po 9 godzin, Bergen10 godzin. Reszta po 6 godzin. Szaleństwo : na Kristiansand mieliśmy 6 godzin i na Barcelonę w kwietniu dadzą nam tyle samo
W ostatecznym rozrachunku to tych fiordów było mało. Pewnie na statku należało wykupić którąś z wycieczek z Kristiandsand i wtedy tych fiordów zobaczylibyśmy więcej, ale Mój Mąż idzie w zaparte, że widoków, które byłyby warte tych kosmicznych cen to w okolicy nie ma. Może ma rację, może nie ma – nie dane mi było zweryfikować. Ale na szczęście lubimy tak naturę, jak miasta. Cieszymy się mogąc podziwiać krajobrazy, z radością studiujemy architektoniczne detale. Z całą odpowiedzialnością więc stwierdzam : to był piękny, udany prezent na okrągłą rocznicę. I dobrze, że Mój Mąż mnie nie posłuchał i dalej wycieczki w tamte strony szukał. Dziękuję!
Koniec tego rejsu, ale jeszcze msc Splendida nadpływa. Już ją widać na horyzoncie
A dla Męza owszem owszem,
Hyde, jak się nazywa taki taniec, co to coraz niżej i niżej pod drągiem się przechodzi, tak w tył odgięty? No więc Costa F. musiałaby ten taniec zatańczyć, coby pod ten mostek zajrzeć
Czasy w portach : Kopenhaga i Andalsnes po 9 godzin, Bergen10 godzin. Reszta po 6 godzin.
Nie żebym chciała kogoś urazić, ale w tych ruinkach to w ogóle szemrane towarzystwo mieszkało :
Crazy Krejzol na zbliżeniu
I jego kuzyni
mamadacha
Hehe, przyłączam sie do "kociarzy" Na Maderze:
Ocho! Chyba jest pomysł na osobny wątek pt. "Moje podróże małe i duże - koty na szlakach"
Założę się, że byłoby co oglądać !
mamadacha
Te maderyjskie to niezłe Łobuzy z pysia im brój wygląda .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Mama ale niespodzianka
Wracam doczytać
Edit: Się uśmiałam, Mąż to ma z Tobą wesoło
Coraz bardziej mi się podoba ten rejs
Explore. Dream. Discover.
Ostatnie na trasie miasto. Oslo.
Nie leje jak w Bergen, ale czarne chmury straszą i tworzą atmosferkę. Costa Fortuna cumuje wzdłuż murów wzniesionej na wzgórzu twierdzy Akershus. Od razu robi się klimatycznie, stare armaty celują w balkony kabin, bo nasz statek dorównuje wysokością wzgórzu ! To ci port dopiero!
Niestety wiem już, że muzeum łodzi wikingów i muzeum Kon-Tiki są za daleko i nie zdążymy ich zobaczyć, a muzeum Muncha jest dzisiaj nieczynne. Mówi się trudno. W drodze do centrum podziwiamy niesamowity gmach opery, wybudowanej w 2008 roku, mającej wyglądać ”jak dwie góry lodowe wypływające z fiordu”. Hm? Jest wyłożona 36 000 płytami białego marmuru, robi kapitalne wrażenie, a po jej spadzistych, sięgających wody dachach dzieciaki jeżdżą na rolkach.
Pogoda nie chce się poprawić, ale my – z mapką z informacji turystycznej w ręku, odhaczamy kolejne atrakcje . W końcu efektowną Karl Johans gate docieramy do pałacu królewskiego. Same pokoje królewskie zajmują tu 1000 m². Nie znam się na królewskich standardach i nie umiem ocenić, dużo to – czy mało?
Jak by nie liczyć - do sprzatania dużo.
Aleja udekorowana jest niemieckimi flagami. Okazuje się, że właśnie dzisiaj prezydent Gauck gości w Oslo i zaraz będzie wyjeżdżał z pałacu. Zbierający się gapie czekają na wyjazd polityków, ochrona wszystko sprawdza i wszystkich przestawia, wystrojeni gwardziści , powiewając – nie wiem, piórkami czy końskimi ogonami - nudzą się jak mopsy. Na temat mundurów z piórkami i wyłogami wymądrzałam się już w Kopenhadze, więc zamilknę . Niemniej powiewali.
Spodobał mi się jeden z szefów ochroniarzy, rasowy, wygląda jak żywcem wyjęty z politycznego thrillera. Poruszenie, coś się zaczyna dziać! Gra trąbka, baczność, otwiera się brama i wyjeżdżają … wyjeżdżają … wyjeżdżają … o matko, iluż ich jest ? Nawet nie mogę napisać, że w ciemnych szybach błyskały promienie słoneczne, bo słońca nie było. Były za to czarne limuzyny z czarnymi szybami, pod czarnymi chmurami … czy muszę dodawać, że mundury żołnierzy też były ciemne? Dobrze, że żadne kruki i wrony nad nami nie krakały !
W końcu odjeżdżają, wojacy wężykiem odmaszerowują, a my przyśpieszamy zwiedzanie, bo chcemy jeszcze zobaczyć twierdzę Akershus. Po drodze zaglądamy do Centrum Pokojowego Nobla, kręcimy nosem na ratusz, ( Danuta Wałęsowa odbierała w nim nagrodę w imieniu męża) i prujemy w kierunku portu. Twierdzę owszem, zwiedzamy, ale tylko z zewnątrz. Wejścia pilnuje wartownik i nie pozwala turystom wchodzić, bo akurat dzisiaj jest nieczynne z powodu jakiś oficjalnych uroczystości! Dobrze przynajmniej, że pogoda się poprawia, można pochodzić po parku i jakieś widoki z murów pooglądać.
Spotykamy znajomych ze statku, chwalą się, że zdążyli jeszcze go Parku Vigelanda. Dojechali tam miejskim autobusem, niemal w biegu pooglądali liczne rzeźby nagusów, ale wszystkich 212 nie dali rady. Cóż, my z norweskich golasów widzieliśmy tylko imponującego satyra :
W końcu odbijamy od brzegu. Wystarczyła mała poprawa pogody, żeby na wodzie pojawiły się dziesiątki żaglówek. Niektóre prują za nami, skacząc na fortunowych falach. Zatoka, na końcu której leży Oslo, w sensie geologicznym fiordem nie jest, choć jej nazwa sugeruje co innego : Oslofjorden. W sensie turystycznym zupełnie mi to nie robi różnicy, bo jest szalenie malownicza.
No i znowu pakowanie, wystawianie walizek przed drzwi, do rozmów nieubłaganie wdziera się proza życia : o której uda nam się dojechać do domu? Czy dzieciom spodobają się prezenty? Czy Moim Rodzicom nie dokuczyły zbytnio panujące w Polsce upały? Bo nasi Synowie i upały na raz,w tym samym czasie, to spore wyzwanie dla dobrych ludzi.
Dopiero kiedy zainteresowaliśmy się rejsami po M. Śródziemnym doceniłam fakt, że w trzech portach mieliśmy tak długie postoje. Można było zwiedzać wolnym krokiem, bez nieustannego spoglądania na zegarek.
I tak: Kopenhaga i Andalsnes po 9 godzin, Bergen10 godzin. Reszta po 6 godzin. Szaleństwo : na Kristiansand mieliśmy 6 godzin i na Barcelonę w kwietniu dadzą nam tyle samo
W ostatecznym rozrachunku to tych fiordów było mało. Pewnie na statku należało wykupić którąś z wycieczek z Kristiandsand i wtedy tych fiordów zobaczylibyśmy więcej, ale Mój Mąż idzie w zaparte, że widoków, które byłyby warte tych kosmicznych cen to w okolicy nie ma. Może ma rację, może nie ma – nie dane mi było zweryfikować. Ale na szczęście lubimy tak naturę, jak miasta. Cieszymy się mogąc podziwiać krajobrazy, z radością studiujemy architektoniczne detale. Z całą odpowiedzialnością więc stwierdzam : to był piękny, udany prezent na okrągłą rocznicę. I dobrze, że Mój Mąż mnie nie posłuchał i dalej wycieczki w tamte strony szukał. Dziękuję!
ochroniarz
mamadacha
Mama ale pod tym mostkiem nie płynęliście
Ile czasu mieliście w portach?
Explore. Dream. Discover.
To już koniec??????? Buuuu
Niemniej jednak baardzo dziękuję Piękny rocznicowy rejs!!! Brawa dla męża
Koniec tego rejsu, ale jeszcze msc Splendida nadpływa. Już ją widać na horyzoncie
A dla Męza owszem owszem,
Hyde, jak się nazywa taki taniec, co to coraz niżej i niżej pod drągiem się przechodzi, tak w tył odgięty? No więc Costa F. musiałaby ten taniec zatańczyć, coby pod ten mostek zajrzeć
Czasy w portach : Kopenhaga i Andalsnes po 9 godzin, Bergen10 godzin. Reszta po 6 godzin.
mamadacha
Mąż stanął na wysokości zadania a w połączeniu z Twoim poczuciem humoru wyszła niezła mieszanka .Dzięki wielkie za ogrom pracy .
Precyzyjne opisy w oparciu o foto ...mewki rulez .Fiordy jeszcze przedemną .Nie muszę mówić ,że serce drży na słowo Splendida .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...