--------------------

____________________

 

 

 



Przebudzenie Staruszki : ględzi o Fiordach Costą Fortuną 2014 i M. Śr.MSC Splendida 2014

148 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 14 godzin 44 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ja Norwegie tez zwiedzalam rejsem i to Costa ,ale to była Costa Pacifica. Szkolenie mielismy zaraz po wyjściu z portu ..rejs byl super , bo i statek fajny i Norwegia przepiekna

No trip no life

Ela
Obrazek użytkownika Ela
Offline
Ostatnio: 5 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 20 wrz 2013

no Norwegia to jest to, co mnie kusi, płynę z Wami Yahoo

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

Makono, ja oczywiście jestem po lekturze Twojego wspomnienia Yes 3  Ostatnio natomiast natrafiłam na wspomnienia mieszkającego w Kanadzie Polaka, który opisuje wspomnienia z TEGO rejsu Concordią. Usiadł  w szalupie i tak sobie siedział.  Zaklinowała się! Dash 1

A dla miłośników Norwegii, którzy ze mną płyną - Kopenhaga Biggrin

mamadacha

Antenka
Obrazek użytkownika Antenka
Offline
Ostatnio: 5 lat 1 tydzień temu
Rejestracja: 23 paź 2013

Akcja się rozkręca Biggrin Czekam na ciąg dalszy Biggrin

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

            Pierwszy port. Kopenhaga.

Widać, że cumujemy w nowej części portu.  Starsza część jest bliżej starówki, widzimy przycumowany tam duży wycieczkowiec. Aida, znajoma z Warnemunde.

Z pokładu widać stare miasto, wydaje się być niedaleko. Ale nie jest! Drogę wydłuża biegnący w poprzek kanał , długo nie ma mostu i trzeba maszerować niemal w kółeczko, obejść jakieś industrialne zabudowania, przejść przez nowoczesną dzielnicę mieszkaniową – trwa to około 45 minut. Po drodze mija nas czerwony autobus : w drodze powrotnej sporo pasażerów skorzysta z niego, ale my chcemy się poruszać i ignorujemy tę możliwość. Teraz zapisałabym jego numer, ceny biletów itp., ale wtedy o tym forum nawet nie wiedziałam i nie pomyślałam, że parę praktycznych informacji mogłoby się bliźnim przydać. Teraz jestem mądrzejsza i się poprawię!

Zachwyca mnie architektura nowoczesnych domów. Budynki niebanalne, czasem nawet przekombinowane, ale przynajmniej nie wieje nudą. Narzekamy, że u nas pewnie nie dostaliby pozwolenia na budowę, zastanawiamy się, jaka może być cena apartamentów w domach nad brzegiem morza. Pogoda ponura, wietrzna – a kanałem płynie facet w piance. Wyskoczył z balkonu na poranną kąpiel?

Ni stąd ni zowąd wychodzimy obok kopenhaskiej  syrenki. Przydaje się zoom w aparacie, bo trudno się do niej dopchać. Pstrykam zdjęcie – pooglądamy ją sobie w domu. Wchodzimy wreszcie do starej części Kopenhagi. Cacko. W Internecie jest mnóstwo relacji, nie będę się więc rozpisywać co i gdzie można zwiedzić, bo łatwo je znaleźć. Potwierdzę jedynie, że ciekawe są zbiory malutkiego muzeum bursztynu, założonego nad sklepem jubilerskim na skraju placu Kongens Nytorv (jeśli plac może mieć skraj). Opłatę za wstęp uiszcza się  w kasie sklepu.

Warto jednak wyruszać „w miasto” możliwie wcześnie : w miarę upływu czasu tłum na bulwarze Nyhavn zrobłi się tak gęsty, że trzeba było niemal wyrąbywać sobie drogę w gęstwinie ludzkich ciał.

Połaziliśmy sobie, zwiedziliśmy co było do zwiedzenia, zjedliśmy doskonałe lody (oj, jakie były pyszne!) i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Pilnując by nie wracać ulicami , które już widzieliśmy, (oprócz bulwaru Nyhavn, który chcę zobaczyć tym razem w słońcu) znaleźliśmy się przy sporej bramie z napisem Tøjhusmuseet. Absolutnie nic ta nazwa nam nie mówiła, ale coś nas jednak pchnęło do środka. Wchodzimy – a tu stare armaty!  Mężowe oczy, przygaszone po wielogodzinnym łażeniu, rozbłysły jak gwiazdy : Wejdziemy prawda? Na chwileczkę tylko tak popatrzymy zobaczymy wejdziemy i już wyjdziemy bo ja wiem że nie ma czasu ale tak na króciutko wejdziemy tak?????  I popędził do kasy. Kiedy go doganiam, jest w trakcie kupowania biletów. Pośpiech wyłączył mu inteligencję i nie jest w stanie zrozumieć, co próbuje mu przekazać miły pan za ladą. Wciska panu banknot i nie rozumie, dlaczego pan nie wyciąga po niego ręki : Two tickets for three plesase! – powtarza dobitnie. Pan popatrzył na mnie : It is for free, not three ! – mówi łagodnie, żeby nie drażnić wariata.

Pośmialiśmy się i ruszyliśmy w głąb starego arsenału. Co za zbiory! Tylu tak pięknych armat na raz jeszcze nie widziałam. Na dole ciężkie sprzęty wojskowe, na górze biała broń, stare strzelby, mundury. Mamy bardzo mało czasu, więc biegam od eksponatu do eksponatu i robię zdjęcia, żeby dokładnie „zwiedzić” muzeum później, przy komputerze. Przy gablotach z nakryciami głowy popadłam w zadumę : żołnierze, oficerowie, eksplozja testosteronu. I wkładają na głowy takie rzeczy ???? I czują się męscy, piękni i atrakcyjni ???  No noo…  

Przepełnieni atmosferą dopiero co zwiedzonego muzeum, drogę powrotną na statek pokonujemy marszowym krokiem.

Współczesna syrenka kopenhaska ?

  Przodek Karabinu maszynowego

 

 

mamadacha

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

Następny dzień to laaabaaa aaabsoooluuutnaaa. W drodze do Andalsnes spędzamy dzień na morzu. Obłożeni zaległą prasówką drzemiemy na słoneczku. Oh, jak miło …

Zdjęcie

Zdjęcie

Zdjęcie

mamadacha

trina
Obrazek użytkownika trina
Offline
Ostatnio: 3 miesiące 3 tygodnie temu
Rejestracja: 30 sty 2014

Mamadacha, bardzo się cieszę, że znowu piszesz, lubie Cię czytać Smile

Wspomnienia z Norwegii mam trochę takie jak Twój mąż - truskawkowe pola, tylko mnie bolały kolana, nie kręgosłup, ale poza tym bardzo miło wpominam wycieczki, które tam sobie robiliśmy autem. 

Rewelacyjne są te wieżyczki na kopenhaskich domach? kościołach? Wiesz może co to za budynki?

Kolka
Obrazek użytkownika Kolka
Offline
Ostatnio: 8 lat 3 miesiące temu
Rejestracja: 09 wrz 2013

Zgodzę się z Triną - bardzo fajnie piszesz Smile A z mężem to masz wesoło Biggrin

Tylko te tłumy mnie przerażają

Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

trina-p, specjalnie dla ciebie jeszcze kilka wieży :

Ale na temat tych małych wieżyczek nie wiem nic, oprócz tego, że są urocze. Ta na budynku giełdy, zbudowana ze smoków zawiniętych ogonami, też jest oryginalna, a smoki mają sympatyczne mordy :

Kolka. tłumy na statku czy tłumy w Kopenhadze? Bo myślę, że te tłumy na bulwarze i przy zamku królewskim  to głównie towarzystwo z tych dwóch statków. Jakby trafić na dzień bez wycieczkowców, albo z co najwyżej z jednym, byłoby o wiele przyjemniej.

W miescie spotkaliśmy jeszcze paradę. Już się nauczyłam, obydwa filmiki powinny być dostępne bez problemu po kliknięciu w podkreślone słowo.

Dziękuję Wam za miłe słowa, zdopingowana wpływam do fiordu Yahoo

mamadacha

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

Rano wyskakuję na pokład jak z procy. Nareszcie moje wymarzone fiordy, nie mogę stracić ani minutki! Wpływamy 100 kilometrów w głąb lądu, port jest na samym końcu fiordu. Mewy latają jak wściekłe, łypią tymi swoimi paciorkowatymi oczkami z wyrzutem, że im śniadania nie przyniosłąm. Mój Mąż zlitował się nad nimi i przyniósł parę bułek ; zlatują się z wrzaskiem, a jedna mewa usiłuje zrobić sobie mięsną kanapkę i wsunąć bułę wraz z palcem mojego ślubnego.   Widziałaś ???? – obraża się i odmawia donoszenia kolejnych bułeczek.

Tymczasem widoki wkoło nas zapierają dech w piersiach. Mężuś rozczula się na widok mojego wzruszenia – jestem taka szczęśliwa !!!

 

Porcik maleńki, tak jak i samo Andalsnes. Przy porcie stacje : autobusowa i kolejowa. No i oczywiście postój taxi. Wykupujemy wycieczkę u miejscowego touroperatora, zawsze to parę euro taniej niż na statku. Planowałam podróż koleją, ale interesujący nas pociąg nie kursował.

Jedziemy Drogą Trolli. Drogą? To powinno się nazywać Poskręcane Wątpia Trolli ! Składa się z 11 serpentyn , w większości zakręcających pod kątem 180°  Zaczynam żałować, że nie zażyłam Coccolino.  Na szczęście zatrzymujemy się na chwilę, by podziwiać wodospad Stigfossen. Oczywiście wszyscy robimy zdjęcia oryginalnemu znakowi drogowemu „Uwaga Trolle”. W ogóle aparaty aż się grzeją, widoki są tak przecudne, że nie wiadomo, w którą stronę najpierw wycelować obiektyw! Pogoda nas rozpieszcza, lazurowe niebo i przejrzyste powietrze sprawiają, że widoczność jest wręcz nieprawdopodobna. Na górze krótki spacer na taras widokowy, w oddali widać naszą Fortunę. Widziana z góry droga robi wrażenie! Z ciekawością przyglądamy się manewrom dwóch autobusów, usiłujących wyminąć się na zakręcie. Z lubościa wciągam powietrze. Płuc nie starcza, mam wrażenie, że pompuję je w rece, w nogi, w całego człowieka! Chciałoby się pooddychać na zapas. Biegiem wracamy do autobusu. Kierowca – gdy czekamy na spóźniających się Francuzów – zdejmuje z półki gitarę i zaczyna śpiewać. Piosenka ma wpadającą w ucho melodię, wszyscy zaczynamy kołysać się w rytm i wspólnie śpiewać refren : La la la ! – okazuje się, że znamy piosenkę  po norwesku !  Kolejny punkt programu to Trollveggen, czyli Ściana Trolli nad Romsalsfjorden, która wznosi się pionowo na wysokość 1100 m i jest najwyższą tego typu ścianą górską w Europie. To była mekka wspinaczkowców, ale po tragicznych wypadkach zabroniono śmiałkom wspinać się na nią. I bardzo dobrze, niech dalej będzie taka piękna i dzika! Jestem zła na siebie, że – zamiast podziwiać cudne widoki, po które tu przecież przyjechałam,- - dałam się zaprowadzić jak owca na rzeź do salki kinowej, gdzie wyświetlili nam film  o Ścianie Trolli i próbujących ją zdobyć śmiałkach. Siedziałam jak matoł oglądając na ekranie coś, co  miałam jak najbardziej rzeczywiste tuż za ścianą!!!! Góra tez się chyba obraziła, bo nie dała sobie zrobić ani jednego ostrego zdjęcia. Wszędzie piękna przejrzystość, a ta w jakieś mgiełki się ustroiła.

W drodze powrotnej wysiadamy na wcześniejszym przystanku, żeby wspiąć się na szczyt pobliskiej góry i spojrzeć raz jeszcze na piękny krajobraz. Góra niewysoka, cóż to dla nas, starych górali, jakieś marne 600 m npm i to szlakiem? Machniemy to szybciutko i wrócimy na statek.

Acha! Utarło nam nosa, oj utarło!

Po pierwsze ubrani byliśmy, jakbyśmy na szczyt lodowca jechali. Ostrzegano nas, że pogoda na fiordach jest kapryśna, więc w plecakach mieliśmy puchóweczki, a na grzesznych ciałach bluzki z grubej bawełny. A tu kapryśna pogoda pokazała łaskawe oblicze : słoneczko grzało jak szalone, wiaterek niezauważalny, żadnego chłodzenia. No i te modne jeansy, niech je dunder świśnie,  jak rajtuzy polarne, przylegające do ciała, żadnej wentylacji nie ma między skórą a nogawką!

Po drugie niewinnie wyglądająca górka okazała się wymagająca. Szlak poprowadzono „na skróty” żadnych zygzaczków” pozwalających dziarsko maszerować, chcesz w górę – to idź prosto przed siebie, głazy są nie po to, żeby je omijać – tylko żeby się na nie wdrapywać. No szybciutko, pot z czoła obetrzesz później! Podwinąć nogaweczki? He He He! Było nie udawać młódki i kupić gacie z prostymi nogawkami ! A najlepiej ubrać strój kąpielowy …

Niektórzy mijający nas turyści owszem, mieli bezrękawniki i szorty, inni po prostu szli półnago, a panie w stanikach kolorowych. Ja się jakoś nie zdecydowałam, prułam w górę w bluzie. Ale kiedy okazało się, że Mój Mąż ma jednak pod bluzą T-shirt … jejku, jak ja mu zazdrościłam!!!

Po trzecie – co tu ukrywać- akurat miałam TE dni ;( a wtedy jakoś nie mam poweru.

No więc idziemy. Zaczynamy oszczędzać wodę mineralną, częściej spoglądamy na zegarki, bo jednak głupio byłoby spóźnić się na statek, mimo że do następnego portu wcale tak daleko nie jest. Napotkanych, idących z góry szczęściarzy Mój Mąż zagaduje, czy na szczyt daleko jeszcze?  Życzliwy młodzian radzi, żeby darować sobie szczyt, bo bliżej jest punkt widokowy, z którego widok jest wystarczająco piękny i nie ma co drapać się wyżej. Pokochałam go od razu miłością czystą i bezinteresowną ! Wzdłuż trasy spotykamy też kilka zbuntowanych  pań, czekających na powrót z góry swoich partnerów. A może by też tak poczekać? Ale nie, to nie przejdzie. Choćbym miała paść trupem, nie zrezygnuję z widoku fiordów, mało mi!

Zwłaszcza, że mobilizuje mnie widok starszego pana sunącego w górę. Na pewno po 70-tce, srebrnowłosy turysta idzie sam i uśmiecha się do nas. Mija nas i po chwili znika za zakrętem. Patrzymy na siebie i przyspieszamy kroku. W końcu dostrzegamy upragniony cel, jest platforma! Jeszcze jakieś 20 minut i tam będziemy!  Ale … patrz, kto tam stoi? Czy to nie nasz starszy pan? Zoomuję w tamtym kierunku … tak, to on! No gigant z dobrego rocznika!!!

Po jakimś czasie znowu się mijamy, pan ze skromną minką i triumfem w oczach odbiera nasz hołd.

Na platformę jednak nie docieram, Buntuję się na widok kamiennych schodów, które do niej prowadzą. Basta! Tu też jest pięknie!  Zmobilizowany starszym Panem Mój Mąż jednak się wspina, ja stygnę i robię zdjęcia czekając na niego poniżej.

Pogoda zaczyna się zmieniać, wiatr zaczyna się wzmagać i chłodzi zgrzane ciała, oj, wracajmy na Fortunkę! Kiedy wypływamy z portu trudno znaleźć kawałek wolnego miejsca na pokładzie. Wszyscy wylegli, żeby obserwować  mijane widoki. Pstrykają, filmują – a ja z nimi. Nigdy przedtem ani potem „It is time to say goodbye” nie brzmi tak przejmująco … Słońce kładzie długie cienie, jest pięknie! W końcu – odświeżeni i najedzeni – zalegamy na leżaczkach pod kocykami. To był wspaniały dzień!

 

 

 

 

mamadacha

Strony

Wyszukaj w trip4cheap