--------------------

____________________

 

 

 



Przebudzenie Staruszki : ględzi o Fiordach Costą Fortuną 2014 i M. Śr.MSC Splendida 2014

148 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

Mamadacha :

Dopiero co opisywałam nasze przygody w Tunisie. Co sie z tym światem dzieje, dlaczego nie możemy po prostu wszyscy razem przeżyć swojego życia w szczęściu, bezpieczeństwe ...

Wyczytałam informację, że wśród zabitych byli tez pasażerowie Costa Fascinosa, którą popłyniemy za niespełna 3 tygodnie.

Nie rozumiem.  Człowiek człowiekowi wilkiem. Ale dlaczego ??? Sad

Mama pasażerowie Splendidy równiż ucierpieli .Właśnie te dwie jednostki zawinęły do portu w ten feralny dzień.Msc dzwoniło do pasażerów na mieście i ściągało kogo sie dało na pokład by przed planowanym czasem jak najszybciej móc wypłynąc z Tunisu.

My płynąc dwa lata temu właśnie z powodu sporego,realnego ryzyka nie wpłynęliśmy do Tunisu ...

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

I kolejny „ostatni port”. Marsylia.

Nie chcieliśmy zwiedzać miasta, wybieraliśmy się do parku narodowego Calanques, słynnego z wapiennych klifów.

 (do 350 m npm), malowniczych zatoczek  i w ogóle pięknych widoków.  Kiedy jednak zobaczyliśmy obiecujące deszcz niebo, zmieniliśmy plany.

            Mając w pamięci uwagi Hyde o problemach, jakie turyści mają z wydostaniem się z portu do miasta, byliśmy jednymi z pierwszych przy wyjściu. Chcieliśmy szybciutko dotrzeć do przystanku, żeby nie marnować czasu w kolejce do autobusu. Super, żadnych ludzi na schodach, szybciutko skanujemy karty i wychodzimy na brzeg. Po kilkunastu metrach wreszcie uświadamiam sobie, dlaczego się tak dziwnie lekko czuję: mam pustą prawą dłoń. Powiało grozą. Że mam pusto w głowie – trudno, da się żyć. Miewam pusto w kieszeni – na szczęście są to stany przejściowe. Ale pusta prawa dłoń oznacza, że … zapomniałam wziąć aparat!!! No przecież nie pójdę w nowe miasto zdana na własną pamięć, ona jest znacznie bardziej ułomna od tej w aparacie, muszę zawrócić! 

Zawróciłam więc, a kiedy znowu chciałam zejść ze statku okazało się, że na schodach kłębi się już tłum i trochę to potrwa. Trwało na tyle długo, że kiedy w końcu dotarłam do czekających na mnie chłopaków, to Mój Mąż miał w oczach coś takiego, co każe mi od razu wymazać to wspomnienie …

Rzeczywiście, port w Marsylii jest ogromny, brzydki, kiepsko zorganizowany. Człowiek idzie, idzie, idzie, zanim dojdzie do przystanku, to zaczyna się zastanawiać, czy już nie wracać z tego nudnego spaceru. Gdzieś, między betonowymi progami, jest ponoć przystanek autobusu bezpłatnie dowożącego pasażerów do bram, ale ani nie jest oznaczony, ani nie udało mi się żadnego takiego busa spotkać. Dochodzimy więc do czteropasmówki, z daleka widać dłuuuugą kolejkę na przystanku.. Unikam wzroku Mojego Męża jak mogę, karnie staję na końcu ogonka. Nadjeżdża autobus, ludzie walczą o wejście i mało kto widzi, że nadjeżdża drugi i zatrzymuje się kawałek przed nim. W myśl „ostatni będą pierwszymi” , drzwi otwierają się przed naszymi nosami. Ktoś nimi wysiada, my wsiadamy z szybkością bolidów z F1 i dobrze, bo drzwi się zatrzaskują i autobus rusza. Prawie pusty, może kilkanaście osób w środku, na zewnątrz zostają wściekli ci, którym nie udało się wskoczyć do środka. Dziwne. Mój Mąż idzie do kierowcy, żeby kupić bilety i wraca z niepewną miną : „Nie chce mi sprzedać biletów. Kręci głową i mówi, ze to special bus”.  Nie to nie. Rozsiadamy się wygodnie i czekamy, kiedy wejdzie kontroler i wlepi nam mandat.

Obserwuję krajobraz za oknem i potwierdzam z całą mocą, że nie ma szans dojścia z portu do miasta. I bardzo mi się nie podoba, że armator winszuje sobie 16 euro od osoby za shuttle,  taksówki chcą 35 euro w jedną stronę. Przypłynęły jelenie, trzeba je oskubać. Przypominam sobie Bergen, gdzie turyści byli przewożeni z odległego portu bez dodatkowych opłat.  Różnica klasy bije w oczy, aż bolą.

Specjalny autobus, którego misja polegała na pustym przejeździe i zignorowaniu kilkudziesięciu pasażerów, dojechał do placu, z którego starują wszystkie wycieczki. Upewniamy się, że autobus powrotny odjeżdża z tego samego placu, ale z przystanku po przeciwnej stronie – i ruszamy na chybił-trafił w ulicę po prawej. Po kilkuset metrach Synuś zaczyna wydawać okrzyki zachwytu. O tak, ta ulica to był dobry wybór, u jej końca widnieje imponująca budowla, Katedra de La Major, co prawda młodziutka, z drugiej połowy XIX wieku, ale ogromna, pełna kopuł i kopułek, imponująca. Niemal przylepiona do jej boku maleńka katedra z XI-XII wieku ginie w blasku sąsiadki. Rozśmieszają mnie różowe drzwi do katedry, ale też bardzo podobają.

W ciągu tych paru godzin przekonujemy się, że jest w tym mieście ( a przynajmniej w jego starej części) sporo różowego i niebieskiego koloru. W ogóle – kolorów.  Skręcamy w lewo, skuszeni malowniczą uliczką. Coraz bardziej mi się tu podoba. Ta starówka jest taka inna od setek widzianych przez nas starówek, tak odmienna w charakterze! Stare kamienice ozdobione są muralami i graffiti, często humorystycznymi, w oknach można spotkać różowe kraty, błękitne okiennice. W międzyczasie zaczyna padać deszcz, momentami bardzo intensywny, ale ani nam w głowach powrót na statek! Tyle, że rezygnujemy z wyprawy do Notre Dame de la Garde, kuszącej z widocznego zewsząd wzgórza. Na widoki dzisiaj nie ma co liczyć.

 Starówka zaczyna się zmieniać. Coraz więcej odrapanych, zapuszczonych kamienic, coraz więcej kolorowych sklepików, zaczynamy czuć się jak w Tunisie. Nic dziwnego, Marsylia ma 850 tys mieszkańców, z czego lwią część stanowią arabscy i czarnoskórzy imigranci.  Kupujemy oczywiście zioła prowansalskie i – na skosztowanie – coś, co bardzo nam i naszym przyjaciołom zasmakowało, tzn. prażoną cieciorkę.

    W końcu wychodzimy do Starego Portu, gdzie już stoją posypane białym proszkiem choinki, a wielki napis życzy nam wesołych świąt. Nie za wcześnie?

Wzdłuż brzegu rozstawiono stragany rybne, Młodszy oczywiście robi tam dłuższy postój. Na tacy leżą jakieś pomarańczowe muszelki, obok nich jakiś wyrób, nie umiemy mu wyjaśnić co to jest.  Dociekliwe dziecko zaczepia kupujących, pyta co to, zaczepieni pytanie owszem, rozumieją, ale odpowiadają po francusku. Sytuacja patowa : onie nie spikają, my nie parlamy, odchodzimy w niewiedzy. Deszcz się nasila.

Wchodzimy na jakiś plac, na jego końcu stoi jakaś rzeźba, nie przyglądam się jej, chowam się jak mogę pod parasolką. Ale nie Synuś, on ma chyba oczka na szypułkach, wypatrzył atrakcję spod swojego parasola : „Patrzcie, ten lew gryzie faceta w pupę, chi chi chi !”

Nieco dalej spotykamy byka na szczudłach, wesołe miasto, nie ma co!

Dzięki tej pogodzie mamy miasto dla siebie, place i uliczki są niemal puste, jest klimatycznie. Buty jednak klimatu nie czują – i przemakają. Chowamy się w centrum handlowym, kiedy wychodzimy , już  nie pada. Wracamy autobusem do portu, już nie specjalnym, więc kupiliśmy bilety. Problem w tym, że nie zapamiętaliśmy żadnych znaków szczególnych otoczenia i nie wiemy, gdzie wysiąść. Nie ma kogo zapytać, bo wszyscy pasażerowie kręcą niespokojnie głowami rozglądając się w koło. Ulica jest taka sama na każdym kilometrze, ten port ciągnie się i ciągnie, jedyna różnica, to różnie oznakowane bramy. Przy której jest Spendida, 4 czy 5 ? Kto pamięta? Mój Mąż skanuje teren swoim wewnętrznym sonarem i nagle woła „To tu, ten wiadukt pamiętam, wysiadamy!”  W tym samym momencie jakaś rosyjska para dochodzi do tego samego wniosku, bo krzyczą gromko :” Riebiata, eto zdies!” W ostatnim momencie wszyscy szturmujemy drzwi, aż chciałoby się ryknąć pełną piersią „Urrraaaaa”!  Uch, ale emocje.

Całą grupą kierujemy się w stronę statków, ponownie spotykamy Costa Serena, ma podobną trasę. Droga przez port dłuży się niemiłosiernie, chmury gdzieś zniknęły, świeci słoneczko. Robię zdjęcie miejscu, w którym ponoć zatrzymuje się darmowy autobus.

Odpływamy razem ze słońcem, które zabarwia otaczające nas skały na różowo i pomarańczowo. Widoki są piękne, faktycznie bardzo malownicze to wybrzeże. Synuś odpracowuje ostatnie karmienie mew, jedna z nich uszczypnęła go na szczęście. Pakowanie, wystawianie walizek, westchnienia na temat zbyt szybko mijającego czasu … sen.

Dosyć krótki. Budzi nas podskakiwanie statku. Splendidzie znudziło  się banalne bujanie i postanowiła urozmaicić repertuar : podskakuję na łóżku, jakby pod nim ktoś leżał i kopał w materac. Nie, raczej przypomina to jazdę polną drogą autem o twardym zawieszeniu. Niezły sztorm musi tam być, wyłącz wyobraźnię, zaśnij, twoje oczy są ciężkie, twoja głowa jest ciężka, wyłącz wyobraźnię …

Zadziałało. Zasnęłam ponownie, nie przyśniła mi się żadna katastrofa morska, obudziło mnie dopiero dudnienie walizek – kto wie, może właśnie naszych?

Okazuje się, że w nocy szalały niezłe żywioły. W drodze powrotnej mijamy Włochy, jakich nie znałam : zalane pola, pozamykanie zjazdy z autostrady. Dzwoni z Polski Szwagier, żebyśmy nie jechali na tych naszych żałosnych oponkach przez Alpy, bo tam sypnął śnieg. OK., jedziemy dołem. Jedziemy, jedziemy, jedziemy, droga ciągnie się jak guma do żucia. Nie do wiary, jacy jesteśmy zmęczeni.

- „Jestem stary” – mruczy żałośnie Mój Mąż – „Jeszcze niedawno takie głupie 1300 km człowiek łykał nie wiedząc kiedy, a teraz się czuję, jakbyśmy tę objazdówkę zrobili autem, a nie statkiem. Na następny rejs lecimy samolotem!”.

   I – jak to On – słowa dotrzymał.

                 

               

              

              

             

               

              

              

mamadacha

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

Mama Marsylii nie ,,robiliśmy " więc chętnie z Wami pospacerowałam .Mama Kiss 2 .W nagrodę mam dla Ciebie przepis na tą prażoną ciociorkę .Czaję się na jej przyrządzenie już jakiś czas http://kingaparuzel.pl/blog/2015/01/pieczona-ciecierzyca-zdrowa-przekaska/

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

Antenka
Obrazek użytkownika Antenka
Offline
Ostatnio: 5 lat 1 miesiąc temu
Rejestracja: 23 paź 2013

Mama-jak zwykle super odcinek Good Dzięki za kolejny rejs Give rose No to teraz czekamy na nowe przygody Biggrin

Asisko
Obrazek użytkownika Asisko
Offline
Ostatnio: 2 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 19 lut 2015

Mama, szkoda że to już koniec Sad Czekam z niecierpliwością na Wasze nowe przygody Clapping 

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

Kiwi, bardzo, bardzo dziekuję za przepis. Jestem nieco zaskoczona tymi przyprawami, bo ja znam  cieciorkę tylko pod postacią prażonych kulek (nie kicząc kiełków...) - a i tak w miarę żucia smak robi się coraz bogatszy. trzeba będzie poeksperymentować, bo się dopierao teraz dowiedziałam, że polecana jest dla odchudzających się osób. A tu czas bikini czai się za rogiem Help

Asisko, Antenka, Kiwi - krótkie te rejsy, ale fajnie sie płynie w Waszym towarzystwie. Dzięki serdeczne ! Smile

mamadacha

Mamadacha
Obrazek użytkownika Mamadacha
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 paź 2014

 To prezentacja Oasis'a, cały czas walczę z tym google+, piszą, że udostępnione, ale czy na pewno? KLIK

mamadacha

Strony

Wyszukaj w trip4cheap