--------------------

____________________

 

 

 



KOSTARYKA - dlaczego warto tam jechać?

296 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, tak jak już pisałam pierwsze kilkaset metrów miałam pietra....No bo przecież taka byłam oczytana we wszystkich zagrożeniach!!!!

Ale dość szybko mi przeszło, na szczęście mogłam się skupić na wędrówce, choć nic takiego spektakularnego nie zobaczyliśmy w sumie.

Bardzo bym chciała wrócić, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.... zobaczymy, czy się uda.

Mam takie miejsca, których nie mogę odżałować, że nie byliśmy. Ale nie chciałam nic robić na siłę, kosztem innych miejscówek. Nie można zobaczyć Kostaryki w tak krótkim czasie, choć to niewielki kraj.

Najchętniej powtórzyłabym całą karaibską stronę, a na pewno podarowałabym wybrzeże Pacyfiku, z jednym wyjątkiem.

Właśnie coś na oślep poklikałam i chyba fotki zaczną wchodzić, więc będę kontynuować.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następnego dnia śpimy dłużej, choć z przerwą na koncert wyjców.

Jemy spokojnie śniadanko w otwartej restauracji tuż nad rzeką.

Spacer w ogrodzie, siadamy na kamiennej ławeczce zachwyceni widokami.

Czy można się napatrzeć na zapas????? Żeby starczyło do następnego razu....

 I jeszcze nam się trafia tukanek....

A potem relaks nad basenem, oczywiście w towarzystwie iguanek.

 Przyszło do mnie stworzonko...

 No to go częstuję jakimiś zielonymi owockami....

 Teraz chce przede mną czmychnąć w krzaczory, już mnie nie kocha, buuuuu.

 No i porzucił mnie na dobre!!!! 

 I aż na drzewo przede mną uciekł!!!! Niewdzięczny kochanek....

 A jak śmigał do góry!!!!

Gdy już mamy dość leżenia i kąpieli, płyniemy do wioski. Idziemy do znajomej knajpki coś zjeść, zawszeć to dwa razy taniej niż w hotelu...

Na deser dostajemy gratisa w postaci lokalnego napoju agua dulce. Jest to gotowany sok z trzciny cukrowej z dodatkiem imbiru, który szefowa wzmacnia jeszcze rumem.

W czasie obiadu, gdy wszyscy siedzą przy jednym stole, poznajemy fajne towarzystwo. Jeden z nowych znajomych dobrze mówi po angielsku, bo ma brata w USA i jeździ tam do roboty. Zagaduje nas, pyta skąd jesteśmy, wszyscy Ticos są zdziwieni na widok Polaków. Mówię mu, że chętnie posłuchalibyśmy jakiś karaibskich rytmów, a w tej knajpce tak cicho, bez muzyki. Chłopak zrywa się od talerza, gdzieś wychodzi, by za chwilę wrócić z głośnikiem. Stawia go na stole i zaczyna się świetna zabawa. Miejscowi widać, że mają taniec we krwi. Niby siedzą i jedzą, ale cały czas podrygują w rytmie calipso, wystukują rytm na stole, aż podstakują wszystkie naczynia...

Tak się zasiedzieliśmy aż przyszedł Victor, który załatwiał nam transfer na południowe wybrzeże karaibskie do Puerto Viejo.

Teraz zdaje sprawozdanie co zdziałał. Jutro najpierw popłyniemy łodzią 3,5godziny do portowego przedmieścia Limon, a potem będzie na nas czekał znajomy Victora i zawiezie nas na miejsce. Żegnamy się serdecznie, naprawdę super z niego przewodnik!!!!! Żal nam opuszczać i Victora i to wesołe, rozbawione towarzystwo....

Jeszcze ostatnie luknięcie na wioskę i plażę. Groźne fale rycząc atakują wybrzeże i podmywają palmy.

Nad Morzem Karaibskim pietrzą się złowrogie czarne chmury, chyba zaraz będzie zlewa!!!!

Mariola

Agata
Obrazek użytkownika Agata
Offline
Ostatnio: 1 rok 4 miesiące temu
Rejestracja: 08 maj 2015

Apisku a co tam tak wieje Biggrin to musi być żywioł, co? 

Agaciorek

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Zaraz opiszę co się w nocy działo!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Hotelowa łodź właśnie dopływa, szybko wskakujemy. Wieje coraz silniejszy wiatr.

Jeszcze nie pada, więc siadamy przy basenie, ale chwilę później zaczyna kropić. Po chwili jest to już tropikalna ulewa, więc przenosimy się do zadaszonej werandki na hamaki, by stąd obserwować okolicę.

Takie urwanie chmury na Karaibach to przecież dla nas też atrakcja.

Szybko zapada zmrok, jemy kolację, gdy wracamy do pokoju jest już po ulewie....

Jednak, gdy po pół godzinie gasimy światło, rozpoczyna się prawdziwa apokalipsa!!!!

Potężna wichura uderza od morza, wygina palmy, zrywa z drzew liście. Zasłony na wielkim oknie fruwają do połowy pokoju, jako że tu nie ma w żadnym oknie szyb, tylko drobniutkie siateczki. Wpadam na pomysł, by wciągnąć do pokoju ciężkie drewniane fotele z tarasu i przystawić nimi te zasłony, może choć trochę powstrzymają podmuchy huraganowego wiatru....

O dach uderzają pierwsze wielkie krople deszczu.

Za nimi kolejne, jeszcze słychać je pojedynczo, i nagle krople zamieniają się w jedną wielką ścianę wody, która z potężną siłą i łoskotem spada na dach domku. A dopiero co mówiłam mężowi, że fajnie byłoby tu przeżyć taką tropikalną burzę.

Zmniejsza się duchota, za oknami leje jak z cebra, a jednocześnie słychać dalekie grzmoty.

Pioruny walą coraz bliżej, błyskawice przecinają niebo. Nagle coś spada z hukiem na dach, to pewnie strącony przez wichurę orzech kokosowy.

Potężny sztorm trwa z godzinę, potem przyroda się uspokaja;....

Jak się jutro okaże, to jakaś południowa odnoga ogromnej wichury, która hasała nad USA i unieruchomiła na kilka dni lotniska w Nowym Jorku i Waszyngtonie.

Mariola

basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 7 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

Leniwce kocham ale też uwielbiam jaszczuryBiggrin

basia35

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Basia, ja oprócz tych dwóch wspomianych przez ciebie miałam ulubionego ogromnego pająka, którego dokarmiałam.

Ale o tym będzie później...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Gdy się budzimy następnego dnia jest szaro, buro i ponuro. Na niebie chmury, na ziemi połamane gałęzie i strącone liście.

W niewesołych nastrojach pakujemy nasze bagaże i idziemy na śniadanie.

Jest znacznie chłodniej niż w poprzednie ranki, wszędzie ogromne kałuże.

Akurat przyleciał samolocik z nowymi turystami na trawiasty pas startowy po drugiej stronie rzeki.

Szkoda, że się pogoda zepsuła, gdyż dziś czeka nas 3,5 godzinny rejs do Moin. O wiele przyjemniej byłoby płynąć w czasie słonecznej pogody.

Ale doskonale wiem, że deszcz w Tortuguero to raczej norma, a nie wyjątkowy przypadek, skoro średnioroczne opady wynoszą tu ponad 6000 milimetrów.

Zaraz po śniadaniu po raz ostatni ładujemy się do hotelowej łodzi. Panuje tu bardzo miły zwyczaj, że cały personel żegna poszczególnych gości, ustawiając się w rządku na nabrzeżu i machając rękami.

A może to i lepiej, że jest brzydka pogoda, jakoś łatwiej w tych warunkach opuszczać to wspaniałe miejsce....

Nigdy jeszcze nie byłam w takiej głuszy i odosobnieniu, wśród pięknej przyrody, a jednocześnie w tak luksusowych warunkach.

A Tortuguero to naprawdę unikalne miejsce i nie wyobrażam sobie wyprawy do Kostaryki bez jego odwiedzenia...

Niech przynajmniej w pamieci zostanie słoneczne....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Dopływamy do równie ponurej wioski Tortuguero. Jakoś wyblakły korolowe domki i kwiaty.

Mieszkańcy stracili uśmiechy, nie słychać karaibskich rytmów.

Tylko wszędobylskie lokalne pieski patrolują centralny placyk...

Jeden z nich – wybitnie obronny, za kilka ofiarowanych mu ciastek - zobowiązuje się pilnować naszych bagaży.

Czekamy na łódź, która się spóźnia. No cóż – PURA VIDA... Dobrze, że chociaż nie pada.

W końcu pojawia się nieduża łódka z kilkunastominutowym opóźnieniem. To już nie jest państwowa firma przewozowa, z którą tu przypłynęliśmy za psie grosze.

To prywatny biznes lokalesów i najlepszy sposób na wydostanie się z tego zagubionego świata w kierunku południowym, czyli do kurorcików nad Morzem Karaibskim. Bo jakby ktoś był zainteresowany kierunkiem na stolicę, to najlepiej – najbliżej i najtaniej – przez La Pavonę, tak jak tu przypłynęliśmy.

My właśnie mamy zaplanowany dalszy pobyt na południu Kostaryki, a więc pasuje nam kierunek Moin, trochę mniej cena po 60 $ za osobę. Za to mamy 3,5 godzinny rejs łodzią, a potem transfer samochodem do naszego kolejnego hoteliku w okolicy Puerto Viejo.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 tydzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Ładujemy się do niedużej łódki. Tu nie ma takich luksusów, że bagaże płyną oddzielnie. Gdy już wsiedli wszyscy pasażerowie ( 16 osób), kapitan układa walizy, torby i plecaki w długim przejściu.

Chwilę potem rusza, jak prawdziwy rajdowiec!!!!

Mamy do przebycia trasę 70-kilometrową do miejscowości Moin, gdzie znajduje się największy port Kostaryki, a która jednocześnie jest przedmieściem Limon.

Jak już pan kapitan osiąga prędkość maksymalną robi nam się zimno.

Każdy wyciąga to co ma ciepłego w podręcznym bagażu. Trzeba było być przewidującym, bo z walizki zawalonej innymi, nic się nie wyjmie.

Widoczki mijane po drodze fajne, choć niewatpliwie ładniejsze by były w słoneczku. Ale najważniejsze, że nie pada...

Płyniemy najpierw szerokim kanałem Tortuguero, co chwilę wpadają do niego boczne dopływy wzbogacone nocną ulewą.

Z drugiej strony chwilami widać ołowiane morze.

Wzdłuż brzegów ciągnie się podmokły las deszczowy. Przywykliśmy już do tych widoków i nie robią na nas tak dużego wrażenia jak pierwszego dnia.

Wokół nie widać śladów ludzkich.

Wszystkie zwierzaki – oprócz wodnych ptaków – gdzieś się pochowały, słysząc odgłosy motorówki.

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap