przy nocnych obrazkach nie sposób pominąć pokazu o nazwie "Spectra". Można go ogladać codziennie w godzinach 20.00 i 21.00. Show trwa jedynie piętnaście minut i...całe szczęście ; )))
Wszyscy gromadza się na nabrzeżu w pobliżu salonu "kaletniuka". Tak też zrobilismy i my.
Pokaz zaczyna się..."prozaicznie". Strzelają w góre oświetlone fontanny ,rozbrzmiewa muzyka. I to właśnie "muzyka" najbardziej psuje widowisko. Kakofonia dźwięków jaką jest "chińska muzyka poważna" to katorga dla uszu. "Chwalić Pana", to jak już wspomniałem jedynie kwadrans...
A teraz już fotki...
Poczatek pokazu:
gdy pojawia sie "mgła" ,zaczynaja się laserowe animacje...
jeszcze tylko podświetlone fontanny ...
i koniec pokazu. Reasumująć,mozna zobaczyć bo..."za darmo" ; ) Ale w porównaniu do dubajskich "tańczących fontann" to nie ta sama liga ; )
Ostatni spacerek po "Sin" to odwiedziny Chinatown...
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
...taaa, ostatnie upały "na wyspie" tak mnie zmogły że "nic mi sie nie chce" ; ) Ale,rzczywiście pora na pokazanie singapurskiego Chinatown oraz podsumowanie pobytu...
Chińską dzielnicę postanowiliśmy odwiedzić z dwóch powodów. Po pierwsze,jest blisko hotelu a po drugie poznani polacy mieszkajacy w USA zgodnie orzekli że to...najczystsze Chinatown na świecie ; )))
Ustaliliśmy aby "do" pojechać taksówka a z powrotem wrócić "z buta". Kierowca wysadził nas na głownej ulicy. O ile klimat miasta ,tak generalnie,jest niemal europejski to tutaj zdecydowanie azjatycki ; )
oczywiście pełno tu wąskich uliczek ze sklepikami i straganami...
dominują tandetne pamiatki...
owoce...
największy "nacisk" położony jast na Durian,a. Mozna go kupić "w całości" oraz...gotowego do spozycia. W zalezności od klasy owocu,kształtuja sie jego ceny...
można znaleźc również przekąski..."pandemiczne" ; )))
sporo jest także knajpek . Wykorzystaliśmy jedną na "ugaszenie pragnienia"....
najbardziej interesujące dla nas były..."kolonialne kamieniczki". Patrząc na nie zdaliśmy sobie sprawe jak dokładnie odworowano ich kopie w lotniskowym terminalu !!!
jednak najwieksze wrażenie zrobiła na nas buddyjska światynia "zęba Buddy". O niej w zdecydowanie ,ostatniej odsłonie ; )))
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
... Buddyjska "świątynia zęba" zrobiła na na największe wrażenie w czasie odwiedzin singapurskiego Chinatown. Znaleźć ja można w centrum dzielnicy. Wizualnie kojarzyła mi sie z ..."japońskim zamkiem" ; )
wieść niesie że ma...pięć pięter i ogród na dachu !!! Szkoda że nie wiedzieliśmy o tym w trakcie zwiedzania. Może można by było wejść i zobaczyć ??? Tego sie już nie dowiem ; )
mnie sie "nie chciało ale Basia "musiała' obejrzeć świątynię "z każdej strony" ; )
stajemy przed wejściem."Wstęp wolny". No to idziemy...
zaraz "za drzwiami" zostajemy ubrani w "odpowiednie stroje" i wchodzimy do wnętrza "świętego przybytku". "Złoto i czerwień" dominuja wśród barw....
na każdej ze ścian "zgiełk"...
podobna róznorodność "artefaktów" przy ołtarzu...
znajdujemy "dzwon".Niestety nie ma "czym przywalić" ,do tego nie wiem czy ...wolno !??? Zostawiamy miejsce "bezdźwięcznie" ; )
oględziny światynnego wnętrza zajmują nam około kwadransa. Może ciutek dłużej. Kierujemy sie ku wyjśćiu...
Czas "coś zjeść". Wybraliśmy knajpke w której "menu" było zapisane jedynie "krzakami"...
zamawiamy "jakiś secik" i kelnerka przynosi nam róznośći. Oczywiście po środku stołu jest "miednica" z gotująca sie wodą do której należy wrzucać tak wieprzowine jak i owoce morza oraz warzywa. Gotowe,wyławiamy pałeczkami i po zanurzeniu w sosie zażeramy. Dopełniajac wszystko ryżem...
keolnerka pokazuje "co i jak" należy wykonać. Ja...mam mętlik w głowie ; ))
a Basia,zupełnie "bez emocji" zajada się specyficznie smakujacymi składnikami ; )))
nie dalismy rady zjeśc wszystkiego.Ba,myśle że zostawiliśmy "połowę" ; ) Na szczęście powrót do hotelu zaplanowaliśmy pieszo więc udało sie "spalić nadmiar kalorii" ; )))
I to własciwie koniec balijsko-singapurskiej opowiastki.
Posumowująć.
Bali-tamtejsza egzotyka,natura,pogoda powinna zadowolic każdego.Dalaczego więc nigdy TAM nie wrócimy ??? Naprawde nie wiem "co jest nie tak" z tą lokacją...
Singapur-nowoczesność,czystośc ,bezpieczeństwo. Powinniśmy być zachwyceni. Ale...zdecydowanie to był nasz "pierwszy i ostatni" pobyt. Eh,ten Dubaj ; )))
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Fajnie oświetlenie "deski surfingowej"
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
no chylę czoła za nocne fotki; bo wiem, że bez statywu nie jest łatwo je zrobić, zwłaszcza takie "ostre żylety" jak u ciebie!
Piea
przy nocnych obrazkach nie sposób pominąć pokazu o nazwie "Spectra". Można go ogladać codziennie w godzinach 20.00 i 21.00. Show trwa jedynie piętnaście minut i...całe szczęście ; )))
Wszyscy gromadza się na nabrzeżu w pobliżu salonu "kaletniuka". Tak też zrobilismy i my.
Pokaz zaczyna się..."prozaicznie". Strzelają w góre oświetlone fontanny ,rozbrzmiewa muzyka. I to właśnie "muzyka" najbardziej psuje widowisko. Kakofonia dźwięków jaką jest "chińska muzyka poważna" to katorga dla uszu. "Chwalić Pana", to jak już wspomniałem jedynie kwadrans...
A teraz już fotki...
Poczatek pokazu:
gdy pojawia sie "mgła" ,zaczynaja się laserowe animacje...
jeszcze tylko podświetlone fontanny ...
i koniec pokazu. Reasumująć,mozna zobaczyć bo..."za darmo" ; ) Ale w porównaniu do dubajskich "tańczących fontann" to nie ta sama liga ; )
Ostatni spacerek po "Sin" to odwiedziny Chinatown...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
muzyki nie słychać więc pokaz super i jeszcze darmo
papuas
Pięknie Sin wygląda nocą i super fotki
Pokaz mi sie nawet podobał,były nawet jakies laserowe postacie ale fakt nie umywa sie do tego w Dubaju czy L.Vegas
No trip no life
Nam zdecudowanie bardziej ten pokaz się podobał niż fontanny Dubajskie)) a do tego lasery z Mariny -rewelacja.Singapur nocą bajka .
Radek, pokazuj Chinatown..i jedzonko też obowiązkowo
No trip no life
...taaa, ostatnie upały "na wyspie" tak mnie zmogły że "nic mi sie nie chce" ; ) Ale,rzczywiście pora na pokazanie singapurskiego Chinatown oraz podsumowanie pobytu...
Chińską dzielnicę postanowiliśmy odwiedzić z dwóch powodów. Po pierwsze,jest blisko hotelu a po drugie poznani polacy mieszkajacy w USA zgodnie orzekli że to...najczystsze Chinatown na świecie ; )))
Ustaliliśmy aby "do" pojechać taksówka a z powrotem wrócić "z buta". Kierowca wysadził nas na głownej ulicy. O ile klimat miasta ,tak generalnie,jest niemal europejski to tutaj zdecydowanie azjatycki ; )
oczywiście pełno tu wąskich uliczek ze sklepikami i straganami...
dominują tandetne pamiatki...
owoce...
największy "nacisk" położony jast na Durian,a. Mozna go kupić "w całości" oraz...gotowego do spozycia. W zalezności od klasy owocu,kształtuja sie jego ceny...
można znaleźc również przekąski..."pandemiczne" ; )))
sporo jest także knajpek . Wykorzystaliśmy jedną na "ugaszenie pragnienia"....
najbardziej interesujące dla nas były..."kolonialne kamieniczki". Patrząc na nie zdaliśmy sobie sprawe jak dokładnie odworowano ich kopie w lotniskowym terminalu !!!
jednak najwieksze wrażenie zrobiła na nas buddyjska światynia "zęba Buddy". O niej w zdecydowanie ,ostatniej odsłonie ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
... Buddyjska "świątynia zęba" zrobiła na na największe wrażenie w czasie odwiedzin singapurskiego Chinatown. Znaleźć ja można w centrum dzielnicy. Wizualnie kojarzyła mi sie z ..."japońskim zamkiem" ; )
wieść niesie że ma...pięć pięter i ogród na dachu !!! Szkoda że nie wiedzieliśmy o tym w trakcie zwiedzania. Może można by było wejść i zobaczyć ??? Tego sie już nie dowiem ; )
mnie sie "nie chciało ale Basia "musiała' obejrzeć świątynię "z każdej strony" ; )
stajemy przed wejściem."Wstęp wolny". No to idziemy...
zaraz "za drzwiami" zostajemy ubrani w "odpowiednie stroje" i wchodzimy do wnętrza "świętego przybytku". "Złoto i czerwień" dominuja wśród barw....
na każdej ze ścian "zgiełk"...
podobna róznorodność "artefaktów" przy ołtarzu...
znajdujemy "dzwon".Niestety nie ma "czym przywalić" ,do tego nie wiem czy ...wolno !??? Zostawiamy miejsce "bezdźwięcznie" ; )
oględziny światynnego wnętrza zajmują nam około kwadransa. Może ciutek dłużej. Kierujemy sie ku wyjśćiu...
Czas "coś zjeść". Wybraliśmy knajpke w której "menu" było zapisane jedynie "krzakami"...
zamawiamy "jakiś secik" i kelnerka przynosi nam róznośći. Oczywiście po środku stołu jest "miednica" z gotująca sie wodą do której należy wrzucać tak wieprzowine jak i owoce morza oraz warzywa. Gotowe,wyławiamy pałeczkami i po zanurzeniu w sosie zażeramy. Dopełniajac wszystko ryżem...
keolnerka pokazuje "co i jak" należy wykonać. Ja...mam mętlik w głowie ; ))
a Basia,zupełnie "bez emocji" zajada się specyficznie smakujacymi składnikami ; )))
nie dalismy rady zjeśc wszystkiego.Ba,myśle że zostawiliśmy "połowę" ; ) Na szczęście powrót do hotelu zaplanowaliśmy pieszo więc udało sie "spalić nadmiar kalorii" ; )))
I to własciwie koniec balijsko-singapurskiej opowiastki.
Posumowująć.
Bali-tamtejsza egzotyka,natura,pogoda powinna zadowolic każdego.Dalaczego więc nigdy TAM nie wrócimy ??? Naprawde nie wiem "co jest nie tak" z tą lokacją...
Singapur-nowoczesność,czystośc ,bezpieczeństwo. Powinniśmy być zachwyceni. Ale...zdecydowanie to był nasz "pierwszy i ostatni" pobyt. Eh,ten Dubaj ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Swiątynia ciekawa, nie byłam w podobnej.
Tyle jest ciekawych miejsc na ziemi, że lepiej kolejny raz udać się w inne miejsca, chociaż niektóre wołają nas na powtórną wizytę.
Dziękuję za relację. Do Bali mam sentyment więc fajnie było zobaczyć wyspę Waszymi oczami.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!